Największa pula nagród w historii turnieju lanowego, plejada gwiazd światowego formatu na serwerze i mocno kontrowersyjny stan samej gry. To wszystko już w ten weekend obserwować będzie rzesza widzów z całego globu. Fortnite World Cup ma ostatecznie zweryfikować to, czy esport w Battle Royale ma szansę na sukces.
Kwalifikacje pod znakiem ciągłych zmian
Zanim jednak omówimy sam turniej główny, warto zrobić mały powrót do przeszłości. 10 tygodni kwalifikacji wyłoniło stu najlepszych graczy w trybie solo oraz o połowę mniej duetów. Trzeba dodać, że liczba osób, które wzięły udział w eliminacjach, oscyluje wokół zawrotnych 40 milionów! Ktoś jeszcze ma wątpliwości, że zobaczymy wyłącznie najlepszych z najlepszych?
O dziwo głosów tego typu pojawia się całkiem sporo. Wszystko ze względu na to, jak bardzo kontrowersyjne były same kwalifikacje. Wielu profesjonalnych graczy, a także osób z szeroko pojętego środowiska esportowego w Fortnite, konsekwentnie narzekało na to, jak wyglądała sama rozgrywka podczas eliminacji. Zero reakcji na zbyt silne bronie, wprowadzenie do gry absurdalnych przedmiotów, które mogły negatywnie wpływać na tryb turniejowy czy też brak odpowiedniej optymalizacji – to tylko niektóre z zarzutów, jakie padały pod adresem Epic Games.
Naturalnie, można przypuszczać, że niektóre z tych twitterowych krzyków były jedynie oznaką zazdrości lub frustracji. Ciężko jednak nie zgodzić się z faktem, że obecność niektórych zawodników na World Cupie jest dziełem przypadku. Gra przechodziła przez okres aktualizacji, które wprowadzały ogromny zamęt, przez co nawet najlepsi mogli mieć problem z ustaleniem konkretnego planu na rozgrywkę.
30 milionów dolarów na stole
Jeszcze nie tak dawno pula nagród na poziomie pół miliona dolarów potrafiła rozgrzać graczy i kibiców do czerwoności. Teraz wyobraźcie sobie, że ta kwota została odrobinkę zwiększona...
No dobrze, może nie odrobinę... Epic Games zszokowało wszystkich, kiedy zakomunikowało, że na esport w swojej flagowej produkcji przeznaczy sto milionów dolarów w skali roku. Już same kwalifikacje na Fortnite World Cup stanęły pod znakiem "szastania" pieniędzmi na prawo i lewo, bo rozdano podczas nich okrągły milion. A prawdziwa kumulacja nadejdzie dopiero na turnieju głównym.
Jeśli, tak jak Taco Hemingway, marzyliście o zrobieniu sześciu zer, to żałujcie, że nie wzięliście się za profesjonalną grę w Fortnite’a. Włodarze największego turnieju w historii gier Battle Royale rozdysponują w ciągu trzech dni aż 30 milionów dolarów! Sam zwycięzca trybu solo zapisze na swoje konto czek na 3 miliony, a identyczną kwotę będą musieli rozdzielić między sobą triumfatorzy w systemie duetów. Warto tutaj zaznaczyć, że pojedynczy zawodnik nigdy wcześniej nie wygrał takich pieniędzy za udział w jednym evencie. Jednak rekord ustanowiony przez Fornite'a może wkrótce przebić Dota 2, gdyż pula nagród w The International wynosi już ponad 30 000 000 dolarów.
Narzekać na pewno nie będą również ci, którzy uplasują się na niższych lokatach. Nawet zawodnicy z ostatnich miejsc będą bogatsi o 50 tysięcy dolarów, czyli tyle samo, ile uzyska pięcioosobowa drużyna CS:GO za zwycięstwo w turnieju z cyklu DreamHack Open. A teraz pomyślcie sobie jeszcze, że 22 graczy zagra zarówno na solo, jak i na duo...
