Przejdź do pełnej wersji artykułu

Zmiana trenera uzdrowi kobiecą piłkę ręczną? Wątpliwe...

/ Reprezentacja Polski (fot. PAP/Maciej Kulczyński) Reprezentacja Polski (fot. PAP/Maciej Kulczyński)

Zmieńmy trenera i znów będzie pięknie – takie głosy przeważają po przegranej z Serbią w eliminacjach MŚ 2019. Tylko czy Leszek Krowicki jest jedynym winnym stanu, w jakim znalazła się kobieca piłka ręczna? Warto przypomnieć, w jakich pracował warunkach i że wcale nie musiał zastępować Kima Rasmussena, bo ten chciał nadal pracować w Polsce… Czy słuszne są też obawy, że piłkarki ręczne – podobnie jak męska kadra – na dłużej znikną z elity? Raczej nie. Nawet jeśli dojdzie do zmiany selekcjonera, co wydaje się już przesądzone, a z gry w zrezygnują doświadczone zawodniczki, to i tak droga do MŚ będzie teraz... łatwiejsza.

Co dalej z Krowickim? Piłkarki ręczne będą miały nowego trenera?

Oczywiście, brak awansu Polek na mistrzostwa świata w Japonii boli, ale trzeba pamiętać, że stało się to po dwumeczu z Serbią. Nie jest to może rywal z tej półki, co Norwegia czy Dania, ale jednak bardziej doświadczony od nas. Serbki regularnie, od 2000 roku, uczestniczą w ME. Z kolei grudniowe MŚ będą ich czwartymi z kolei. Inna sprawa, że w turniejach – poza MŚ 2013, które organizowały i w których dotarły do finału – rzadko mieszczą się w "10". Natomiast biało-czerwone dopiero od 2013 roku mogą mówić o regularności. Po drodze zajęły dwukrotnie 4. miejsce w mistrzostwach świata i stało się to źródłem obecnych problemów. Taki paradoks, ale o tym później.

Superliga nie pomogła reprezentacji

Wracając do Serbii... Karolina Kudłacz-Gloc w rozmowie z Sylwią Michałowską przyznała, że w pierwszym meczu Polki zagrały najgorzej, odkąd ona występuje w reprezentacji (debiut w 2004 roku), a Serbki najlepiej. Zauważyła też, że rywalki miały na przygotowania aż dwa tygodnie, a one zaledwie 4-5 dni. Kapitan naszej drużyny w niedzielę grała w finale Pucharu Niemiec, we wtorek rozpoczęła w Warszawie przygotowania, a w piątek zagrała w Serbii. O ile trudno, aby Polska ingerowała w terminarz zagranicznych rozgrywek, o tyle można to było zrobić w Superlidze.

11 spośród 18 zawodniczek powołanych przez Krowickiego występuje na co dzień w krajowej lidze. Ostatnie mecze rozegrały 24 albo 25 maja. Rodzi się pytanie, czy naprawdę nie można było inaczej skonstruować terminarza, żeby zgrupowanie rozpoczęło się nie 26, ale 20 maja? Perła Lublin już 15 maja zapewniła sobie mistrzostwo Polski i mecz ostatniej kolejki z Zagłębiem w Lubinie nie miał już żadnego znaczenia dla układu tabeli. Siedem kadrowiczek (6 z Perły, 1 z Zagłębia) musiało więc czekać jeszcze tydzień na spotkanie o "pietruszkę" zamiast spędzić ten czas na zgrupowaniu...

Podobne głosy pojawiły się także wcześniej, gdy męska reprezentacja przygotowywała się do dwumeczu z Niemcami w eliminacjach Euro 2020. Patryk Rombel zaplanował zgrupowanie w Szczyrku (4-8 kwietnia), ale przez trzy dni nie miał do dyspozycji zawodników Azotów Puławy i Orlen Wisły Płock, bo czekał ich półfinał Pucharu Polski. Okazało się, że nikt nie przewidział awansu szczypiornistów z Płocka do TOP 16 Ligi Mistrzów. W efekcie zaplanowano półfinał Pucharu Polski dopiero 6 kwietnia, podczas gdy PGE VIVE Kielce swój półfinał rozegrało... 5 marca i Arkadiusz Moryto był obecny na zgrupowaniu od pierwszego dnia.

