Podróż na Antarktydę. Najtrudniejsze wody świata, zderzenie z kilkutonową falą, ale całość zakończona sukcesem. Załoga "Chief One" z Wrocławia, przez Urugwaj, dotarła do celu. Wśród niej, dwóch z trójki braci Madejów. Bo to opowieść o najważniejszym – akceptacji
– Zaczęło się od pomysłu popłynięcia na Horn – zaczyna swoją opowieść Wojciech Madej. Długowłosy facet przed trzydziestką, dla którego życie na lądzie, nie jest codziennością.
Z żaglami związany od 12, a jego żona, Ewa, od 8 roku życia. Coś, co mogło ich podzielić, połączyło. Często wypływają razem. Nie mają zobowiązań, niespełna rok po ślubie, bez dzieci. Mogą zostawić za sobą Wrocław, gdzie żyją, i ruszyć. Zrobić to, o czym wielu marzy, siedząc po 8 godzin w pracy. Zostawić kolejny zły dzień szefa, ciągłe narzekania koleżanki siedzącej biurko obok. I przemierzyć 1994 mil morskich. Bo tyle dzieliło ich od Antarktydy.
– Ludzie chodzący normalnie do pracy, mogą spędzać mniej czasu z własnymi żonami, niż ja. Różnie bywa, czasami wyruszę z Ewą, czasem bez niej. Jeśli ktoś wraca do domu późnym wieczorem, po pracy, jest zmęczony, te relacje nie są rewelacyjne. Mijanie się, brak głębszych rozmów. W moim przypadku, biorąc żonę na jacht, dziecko – zakładając, że wszyscy tego chcą – można spędzić trochę czasu całkowicie ze sobą. Skupić się na tym, co ważne – mówi Madej. A podobno miłość to morze, którego wybrzeżem jest kobieta. Co na to Victor Hugo?
Kierunek z przypadku
Przylądek Horn. Najsłynniejszy, wysunięty na południe punkt, Ameryki Południowej. W tym samym kierunku, najdalej wysuniętym krańcem stałego lądu, jest Froward. Horn to granica między Oceanem Spokojnym i Atlantykiem. Swoją nazwę zyskał za sprawą holenderskiego żeglarza, Willema Schoutena, który dotarł w to miejsce w 1616 roku. Kaap Hoorn, tak nazywało się miasto, z którego w tym wypadku pływający, nie latający, Holender, pochodził.
Ponad 400 lat później Horn, za sprawą chilijskich celników, jest coraz mniej wdzięcznym miejscem do odwiedzin. – Piotr, zaprzyjaźniony kapitan jachtu "Selma Expeditions" podpowiedział, żeby odpuścić Horn. Są tam problemy z chilijskimi władzami, utrudniającymi uzyskanie pozwolenia na przepłynięcie. Dochodziło do mało przyjemnych przesłuchań członków załogi, pytań, czy na pewno są żeglarzami, czy nie chcą uciec do innego kraju? To dziwne. Przecież wpływasz tam i płacisz władzom za możliwość bycia na wodach chilijskich. Po co utrudniać? – rozkłada ręce Madej.
Podczas rozmowy narodził się pomysł obrania kierunku na Antarktydę. Siódmego, najmniej zbadanego kontynentu na ziemi. Z dwóch planowanych rejsów na Horn, po 12 dni każdy, zrobiło się 26 dni. Decyzja zapadła na przełomie kwietnia i maja 2018 roku. Wyruszyli po 7 miesiącach, pod koniec stycznia 2019.
Trójkąt braterski
Wojciech jest najmłodszy z trójki braci Madejów. Na Antarktydę wyruszył z żoną Ewą, „średnim” Mateuszem, w domu został za to najstarszy, Krzysztof. Choć i trzeci chciał wypłynąć, ale zbyt długo zwlekał z decyzją i do 24 metrowego jachtu "Chief One" się nie załapał. Jak odmawia się najstarszemu bratu? – Zapytał pod koniec grudnia, czy można dołączyć, a ja stwierdziłem wprost – niestety, spóźniłeś się. Nie mogłem nagle komuś odmówić, nawet, jeśli dostałem pytanie od swojego brata. Proponowałem mu wcześniej, wtedy nie podjął decyzji na "tak", dlatego musiał obejść się smakiem – mówi Madej. Na pokładzie znalazło się 14 osób. Wśród nich wrocławski mentor Wojciecha, któremu sporo zawdzięcza, kpt. Marcin Magiera.
