Kilka lat temu przeczytałem analizę, z której jasno wynikało, że nie ma już romantycznych historii w Lidze Mistrzów. Skończyło się wraz ze skokowym wzrostem przychodów wąskiej grupy najlepszych klubów. Sezon 2003/04, gdy w finale spotkały się FC Porto i Monaco, nie miał prawa się powtórzyć i koniec. Pieniądze nie pozwolą. A jednak. Oglądane rozgrywki dały nam piękny powiew świeżości.