Problemy Bayernu Monachium ze wzmocnieniem ofensywy sprawiają, że kombinować muszą zarówno działacze, jak i trener. Spekuluje się, że Niko Kovac zmieni ustawienie drużyny – wykluczy skrzydłowych i postawi na 3-5-2.
Gdy na kilka tygodni przed otwarciem okna transferowego Bawarczycy mieli już potwierdzone transfery Benjamina Pavarda i Lucasa Hernandeza, wydawało się że to zapowiedź spektakularnego lata. Od dawna było jasne, że klub rozstanie się z Arjenem Robbenem i Franckiem Riberym, a kibice żądali zawodników o co najmniej równie dużych umiejętnościach.
Zespół, który imponuje od lat błyskawicznymi kontrami, potrzebował dwóch świetnych skrzydłowych, którzy pomogliby znów walczyć o puchary nie tylko na krajowym, ale i europejskim podwórku.
Dwie najpoważniejsze kandydatury, jakie pojawiały się w ostatnim czasie w kontekście przenosin na Allianz-Arena, to Leroy Sane i Ousmane Dembele. Wydawało się to możliwe do zrealizowania: na odejście Niemca z Manchesteru City zielone światło dał Pep Guardiola, a z Francuza niezadowoleni byli działacze Barcelony.
Kwota transferu w obu przypadkach też nie wydawała się wygórowana. 100 milionów euro to zapewne minimum, jakie trzeba zapłacić za każdego z nich, ale czy w świecie, w którym 19-letni Portugalczyk po roku gry w rodzimej lidze kosztuje 126 milionów to dużo? Wątpliwe.
Z czasem jednak Bayern zaczął się od transakcji oddalać. Sane miał zdecydować, że chce walczyć o miejsce w składzie, zaś w sprawie Dembele głos zabrał agent, który stwierdził że szanse na odejście Francuza z Barcelony wynoszą 0 procent.
Dwie najpoważniejsze kandydatury stały się zatem nieaktualne, a lista życzeń trafiła do kosza. Teraz mistrzowie Niemiec mogą jedynie kombinować i próbować opcji zastępczych. Taką, jak donosi "As", może być Lucas Vazquez, ale nikt nie ma wątpliwości, że przepaść między możliwościami Hiszpana a wymienionej dwójki jest ogromna.
Jest jednak inny sposób, by wybrnąć z tej sytuacji. W tym już jednak głowa nie Uliego Hoenessa, ale Kovaca. Chorwat rozważa reorganizację taktyki i zmianę ustawienia z 4-2-3-1 na 3-5-2.Taka korekta sprawiłaby, że transfer klasycznego skrzydłowego okazałby się zbędny, a i Bayern wydaje się być wręcz stworzony do tego, by grać w ten sposób.
Ściągnięci przez działaczy wydają się idealnie pasować do nowego ustawienia w obronie. Hernandez lubi grać zarówno jako stoper, jak i lewy obrońca, natomiast Pavard – jako stoper i prawy. Pierwszy z nich pełniłby zatem rolę pół-lewego, a drugi pół-prawego w bloku obronnym dowodzonym przez Niklasa Suele.
Bayern ma świetnie obsadzone również wahadła – Joshua Kimmich i David Alaba to z definicji obrońcy, ale usposobieni na wskroś ofensywnie. Kapitalnie czują się, gdy mogą atakować, a nowa rola umożliwiłaby im jeszcze częstsze podłączanie się do ataku. Na środek pola w Monachium również narzekać nie mogą, Robert Lewandowski w ataku jest niezagrożony, a nawet pozycja cofniętego napastnika może być obsadzona przez świetnie czującego się tam Thomasa Muellera.
Takie rozwiązanie oczywiście nie zwalnia działaczy z obowiązku kupienia nowych. W tym przypadku wahadłowi wciąż nie mieliby wielu zmienników (od biedy mógłby tam zagrać Serge Gnabry, którego w tej roli próbowano w Hoffenheim z uwagi na znakomitą dynamikę), ale to by było na tyle. Przy takim układzie być może w końcu przy Saebener Strasse zameldowałby się Timo Werner z Lipska, który od dawna jest łączony z mistrzami Niemiec.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę: "Kicker" poinformował, że w klubie miała zapaść decyzja o ograniczeniu liczby zawodników z pola do 18 i z tak niezbyt liczną kadrą Bayern miałby wkroczyć w sezon (z trójką bramkarzy to tylko 21 zawodników). Choć poniekąd ma to sens, bo wówczas mało kto narzekałby, że nie gra, a rotacja byłaby konieczna. Tylko czy tak wąska grupa udźwignęłaby ciężar rywalizacji na trzech frontach?