Szymon Marciniak pobił wynik Howarda Webba i ustanowił niezwykły rekord świata, a dzisiaj go poprawia. Sędziował w tym sezonie więcej meczów w krajowych rozgrywkach ligowych niż odbyło się kolejek. Ale jeszcze ciekawsze są dane z lig zagranicznych zestawione w tabelach z danymi sędziowskimi z Ekstraklasy.
W 35. kolejce Ekstraklasy arbiter z Płocka prowadził spotkanie Cracovia – Lech Poznań (1:0). To był jego mecz numer 36. Taki bilans jest możliwy dzięki temu, że sędziuje w tym sezonie również mecze w lidze saudyjskiej. Terminy kolejek w
Polsce i Arabii Saudyjskiej często się pokrywały, ale nie zawsze. Poza tym zdarzało się, że w ten sam weekend Szymon Marciniak pracował w Azji i w Polsce. W Arabii Saudyjskiej prowadził w tym sezonie 14 meczów ligowych, natomiast w
Ekstraklasie – 22, nie wspominając o dodatkowej pracy w roli VAR.
To jedenasty sezon Szymona w Ekstraklasie. W 36. kolejce 38-letni Polak ma poprowadzić mecz Jagiellonia – Legia i będzie to jego 37. w rozgrywkach ligowych dwóch krajów w tym sezonie. Tym samym zbliża się do ściany. Ciężko będzie
komukolwiek ten rekord poprawić, ponieważ jest niewiele krajów, w których rozgrywa się aż 38 kolejek ligowych. Na dodatek poza Polską nie ma drugiego kraju, w którym czołowi sędziowie mieliby zgodę związku narodowego lub ligi zawodowej
na tak częste sędziowanie w lidze innego kraju. Nie po to są przecież zatrudniani na kontraktach zawodowych, aby zwalniali się z obowiązku sędziowania we własnej lidze dla pracy w innym kraju, ani nie po to, aby regularnie opłacać im
kontrakty zawodowe za sędziowanie gdzieś indziej.
Dość miał nawet Howard Webb
Dotychczasowy rekord należał do Howarda Webba. Słynny sędzia w sezonie 2008/2009 prowadził 35 meczów w Premier League, czyli tylko w Anglii, gdzie na większość meczów podróżował samochodem lub pociągiem. Jednak w przeciwieństwie do
Marciniaka, Webb oprócz sędziowania z gwizdkiem nie miał wtedy dodatkowej pracy w systemie VAR. Gdy w czasie Euro 2012 zapytałem Howarda o rekordowy sezon 2008/2009, powiedział mi bez wahania: Nigdy więcej nawet tego nie powtórzę. To
był olbrzymi wysiłek. Za dużo meczów to za duże ryzyko popełnienia błędów. Ilość nie zawsze przechodzi w jakość.
W kolejnych sezonach Premier League Webb prowadził odpowiednio: 28 meczów (po nich prowadził finał Ligi Mistrzów i finał Mundialu w RPA), 29, 29, 30 i 31. To i tak bardzo dużo w porównaniu z liczbą meczów prowadzonych przez sędziów w
innych krajach, w tym we wszystkich czołowych ligach Europy i świata, ale mniej niż w ostatnich latach sędziowali czołowi arbitrzy polskiej Ekstraklasy, aktywni rekordowo często zarówno w Polsce, jak i rekordowo często w Arabii
Saudyjskiej, o czym pisałem w artykule „Zalatani z gwizdkami. VAR wita was...”.
Webb zakończył karierę sędziowską w wieku zaledwie 43 lat, po 11 sezonach pracy w Premier League, w której przeprowadził 297 meczów (tylko 40 więcej niż Marciniak ma obecnie w Ekstraklasie), i tuż po Mundialu w Brazylii.
Odwróćmy tabele, nasi na czele
Rekord Marciniaka wynika z dwóch różnych przyczyn. Jedna to bardzo dobre przygotowanie fizyczne arbitra z Płocka, jego dyspozycyjność i olbrzymi tzw. głód sędziowania, artykułowany przez niego głośno i wyraźnie. Druga przyczyna to
przesadne eksploatowanie jego czasu i sił meczami, które mogliby poprowadzić inni sędziowie. Ten drugi aspekt dotyczy też kilkunastu innych polskich sędziów.
Dane statystyczne z 10 najlepszych ligi Europy według rankingu UEFA pokazują wyraźnie, że w sprawach sędziowskich Polska znacząco różni się od najlepszych także pod względem obsady meczów najwyższej ligi. Bardzo wąska grupa polskich
sędziów prowadzi dużo więcej meczów niż wynosi średnia europejska. Za tą wąską grupą wybrańców jest przepaść. Pozostali polscy sędziowie są wyznaczani do sędziowania znacznie rzadziej niż ich koledzy z Ekstraklasy, rzadziej niż czołowi
sędziowie w innych krajach i rzadziej niż wynosi średnia europejska.
