| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Ryszard Riedel był skazany na bluesa. Bankier Andy Dufresne został – niesłusznie – skazany na Shawshank. A Łukasz Burliga zrozumiał, że jest skazany na Wisłę. – Za dobrze mi w Krakowie, by się stąd ruszać – mówi.
Romans Burligi z Wisłą Kraków wcale nie był taką prostą sprawą. Trafił do niej jako dzieciak z pobliskich Zembrzyc, ale by się przebić – musiał wyjechać na chwilę do Świnoujścia (wypożyczenie do Floty) i do Chorzowa (wypożyczenie do Ruchu). Wrócił w 2012 roku, kiedy trenerem Białej Gwiazdy był Michał Probierz. Zaczął grać znacznie częściej, a gdy rok później zespół przejął Franciszek Smuda, Burliga został podstawowym zawodnikiem.
Nie tylko wtedy, gdy jest dobrze
Nagrodą był transfer do Jagiellonii, ale "Bury" dość szybko zapragnął wrócić. Wrócił nie tylko on. Tej zimy w Krakowie ponownie zameldował się Jakub Błaszczykowski, a wcześniej Wisła przyciągnęła z powrotem kilka innych swoich gwiazd. Coś ma w sobie, że nie daje o sobie zapomnieć.
– Te ostatnie powroty mocno nas scaliły. Ludzie, którym zależy na klubie, w trudnych momentach podwójnie się mobilizują. Potrafią zrezygnować z pewnych rzeczy i po prostu przyjść z pomocą. Wisła to piękna historia i nie ukrywam, że bardzo wiele jej zawdzięczam. OK, musiałem się przebić, ale potem dzięki Wiśle wypłynąłem. Dlatego też mam poczucie, że powinienem z nią być nie tylko wtedy, gdy jest kolorowo, ale też wtedy, gdy jest źle. Cieszę się więc, że zimą wróciłem do Krakowa – mówi Burliga w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Wrócił faktycznie w trudnym momencie, gdy klub praktycznie nie istniał. Proces ratowania dopiero nieśmiało się zaczynał. Nie czuł się jednak, jakby wracał na zgliszcza.
– W Białymstoku spędziłem trzy lata i już tęskniłem za tymi stronami. Od pierwszego dnia w Krakowie wstąpił we mnie jakiś taki optymizm. Przyszedłem po rozmowie z Wasylem i to był drugi dzień treningów. Sytuacja z dnia na dzień zaczęła się poprawiać. Kuba namawiał mnie, bym został i wraz z Arkiem Głowackim znaleźliśmy sensowne rozwiązanie. Podpisałem kontrakt i byłem zmobilizowany oraz szczęśliwy, że tu jestem. Miałem inne oferty, ale generalnie były dość słabe. Najlepsza była z Rumunii, jednak nie chciałem tam jechać. Wracając do Wisły zaryzykowałem w pewnym stopniu, za to miałem pewność co do ludzi, których tu spotkałem. Wiedziałem, że można na nich liczyć – przekonuje.
Zrzutka z Jagą
Sensowne rozwiązanie polegało na tym, że połowę kontraktu obiecała Jagiellonia, a połowę Wisła. Wiosną okazało się, że Burliga nadal ma sporo do zaoferowania. Rozegrał 11 meczów, strzelił dwa gole. Maciej Stolarczyk zna go od dawna i wiedział, czego się spodziewać. Trenerzy poproszeni o charakterystykę Burligi zazwyczaj używają określenia "charakterny".
Już w kwietniu w klubie wiedzieli, że spróbują zatrzymać Burligę na dłużej. Kontrakt, który przywiózł z Jagiellonii, wygasał w czerwcu. – W Wiśle byli świadomi, że w Krakowie mi najlepiej. Tu mam syna, jestem związany z Wisłą przez wiele, wiele lat, a poza tym mam już swoje lata. Chwilkę się dogadywaliśmy, kością niezgody była praktycznie tylko podstawa tej umowy, ale w końcu doszliśmy do porozumienia i myślę, że znaleźliśmy dobre rozwiązanie dla obu stron. Moje wynagrodzenie jest uzależnione od wyników Wisły i od liczby moich występów. To chyba najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji klubu, bo przecież im wyższe miejsce zajmiemy, tym klub dostanie więcej pieniędzy za prawa transmisyjne – mówi 31-letni piłkarz.
