"Lubię wracać tam, gdzie byłem już" – mógłby zanucić za Zbigniewem Wodeckim Mats Hummels. Zresztą nie tylko on. Po mniej lub bardziej udanych (zwykle mniej) wojażach w innych klubach do Borussii Dortmund niczym biblijny syn marnotrawny wracali też przecież Mario Goetze, Shinji Kagawa czy Nuri Sahin. A w planach są ponoć kolejne spektakularne powroty...
Nie, nie mówimy tu o Robercie Lewandowskim. Choć może kiedyś w głowie "Lewego" zaświta taki pomysł, by jeszcze raz spotkać się z dawnymi kolegami, by jeszcze raz posłuchać dopingu słynnej Sudtribune. Ale na razie to fikcja.
"Kicker" twierdzi za to, że możliwy jest powrót do Dortmundu Ilkaya Guendogana. BVB szuka piłkarzy z doświadczeniem w grze o najwyższe cele. To jego niedobór, według prasy, był zdaniem władz klubu powodem wiosennej zadyszki i utraty mistrzostwa na rzecz Bayernu. A Guendogan to członek pamiętnej drużyny Juergena Kloppa, która dwa razy z rzędu wygrywała Bundesligę i doszła do finału Ligi Mistrzów. W przypadku Hummelsa doniesienia "Kickera" się sprawdziły. Zobaczymy, czy tak samo będzie w temacie Guendogana...
Nuri Sahin – odszedł w 2011, wrócił w 2012
Najgłośniejsze i najbardziej medialne było odejście Mario Goetzego, ale on wcale nie był pierwszy. Już w 2011 roku, po pierwszym sezonie mistrzowskim za Kloppa do Realu Madryt odszedł Nuri Sahin. Borussia zarobiła na wychowanku 10 milionów euro, a na jego miejsce ściągnęła dwa lata młodszego Guendogana. Trener wiedział co robi. Zamienił środkowego pomocnika na lepszy model i jeszcze na tym zarobił.
W Realu prowadzonym przez Jose Mourinho Sahin zupełnie się nie przebił. Początki utrudniła mu kontuzja, ale potem nieraz nie łapał się nawet do kadry. Jego przygoda z Madrytem trwała 126 minut – tyle spędził na boisku w barwach Królewskich. Jesień sezonu 2012/13 spędził na wypożyczeniu w Borussii, a wiosnę – w Liverpoolu. Tam też sobie nie poradził i w 2014 roku BVB wykupiła go z powrotem. Nie był już jednak tym samym zawodnikiem co przed pierwszym odejściem. Lata 2014-16 niemal całkowicie zabrały mu ciężkie kontuzje, a później był już tylko uzupełnieniem składu. W końcu dobrze zrobiło mu odejście do Werderu Brema (za symboliczny milion euro), gdzie wreszcie rozegrał cały sezon 2018/19.
Shinji Kagawa – odszedł w 2012, wrócił w 2014
Po drugim mistrzowskim sezonie (2011/12) do Manchesteru United sprzedano Shinjiego Kagawę. Japończyk w Anglii zupełnie się nie odnalazł i już po dwóch latach, 57 meczach i ledwie sześciu golach dla Czerwonych Diabłów wrócił do BVB. W Bundeslidze czuł się lepiej, dobry w jego wykonaniu był m.in. sezon 2015/16, ale już nigdy nie spisywał się tak świetnie jak przed odejściem. Z czasem nastąpił "zjazd" i dziś, mimo tylko 30 lat, Kagawa ma za sobą słaby sezon na wypożyczeniu do Besiktasu. Wydaje się, że to ten sam przypadek, co Sahin – tylko Klopp umiał z nich wycisnąć maksimum możliwości.
Mario Goetze – odszedł w 2013, wrócił w 2016
Żaden z tych ruchów nie wywołał takiego larum jak odejście Mario Goetzego. Z kilku powodów. Goetze był wychowankiem, złotym chłopcem akademii BVB i całej niemieckiej piłki. Odszedł jednak do największego rywala, a Bayern ogłosił to na 36 godzin przed półfinałem Ligi Mistrzów, w którym Borussia mierzyła się z Realem Madryt. Kibice mieli mu nigdy tego nie wybaczyć, ale realia zweryfikowały ich deklaracje...
Goetze kosztował Bayern 37 milionów euro, ale nie spełnił oczekiwań. – Były wysokie od pierwszego dnia. Czasami nawet zbyt wysokie. Gdy trafiłem do Monachium miałem zaledwie 21 lat. Być może granie w każdym meczu przez 90 minut na najwyższym poziomie to było wtedy trochę za dużo – wspominał po latach. Tylko pierwszy sezon w Bawarii miał udany. Przypieczętował go golem w finale mistrzostw świata. Potem jednak zamiast się rozwijać, jego kariera zaczęła się zwijać.
Miał mnóstwo problemów ze zdrowiem, co chwile łapał kontuzje mięśniowe. Jak się okazało, cierpiał na miopatię, chorobę włókien mięśniowych. Zdiagnozowano ją już po powrocie do Dotmundu. Goetze wrócił po trzech latach i przyznał, że odejście do Bayernu było błędem. Długo wydawało się, że Borussia za 22 miliony euro ściągnęła zawodnika, z którego nic już nie będzie. Ale wiosna sezonu 2018/19 dała promyk nadziei. Lucien Favre wystawiał Mario na środku ataku, a ten strzelił sześć goli i przy kolejnych sześciu asystował. Być może jeszcze się odbuduje i wróci do reprezentacji.
Mats Hummels – odszedł w 2016, wrócił w 2019
Hummels to przypadek wyjątkowy. Po pierwsze, Borussia zwykle płaciła za swoich "synów marnotrawnych" mniej niż na nich zarobiła. Tym razem jednak suma transferu może wynieść aż 38 milionów euro, jeśli spełnione zostaną wszystkie bonusy. Trzy lata temu odchodził do Bayernu za 35 mln. Po drugie, obrońca przechodzi do BVB już drugi raz w karierze. Jest wychowankiem Bayernu, ale jako młody piłkarz nie miał szans na przebicie się do pierwszego składu i w 2009 roku za nieco ponad 4 mln euro przeniósł się na północny zachód. W Dortmundzie wyrobił sobie świetną markę i w 2016 roku – dwa lata po Robercie Lewandowskim – wrócił do Bawarii.
W przeciwieństwie do pozostałych przykładów, pobytu Hummelsa w Bayernie nie można ocenić jednoznacznie negatywnie. W każdym sezonie zdobywał mistrzostwo, ale nie wygrał Ligi Mistrzów, a po to zamienił Dortmund na Monachium. Nie stał się też raczej lepszym piłkarzem niż był u Kloppa, ale jednocześnie nadal jest obrońcą światowej klasy.
Kibice Bayernu są zaskoczeni i źli. Kibice Borussii – podzieleni. Żegnali Hummelsa gwizdami i buczeniem, a teraz znów mają go oklaskiwać? – Drogi panie Watzke, drogi panie Zorcu. Piłkarska jakość Hummelsa jest niepodważalna, ale czemu znowu to robicie naszym czarno-żółtym sercom? – pyta w swoim komentarzu dziennikarz i kibic BVB, Jerome Baldowski. Ale jeśli powrót Hummelsa ma przeważyć losy tytułu na ich stronę, to raczej żaden fan wiosną przyszłego roku nie będzie narzekał na serce...