Niezwykle częsta aktywność czołowych sędziów Ekstraklasy niestety przekłada się lub może przekładać na zmęczenie i – w efekcie przepracowania – na poziom ich pracy. Może także powodować spadek motywacji u pozostałych arbitrów, ich
rezygnację lub traktowanie sędziowania jako zajęcie zaledwie dodatkowe. To z kolei może powodować pogłębienie przepaści, jaka dzieli wąską grupę sędziów kontraktowych oraz arbitrów z grup nazywanych „Top amator”. Sędziowie niższych lig w
obecnym systemie mają małe szanse na awans do grupy arbitrów zawodowych. Wielu „amatorom” już teraz sytuacja wydaje się beznadziejna. System należałoby jak najszybciej zmienić, ale to osobny temat.
Pierwsza tabela pokazuje, że w Ekstraklasie w tym sezonie pracowało tylko 16 sędziów głównych, czyli o 6,2 mniej niż wynosi aktualna średnia dla czołowych lig Europy. Na dodatek ta średnia (22,2) i tak jest obniżona ze względu na aferę
korupcyjną w Belgii, która wyeliminowała kilka arbitrów z prowadzenia meczów Eerste-klasse. Z drugiej strony (ale z innego powodu) sędzia Dominik Sulikowski z Gdańska sędziował tylko pięć meczów i tylko jesienią, co oznacza, że w tym
roku arbitrów w Ekstraklasie jest tylko 15. Gdyby uwzględnić to w tabeli, różnica między Polską i innymi krajami byłaby jeszcze większa (7,2 sędziego mniej niż wynosi średnia).
Najważniejsze dane w pierwszej tabeli to właśnie liczba sędziów w poszczególnych ligach oraz pochodne tej liczby, czyli średnia liczba meczów przypadająca na jednego sędziego oraz liczby meczów powierzonych czołowym sędziom
poszczególnych lig oraz szesnastemu arbitrowi każdej ligi. Dlaczego akurat 16.? Dlatego, że tylko tylu arbitrów pracuje w Ekstraklasie i Eerste-klasse – w pozostałych wymienionych ligach pracuje więcej sędziów, więc porównanie liczby ich
meczów z polskimi odpowiednikami byłoby niemożliwe. Nawet na Ukrainie, gdzie w lidze występuje tylko 12 klubów, sędziów głównych jest 23.
Nawet siódmy w Ekstraklasie byłby rekordzistą w Hiszpanii
Przeciętny polski arbiter najwyższej klasy dotychczas prowadził w tym sezonie 17,5 meczu Ekstraklasy (według stanu na 13 maja rano, czyli po 35. kolejce Ekstraklasy). To o 3,42 meczu więcej na jednego sędziego niż średnia z 10 czołowych
lig według rankingu UEFA, która wynosi 14,08. Natomiast bez ligi ukraińskiej, w której rozegrano dotychczas tylko 168 meczów (ponad 100 mniej niż w Ekstraklasie i blisko 200 mniej niż w innych czołowych ligach), średnia dla dziewięciu
czołowych lig Europy wynosi 14,83. W tym przypadku różnica z Ekstraklasą to 2,67.
Pozornie mogłoby się wydawać, że to tylko niewiele więcej niż trzy i pół lub dwa i pół meczu na sędziego. Sytuacja wygląda znacznie gorzej, gdy przyjrzymy się danym bliżej i porównamy liczby meczów prowadzonych przez liderów klasyfikacji
z liczbami meczów prowadzonych przez szesnastego arbitra w każdej lidze, w tym ostatniego z Ekstraklasy.
W Polsce liderem zestawienia jest Tomasz Kwiatkowski, który prowadził już 28 meczów Ekstraklasy. W najlepszych ligach Europy – z wyjątkiem angielskiej Premier League, o której piszę w następnym akapicie – rekordziści sędziowali od 12
meczów na Ukrainie i 17 w niemieckiej Bundeslidze do 24 w belgijskiej Eerste-klasse (przypominam: przetrzebionej korupcją) i portugalskiej Primeira Liga (gra w niej 18 klubów, sezon jest dłuższy, rozegrano więcej meczów niż w
Ekstrklasie). W krajach tzw. wielkiej ligowej piątki liderzy prowadzili meczów odpowiednio: 19 (Hiszpania), 32 (Anglia), 18 (Włochy), 17 (Niemcy) i 21 (Francja).
32 to liczba meczów sędziowanych przez Anthony’ego Taylora w Premier League. Jednak w lidze angielskiej jest więcej niż w Ekstraklasie drużyn (20), kolejek (38), więcej sędziów (18) i sezon ligowy rozłożony jest na więcej tygodni –
przerwa zimowa jest nieporównywalnie krótsza niż w Polsce, zwykle wręcz dla sędziów niezauważalna, bo mecze odbywają się nawet w okresie bożonarodzeniowo-noworocznym.