Prawdziwa "rzeźnia" na serwerze
Znacie to uczucie, gdy podczas zwykłej rozgrywki przypadkiem traficie na streamera lub profesjonalnego gracza? Teraz wyobraźcie sobie, że w jednym lobby zamykamy samych takich "kozaków". Chyba nie muszę mówić, jak to się skończy...
Tak naprawdę niezwykle ciężko jest wskazać jednogłośnych faworytów. Kiedy oko w oko staną ze sobą takie gwiazdy jak Tfue, Mongraal, MrSavage, Mitr0 czy Kinstaar, to wszystko może się wydarzyć. Naturalnie, każdy ma swoje typy i z zapartym tchem będzie śledził pocznania swoich ulubieńców, ale jedno jest pewne – kwestia pierwszego miejsca jest jak najbardziej otwarta.
Oprócz najpopularniejszych graczy warto również zwrócić uwagę na kilka mniej znanych postaci. Jedną z nich jest na pewno Klaus "Stompy" Konstanzer, który tylko w jednym tygodniu kwalifikacji nie zajął miejsca premiowanego awansem na finały w Nowym Jorku. Optymiści sugerują również nazwisko Do "Hood.J" Hwana, który jest uznawany w Korei za ogromny talent. W wyścigu po tytuł "czarnego konia" z pewnością startują również gracze z regionu CIS czy Brazylii. Nie można zapomnieć o młodych gniewnych, których w Ameryce na pewno nie zabraknie. Dubs z FaZe Clanu, benjyfishy z NRG czy chociażby LuKi z devils.one, to chłopaki, którzy nie przekroczyli dalej szesnastego roku życia. Zarówno oni, jak i spora grupa pozostałych “małolatów” na pewno nie jeden raz pokaże w Nowym Jorku, że wiek, to tylko liczba.
Trzech Polaków na polu bitwy
Jarek "JarkoS" Kaleta, Maciej "teeq" Radzio i wspomniany już wcześniej Łukasz "LuKi" Król. Zapamiętajcie te nazwiska, bo to oni powalczą w ostatni weekend lipca o zapisanie się w historii Fortnite’a. Wszyscy są bardzo młodzi, ambitni, utalentowani i już teraz reprezentują czołowe krajowe organizacje. Przed nimi jednak niesamowicie ważny test, jakim jest reprezentowanie całego kraju w mistrzostwach świata.
Paradoksalnie, wydaje się, że ich największą siłą może okazać się to, że niewiele osób w nich wierzy. W porównaniu do czołowych graczy ze świata Polacy na pewno nie osiągają aż tak dobrych wyników, przez co nie ciąży na nich presja faworytów. JarkoS, teeq i LuKi niewiele muszą, ale na pewno wiele mogą i to może okazać się kluczowe w prowadzeniu dobrej, bezkompleksowej gry.
Największe nadzieje na pewno pokładane są w Jarkosie, który jest uznawany za najlepszego zawodnika w kraju. Reprezentant x-kom AGO ma za sobą triumf w Katowicach i lanowe doświadczenie z pewnością pomoże mu w Nowym Jork. Kaleta ma dużą szansę, aby udowodnić swoją pozycję w Polsce, ale również na świecie. Nam pozostaje mocno trzymać kciuki za to, żeby nadwiślańscy gracze poradzili sobie na World Cupie jak najlepiej i wrócili do domu z solidną zaliczką na drugą część wakacji.
Największy test dla sceny Battle Royale
Esport w grach opierających się na trybie Battle Royale jest od dłuższego czasu tematem gorących dyskusji. Entuzjaści chwalą go za nieprzewidywalność i dynamikę, z kolei sceptycy – krytykują za zbyt dużą losowość i brak dobrych warunków do śledzenia poczynań graczy. W tym momencie jedynie PUBG może się pochwalić stosunkowo stabilną sceną profesjonalną z dobrze zorganizowanymi zawodami. W Fortnite wszystko cały czas przebiegało raczej pod znakiem testowania poszczególnych możliwości.
