Jedno słowo, które od dzieciństwa chodzi za Henrichem Mchitarjanem – nigdy. "Nigdy to tak długi czas, kiedy masz siedem lat". Nigdy nie zagrał w piłkę z tatą, prawdopodobnie nigdy nie będzie miał finału europejskich pucharów tak blisko domu.
Oto fragment relacji korespondenta "The New York Times" z 1994 roku: "Kiedy ostatnio dwóch armeńskich chłopców przyłapano na nierozważnej zabawie przed maską jadącego autobusu, kierowca gwałtownie stanął na środku drogi i kazał im przestać. – Jesteście tacy młodzi – powiedział ze złością. – Potrzebujemy waszych żyć".
Armeńczycy cierpieli, ale cierpienie ich wzmacniało. Umiłowany narodowy poeta Gevorg Emin, zapatrzony w Adama Mickiewicza, mówił, że barbarzyństwo ich nie rusza, bo kiedy Turcy, Sowieci i Azerowie odejdą, Ormianie dalej będą na swych ziemiach. Poeta walczył w II wojnie światowej. Nie odnosił się do niej w wierszach, częściej do "pierwszego Holokaustu XX wieku". Do ludobójstwa Ormian w Imperium Osmańskim, w ramach czasowych I wojny światowej.
– Za długo byliśmy ofiarami, teraz jesteśmy zwycięzcami. Nie mieliśmy wyjścia. Jako ludzie wolimy nie mówić o naszych problemach. Nigdy nie będziemy błagać o pomoc. Wiemy, że tracimy współczucie w świecie. Ale będziemy walczyć, bo naszym priorytetem nie jest współczucie, tylko bezpieczeństwo – mówił w 1994 Robert Koczarian, prezydent Górskiego Karabachu w latach 1994-1997.
"... gdzie? Przed oczami mojej duszy"
Henrich miał sześć lat, kiedy wrócili do Armenii. Nie wiedział, dlaczego. Jedyne, co dostrzegał bez konsekwencji, to fakt, że tata nie gra już w piłkę i nie wychodzi z domu. Nie musiał wiedzieć, rodzice woleli mu oszczędzić prawdy. Ojciec, Hamlet, chciał umrzeć w ojczyźnie, w Erywaniu. Miał guza mózgu, na nic zdały się trzy operacje. Odszedł w wieku 33 lat.
Trzeba było lat, by Mchitarjan się otworzył:
Rok i już go nie było z nami. Ponieważ byłem tak młody, nie rozumiałem pojęcia śmierci.
Pamiętam widok mamy i sióstr płaczących. Pytałem ich "gdzie mój ojciec?" Żadna nie wyjaśniała, co się działo.
Dzień po dniu zaczynały mi mówić, co się wydarzyło. Pamiętam, jak mama powiedziała "Henrich, jego już nigdy z nami nie będzie". A ja pomyślałem "Nigdy? Nigdy to tak długi czas, kiedy masz siedem lat".
Hamlet Mchitarjan grał w piłkę we francuskim klubie. Mały Henrich też chciał. – Pewnego ranka powiedziałem "tato, zabierz mnie na trening". On na to: "Nie, nie. Dzisiaj nie ma treningu, Henrich, idę do supermarketu. Zaraz wracam". Uciekł tak na trening, a ja czekałem i czekałem. Wrócił po kilku godzinach. Bez żadnych zakupów. Nie wytrzymałem, zacząłem płakać. "Oszukałeś mnie! Wcale nie poszedłeś do supermarketu! Poszedłeś grać w piłkę" – dodał w tym samym wyznaniu. Jak mawiał Szekspir, "każdy gra jakąś rolę, a moja rola jest smutna".
Po śmierci ojca realizował jego testament piłkarski. Hamlet przekazał mu ruchy, te mają podobne, twierdzi tak każdy, kto widział obu w akcji. Henrich czerpał motywację z kaset wideo z francuskich meczów. Na nich tata wciąż żył.
"Armenia jest w głowach. I w sercach"
Hamlet Mchitarjan miał 18 lat, kiedy zaczął grać w Araracie Erywań. Tak strzelał, że radziecki magazyn Voin Rossii przyznał mu tytuł Rycerza Ataku. Nagrody odbierał w Moskwie, mógł podbijać ligę radziecką. Wyemigrowali jednak do Francji, postanowił wspomóc Association Sportive d'Origine Arménienne de Valence. Klub ormiański w Valence, miasteczku, w którym Ormianie często osiedlali się po ludobójstwie czasów I wojny światowej. Zespół awansował do Ligue 2. Zanim wygrała choroba, a wizja śmierci nakłoniła do powrotu, Hamlet grywał jeszcze w Association Sportive Ararat Issy, innym klubie z ormiańskim rodowodem.
Po śmierci taty Henrich odnalazł nowego idola - Youriego Djorkaeffa. Francuskiego piłkarza ormiańskiego pochodzenia. Rodziny poznały się we Francji. Henricha inspirował ojciec Hamlet, Youriego tata Jean, zawodnik Olympique Lyon, Olympique Marsylia i PSG.
Youri Djorkaeff, mistrz świata i Europy z reprezentacją Francji, odwiedza Armenię, oferuje pomoc, pragnie, by jego dzieci były ambasadorami Armenii na świecie. Ormiańskie korzenie ma po kądzieli, po matce Mary Ohanian. Mówił o nich w rozmowie z Armenia News:
– Dorastałem przy babci, a ona mówiła tylko po ormiańsku. Opuściłem dom w wieku 15 lat. Moje dzieci nie mówią po ormiańsku, ale mają ormiańską mentalność. Armenia jest w ich głowach. I w sercach.