W pozostałych ligach, nawet tych z większą liczbą klubów i meczów niż polska, liderzy prowadzili znacznie mniej spotkań niż czołowi sędziowie Ekstraklasy. Nawet drudzy w Ekstraklasie Paweł Raczkowski i Jarosław Przybył w 35 kolejkach
sędziowali po 26 meczów, czyli więcej niż rekordziści ze wszystkich czołowych lig poza angielską. Również siódmemu w ekstraklasowym zestawieniu Krzysztofowi Jakubikowi, który prowadził 21 meczów („tylko” tyle, bo poleciał na turniej UEFA
juniorów), mogliby pogratulować liderzy z lig hiszpańskiej, włoskiej czy niemieckiej.
Aby sędziować tyle, co inni
Rażące są dysproporcje, jakie wyróżniają Ekstraklasę na tle innych lig pod względem liczby meczów powierzanych arbitrom z czołówki i liczby meczów powierzonych szesnastemu arbitrowi w zestawieniu. W Hiszpanii szesnasty prowadził 18
meczów, czyli tylko jeden mniej niż lider. Tam obowiązuje zwyczaj, że sędziowie wyznaczani są do pracy średnio w co drugiej kolejce.
Podobna sytuacja jest między innymi we Włoszech, w Niemczech czy we Francji. W każdym z tych krajów szesnasty arbiter w klasyfikacji ma zaledwie jeden lub dwa mecze mniej od lidera. W pozostałych ligach różnice są większe, ale nigdzie
nie ma takiej dużej jak w Polsce. W 35 kolejkach Artur Aluszyk został wyznaczony do prowadzenia tylko jednego meczu, choć w Ekstraklasie debiutował w poprzednim sezonie [już po napisaniu tego artykułu został wyznaczony do prowadzenia
drugiego, w 36. kolejce, co jednak nie zmienia dysproporcji w istotnym stopniu]. W ligach spoza wielkiej piątki sędziowie z szesnastego miejsca prowadzili odpowiednio 4, 9, 5, 6 i 8 meczów, czyli każdy z nich był zatrudniany kilka razy
częściej niż Aluszyk. Wyjaśnijmy tylko, że to nie jest wina sędziego – sam siebie na mecze wyznaczać nie może.
We wszystkich omawianych ligach z wyjątkiem polskiej, rosyjskiej i przetrzebionej korupcją belgijskiej, więcej meczów niż Aluszyk sędziowało 20 lub – w większości przypadków – ponad 20 arbitrów. Najwięcej arbitrów pracuje we włoskiej
Serie A: 36. Aż 27 z nich sędziowało dwa lub więcej meczów.
Kilkuletnie eldorado dla wybranych
Ten sezon pod względem obsadowej statystyki nie jest wyjątkowy. Rekordziści polskiej Ekstraklasy od kilku lat sędziują znacznie więcej niż ich koledzy w innych ligach. Poziomem rekordów z naszymi arbitrami mogą się równać tylko Anglicy,
ale nawet oni nie w każdym sezonie. Dowodzą tego liczby pokazane w drugiej tabeli.
Rekordziści z ligi polskiej w poprzednich pięciu sezonach sędziowali więcej niż wynosi średnia europejskich rekordów, w kolejnych latach dokładnie o: 9,43 meczu na sędziego rekordzistę (w sezonie 2013/14), 11,58, 10,86, 9,00 i
8,58.
Warto tu przypomnieć, że w Polsce od wielu lat liczba sędziów wynosi od 9 do 10 tysięcy sędziów. Mimo to w Ekstraklasie od dawna nie ma ani jednego sędziego głównego z Białegostoku czy Podlasia, Poznania czy Wielkopolski, Wrocławia czy
Dolnego Śląska, a od jesieni nie ma także żadnego z Gdańska czy Trójmiasta ani całego Pomorza. Podobnie jak od dawna nie ma nikogo z Warmii i Mazur czy Lubuskiego. Mimo iż ten problem podnoszony jest od dawna, w ostatnich kilku latach
nic się nie zmieniło. Za to czołówka wybranych arbitrów ma coraz więcej, pozostali – coraz mniej.
Liga Mistrzów dla nieprzepracowanych
A jak często czołowi sędziowie Ligi Mistrzów sędziują w ligach krajowych? Pokazuje to trzecia tabela.
Z sędziów, którzy w tym roku prowadzili mecze najważniejszych klubowych rozgrywek Europy, żaden nie ma na koncie ani tylu meczów w lidze lub ligach krajowych, co Szymon Marciniak, ani tylu, ile prowadzili Tomasz Kwiatkowski, Paweł
Raczkowski czy Jarosław Przybył. Spoza polskich arbitrów w pewnym sensie wyjątkowy jest Słoweniec Damir Skomina. Sędziował cztery mecze Ligi Mistrzów i został wyznaczony do prowadzenia finału, a przy tym prowadził w sumie 34 mecze w
krajowych rozgrywkach ligowych: 21 w Arabii Saudyjskiej i tylko 13 w Słowenii. Liga słoweńska w rankingu UEFA znajduje się na miejscu 31., sześć pozycji za polską Ekstraklasą.
Rafał Rostkowski