Robiliśmy to 30 razy dziennie. To strasznie bolesne. Ale on zawsze dawał znak, kiedy jego płuca były pełne wysięku – o obrażeniach i leczeniu Nikiego Laudy opowiada jeden z lekarzy kliniki w Mannheim. 1 sierpnia wypada rocznica strasznego wypadku na Nurburgringu.
Poniedziałek, 2 sierpnia 1976 roku. Siódma rano. Doktor w kitlu wchodzi do jednej z sal szpitala uniwersyteckiego. Pracuje tutaj od dwóch lat. Ma 32. Urodził się 11 marca 1944 roku w Waldenburgu. Do szkoły uczęszczał w Ludwigshafen, studia medyczne ukończył na Uniwersytecie Johannesa Gutenberga w Moguncji. Praktykę lekarską robił w Ludwigshafen, tam też otrzymał pierwszą posadę, zanim przeniósł się na przeciwny brzeg.
To będzie jedno z najtrudniejszych wyzwań w lekarskiej karierze. I najgłośniejsze. Rozgłos zapewni mu nazwisko pacjenta i okoliczności zdarzenia.
– Nie oglądałem niedzielnego wyścigu. W poniedziałek rano poszedłem do szpitala i zacząłem pracę w oddziale intensywnej terapii. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Nikiego. Nie zapomnę nigdy tej chwili. Jego poparzona głowa była przeraźliwie spuchnięta, przez nos wprowadzono mu rurę do intubacji. Ale mieliśmy z nim kontakt – odtwarzał tamten poniedziałek po 43 latach w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Nadal ma przed oczyma obraz leżącego w łóżku, choć minęło bez mała pół wieku. Spuchnięta głowa przybrała takie rozmiary, że z trudem mieściła się w linii ramion.
W niedzielę Lauda pędził z prędkością ponad 200 km/h czerwonym bolidem Ferrari. Wcześniej zmienił opony z deszczówek na slicki, bo zaczęło się wypogadzać, a przedtem niebo nad torem płakało. Jakby ostrzegawczo. Nordschleife, ponad 20-kilometrowa pętla, zabrała w poprzednich latach i miesiącach już 39 istnień.
– Jego bolid uderzył w barierę, odbił się, uderzył moje auto i zepchnął mnie o 20 metrów. Wyskoczyłem i pobiegłem mu pomóc. Było ciężko, bolid płonął, a Lauda był uwięziony – relacjonował przerażony Guy Edwards, jeden z kierowców, którzy przybyli z ratunkiem. Pomagał im pracownik obsługi technicznej, znaleźli gaśnicę.
Po kilku minutach dotarły służby medyczne. Kierowca leżał na trawie, już w ambulansie, potem w szpitalu w Adenau, następnie w Ludwigshafen. Mumię, którą był mistrz świata Formuły 1, wyjmowało z karetki dwóch sanitariuszy. Trzeci trzymał kroplówkę. A później Austriak został przetransportowany do sąsiedniego Mannheim. Przebył taką drogę jak dr Martin. Z Ludwigshafen na drugą stronę rzeki.
– Nie wiedziałem o wypadku, nie wiedziałem też, że Nikiego przewieziono z oddziału leczenia oparzeń w szpitalu w Ludwigshafen do naszego oddziału intensywnej opieki medycznej w klinice w Mannheim. Wszelkie informacje o stanie zdrowia otrzymałem w poniedziałek rano. W tamtym czasie wielu pacjentów z urazami wdechowymi nie miało szans. Rokowania były złe – opowiada dr Martin.
To dlatego Marlene, pierwsza żona Laudy, usłyszała w niedzielę wieczorem: "on nie przetrwa tej nocy". Przyleciała prywatnym samolotem z Wiednia do Kolonii, potem gnała do Mannheim, by czuwać przy mężu. – Spędziła przy nim wiele czasu – opowiadała dziennikarzom jedna z pielęgniarek. A Niki tę noc przetrwał i trafił nazajutrz w ręce Eike Martina.
