Niewiadoma, znaki zapytania i sakramentalne pytanie Hamleta podniesione do drugiej potęgi. W sobotni wieczór Izu Ugonoh i Łukasz Różański powalczą o lepsze jutro. Dla obu pięściarzy wagi ciężkiej to być albo nie być. A dla kibiców? Oby ringowa frajda.
Lęk to najmocniejszy afrodyzjak. W boksie, który uzależnia jak silne środki, smak ryzyka jest szczególny. Ugonoh mówi, że tylko miłość do tego sportu pozwoliła mu przetrwać trudne chwile, stagnację, zawirowania zdrowotne. I dalej być w walce z życiem. Dość ma już wspominania udziału w tanecznym widowisku telewizyjnym i epizodycznych ról filmowych, choć na planie "Drogówki" Wojciecha Smarzowskiego bawił się dobrze. W jedynej przegranej walce z Dominikiem Breazealem częściowo udowodnił, że drzemie w nim coś więcej. Jego przeznaczeniem jest ring, ale by być w nim kimś istotnym musi w sobotę wygrać.
A w sporcie pewności nikt nie ma. Anthony Joshua musiał wygrać z Andym Ruizem Juniorem, by rozpocząć amerykańską ekspansję, a w siedem rund Meksykanin przekreślił te plany. Dla Różańskiego to też pojedynek życia, konfrontacja o której marzył od początku kariery. Jego ukochany klub piłkarski – Stal Rzeszów – świętował niedawno awans do II ligi, a teraz zbroi się na następny awans. Kolejny krok ma zrobić też on, bo w jego zespole jest ten sam człowiek, który dowodzi futbolową sekcją. Rafał Kalisz zapewnia, że Łukasz zagra na nosie tym, którzy postawili już na nim krzyżyk.
W filmowej sadze „Rocky” trener apelował "musisz opróżnić wreszcie piwnicę", czyli wyciągnąć z niej to, co najlepsze. W tym przypadku chodzi o bokserski arsenał. Inaczej nie będziesz spał spokojnie, bo ciągle będziesz w niedosycie. Czy Izu wyjdzie z letargu?
Przegrany będzie w tarapatach. Ugonoh ryzykuje o wiele więcej, bo porażka może oznaczać koniec poważnej kariery, a na pewno koniec marzeń o czymś więcej niż bycie krajową atrakcją wagi ciężkiej. Dla Różańskiego odwrót oznacza powrót do potyczek w niższej lidze i mozolne szukanie kolejnej dużej szansy. Drugiej takiej okazji, jeśli w ogóle, prędko może nie być.
Tak więc w sobotni wieczór mamy "być albo nie być" do kwadratu.
Piotr Jagiełło