| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W sobotnim odcinku programu "Stan futbolu" jednym z gości Krzysztofa Stanowskiego był prezes Lecha Poznań, Karol Klimczak. Głównym tematem programu była ostatnia kolejka Ekstraklasy i przypuszczenia, że Lech odpuści mecz z Piastem Gliwice, żeby po mistrzostwo nie sięgnęła Legia Warszawa. – Zacznijmy od tego, że wcale nie jestem pewien zwycięstwa Legii przeciwko Zagłębiu Lubin, a to podstawowy warunek – stwierdził Klimczak.
Prezes Lecha w ostry sposób odniósł się do słów prezesa Legii, Dariusza Mioduskiego. Ten za pośrednictwem mediów zaapelował do drużyny Lecha o sportową walkę w spotkaniu z Piastem. – Wokół tematu naszego meczu nie brakuje emocji i spekulacji, włącznie z apelem Dariusza Mioduskiego. Przede wszystkim, prezes powinien zacząć od apelu do swojej szatni. Nie jestem tego taki pewien, że Legia na pewno wygra z Zagłębiem – rzucił kąśliwie i dodał, że Lech nie ma zamiaru potraktować meczu w Gliwicach ulgowo.
– Mamy swoje problemy, ale nie jedziemy tam, żeby się podłożyć. Trener Żuraw nie wyobraża sobie, żeby powiedzieć piłkarzom, by nie zagrali na 100 procent. A najśmieszniejsze byłoby, gdybyśmy wygrali z Piastem, a Legia nie wykorzystałaby tego i nie wygrała z Zagłębiem. Spójrzmy też, że klub z Warszawy nie wygrał kluczowych meczów i sam sprokurował taką sytuację, w której zależy od nas – skwitował.
Fornalik: nawet policja życzyła mi mistrzostwa
W kwestii słabej gry stołecznej drużyny zgodzili się wszyscy goście w studiu. Wojciech Kowalczyk przytoczył statystyki z jej ostatnich meczów. – Legia w ostatnich trzech meczach mogła sobie zapewnić mistrzostwo. Trzy mecze, jeden punkt, jedna zdobyta bramka. Ale przy Łazienkowskiej zamiast skupić się na własnych problemach, próbują oskarżać innych o ewentualne układy – powiedział jej były zawodnik.
Wtórował mu Tomasz Włodarczyk z "Przeglądu Sportowego": – Z dotychczasowych 35 meczów w fazie mistrzowskiej – biorąc pod uwagę wszystkie poprzednie sezony – wygrali aż 30. Bardzo często byli po prostu najlepsi na finiszu. Dlatego jakieś apelowanie teraz do Lecha, gdy po prostu radzą sobie słabo, jest zwyczajnie nie na miejscu.
Dodał, że takie stawianie sprawy jest obrazą dla Piasta. – Sprowadzanie dyskusji do tego, czy Lech odpuści ten mecz umniejsza wszystkiemu, co Piast do tej pory zrobił. Nie róbmy z nich niedojd, które muszą liczyć na podłożenie rywala. Piast może ten mecz i mistrzostwo wygrać dzięki własnym umiejętnościom.
Mniejsza zgodność pomiędzy Klimczakiem a resztą gości dotyczyła kwestia tego, czy Kolejorz faktycznie to spotkanie zagra z pełnym zaangażowaniem. Stanowski i Kowalczyk zaznaczali, że niemal wszyscy kibice w Poznaniu chcą, by Legia nie zdobyła tytułu, a jeśli pośrednio może przyczynić się do tego porażka Lecha, nie będzie im to przeszkadzało.
– W waszym długofalowym interesie jest to, żeby Legia, jako wasz główny konkurent, nie zdobyła tytułu i się posypała. Fani również tego chcą – powiedział Stanowski. Klimczak mocno zripostował: –Nie jesteśmy uzależnieni od oczekiwań pojedynczych kibiców. To nie jest normalne i racjonalne, żeby kibice wymagali od nas, żebyśmy się podłożyli w meczu z Piastem. Wszystko sportowo rozstrzygnie się na dwóch boiskach.