– Jakie ormiańskie cechy dostrzegasz u siebie?
– Dumę.
Daleko od armeńskich wzgórz
Niesiony marzeniami Henrich musiał, jak kiedyś ojciec, wyjechać z Armenii. Trochę się przyzwyczaił, kiedy w wieku 13 lat poleciał sam na cztery miesiące treningów do Sao Paulo. Mama i siostra nie miały nic przeciwko, nawet go namawiały. Piłka była bowiem dla rodziny swoistą terapią. Henrich grał, mama podjęła pracę w Armeńskim Związku Piłki Nożnej, siostra Monica pracowała dla UEFA.
Wyruszali wtedy we trzech z Armenii, on i dwóch młodych piłkarzy. Weszli do pokoju, a na łóżku siedział kościsty chłopak. Odezwał się: – Bom dia! Meu nome e Hernanes – powitał ich późniejszy reprezentant Brazylii, zawodnik Lazio, Interu i Juventusu.
Nie miał wiele poza smykałką do piłki. Dlatego nie ignorował szansy, żeby poznać język przynajmniej komunikatywnie. Jako dzieciak w Brazylii słuchał portugalskiego, kiedy wyszedł na boisko i kiedy włączyli telewizor. Po niemiecku dogadywał się po 18 miesiącach pobytu w Dortmundzie. W Sao Paulo szło mu świetnie na treningu. Dumny pomyślał "dzieciak z Armenii strzela gole w Brazylii" i poczuł się jak gwiazda.
Ojczyznę na dobre opuścił w wieku 17 lat, w 2009 roku. Nie kierował się wojną, konflikt szczęśliwie tylko się tlił. Chciał iść dalej w piłkarskim świecie. Musiał zrobić rachunek zysków i strat. Po stronie zalet "marzenia o grze dla jednego z największych klubów na świecie, na największych stadionach przeciwko największym drużynom". Po stronie wad wyjazd z Armenii, tęsknota za rodziną. – Nieszczególnie chciałem odchodzić – przyznawał. Ormiański właściciel Metałurha Donieck musiał mu obiecać: jeśli się nie zadomowi w Doniecku, po sześciu miesiącach albo roku, wróci do Armenii.
Zadomowił się. Kiedy przechodził do Szachtara, zniechęcali go, mówiąc, że chłopak z Armenii przy 12 Brazylijczykach w składzie nic nie zdziała. Pomyślał sobie "po trochu jestem Brazylijczykiem", wspominając pobyt w Sao Paulo.
Dla Szachtaru zdobył 44 bramki, do tego miał 23 asysty. Odszedł w 2013 roku do Borussii Dortmund, jeszcze bardziej na zachód. Wojnę Henrich wyprzedził. Wyjechał z Doniecka, a za kilka miesięcy Donbas Arena była w ruinie. Miasto opanowali rosyjscy żołnierze.
Każdy doliny kwiat...
Wojna o Górski Karabach i jej skutki nie odebrały mu jedynego finału Ligi Europy. Grał w nim dwa lata temu, zdobył jedną z dwóch bramek dla Manchesteru United. Zwycięstwo podwójnej radości, bo pozwoliło ludziom na świecie "dowiedzieć się, czym jest Armenia, gdzie leży". Mchitarjan akcentował dumę z pochodzenia: "gdzie nie pojadą Ormianie, tam tworzą nową Armenię”, "jako pierwszy kraj przyjęliśmy chrześcijaństwo w 301 roku n.e.".
Pewnego ranka tutaj, w zielonej dolinie Araratu
Mój młotek i mój kilof na bok odrzuciłem
I ogień wskrzesiłem na ołtarzu chaldejskim.
W tamtych czasach zarówno Ararat, jak i ja byliśmy młodzi.
Następnie karmazynowo zafarbowany został każdy doliny kwiat;
Wszystko co w niej zasialiśmy przez wieki
Wyrosło na krwi rodaków, tych co polegli.
Pod każdym pagórkiem zabici Ormianie spoczywają.
Z zaufaną tarczą napotkałem atakujące hordy,
cierpiąc na niezliczone rany zadany przez niezliczone miecze.
Gevork Emin, fragment „Jestem Ormianinem”
Po raz trzeci, dlatego że jest Ormianinem, nie poleci do Azerbejdżanu. Ma jak rodacy zakaz przekraczania granicy. Azerska strona, kiedy rozgorzała dyskusja, zapewniała, że dostałby wizę tak jak cały zespół Arsenalu tuż po przyjeździe. Ale Gianni Infantino powiedział kiedyś "to nie UEFA przyznaje wizy", zrzucając odpowiedzialność w podobnej sytuacji na Azerbejdżan.
I niekoniecznie o wizę obawia się 30-letni piłkarz. Nie poleciał z Borussią Dortmund w 2015 roku do Gabali. W październiku nie zabrał się z Arsenalem na mecz z Karabachem Agdam. Trener miejscowego klubu powiedział, że Arsenal go "ocalił", bo na stadion olimpijski w Baku bilety miało 68 tysięcy azerskich kibiców.
To trzeci raz. Boleśniejszy niż poprzednie dwa. Prawdopodobnie nigdy nie zagra w finale europejskich pucharów tak blisko domu. Nigdy – to tak długi czas...
Korzystałem z publikacji The Player's Tribune, The New York Times, Time, Armenia News oraz thesefootballtimes.co.