| Piłka ręczna / ORLEN Superliga
Węgierski Telekom Veszprem będzie rywalem piłkarzy ręcznych PGE VIVE Kielce w półfinale Ligi Mistrzów. Drużyna Tałanta Dujszebajewa wystąpi w rozgrywanym w Kolonii turnieju finałowym (1-2 czerwca) po raz czwarty w historii. – Celowaliśmy w awans, ale dopiero za dwa lata – przyznaje prezes VIVE Bertus Servaas. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada o wierze, czekających zespół zmianach kadrowych, transferach gwiazd i polskich zawodników oraz nowych sponsorach. – Chciałbym, żeby nas respektowano. VIVE to już nie jest przypadkowy klub; to klub należący do elity piłki ręcznej. Powinniśmy być z niego bardzo dumni – mówi.
Maciej Wojs, TVPSPORT.PL: – Telekom Veszprem będzie rywalem PGE VIVE Kielce w półfinale Ligi Mistrzów. Jest pan zadowolony z losowania?
Bertus Servaas, prezes VIVE: – Jestem bardzo zadowolony. Moim głównym celem było ominięcie Barcelony, która sportowo jest według mnie najlepszym zespołem z całej czwórki. Między Veszprem a Vardarem nie ma już takiej różnicy. Węgrzy mają lepszą drużynę, jeśli chodzi o jakość, ale Vardar jest niesamowicie waleczny. Myślę, że z tej dwójki lepiej było trafić na Veszprem niż Vardar. Cóż, teraz pozostaje nam walka o finał. Mecze w grupie pokazały jak mała różnica jest między nami a rywalami. Zadecyduje forma dnia.
– Wspomniał pan o meczach grupowych – oba spotkania wygrało Veszprem (29:27 u siebie i 36:35 w Kielcach), ale moim zdaniem nie możemy brać ich za wyznacznik. VIVE w pierwszym meczu zagrało bez Luki Cindricia, a w drugim bez Alexa Dujshebaeva. Jak ważni są to zawodnicy, pokazał dwumecz z PSG.
– Oczywiście, to było nie bez znaczenia dla wyników. Wracając jeszcze do wcześniejszego pytania: nie chcę, by ktoś pomyślał, że boimy się Barcelony. Tak nie jest. Na tym etapie rozgrywek, a już nawet i w ćwierćfinałach, zespoły są na tak zbliżonym poziomie, że wszystko może się zdarzyć. Może jedynie PSG i właśnie Barcelona wyróżniają się nieco, ale generalnie każdy może wygrać z każdym. I to też pokazał nasz dwumecz z PSG. Jestem przekonany, że jeśli będziemy walczyć z całego serca, tak jak to było w meczach z Paryżem, to będzie dobrze. Trener Dujszebajew i Uros Zorman (jego asystent – wyj. red.) z pewnością wymyślą też coś specjalnego, by zaskoczyć Veszprem. Kiedy tyle razy mierzyłeś się z tym samym przeciwnikiem, trudno podejść go taktycznie, ale jeśli nie spróbujesz, nie przekonasz się. Zawsze można wpaść na pomysł, który da zwycięstwo.
– VIVE wraca do Final4 po trzech latach i po niezwykłym dwumeczu z PSG. Co czuł pan w trakcie rewanżowego spotkania w Paryżu?
– To był jeden z największych meczów w mojej karierze. Pierwszy awans do Final4 w 2013 roku był super. Wygranie Ligi Mistrzów trzy lata temu było wspaniałe, tak jak i wyjątkowy był pierwszy brązowy medal Final4. Ten mecz odbieram w tych samych kategoriach. Wygraliśmy w dwumeczu z najbogatszym klubem świata! To jest coś niesamowitego... Uważam, że każdego rywala można pokonać przynajmniej raz, to jak najbardziej możliwe. Ale być lepszym w dwumeczu, kiedy w dodatku rewanż grasz na wyjeździe? To już jest sztuka.