Dochodzimy jednak do najważniejszego sprawdzianu. Epic Games zawiesiło poprzeczkę bardzo wysoko nie tylko dla konkurencji, ale również dla samych siebie. Mistrzostwa świata w Fortnite to event o niespotykanym rozmachu. Wielkie pieniądze, jeszcze większy “hype” i prawdopodobnie jeszcze większe oczekiwania. W ostatni weekend lipca wszystkie oczy esportowego świata zwrócą się w stronę Nowego Jorku, żeby zobaczyć, jak to się wszystko potoczy...
A nie oszukujmy się – wcale nie jest powiedziane, że wszystko pójdzie po myśli organizatorów. Problemy techniczne już niejeden raz były prawdziwą zmorą graczy, co było widać nawet podczas tak dużych imprez, jak ESL Katowice Royale. Pozostaje również pytanie, jak to wszystko będzie się oglądało i jak cały projekt “sprzeda się” w mediach i portalach społecznościowych. Fortnite już niejednokrotnie padł ofiarą przykrej statystyki, która wskazywała na to, że dużo chętniej ogląda się streamerów grających wyłącznie dla zabawy, niż rywalizację turniejową.
Intrygujące jest na pewno to, jak wszystko potoczy się pod względem czysto sportowym. Ryzyko losowości jest naprawdę olbrzymie. W grze dalej dostępne są takie przedmioty jak ciężka snajperka, granaty gazowe czy tak zwane "kulojazdy", które pełnią jednocześnie funkcję transportu oraz osłony. Jeśli okaże się, że złote medale wpadną w ręce "underdogów", to zarzutów na temat stanu produkcji będzie na pewno wiele.
Dla samego Epic Games będzie to również na pewno kopalnia wniosków. Amerykańska firma już niejednokrotnie pokazała, że często bardziej zależy jej na wrażeniach zwykłych odbiorców niż tych grających w Fortnite profesjonalnie. World Cup może dostarczyć włodarzom EG odpowiedzi na pytanie: czy warto wyjść naprzeciw oczekiwaniom zawodowców? Co prawda promowanie esportu w swoim flagowym tytule wydaje się na pierwszy rzut oka naturalne i korzystne, jednak nie można całkowicie odrzucić myśli, że niektóre osoby z kierownictwa mogą je uznać za po prostu nieopłacalne.
Wszyscy do busa
Rozgrywki w ramach Fortnite World Cup rozpoczną się już w piątek 26 lipca o godzinie 18:30. Na pierwszy ogień zobaczymy zmagania w trybie kreatywnym, a także turniej charytatywny, w którym udział weźmie dwóch polskich twórców. Jakub "Jacob" Wrotniak i Karol "FRIZ" Wiśniewski połączą siły z celebrytami, by rywalizować z takimi osobistościami jak Ninja, Marshmello czy Sigala.
Prawdziwa walka czeka nas jednak dopiero dzień później. Pięćdziesiąt najlepszych duetów świata rozegra od godziny 18:30 sześć spotkań, podczas których zobaczymy zacięty bój o każdy punkt.
Najbardziej elektryzujący ma być jednak ostatni dzień rozgrywek. To właśnie w niedzielę na placu boju pojawi się stu graczy walczących o tytuł mistrza świata w Fortnite. Rozpoczynające się o 18:30 rozgrywki z pewnością ściągną przed ekran wielu polskich fanów, bo to właśnie wtedy na serwerze zameldują się wspomniani już wielokrotnie JarkoS, LuKi i teeq.
Zmagania będziecie mogli śledzić na żywo na oficjalnych kanałach Fortnite’a. Wyniki rozgrywek znajdziecie również naturalnie na naszym portalu.