Przygotowanie samego jachtu zajęło 2,5 miesiąca. Do tego budowa strategii marketingowej, bo ekspedycja poza wyborem kierunku, doborem grupy, musiała się mieć również zaplecze finansowe. Wyprawa na Antarktydę, to podróż po najbardziej wymagających wodach na świecie. Zanim najmłodszy z braci Madejów zdecydował się, że chce wyruszyć – w roli tzw "co skippera". Potocznie, "skipper" uważany jest za kapitana. Madej jednak takim nie był, ale określenie "człowiek od zadań specjalnych", jest jak najbardziej na miejscu. Złośliwcy mogą dodać – od czarnej, bądź każdej, roboty.
– Zacząłem od Bałtyku, potem Morze Północne, następnie Chorwacja, gdzie pracowałem, już jako skipper. Później popłynąłem z Sardynii do Polski, z Polski na Wyspy Kanaryjskie. To wszystko działo się etapami. Zacząłem pływać na jachcie, który miał 9,5 metra długości. Taki gabaryt wydawał mi się być dużym. Potem czarterowałem jacht 11-12 metrów. To był na Bałtyku. W Chorwacji przytrafił się już taki na 14 metrów – wspomina Madej.
"Chief One" to jacht jeszcze większy, choć do rekordzistów gabarytowych, z pewnością sporo brakuje. Rekordowa "Biała Perła", własność rosyjskiego miliardera, ma maszt wyższy od londyńskiego Big Bena. Długość jachtu to 142 metry, a jego budowa kosztowała prawie 1,5 mld złotych. Madej słysząc o tych zawrotnych sumach, uśmiecha się pod nosem. – Fajnie byłoby wejść na taki jacht. Przejść się i zobaczyć, z czystej ciekawości, jak to działa. Ale nie jest tak, że jest to moje marzenie. W życiu nic nie musisz. Sens życia zależy od tego, jaki sobie nadasz. Dla mnie takim sensem jest to, żeby na starość móc sobie powiedzieć, bądź żeby ktoś mógł powiedzieć, że byłem dobrym człowiekiem – dodaje.
Bez przytulania pingwinów
Pół roku przygotowań do rejsu, żeby przez 15 dni pływać po wodach Antarktyki. Tylko pozornie taki rachunek wygląda bezsensownie. Zazwyczaj rejsy tego typu, w swojej najważniejszej fazie, czyli pływaniu po Antarktyce, trwają w okolicach 6 dób. A długość przygotowań z dnia na dzień może wydłużyć się jeszcze bardziej. Raz, była to pierwsza taka wyprawa dla "Chief One". Dwa, lepiej być gotowym przed, niż w trakcie zagrożenia.
– Dwie skrzynki śrub nierdzewnych, które ważą po 40-50 kilogramów. A ile jest jeszcze w jachcie takich śrubek i nakrętek do wyliczenia? Jest tego mnóstwo. Kolejny przykład to maszt. Ma 30 metrów, gdzie jest metalowa szyna, przyczepiona do 300 śrub, przeciętnie co 10 centymetrów. Naprawdę, detal goni detal – wymienia Madej. Wydaje się być obowiązkowy, ułożony od A do Z. Nawyki na lądzie niekoniecznie to sugerują. – Nie będę oszukiwał. W przestrzeni domowej jestem bałaganiarzem. Na jachcie nie mogę sobie jednak na to pozwolić. To pomaga w sytuacjach, kiedy nie masz czasu na reakcje. Potrzebujesz śruby i wiesz, gdzie ją znaleźć. Wydłużenie czasu poszukiwań może być niebezpieczne w sytuacji zagrożenia. Dla niedoświadczonych wejście pod pokład i gorączkowe poszukiwania, mogą zwyczajnie, zemdlić i nic z tego wtedy nie będzie.