– To dla mnie całkiem inne doświadczenie przy leczeniu tego rodzaju obrażeń. Normalnie nie traktowaliśmy pacjentów jak Nikiego. Jest jednym z niewielu, którzy przeżyli tak ciężkie urazy dróg oddechowych, ponieważ był przytomny i nie prowadziliśmy wentylacji mechanicznej, tylko wspieraliśmy oddychanie spontaniczne – zdradza jeden z wybawców.
W poniedziałek rano tytuł w lokalnej gazecie "Mannheimer Morgen" krzyczał: "Życie Nikiego Laudy na krawędzi". Tak stan określił inny z lekarzy, doktor Klaus Peter, oddając całą powagę sytuacji.
Dr Martin wymienia listę obrażeń: – Niki był zaintubowany przez nos aż do tchawicy przez pięć dni. Płomienie i dym uszkodziły drogi oddechowe. Potrzebował permanentnego odsysania z płuc. To bardzo bolesne, szczególnie, jeśli jesteś przytomny. Przeszedł sedację (przyp. pacjent jest uspokojony za pomocą leków), ale odpowiadał. Nieprawdopodobnie z nami współpracował, kiedy musieliśmy przeprowadzać odsysanie przez tchawicę. Do jego dróg oddechowych dostało się wiele toksycznych substancji.
W obawie przed infekcją patogenami kierowca toczył bój ze śmiercią w pomieszczeniu o najwyższej sterylności, z podwójną ochroną. Doktorzy, cały personel szpitalny, musieli strzec czystości tego miejsca jak oka w głowie. Doktor pewnego dnia odebrał telefon. To dzwonił austriacki piosenkarz Peter Alexander. Przekazał: "powodzenia, szybkiego powrotu do zdrowia". Odbierali wiele telefonów. – Bardzo dużo osób dzwoniło, żeby porozmawiać z Nikim. Ale podczas pobytu w oddziale intensywnej terapii zablokowaliśmy wszelkie połączenia – zapewnia doktor.
– Przechodził katusze. Co pół godziny lekarze penetrowali organizm i oczyszczali ze wszystkiego, co dostało się, kiedy przez kilkadziesiąt sekund czekał na ratunek w płonącym bolidzie. Czarna wydzielina z płuc przyprawiała o mdłości i budziła zwątpienie, czy naprawdę się uda. Czy pozostanie w świecie żywych. Leki przeciwbólowe mogły tylko złagodzić cierpienia. Przez cały czas była przy nim żona. – Pozwoliliśmy jej przebywać blisko łóżka w oddziale intensywnej terapii. Spędzała z Nikim tak wiele czasu, ile tylko mogła – opowiada doktor. I przechodzi do szczegółów terapii.
– Obrażenia dróg oddechowych były największym problemem. Odsysanie płuc przeprowadzaliśmy 30 razy dziennie. Podczas wypadku wdychał wyziewy ze spalonego materiału, płonącego samochodu, z dymu. To bolesna czynność. Ale on zawsze dawał znak, kiedy jego płuca były pełne wysięku – opisuje procedurę niemiecki lekarz.
Austriackiemu mistrzowi kierownicy pomagał wynalazek Forresta Birda, amerykańskiego pilota z II Wojny Światowej, a po jej zakończeniu doktora medycyny i wynalazcy. Jako pierwszy stworzył respirator produkowany na masową skalę. Tak dał szansę Nikiemu i ułatwił pracę lekarzom w Mannheim.
– Jego spontaniczne oddychanie wspomagaliśmy respiratorem Birda. W tamtych czasach traciliśmy wielu pacjentów z takimi urazami przy mechanicznej wentylacji. Być może on przetrwał tak ciężkie obrażenia, dlatego że był przytomny, zdyscyplinowany i miał psychikę twardego wojownika – ciągnie doktor.