– W rewanżu pana zespół w ciągu 45 minut roztrwonił 10-bramkową zaliczkę z pierwszego spotkania. Gdy PSG wyszło na prowadzenie różnicą 11 trafień miał pan poczucie, że awans wymyka się wam z rąk?
– Gdybym nie wierzył w mój zespół do końca, to nie powinienem być prezesem klubu. Ja zawsze wierzę. Bardzo dużo modliłem się przed spotkaniem. Prosiłem o pomoc tam, u góry i bardzo dziękuję panu Bogu za ten awans. Zawsze trzeba wierzyć, powtarzam – zawsze.
– Wie pan, nasz zespół ma niesamowity charakter. Jest jak jedna rodzina. I widać to po meczach jak oni wszyscy żyją razem, a nie są zamknięci w małych grupkach. To nasza największa moc i zarazem najlepsza rzecz, jaką trenerzy mogli zrobić. Stworzyli atmosferę i stworzyli charakter wojowników. Pamiętajmy przy tym jeszcze o jednym: my nie jesteśmy jak reprezentacja Francji, że zawsze musimy wygrywać. U nas media lubią pompować balon i kiedy on pęka, to wszystko dookoła jest złe. Chciałbym, żeby nas respektowano. Po raz czwarty w ciągu siedmiu lat jesteśmy w Final4. VIVE to już nie jest przypadkowy klub; to klub należący do elity piłki ręcznej i powinniśmy być z niego bardzo dumni. Kocham Polskę, to mój dom, ale czasem jest mi szkoda, że chwalimy innych, zapatrujemy się na to, co robią, a nie pamiętamy, by chwalić też siebie i to, co jest u nas – i nie chodzi mi tylko o mój klub, ale generalnie o wszystko. To moja obserwacja z wielu lat pobytu w Polsce. Jestem bardzo dumny z Kielc – mojego miasta, z Polski – mojego kraju, oraz z VIVE – mojego klubu. Mieć taką drużynę w kraju to skarb i nie boję się tego powiedzieć głośno.
– Przed startem sezonu marzyliście o awansie do Final4, ale jako cel stawialiście sobie grę w ćwierćfinale. Możemy już powiedzieć, że ten sezon jest dla VIVE sukcesem?
– Jesteśmy bardzo zadowoleni, ale nie zapominajmy, że przed nami jeszcze finał Pucharu Polski i mecze o mistrzostwo kraju. To przecież bardzo ważne, nie tylko ze względu na trofea, bo wygranie Superligi to dla nas kwalifikacja do następnej edycji Ligi Mistrzów. Jestem jednak szczególnie szczęśliwy z przebiegu tego sezonu, bo mamy nową drużynę. Jest dużo nowych i młodych zawodników, którzy pierwszy raz w karierze grali w fazie TOP 16 i w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Dla nich to kompletna nowość. Karaliok czy Kulesz mają po 22 lata, a grają już w dorosły sposób. Pięknym jest obserwować jak się rozwijają sportowo.
Do 15 czerwca podpiszemy umowy z dwoma nowymi sponsorami. Jesteśmy blisko zakończenia rozmów. Po tym nie będziemy mieć już żadnych zaległości finansowych.
– A co do sukcesu... Naszym celem był awans do Final4, ale za dwa lata. Rozmawiałem z trenerem i tak ustaliliśmy – od sezonu 2020/21 celujemy w grę w Kolonii. Jasne, do tego czasu musimy utrzymać obecny skład, co nie jest łatwe, bo każdy dobry klub chce kupić naszych zawodników. Próbujemy jednak nadal robić "swoje". Bardzo trudno będzie zatrzymać Lukę Cindricia, ale nie rezygnujemy. Do tego trafią do nas świetni gracze. Igor Karacić to super zawodnik. Myślę, że razem z nim, Andreasem Wolffem i Nicolasem Tournatem będziemy mieć już taki zespół, że będziemy mogli walczyć o Final4 rok w rok.