Połowa z wybranej 14 uczestników rejsu była złożona z doświadczonych osób, mających sporo wspólnego z żeglarstwem. Dodatkowo wszyscy wyposażeni w odpowiednią wiedzę, mogli liczyć na trochę więcej pola do improwizacji ze strony załogi. Takiej nie można stosować chociażby w kontakcie z pingwinami. Tylko w kreskówkach są one przyzwyczajone do obecności człowieka. Do pingwina nie można się zbliżać na mniej niż 10 metrów, zabronione jest również wchodzenie w ich kolonię.
– Ludziom daje się wolną rękę. To odróżnia nas względem innych, wielkich statków. Tam schodzisz na ląd maksymalnie na pół godziny. Ewentualnie płynie się pontonem tam, gdzie chce sternik, gdzie wziąć w tym udział może kilka osób. W naszym wypadku dajemy ludziom ponton, w większości to żeglarze, więc jeśli mają ochotę popłynąć, to płyną. Nie ograniczamy im takiej swobody, a działa to w dwie strony, bo i ja mam czas dla siebie – wyjaśnia Madej.
Antarktyda to tajemnicze miejsce. Aż 98 procent jej powierzchni zajmuje pokrywa śnieżno-lodowa, o grubości dochodzącej do 5 kilometrów. Dzięki temu tworzy zwarty lądolód. Zanim Antarktyda pokryła się gigantycznymi masami lodu, jej powierzchnie stanowiła równina. Tysiące lat skupisk lodu i śniegu diametralnie zmieniły jednak rzeźbę jej terenu. Przez to można tam natrafić zarówno na głębokie doliny, jak i wyspy.
Śmierć czeka za błędem
Rejs to poza pięknymi widokami i czasem do przemyśleń, śmiertelne niebezpieczeństwo. Podczas wyprawy na Antarktydę, załoga "Chief One" przeżyła zderzenie z kilkutonową falą.
– Pękła cienka lina, która służy do zwijania żagla. Żagiel się rozwinął, zaczęliśmy płynąć szybciej, jakieś 13-14 węzłów. To już jest duża prędkość. Płynęliśmy z wiatrem i łódka wbijała się w wodę. Kapitan Irek Chwołka dał mi znać, że mamy taką awarię, więc ja ubrałem się odpowiednio i poszedłem na dziób, naprawiać ten problem. Robiłem to godzinę czasu. Było to trudne, bo dziób wchodził w wodę, a woda na mnie. Jak wróciłem do kokpitu, po całej akcji, to miałem mokre wszystko, nawet gacie. A teoretycznie taki sprzęt zapewnia, że mokrego, tego elementu garderoby, być nie powinno – mówi Madej.
Okazało się, że najgorsze jeszcze przed załogą. Nagle zostali zaskoczeni przez falę, która przechyliła jacht. – Wróciłem pod pokład. Nagle, z prawej burty, od rufy, uderzyła fala. Przelała się przez całą łódkę, przechyliła ją o 60-70 stopni. Wszyscy wylądowali po jednej stronie jachtu, 1-2 osoby wyleciały z koi. Jedna z dziewczyn miała telefon, który po tym uderzeniu przeleciał przez całą, główną część jachtu, na drugą koję, po drugiej stronie. W poziomie, a to jest dystans około 4 metrów – wspomina. – Zazwyczaj mówi się o wysokości fali. W tym wypadku 7 ton można porównać do "Godzilli", która bierze sobie jakieś półtonowe autka i ciska w naszą łódź, w tym samym czasie. Tak można było to odczuć. Jedna z załogantek zapytała, czy to już koniec, czy my umrzemy? Mój brat odpowiedział z przekonaniem, że nie, a ona – jak gdyby nigdy nic – zaakceptowała to. Ta dziewczyna miała trochę problemów zdrowotnych, ale po tym zdarzeniu, w stronę powrotną, wychodziła na górę, na wachtę. Jak sama stwierdziła, tamta fala i odpowiedź mojego brata, przełamała jej bariery i lęki – kończy najmłodszy z braci.
