Blisko dwadzieścia lat przyjaźni, pierwsze pięściarskie wspomnienia i setki godzin spędzone wspólnie w ringu. W sobotnią noc w najważniejszej walce życia Maciej Sulęcki otrzyma wsparcie przyjaciela Norberta Dąbrowskiego, który stanie w jego narożniku z Demetriusem Andrade. "Striczu" może zostać pierwszym polskim mistrzem świata w wadze średniej. Wiara w pretendenta z Warszawy jest ogromna. – Maciek jest skazany na sukces w tej walce. Zapisze się nowa karta w historii polskiego boksu – twierdzi "Noras". Transmisja gali w nocy z 29 na 30 czerwca od 2:00 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej TVP Sport.
Dla Sulęckiego to pierwszy bój o zawodowy pas czempiona i drugi pod skrzydłami Piotra Wilczewskiego. W listopadzie ubiegłego roku zmarł wieloletni szkoleniowiec Andrzej Gmitruk. I sobotni triumf miałby być wyjątkowym podziękowaniem dla znakomitego fachowca.
– Andrzej Gmitruk powtarzał nam, że jedynym trenerem, który mógłby przejąć po nim schedę jest właśnie Wilczewski. Zna boks bardzo dobrze, całą swoją zawodową karierę pracował u jego boku. Ma kapitalne rozeznane metody treningowe, które praktykował trener Gmitruk. Tragiczne odejście trenera dodatkowo zmotywuje Maćka. Wiedza, którą otrzymał nie uciekła. Zwycięstwo będzie pięknym ukoronowaniem wieloletniej współpracy z Gmitrukiem. I razem z wychowankiem trenera, Wilczewskim, zdobędą tytuł – przekonuje Dąbrowski, który legitymuje się zawodowym bilansem 22 zwycięstw, 8 porażek i 2 remisów.
Panowie znają się od 2001 roku, w tym samym czasie zaczynali swoją przygodę z ringiem w sali warszawskiej Gwardii. Właściwie nierozłącznie przez lata jeździli na treningi boksu amatorskiego, a następnie niemal w tym samym czasie rozpoczęli zawodowy etap rozwoju. Teraz Dąbrowski będzie miał przyjemność bycia częścią teamu Sulęckiego.
– Walka o mistrzostwo świata z udziałem mojego przyjaciela... Petarda! To również dla mnie będzie świetne doświadczenie. Będę pełnił rolę pomocnika. W robotę Wilczewskiego oczywiście nie zamierzam się wtrącać. Jestem mańkutem, więc jak zauważę jakąś prawidłowość, a wiem, jak należy bić się z takimi rywalami i jakie akcje są skuteczne, to na pewno podpowiem. Może liczyć na moje wsparcie, na dodatkową motywację. Znamy się przecież od samego początku, będzie miał bliską osobę w narożniku – dodaje.
I to właśnie treningowe obycie z bokserami leworęcznymi, jak Andrade, ma być koronnym atrybutem 30–latka. Mało kto może pochwalić się takim doświadczeniem, jak on.
– Ile rund sparingowych razem przeboksowaliśmy? To jest niepoliczalne! Godziny, długie godziny w ringu byliśmy razem. Już w czasach amatorskich podczas treningów w Gwardii trenowaliśmy ze sobą. Jak trafiliśmy do Andrzeja Gmitruka to dalej ze sobą pracowaliśmy. Maciek jest skazany na sukces w tej walce ponieważ od początku kariery był przygotowywany do konfrontacji z rywalem leworęcznym. Kontakt z mańkutem to dla niego normalność, trudno o drugi taki przypadek, bo przecież niektórzy mają realny kłopot z odwrotną pozycją rywala. Dla niego to normalka. Jak dobrze potrafi sobie z takimi rywalami radzić potwierdził tylko w walce z Grzegorzem Proksą. To wszystko układa się w jasny obraz – przywieziemy pas mistrza świata do Polski! To jest jego czas.
Niepokonany w 27. bojach Andrade dzierżył już trofeum w dywizji super półśredniej, a od października 2018 roku jest czempionem cięższej wagi. Niebezpieczny w ataku i to na ofensywę właśnie trzeba mieć baczenie.
– Ma długie ręce i ataki oparte na obszernych ciosach. Trzeba uważać. Sulęcki musi zachować rozwagę, szczelną gardę i wąsko zwarte łokcie, by nie zostawić miejsca na korpusie. Każdą ofensywną próbę niwelować przed "zajstep", czyli ucieczka w swoją lewą stronę. W trudnych sytuacjach uciekać się do klinczu, ale... Maciek to wszystko potrafi. Nie powinno to stanowić wielkiego problemu, choć Andrade z przypadku nie został mistrzem świata. Na pewno przygotuje coś ekstra na sobotę – zauważa.
Zagłębiając się w techniczne niuanse Sulęckiego Dąbrowski zwraca uwagę przede wszystkim na podstawę w starej szkole biało–czerwonego boksu, czyli lewy prosty.
– Zawsze miałem problem z jego przednią ręką. Lewy prosty pracuje nieustannie, mocny ma również lewy sierpowy. Nie był to cios po którym gasło światło, ale był twardy i nieprzyjemny. Po prostu bolało. Z każdym kolejnym uderzeniem cierpienie się piętrzy – zauważa.
Na koniec przekonuje, że sobotniej nocy nie można przespać.
– W sobotnią noc zapisze się nowa karta w historii polskiego boksu. Będziemy mieli nowego mistrza świata. Dlatego też powiedziałem sobie, że nic mnie nie powstrzyma przed wylotem do Stanów Zjednoczonych. Nie chcę przejść obok czegoś wielkiego, a jestem przekonany, że czeka nas wyjątkowy wieczór. To ma być święto naszego boksu.