– Poruszył pan temat Luki Cindricia, którym od długiego czasu interesuje się Barcelona. Na jakim etapie są negocjacje?
– Jesteśmy coraz bliżej końca. Myślę, że wkrótce się dogadamy. Luka wyraźnie nie chce tutaj zostać i musimy to respektować. Oczywiście, ma u nas ważny kontrakt, ale ja zawsze powtarzam w takich sytuacjach, że z niewolnika nie ma zawodnika. Negocjacje są trudne, ale jeśli ktoś nie chce tu grać, to trzeba znaleźć tego rozwiązanie. Myślę, że to kwestia kilku tygodni.
– Co z pozostałymi zawodnikami? Według mediów Blaża Janca, prawoskrzydłowego, chce Paris Saint-Germain.
– Nie, Paryż się do nas nie zgłosił. Blażem interesuje się wiele czołowych drużyn Europy, ale on poważnie traktuje tylko dwa: VIVE i Barcelonę. Umówiłem się z nim, że do końca roku ma czas na podjęcie decyzji.
– Jego kontrakt obowiązuje do końca czerwca 2020. Czy w związku z tym zostanie w Kielcach na kolejny sezon?
– Tak, zostanie. Ja oczywiście mam duże nadzieje, że zostanie z nami dłużej, ale trzeba być realistą. Barcelona ma większą markę niż VIVE. Aczkolwiek Blaż bardzo mnie lubi, a ja bardzo lubię Blaża, więc może się dogadamy? Będąc jednak szczerym, muszę go rozumieć. Barcelona to wielki klub. Nie dziwię się, że zastanawia się nad tą propozycją, bo każdy zawodnik chce grać w Barcelonie. Gdybym dzisiaj miał ocenić szanse na jego pozostanie w Kielcach, to powiedziałbym, że jest to 50 na 50.
– Znając pana sposób działania, pewnie ma pan już na oku ewentualne zastępstwo dla Janca...
– Tak. Rozmawiamy z jednym zawodnikiem, przedstawiliśmy jego menedżerowi ofertę. To bardzo dobry gracz...
– Francuskie media podawały nazwisko Ferrana Sole, mistrza Europy z reprezentacją Hiszpanii i najlepszego prawoskrzydłowego Euro 2018.
– Nie, to tylko plotki. Zawodnik, o którym mówię, jest bardzo uniwersalny. Może grać również na pozycji numer dwa w obronie, ale nie chcę zdradzać więcej szczegółów. Jesteśmy w każdym razie dogadani. Nasza umowa jest fair: jeśli Janc odejdzie, to podpiszemy kontrakt; jeśli Janc zostanie, to nie jest aktualna. Tak to załatwiliśmy. I od razu wyjaśniam – dla tego gracza nie jest to problem, bo z obecnym klubem ma jeszcze trzy lub cztery lata kontraktu, więc nie musi martwić się o przyszłość. Inna sprawa to jeszcze kwestia dogadania się z jego klubem, bo to przecież też może być trudne. My potrzebowalibyśmy go już za rok, a on ma o wiele dłuższą umowę.
– Tyle, że w ostatnich tygodniach takie rozmowy nie były dla pana problemem. Udało się panu dogadać z prezesem Górnika, by wcześniej sprowadzić Mateusza Korneckiego i tak samo udało się z Austriakami z Fivers, by już w lipcu ściągnąć Turka Doruka Pehlivana.
– Ale z Dorukiem było o wiele łatwiej, bo było wiadomo, że tak czy siak trafi do nas w 2020 roku. Klub wiedział więc, że i tak go stracą, a jeśli chcą zarobić, to tylko teraz. Fajnie to poszło. Udało się dogadać na taką kwotę, która nas satysfakcjonowała. Mam zresztą bardzo duże nadzieje z tym chłopakiem. Każdy mówi, że to nieznany zawodnik, ale Tałant, Uros i ja jesteśmy przekonani, że Doruk będzie wielkim zawodnikiem. Ma na to papiery.
