Sezon 2018/19 za nami. Gnał jak pendolino, choć nie o tempo biegania piłkarzy tu chodzi, a raczej o terminarz, który zafundował klubom maraton bez chwili wytchnienia w rundzie finałowej. Promowało to drużyny z długą ławką rezerwowych, co pięknie wykorzystał Piast Gliwice. Ale zarządzanie zasobami ludzkimi to też sztuka. W Warszawie na przykład sobie z tym nie poradzili. Z paroma innymi rzeczami zresztą też nie.
Legia największym przegranym sezonu? Biorąc pod uwagę "firmy", od jakich dostawała bolesne klapsy (Spartak Trnava w Lidze Mistrzów, luksemburskie Dudelange z Lidze Europy, pierwszoligowy Raków w Pucharze Polski) – zdecydowanie tak. Nie na darmo jednak, gdy ktoś traci przytomność, dostaje od ratującego z liścia. Może ten cios pomoże drużynie ze stolicy nieco oprzytomnieć. W jedenastce najprzytomniejszych (czytaj: najlepszych) piłkarzy Ekstraklasy Legia reprezentowana jest symbolicznie.
Jak zagramy tym razem? Systemem 3-1-4-2 lub inaczej 3-5-2 jak kto woli. Z jednym defensywnym pomocnikiem i aż dwoma ofensywnymi. A co? Polak potrafi! No to jedziemy!
Dusan Kuciak (Lechia Gdańsk)
Jeśli uznać, że defensywa Lechii była jak mur, to murarską zaprawą był właśnie Słowak. Trzymał kompanów w ryzach, podpowiadał, no a jeśli już musiał bronić – bronił jak natchniony. 16 meczów z czystym kontem oznacza, że w blisko sześćdziesięciu procent spotkań, w jakich zagrał, nie dał się pokonać. To nie Kuciak. To prawdziwy Kozak.
Robert Gumny (Lech Poznań)
Lech spisał się tragicznie, ale akurat Gumny jest wygranym tego sezonu. Nowocześnie grający prawy obrońca lada moment za dużą kasę przesiądzie się z poznańskiego parowozu do jakiegoś europejskiego expressu. Ze względu na wiek, potencjał, ofensywne usposobienie i umiejętność podejmowania decyzji, kiedy z tegoż usposobienia skorzystać, jest to materiał skrojony na piękną karierę.
Jakub Czerwiński (Piast Gliwice)
Ostoja. W końcówce sezonu głośniej było o jego partnerze ze środka obrony Piasta, czyli Aleksandarze Sedlarze, ale to Czerwiński jest rzeczywistym szefem defensywy mistrza. Nie wymyśla cudów na boisku. Robi rzeczy proste, ale jest niesłychanie skuteczny. Przypomina Kamila Glika. Tak, jak on, jest gotów do największych poświęceń dla zespołu. Dla napastników rywala starcia z nim to zderzenia z walcem drogowym.
Filip Mladenović (Lechia Gdańsk)
Lewonożny magik. Broni średnio, ale za to jak atakuje! To, że autobus Lechii potrafił skutecznie zaparkować na własnej połowie, a potem niespodziewanie ruszyć gazem lewym pasem, jest zasługą właśnie Mladenovicia i Lukasa Haraslina. No i jeszcze te stałe fragmenty. Nogę ma tak ułożoną, że nawet w bowlingu powinien pchać kule lewą stopą. Sukces gwarantowany.
Bartłomiej Pawłowski (Zagłębie Lubin)
Dojrzał. Miło się go ogląda i słucha. I tu, i tu potrafi błysnąć czymś niestandardowym. Jeden z najlepszych dryblerów w lidze. Wzdycha do niego pół ligi. Piłkarz reprezentacyjnego formatu.
Zvonimir Kożulj (Pogoń Szczecin)
Stworzył świetny duet z Kamilem Drygasem. Drygas miał lepszą pierwszą część sezonu, ale Kożulj znakomicie finiszował. Potrafi solidnie zaryglować przedpole własnej bramki, po czym chwyta za taran i bierze rozbieg w przeciwnym kierunku. Jego strzały z dystansu rażą z siłą napalmu.
Filip Starzyński (Zagłębie Lubin)
Ech, gdyby nie ta dynamika... Starzyński ma wszystko, co powinien mieć rozgrywający, poza dynamiką i szybkością właśnie. Na krajowym podwórku to jednak profesor. Skanuje teren z taką dokładnością, że widzi chyba nie tylko wszystko, co na boisku, ale i zmiany świateł na sąsiednich ulicach. Dysponuje nieprzeciętną inteligencją i nieprzyjemnym dla bramkarzy strzałem. Lider i autentyczna gwiazda.
Joel Valencia (Piast Gliwice)
Mały gigant. Posturą nie straszy, ale jak bujnie tym swoim ciałkiem, to rywale lądują na tyłkach. Dynamiczny, ruchliwy, z wizją. Doskonały technicznie. W tym sejfie Piast ulokował największą gotówkę w swojej historii.
Żarko Udovicić (Lechia Gdańsk)
Potrafił rozpędzić Zagłębie Sosnowiec, a to – umówmy się – spora sztuka. Rajdowy mistrz lewej flanki z kapitalnym dośrodkowaniem w punkt. Mimo dość już zaawansowanego wieku nadal chce mu się biegać z werwą źrebaka. Przenosiny do Lechii to korzyść i dla niego, i dla gdańszczan.
Igor Angulo (Górnik Zabrze)
Co tu dużo gadać – król pełną gębą. Kolejny sezon należy do niego, a że prowadzi się wzorowo, jeszcze trochę ligowych bramkarzy pomęczy. W Zabrzu powinni mu jak najszybciej wręczyć nie tylko klucze do miasta, ale i jakieś przytulne mieszkanie pod klucz, żeby nigdy stamtąd nie wyjeżdżał. Gdyby poprawił jeszcze koncentrację i wykorzystał wszystkie stuprocentowe sytuacje, kończyłby sezon z europejskim Złotym Butem.
Carlitos (Legia Warszawa)
Jedyny przedstawiciel Legii w tym gronie. Uznany – i słusznie – za transfer roku w Ekstraklasie. Kreatywny, dynamiczny, techniczny. Idealny do grania w systemie z dwoma napastnikami, w którym może wykorzystać swój zmysł do kombinowania na boisku. Dla takich chodzi się na stadiony.
Następne