Prezes nie zgodził się też ze słowami Stanowskiego, że najlepiej dla Lecha byłoby, żeby Legia się "posypała". – W planie długofalowym potrzebujemy Legii. Silna Legia jest potrzebna nie tylko nam, ale i lidze, tak jak była potrzebna silna Lechia czy Wisła. Napięcia między klubami są interesujące dla wszystkich i trzymają przykuwają uwagę całej Polski. Nie jest tak, że cieszę się ze zwycięstw Legii, ale nie ma mowy, byśmy pojechali do Gliwic z myślą o odpuszczeniu meczu. Nie jesteśmy faworytem, ostatnio przegraliśmy tam 0:4, ale zagramy z pełnym zaangażowaniem – deklarował, dodając, że Piast może mieć w tym spotkaniu problemy.
– Pamiętajmy o presji, jaka na nich ciąży. Piast, który grał w Szczecinie nie był tym Piastem, co wcześniej. Realna możliwość sięgnięcia po mistrzostwo sprawiła, że nie chcieli przede wszystkim przegrać – nie zaryzykowali, nie zagrali odważniej w ostatnich minutach. Stoją przed największą szansą w historii klubu i myślę, że mogą przeciwko nam zagrać ostrożniej. Nie jestem przekonany, czy obejrzymy w niedzielę otwarte spotkanie – przewidywał.
Kto mistrzem, kto w pucharach? Scenariusze przed ostatnią kolejką
W dalszej części programu goście skupili się na problemach Lecha. Szukali przyczyny słabej postawy drużyny i zawirowaniach na ławce trenerskiej w Poznaniu. Klimczak przyznał, że zarząd popełnił w tym zakresie błędy.
– Jesteśmy po głębokiej analizie. Paradoksalnie wpędziliśmy Lecha w kłopoty nie dlatego, że oszczędzaliśmy, co nam zarzucano, tylko dlatego, że zastosowaliśmy drogę na skróty – bez zahamowań, bez długofalowej wizji wydawaliśmy więcej pieniędzy, żeby docisnąć pedał gazu. Myśleliśmy, że skoro mieliśmy słabą rundę mistrzowską w poprzednim sezonie, ale po 30 kolejkach byliśmy liderem, musimy dołożyć, dokonując korekt, kupując takich piłkarzy jak Tiba czy Amaral, będziemy mieli to ekstra "depnięcie", te dodatkowe siły, które mogą okazać się kluczowe na finiszu. To był błąd, drużyna potrzebowała szerszej przebudowy, która teraz jest nieuchronna – powiedział.
Nie tylko kwestia transferów, ale i obsady ławki trenerskiej nie przebiegła w Lechu tak, jak się tego spodziewano. – Wybierając Ivana Djurdjevicia postawiliśmy na charakter, na symbol, legendę klubu. Prowadził rezerwy, wszyscy powiedzą, że ma znakomity warsztat. Ale trzeba było najpierw dać mu popracować gdzieś indziej, może nawet zaliczyć spadek. Ivan był u nas trzymany pod kloszem i w końcu nie wytrzymał presji – analizował prezes.
Omawiając kwestię zatrudnienia i szybkiego zwolnienia Adama Nawałki, Klimczak stwierdził, że decydując się na tak drogi wybór, zarząd chciał uratować sezon i powalczyć jeszcze o europejskie puchary, a może i mistrzostwo. – Musieliśmy wziąć trenerskiego "grubasa". Nawałka wprowadził nas na Euro, dobrze radził sobie z Górnikiem. W tamtym momencie był najlepszym dostępnym trenerem na polskim rynku. Chcieliśmy budować już długofalowo, wprowadzać ustalone z trenerem zmiany. Zaczęliśmy wprowadzać młodych piłkarzy do składu.
– Wydawało się, że nadajemy z trenerem na tych samych falach, ale potem Nawałka zrobił "fikołka" i na mecz z Koroną wystawił zawodników, którzy byli szykowani do odejścia z drużyny i zrobienia miejsca młodym. Do dzisiaj pozostajemy w dobrych relacjach i dziennikarskie doniesienia o konflikcie nie są prawdziwe. Ale ta współpraca okazała się dużym zawodem – podsumował prezes zapowiadając, że Dariusz Żuraw otrzymał na starcie olbrzymi kredyt zaufania i jego głównym celem jest zbudowanie od nowa drużyny, a nie konkretna pozycja w lidze w przyszłym sezonie.