– Pehlivan trafi do VIVE w miejsce Michała Jureckiego i teoretycznie będzie jednym z trzech nominalnych lewych rozgrywających. Pozostaje jednak pytanie co z Marko Mamiciem? Wiadomo, że chce odejść – był na testach w Lipsku, interesowały się nim Pick Szeged i Wisła Płock.
– Znam te wszystkie informacje. Prawdą jest, że Marko był w Lipsku. Sprawa z nim wygląda tak: nie jest tu szczęśliwy, bo nie gra w ataku. My jednak wyraźnie mówiliśmy mu, że będzie u nas szefem obrony i nie będzie grać w ataku, przynajmniej na razie. Tak naprawdę on sam musi zdecydować. Ma tu kontrakt do 2021 roku. My się nie martwimy, bo... i tak mamy plan B, jeśli tylko będzie chciał odejść. Myślę, że po tym sukcesie, jakim był awans do Final4, Marko być może zmieni nieco myślenie i zaakceptuje rolę obrońcy. Wszystko zależy tu od niego.
– Jak ma się ta sprawa do Tomasza Gębali? Kogo nie zapytam o zdanie w krajowym środowisku szczypiorniaka, słyszę: Tomek Gębala będzie grał w VIVE. Pan zaprzecza lub omija temat. To on jest waszym planem B?
– Tomek to dla nas ważna postać, bo to przede wszystkim polski zawodnik. Mamy w tym momencie trzech lewych rozgrywających i zobaczymy, co się stanie. Wiem, że Tomek nie podpisał jeszcze żadnego kontraktu i... rzeczywiście ma to dużo wspólnego z Marko. Jeśli Marko zdecyduje się zmienić klub, to rozważymy opcję "Tomek Gębala w Kielcach". Jest temat, rozmawiamy z nim i z jego menedżerem, ale nie ma jeszcze konkretów.
– W poniedziałek w rozmowie z WP SportoweFakty zdradził pan, że planujecie jeszcze transfer innego młodego polskiego zawodnika, który ma długi kontrakt w obecnym klubie. O kogo chodzi?
– Nie mogę powiedzieć. Nie wiem też czy ma on długi kontrakt, za to z pewnością ma podpisaną umowę na przyszły sezon. Trzeba będzie za niego zapłacić. My bardzo chcemy go w VIVE już teraz, od lipca. Rozmawiam z prezesem jego klubu. Akurat tak się składa, że dobrze się znamy, więc zadzwoniłem do niego i rozmawialiśmy. Oni widzą możliwość, by go oddać, a ja jestem pewien, że z samym zawodnikiem szybko się dogadamy.
– Zdradzi pan chociaż pozycję?
– Nie, bo jeśli powiem pozycję, to wszyscy się domyślą o kogo chodzi. Ten zawodnik jeszcze nie wie o naszej ofercie. Jestem jednak na 99,9 procent pewien, że kiedy się dowie, będzie chciał do nas przyjść. Znam go, wiem jaki ma charakter i nie wyobrażam sobie, by powiedział "nie". Oczywiście tego nie można być nigdy pewnym, ale takie jest moje odczucie. Prezes jego klubu rozumie też, że dla niego będzie to świetna szansa i jest gotów do zawarcia umowy.
– Ma pan jeszcze jakiegoś transferowego królika schowanego w kapeluszu?
– Zawsze mam!
– Nie jestem zaskoczony.