Rejs nie został przerwany. "Chief One" wyszedł bez większego szwanku ze zderzenia, które mogło się skończyć różnie. Nie wszyscy mają tyle szczęścia. – Ryzyko jest zawsze. Ostatnio z zaprzyjaźnionego jachtu, którego załogę poznaliśmy, wypadł kapitan i załogantka. Nie odnaleziono ich. Facet pływał od lat. Dlatego to jest ryzyko. Takie samo podejmuje się jednak wychodząc na ulice. O tym się jednak tak głośno nie mówi, o procencie wypadków na drogach, często z udziałem zupełnie niewinnych osób. Ważne, żeby wypływając być odpowiednio przygotowanym i nie wpaść w rutynę. Dzięki temu te wypadki zdarzają się rzadziej. Często giniemy przez własne błędy – zauważa Madej.
Teatr wielu aktorów
Jeden człowiek nie jest w stanie zadbać o bezpieczeństwo rejsu. Tym bardziej, mając na pokładzie dodatkowych uczestników. Wzajemne zaufanie, którym obdarzają się członkowie załogi, to podstawa sukcesu. Jeśli ktoś od początku nie jest przekonany, lepiej, żeby taką wyprawę oglądał z perspektywy kanału telewizyjnego o podróżach.
– Jesteś zależny mocno od siebie. Od twoich decyzji zależy życie ludzi znajdujących się na jachcie. To samo w drugą stronę. Jeśli ktoś popełni jakiś radykalny błąd, może się okazać, że ja nie zdążę zareagować. Zatem wypływając, te zależności są mocno powiązane. Potrzebne jest zaufanie. Jeśli go nie ma, trudno jest ze sobą pływać i funkcjonować w takiej przestrzeni dłużej. Wtedy lepiej nie pływać, przeboleć możliwości np. zysków finansowych. Czy też poczucia niepewności, kiedy kładziesz się i nie wiesz, czy ktoś rzeczywiście zadba odpowiednio o wszystko, o co ty dbałeś wcześniej – wyjaśnia Madej.
Rejs to również sprawdzian wytrzymałości organizmu. System snu zależny od wacht, gdzie odpowiedzialność spoczywa na załodze, nastawia człowieka na funkcjonowanie zupełnie inne niż lądowe. – Podczas rejsu na Antarktydę spałem dobrze, ale krótko. Śpisz w systemie wacht. Trzy godziny pracy, później 6 godzin przerwy i znowu trójka do roboty. To jest trochę płynne, trzeba było pomóc, zostać na czyjejś wachcie. Z drugiej strony, jeśli nic się nie dzieje, zero wiatru, wszystko jest pod kontrolą, to też nie trzeba wytężać oczu przez 3 godziny.
A jak jest w domu? – Żyje w systemie żony. To ona wyznacza moje wachty. Trochę inaczej to wygląda niż kiedyś, nauczyłem się wcześniej wstawać. Ale lubię to – uśmiecha się Madej.
Następna stacja: Rosja
Romans z wodami świata, czy spokojne życie, z comiesięczną wypłatą za określoną liczbę przesiedzianych godzin w biurze? – Mój dobry kumpel powiedział kiedyś, że mam za dużo "chciejstw". Może lepiej nic nie chcieć, nic nie robić i przeżywać życie. A nie, chcieć, napinać się, dążyć do czegoś i z tego powodu dokładać sobie stresu. Przyznaję, ja mam dużo "chciejstw", ale taki już jestem – mówi najmłodszy z braci Madejów. Historia „Chief One” i pierwszej wyprawy na Antarktydę, ma jednak drugie dno. Dążenie do wspólnych celów i marzeń, niezależnie od społecznych standardów.
– Przy akceptacji dodatkowo ważne jest to, że bliscy mnie motywują. Siedzimy z Ewą w domu, pada pytanie, o kolejne plany, pomysły. Ja bez przekonania macham ręką, że dzisiaj już nic nie robię. Ewa jednak mobilizuje mnie, pomagając, razem coś ustalamy. To jest bezcenna wartość. Czasem nawet to, że o czymś opowiem, a obok jest ten bierny słuchacz, który nie odmawia, okazuje się kluczem do innego spojrzenia na własny pomysł. Chciałbym pojechać do Rosji. To jest taka amazońska dżungla. Plemiona w Rosji bywają jak te wyciągnięte właśnie z Amazonii. Niektórzy na przykład hodują renifery. Zimą schodzą na południe, latem ruszają na północ, żeby przetrwać. Ciekawie byłoby tego doświadczyć – kwituje Madej.
Skoro pingwinów nie można, może uda się przytulić renifera...
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1024 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.