Miał inne oferty, ale nie poświęcił im wiele czasu. – Mój menedżer dzwonił do mnie kilka razy. Był jeden konkret, ale nie podjąłem tematu. Nie chciałem jechać w dziwnym kierunku byle tylko zarobić 5 tysięcy więcej. W Krakowie jest mi po prostu za dobrze, by ruszać się za parę złotych więcej – zapewnia.
Mała IKEA?
Powoli już zastanawia się, co zrobić ze swoim życiem, gdy kopnie piłkę za pieniądze już po raz ostatni. – Mam nadzieję, że ten dwuletni kontrakt z Wisłą nie jest moim ostatnim. Gdy dobiegnie końca, będę miał 33 lata, a taki Wasyl gra praktycznie do czterdziestki. Na razie skupiam się na tym, by jak najlepiej zagrać dwa najbliższe sezony – mówi.
A co potem? – Coś tam świta. Mam skończony kurs UEFA C, więc być może pójdę w kierunku trenerki, ale decyzji jeszcze nie podjąłem. Gdy negocjowałem swój kontrakt z Wisłą, Arek Głowacki śmiał się ze mnie, że byłbym dobrym agentem, więc może ten kierunek? A poza piłką? Też są jakieś pomysły, marzenia. Jednym z nich jest własna restauracja. Chciałbym otworzyć coś, co dawałoby mi radość na co dzień. Ja należę do tych ludzi, którzy nie potrafią zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu. W trakcie przerwy między sezonami po dwóch tygodniach mój organizm domaga się ruchu – podkreśla.
A może zacznie... robić meble? – Mógłbym z ojcem zastanowić się nad rozwojem jego firmy. Tata ma mały zakład produkujący meble. Jak byłem młody, to trochę mu pomagałem, brat też. Potrafię coś przeszlifować, skleić, pracowałem na maszynach do obróbki drewna. Podstawy znam, ale chyba jednak wolałbym pozostać przy piłce. Ciężko byłoby mi wyobrazić sobie siebie pracującego w zakładzie. Pracę z drewnem traktuję hobbystycznie – mówi.
Jaki ojciec, taki syn
Wkrótce pewnie okaże się, czy w ślady taty pójdzie 5-letni Antoni. – Kopiemy piłkę, ale do szkółki jeszcze nie chodzi. Zastanawiam się, którą wybrać, tę Arka Głowackiego czy jakąś inną (śmiech). A może najpierw zapiszę go na gimnastykę? W tym wieku to chyba bardziej sensowne. Fakt, że syn jest bardzo żywy, energetyczny, w parkach wyprzedza wszystkich. Jest bardzo ambitny i nie lubi przegrywać – wylicza Burliga.
Piłkarz urodzony w Suchej Beskidzkiej jest pod wrażeniem gry 15-letniego Daniela Hoyo-Kowalskiego. – Bardzo mnie zaskakuje. Wszedł do składu i grał bardzo mądrze. Wiadomo, że nie ma jeszcze odpowiednich warunków fizycznych, by walczyć z silnymi napastnikami, ale nadrabia ustawieniem i czytaniem gry. Niedawno zwróciłem uwagę podczas treningu, że coraz lepiej wyprowadza piłkę. Życzę mu wielkiej kariery i mam nadzieję, że w wieku 18-19 lat będzie grać w reprezentacji Polski – mówi.
Teraz chciałby coś osiągnąć z Wisłą. Mistrzostwa grupy spadkowej z poprzedniego sezonu w CV sobie nie wpisze. – Mamy solidną kadrę i jak każda drużyna na razie marzymy o pierwszej ósemce. Osobiście bardzo mi na tym zależy. Fajnie byłoby, gdybyśmy do końca sezonu walczyli o wszystko. W poprzednim sezonie już była wielka euforia, a potem okazało się, że zabrakło jednego meczu, by się załapać do grupy mistrzowskiej. Skończyło się na tym, że w grupie spadkowej graliśmy praktycznie o nic – kończy Burliga.