Czwarte podejście Virtusów w Esports Championship Series w sezonie siódmym zakończyło się przegraną. 75 procent wszystkich prób miało swój koniec już w pierwszym meczu. Ostatnia z nich choć nieco lepsza, skończyła się w trakcie półfinału.
Seria porażek, które zaserwowali swoim fanom Polacy, rozpoczęła się 11 marca. Wtedy "Niedźwiedzie" zainaugurowali pierwszą rundę kwalifikacyjną. Tam spotkali FaZe z którymi przegrali 1:2.
Drugie podejście nadeszło zaledwie po siedmiu dniach. Ponownie Virtus.pro nie miało szczęścia i tym razem ich rywalem okazał się zespół North. Mecz zdecydowanie nie poszedł po ich myśli i choć udało się urwać jedną mapę, to w końcu ulegli późniejszym zwycięzcom drabinki 1:2.
Potem doszło do zmian w składzie Virtusów i po miesięcznej przerwie, Polacy ponownie wzięli udział w rywalizacji. Tym razem nie tylko z nowym zawodnikiem, ale też z odświeżoną głową pełną innowacyjnych pomysłów. Ich konkurentem była francuska organizacja Vitality, na którą choć próbowali, to nie potrafili znaleźć sposobu, oddając spotkanie 0:2.
Trzynastego maja zaplanowano czwartą z cyklu serię, gdzie ponownie spotkali się z FaZe. Zemsta okazała się słodka i choć przeciwnik testował aktualnie Filipa "NEO" Kubskiego, to rozegrał bardzo dobry i wyrównany mecz. Biało-czerwoni dali jednak radę przełamać ciąg przegranych i wreszcie zaczęli triumfować w fazie playoffs.
Kiedy zdawało się, że największe zmartwienie i najtrudniejszy rywal jest już za nimi, do gry wkroczyło AVANGAR. Już na pierwszej mapie pokazali, że to nie są żarty i tak łatwo nie uda się wybronić Virtusom ich ataków. Polska drużyna została zmuszona do oddania wybranego przez oponenta Inferno wynikiem 9:16. Vertigo miało przynieść dobre wieści dla kibiców, lecz niestety nie tym razem. Formacja Jakuba "Kuben" Gurczyńskiego nie podołała również na tej planszy i przegrała 13:16 jednocześnie tracąc kolejną szanse na udział w głównym turnieju.