Kim Rasmussen nie chciał odchodzić…

O ile w przypadku w przypadku męskiej kadry wciąż z sentymentem przypominane są sukcesy drużyny Bogdana Wenty (srebrny medal MŚ 2007 i brązowy MŚ 2009), o tyle w przypadku kobiecego zespołu – dwa czwarte miejsca w MŚ (2013 i 2015). Kadrę prowadził wówczas Kim Rasmussen i wyprowadził ją z przedsionka, w którym czekała od 2007 roku, na salony. Porównując obecną drużynę do tamtej, prowadzonej przez Duńczyka, zapomina się jednak o dwóch kwestiach.

Rasmussen nie ukrywał, że chciał nadal pracować z reprezentacją Polski. Murem stały za nim zawodniczki, które nie wyobrażały sobie pracy z innym trenerem. Po MŚ 2015, w których biało-czerwone zajęły 4. miejsce, Duńczyk chciał rozpocząć rozmowy z ZPRP o przedłużeniu kontraktu, wygasającego za pół roku. Bezskutecznie.

– Kim oczekiwał od nas konkretów – mówił Zygfryd Kuchta, wiceprezes ds. szkoleniowych, w rozmowie z tvpsport.pl w maju 2016 roku. – Przedłużanie i negocjowanie umów z trenerami pierwszych reprezentacji należy do prezesa. To on podejmuje decyzje. Kiedy Kim Rasmussen chciał z naszej strony deklaracji, prezes nie był jeszcze pewny sytuacji finansowej. Trwały rozmowy ze sponsorami. Prezes nie chciał składać żadnych obietnic. Duńczyk podjął wówczas rozmowy z innymi federacjami. Nie chciał zostać na lodzie i trudno mieć do niego pretensje.

Gdy reprezentantki Polski przegrały w marcu kwalifikacje do turnieju olimpijskiego w Rio 2016, Rasmussen wciąż jeszcze nie wiedział, czy zostanie w Polsce, czy będzie pracował w innym kraju. Kilka tygodni później, gdy pieczętował awans na mistrzostwa Europy, sytuacja była już inna – jego kolejnym przystankiem miały być Węgry. Związek musiał więc rozpocząć poszukiwania nowego selekcjonera, który stanie przed wielkim wyzwaniem. – Przejęcie kadry po Rasmussenie to wyzwanie w charakterze cudu – przyznała Karolina Kudłacz-Gloc, trzy lata później, po przegranych kwalifikacjach do MŚ z Serbią.

Krowicki zaczynał (prawie) od zera

Nowy selekcjoner – Leszek Krowicki – musiał stawić wielu oczekiwaniom. Ze strony zawodniczek, które nie wyobrażały sobie pracy z innym trenerem niż Kim Rasmussen oraz ze strony związku, który liczył na utrzymanie poziomu sportowego (czytaj: awans na turnieje i miejsca zbliżone do tych, osiąganych przez kadrę Rasmussena). Zapomniano tylko, że Krowicki nie otrzymał gotowej drużyny, ale musiał ją budować w zasadzie od zera...

Wystarczy porównać składy z MŚ 2013 i MŚ 2015 oraz z meczów z Serbią, aby zauważyć jak w krótkim okresie zmieniła się kobieca reprezentacja. Turniej z 2013 roku pamiętają tylko dwie zawodniczki (Kudłacz-Gloc i Achruk), z kolei MŚ 2015 trochę więcej, bo sześć (Kobylińska, Gawlik, Kudłacz-Gloc, Achruk, Zych, Łabuda).

El. MŚ 2019: Achruk, Gawlik, Łabuda, Szarawaga, Matuszczyk, Rosiak, Buklarewicz, Janiszewska, Kobylińska, Kudłacz-Gloc, Nowicka, Płaczek, Sobiech, Stokłosa, Świerżewska, Wiertelak, Wołoszyk, Zych.
MŚ 2015: Kobylińska, Stachowska, Niedźwiedź, Gadzina, Kocela, Gawlik, Kudłacz-Gloc, Pielesz, Zych, Łabuda, Zalewska, Sądej, Wysokińska, Stasiak, Kulwińska, Achruk.
MŚ 2013: Gapska, Wysokińska, Niedźwiedź, Siódmiak, Stasiak, Byzdra (Achruk), Grzyb, Koniuszaniec, Kudłacz, Wojtas, Semeniuk-Olchawa, Szwed-Oerneborg, Migała, Jochymek, Stachowska, Kulwińska.

Nie wszystkie zawodniczki pożegnały się z kadrą u schyłku kariery, jak Iwona Niedźwiedź, Monika Stachowska czy Kinga Grzyb. Więcej jest przypadków, gdy rzucały reprezentację i w ogóle piłkę ręczną jeszcze przed 30. urodzinami, jak Patrycja Kulwińska, Alina Wojtas, Karolina Szwed-Oerneborg czy Anna Wysokińska. Ta ostatnia, w rozmowie z tvpsport.pl, przyznała szczerze, że straciła serce do piłki ręcznej.