Operacja na życzenie, doktor na torze
Po kilku dniach lekarz wiedział, że to wytrzyma. Że przeżyje wypadek i obrażenia, które dla 95% pacjentów kończyły się śmiercią. Upewnił się, kiedy z tchawicy wydobyli rurkę intubacyjną. Niki oddychał, płuca pracowały. – Przywróciliśmy wtedy funkcje płucom. Zniknęło zagrożenie wystąpienia zespołu ostrej niewydolności oddechowej – mówi.
Lauda nie dbał o to, że płomienie pozostawiły na twarzy ślady, których już się nie pozbył. Musiał wracać, bo kiedy leżał w szpitalu, rywale się ścigali. – Chciał, żeby transplantację przeprowadzono tak szybko, jak tylko się da. Normalnie robi się to cztery tygodnie po odniesieniu obrażeń. W tym przypadku, na jego życzenie, operację wykonano 14 dni po wypadku. Dochodził do siebie bardzo szybko. Szpital opuścił po czterech tygodniach, a już 12 września, sześć tygodni po, wystartował w wyścigu i dojechał na czwartym miejscu – oblicza dr Martin w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Zostali przyjaciółmi. Tego słowa używa emerytowany lekarz, żeby opisać ich relacje. Nie oglądał 1 sierpnia wyścigu na Nurburgring, nie miał pojęcia o wypadku, ale Formuła 1 go zafascynowała. Tak jak Lauda, któremu zapragnął towarzyszyć.
– Po jego powrocie do Formuły 1 w 1977 roku zapytałem szefa, czy anestezjolog może pracować jako pracownik lekarza wyścigowego F1. Wtedy był nim neurochirurg. Mógł i później towarzyszyłem Nikiemu podczas wyścigów w Europie jako lekarz wyścigowy z FOCA aż do 1978 roku, kiedy po raz pierwszy odszedł z Formuły 1 – wspomina. FOCA to skrót od Formula One Constructors Association, organizacji zrzeszającej konstruktorów. Na dobre zawładnęli nią Bernie Ecclestone i Max Mosley.
Doktor ze szpitala w Mannheim jeździł z Sidem Watkinsem w samochodzie medycznym. A na wyścigi latał razem z Nikim. Wylatywał z Monachium do Salzburga, potem się spotykali i lecieli wspólnie. To Lauda polecił go władczym w Formule 1. Nie musiał podpisywać żadnego kontraktu, po prostu uścisnęli sobie dłonie z Ecclestonem.
Wspólne zdjęcie 40 lat później
Dr Martin jest od pięciu lat na emeryturze. Pomaga dzisiaj, jak może, ożywić wspomnienia z pierwszych dni tamtego sierpnia. Odpowiada na pytania, maluje słowem obrazy, które ujrzał dzień po wypadku. – Myślę, że nikt nie ma takiej wiedzy na temat jego pobytu w szpitalu. To ja byłem lekarzem odpowiedzialnym za leczenie – wyznaje.
Spotykali się. Czterdzieści lat po leczeniu w Mannheim opowiadali, jak to było. Niki dostał pytanie o niedzielny wyścig i to, co pamięta. Niewiele. – Tamtego dnia rano podszedł do mnie fan i poprosił o autograf. Miałem napisać datę. "To może być ostatni, panie Lauda" powiedział. Pomyślałem, co za idiota! Ale dałem mu ten autograf. W pewnym momencie po starcie, kiedy tor wysychał, musiałem zjechać i zmienić opony z deszczówek na slicki. A później już niczego nie pamiętam – powiedział w 40. rocznicę wypadku. Siedział obok doktora, a ich wspólnym zdjęciem opatrzono wywiad, także wspólny. Raz odpowiadał jeden, raz drugi.
Niki nie złożył tamtej niedzieli ostatniego podpisu. Między innymi dzięki Eike Martinowi dożył 70 lat i… zasnął w maju 2019 roku. A doktor Martin nadal ma ciarki, kiedy opowiada, co zobaczył w poniedziałek 2 sierpnia 1976 roku. To już 47 lat...
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.