– Chodzi o środek rozegrania. Zastanawiamy się co zrobić, jeśli Cindrić odejdzie. Możemy dostać bardzo dobrego zawodnika, ale tylko na rok (chodzi o Stasa Skube, o czym Servaas poinformował już po tej rozmowie w WP SportoweFakty – wyj. red.). Nie wiem co z tego wyjdzie. Mamy na tę pozycję Igora Karacicia, mamy też Daniela Dujshebaeva... Może zamiast tego zawodnika weźmiemy jakiegoś młodego chłopaka na parę lat? Nie będę wdawał się w szczegóły, bo mamy otwartych kilka możliwości.
– Tym młodym chłopakiem może być 18-letni Islandczyk Haukur Thrastarson? W marcu mówił pan, że klub się nim interesuje.
– To akurat przyszłościowy temat. Haukur ma oferty z całej Europy, ale tak, to top naszej listy. Myślę, że mamy szanse go pozyskać. Próbujemy go tutaj ściągnąć, w rozmowach są już pewne postępy. Na razie jednak Thrastarson chce zostać w Islandii przez kolejne dwa lata. To normalne – ma dopiero 18 lat, musi się rozwinąć, przecież to bardzo młody chłopak. Dużo umie, ma ogromne możliwości. Bez wątpliwości to jeden z największych talentów na świecie.
– Będziemy dalej rozmawiać, mamy kontakt z jego menedżerem. Pomaga nam też Thorir Olafsson, nasz były zawodnik, który jest asystentem trenera w jego klubie. Rozmawiał z nim o VIVE, tłumaczył jak wyglądają klub i Kielce. Dla takiego młodego chłopaka lepiej jest najpierw trafić do VIVE, a dopiero później iść dalej, do Bundesligi. My jednak musimy przede wszystkim zapewnić mu poczucie, że będzie tutaj regularnie grać, a nie siedzieć na ławce i grywać tylko w polskiej lidze. To byłoby dla niego bez sensu. On ma papiery na to, by od razu grać w Lidze Mistrzów, zresztą trener Dujszebajew wiele razy już pokazał, że nie boi się ryzykować i stawiać na młodych. To nasz duży plus w rozmowach, a przy tym Thorir dał dobre słowo o klubie i Tałancie. Haukur ma takie możliwości, że za dwa lata spokojnie może grać w Kielcach w Lidze Mistrzów.
– Rozmawiamy o transferach, nowych graczach, ale jak ma się to do problemów finansowych, z którymi klub boryka się już blisko rok? W jakiej kondycji finansowej jest VIVE?
– Wszystko jest w porządku. Pod koniec czerwca nie będziemy mieć już żadnych zaległości. Do 15 czerwca podpiszemy ponadto umowy z dwoma nowymi sponsorami.
– Chodzi o te firmy, które obiecywał pan, że ogłosi do końca marca?
– Tak. Pewne papiery zostały wtedy podpisane, ale nie były to oficjalne kontrakty. Jesteśmy bardzo blisko zakończenia całego procesu. Proszę mi wybaczyć, nie mogę zdradzić o kogo chodzi. Rozmów były już dziesiątki. I co ważne – ich finał nie jest uzależniony od wyników VIVE. Final4 nie było w ogóle tematem. Te firmy zaangażują się we współpracę tak czy siak. Jasne, podczas rozmów kontraktowych zawsze może się coś zepsuć, ale finansowo wszystko jest już ustalone, również z naszej strony pod względem tego, co my im zapewnimy. To były najtrudniejsze tematy. Do samego momentu podpisania umów coś może jeszcze nie grać, ale w tym momencie jest to już tak w 90-95 procentach pewne.
– VIVE, Veszprem, Barcelona i Vardar – kto wygra tegoroczny turniej Final4 Ligi Mistrzów? Jakie są pana typy?
– Cóż, muszę powiedzieć, że pierwsze miejsce zajmie VIVE, bo gdybym nie wierzył w mój zespół, to byłoby bardzo źle. Według mnie będzie tak: pierwsze miejsce zajmiemy my, drugi będzie Vardar, trzecie Veszprem, a czwarta Barcelona.