Dwa mecze – dwie twarze. Ale też dwaj rywale z zupełnie innych półek. Reprezentacja Polski U20 pokazała nam swoje możliwości, bo do tej pory była dla kibiców jak tabula rasa. Teraz coś z tej tablicy wreszcie można wyczytać. O awans do 1/8 finału nie ma się co martwić. Wywalczyliśmy go już podczas losowania grup, gdy trafiliśmy na Tahiti. Ale co dalej?
Mecz z Kolumbią – niczym sztorm – wyrzucił nas na brzeg beznadziei. Słońce Tahiti przywróciło wiarę. Zaślepić nie ma prawa, ale łatwiej przy nim znaleźć jasne strony zespołu Jacka Magiery, bo już się wydawało, że takich nie ma. A są.
Wysoka wygrana
Słabeusz, nie słabeusz, ale strzelić mu pięć goli na mistrzostwach świata zawsze jest sztuką. Bilans bramkowy będzie dla nas ważny, a taka kanonada może też odblokować mocno spiętych w pierwszym spotkaniu młodych zawodników. Głowa to w piłce podstawa. Jeśli zrzuci się z niej uwierającą czapkę narodowych oczekiwań, umysł pracuje lepiej i stać go na bardziej śmiałe rozwiązania. Czapki zatem z głów, czekamy na piękne umysły.
Przygotowanie fizyczne
Uff... kamień spadł z serca. Gdybyśmy znów biegali tak, jak z Kolumbią, to by oznaczało, że w sferze przygotowania fizycznego ktoś tu coś spartolił. A znając trenera Sebastiana Krzepotę aż trudno było w to uwierzyć. To wyjątkowo solidna firma i tempo przeprowadzania akcji oraz granie wysokim pressingiem przeciwko Tahiti na szczęście to potwierdziły. Biega się wolniej, gdy mocy nie podają nogi bądź głowa. Okazuje się, że w premierze chodziło o głowę. To zdecydowanie korzystniejsza opcja, bo możliwa do skorygowania podczas turnieju.
Szeroka kadra
Trener Magiera może nie ma w kadrze gwiazd pokroju Ivana Angulo czy Ibrahimy Niane (żeby ograniczyć się do grupowych rywali), ale ma dość wyrównany zespół, w którym wymiana nawet kilku ogniw nie musi wcale zachwiać równowagi całej konstrukcji. W meczu z Tahiti zmian było sporo, a zespół przyjął je gładko, dostając pozytywny impuls. W turniejowych zmaganiach to potężny atut. Są trenerzy, którzy grają 12-13 wybrańcami (pamiętacie Franciszka Smudę na Euro 2012?), stawiając na zgranie i zrozumienie z wyboru lub z konieczności (bo rezerwowi za słabi). Taka strategia zabija motywację i entuzjazm wśród odstawionych. Przestają naciskać na podstawowych zawodników na treningach, narzekają w szatni, obrażają się na szkoleniowca, odcinają od wyników. I klapa gotowa. U Magiery tego nie ma.
Uniwersalność piłkarzy
Za nami dopiero dwa mecze, a już widzieliśmy kilku piłkarzy-kameleonów. Zaczynają spotkanie na jednej pozycji, a kończą na drugiej. To zawsze trochę (lub bardziej niż trochę) przeszkadza rywalowi. Najczęściej stronami zamieniają się boczni pomocnicy, co u Polaków widzieliśmy już w spotkaniu z Kolumbią. Ale u nas pozytywnych wariacji jest więcej. Serafin Szota zaliczył już grę i na prawej obronie, i na środku. Adrian Stanilewicz zaczyna grę na lewej obronie, a potem przesuwa się wyżej (i najchętniej do środka, bo jego wiodącą nogą jest prawa). Stać nas także na zmianę całego systemu w trakcie meczu. Po wejściu na boisko Adriana Benedyczaka przeszliśmy na grę dwoma napastnikami, co Tahitańczykom zgotowało kolejne problemy.
Spokój trenera
Jacek Magiera jadł już chleb z seniorskich pieców – nawet ten wypiekany w Lidze Mistrzów – więc doświadczenia mu nie brakuje. Ale do pracy z młodzieżą jest wręcz stworzony. Jego uwagi są konstruktywne, a nie gwałtowne czy nerwowe. Na ławce jest spokój i chłodna analiza, zamiast wrzasków i podskakiwania. Magiera korzysta z każdego autu, żeby coś podpowiedzieć będącemu akurat blisko podopiecznemu, czy też skorygować ustawienie. Nie krytykuje pojedynczych piłkarzy publicznie, ale przed kamerą nie ściemnia, tylko wskazuje konkretne błędy zespołu jako całości. Stać go na odważne ruchy (cztery zmiany w podstawowym składzie) i zaufanie nowemu człowiekowi, w dodatku znacznie młodszemu niż reszta, czyli Nikoli Zalewskiemu.
Pełne trybuny
Ten element akurat nigdy nie zawodzi, a jest trudny do przecenienia. Atmosfera na stadionie Widzewa jest znakomita. To pełne trybuny pchają do kolejnych ataków i dzięki nim było 5:0, a nie dwa czy trzy. W reprezentacji nie gra się dla pieniędzy, ale dla rodziny, znajomych – już tak. Mecz z Tahiti podziałał jak znikopis. Był zawód po kolumbijskim wpisie, no to rach, ciach – i już go nie ma. Starł go tahitański znikopis. Teraz można pisać na nowo, bo tabliczka znów jest czysta. Co zostanie na niej po Senegalu?