| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Dwie pierwsze próby kończyły się szybką ewakuacją. W środę wieczorem Piast Gliwice powalczy o pierwszy w historii klubu wygrany dwumecz w europejskich pucharach.
Nie jest to długa historia. Opowieść o Piaście dążącym do Europy to żadna Iliada. Do tej pory gliwicki klub miał dwa podejścia, oba skończyły się na pierwszym rywalu. W sezonie 2013/14 za mocny okazał się azerski Karabach Agdam. Trzy lata później Piast przegrał u siebie w pierwszym meczu z IFK Goeteborg i również było po wszystkim.
Teraz apetyty są spore, bo Piast w pierwszym meczu zremisowało na wyjeździe z BATE 1:1, a co ważniejsze – mistrz Polski był stroną dominującą. To zaskoczenie. Przecież drużyna z Borysowa w lutym pokonała w pierwszym meczu 1/16 finału Ligi Europy Arsenal. Przez te kilka miesięcy zespół nie przeszedł diametralnej zmiany – w podstawowych składach z tych meczów powtarza się siedem nazwisk.
Tak, w rewanżu Białorusini przegrali w Londynie 0:3, ale każdy polski klub dałby wiele, by w taki sposób, na tym etapie zakończyć europejską przygodę. Na razie mamy połowę lipca, a my już drżymy, co dalej.
– Doświadczenie z europejskich rozgrywek to czynnik, który sprawia, że BATE wciąż jest faworytem tej rywalizacji, choć szanse są bliskie 50:50. Zdajemy sobie sprawę, że nieco podrażniliśmy rywala. Spotkanie na Białorusi było pierwszą okazją, by zobaczyć jak nasze drużyny wyglądają w bezpośredniej rywalizacji. Wcześniej oglądaliśmy się w meczach z innymi rywalami, ale dopiero bezpośredni mecz daje naprawdę konkretne odpowiedzi – mówił Fornalik podczas wtorkowej konferencji prasowej.
Na spotkaniu z dziennikarzami pojawił się w dobrym nastroju. W swoim stylu odpowiadał krótko, ale w przemyślany sposób. Widać było, że jest zrelaksowany, pozwolił sobie na drobny żart. Nie ma dodatkowych zmartwień, bo w środę będzie mógł posłać do boju wszystkich piłkarzy.
W meczu z Lechią urządził przegląd kadr. Po kilku zmianach w wyjściowym składzie drużyna mistrzów Polski zaprezentowała się zdecydowanie słabiej. – Mecz z Lechią dał nam sporo materiału do analizy. Nowi zawodnicy mieli okazję, by pokazać się naszej publiczności. To bardzo cenna sprawa, tym bardziej, że przed nami jeszcze co najmniej siedem meczów rozgrywanych co trzy, cztery dni – powiedział. Oby spotkań w takim cyklu było jak najwięcej, bo to będzie oznaczać, że Piast przebija się przez kolejne rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów.
Trener BATE Alaksiej Baha przyszedł na konferencję prasową w towarzystwie rzecznika prasowego, który na pierwszy rzut oka przypomniał białoruskiego polityka i w taki sposób działał. Zdecydowanym głosem typował dziennikarza, który ma zadać kolejne pytanie i nie tolerował odstępstw od reguły.
Szkoleniowiec rywali Piasta był za to stonowany i nie chciał rzucać żadnych deklaracji. – Trudno wskazać, kto będzie faworytem, bo to zależy od wielu czynników – mówił. – Piast w pierwszym meczu niczym nas nie zaskoczył, za to nie podobał mi się poziom naszej gry – zdradzał. – W meczach rewanżowych zazwyczaj pada więcej bramek, a gra jest agresywniejsza, ale niewykluczone, że ty razem będzie inaczej – tłumaczył monotonnym głosem. Wyraźnie było widać, że chce, aby ta konferencja skończyła się jak najszybciej. Chciał już wyjść ze swoją drużyną na trening.
Ożywił się tylko raz, gdy Leszek Błażyński z ″Przeglądu Sportowego″ zapytał go o Filipa Mladenovicia z Lechii. – To nie żart, faktycznie rozmawiałem z nim na temat Piasta, bo on grał u nas. Ale były to zwykłe pytania na piłkarskim poziomie – zapewnił. Więc jeśli BATE ogra w środę Piast, nie ma co uznawać serbskiego obrońcę za ojca tego zwycięstwa.
BATE przyjechało do Gliwic bez Stanisława Draguna, który w pierwszym spotkaniu dostał czerwoną kartkę i w środę nie będzie mógł zagrać. Zabraknie także jednego z dwóch podstawowych stoperów, Egora Filipenko i napastnika Bojana Dubajicia. Z Białorusi do Gliwic wybiera się grupa 180 kibiców BATE. Tym razem policja może być spokojna – obie grupy przyjaźnią się ze sobą i już w trakcie pierwszego spotkania na stadionie panowała rodzinna atmosfera.