I chyba tutaj leży duże wyzwanie przed związkiem, bo Polski zwyczajnie nie stać, aby tracić utalentowane, już doświadczone i wciąż młode reprezentantki. – Jesteśmy kobietami i musimy mieć czas na macierzyństwo. Niezależnie czy jest to planowane czy nie – przypomniała Monika Stachowska. Może warto pomyśleć o jakimś rozwiązaniu na poziomie reprezentacji? Albo zastosować to, o czym myślał Michael Biegler w męskiej kadrze. Gdy próbował namówić Grzegorza Tkaczyka na występ w ME 2016, to jednocześnie zaoferował, że związek załatwi opiekunkę, która pod jego nieobecność będzie pomagała żonie w opiece nad trójką dzieci.

– Jest luka pomiędzy pokoleniami i znów czeka nas pobyt w "poczekalni" – dodała Stachowska. – Musimy tam posiedzieć po to, żeby w końcu trafić na jakąś główną imprezę. Jedna rzecz rzuciła mi się w oczy w trakcie fazy grupowej ostatnich ME: każda reprezentacja ma mnóstwo młodych zawodniczek. W piłce ręcznej młodą zawodniczką jest 20-latka czy 22-latka. Przestańmy mówić, że 26-letnia piłkarka to młoda zawodniczka. To już doświadczona osoba!

Czytaj też:

Co dalej z Leszkiem Krowickim? Polskie piłkarki ręczne będą miały nowego trenera?

Trener z Polski zastąpi trenera z Bundesligi?

Zewsząd słychać głosy, że trener Krowicki zmarnował trzy lata pracy z kadrą, że powinien odejść… Na pewno popełnił błędy, do czego sam się przyznaje. Choćby takie, że w sztabie szkoleniowym bardzo długo nie było ani psychologa, ani kierownika drużyny. Do tego wyniki nie były nawet zblizone do tych, które osiągnąl jego poprzednik (15. miejsce w ME 2016, 17. w MŚ 2017, 14. w ME 2018). Jednak czy na pewno tylko on jest winny miejsca, w jakim znalazła się żeńska piłka ręczna? Większość reprezentantek Polski gra na co dzień w Superlidze, która odbiega poziomem od rozgrywek w Niemczech, Francji, Węgrzech czy Rumunii. Mistrz Polski nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzyń, a nawet jeśli w ostatnich latach się to udawało (Vistal Gdynia, Selgros Lublin), to przegrywał wszystkie mecze w fazie grupowej.

Skoro z reprezentacją nie poradził sobie trener, który przez ponad 20 lat praktykował w Bundeslidze, to poradzi sobie szkoleniowiec, który dopiero od dwóch lat prowadzi żeński zespół? Musimy poczekać na odpowiedź do startu eliminacji, ewentualnego awansu i występu w ME 2020. Nawet jeśli dojdzie do zmiany trenera, co wydaje się już przesądzone, to jedna decyzja prezesa Andrzeja Kraśnickiego nie uzdrowi polskiej piłki ręcznej. Zbyt późno przypomnieliśmy sobie o pracy u podstaw – nowy selekcjoner będzie musiał nadal korzystać z tych samych zawodniczek, które powoływał Leszek Krowicki.

Większy mundial, łatwiejszy awans

Słabszy występ w ME 2018 (14. miejsce) sprawił, że Polki nie były rozstawione w fazie play-off i trafiły w silniejszego rywala (Serbię). Czy brak awansu na mundial w Japonii oznacza, że trudniejsza będzie także droga na kolejne turnieje? Niekoniecznie, zwłaszcza na mistrzostwa świata. Wszystko dlatego, że władze IHF zdecydowały się na zmiany. Począwszy od MŚ 2021 w turnieju wystąpią 32 drużyny (zamiast 24). Polskie szczypiornistki zajmują obecnie 8. miejsce w rankingu IHF i wydaje się, że nie powinny mieć problemy z zakwalifikowaniem się do kolejnego mundialu.

Format kobiecych ME pozostaje na razie bez zmian (16 drużyn; rozszerzenie do 24 dopiero od ME 2024). Polki już pod koniec września rozpoczną walkę o ME 2020, mając w grupie za rywali Rumunię (5. miejsce w rankingu), Ukrainę (22.) i Wyspy Owcze (niesklasyfikowane). Awans zapewnią sobie dwie najlepsze drużyny, więc występ w turnieju organizowanym przez Norwegię i Danię wydaje się teoretycznie formalnością...

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także