Teraz kolarze są zaopatrzeni w najnowszy sprzęt. Podobnie jest w samochodach. Dysponują systemem poduszek. Ludzie myślą, że to jest bezpieczne. Nic z tego. Kask czy inna rzecz może ochronić, ale nie zawsze – stwierdził w rozmowie z TVPSPORT.PL Zenon Jaskuła, który podczas kariery miał kilka poważnych kraks. Transmisja 76. Tour de Pologne na antenach Telewizji Polskiej, na TVPSPORT.Pl oraz w aplikacji mobilnej.
Filip Kołodziejski: – Po śmierci 22-letniego Belga Bjorga Lambrechta kolarskie środowisko pogrążyło się w żałobie.
Zenon Jaskuła (trzeci kolarz Tour de France w 1993, wielokrotny mistrz Polski): – Niestety, zdarzają się takie tragedie. Kondolencje dla rodziny. Poważnych wypadków w kolarstwie nie ma wiele, ale jeśli już są, najczęściej nie da się nic zrobić. Bywają złamania, obtarcia. Na szczęście większość zawodników wychodzi z tego cało. To normalne w kolarstwie. Jest wiele niebezpiecznych sytuacji. Widziałem dużo upadków, poturbowań. Najczęściej kończyło się na złamanych obojczykach i kończynach. Przed wyruszeniem każdy podpisuje pismo, że jedzie na własną odpowiedzialność. Śmiertelny wypadek pamiętam z Tour de France w 1995 roku.
– Wtedy nie udało się uratować Fabio Casartelliego.
– Nie wyrobił na zjeździe. Uderzył głową w kamień. Na początku zawodowej kariery jeździliśmy bez kasków. Nie było wielu kraks. Zdarzały się poturbowania. Teraz kolarze są zaopatrzeni w najnowszy sprzęt. Podobnie jest w samochodach. Dysponują systemem poduszek, itp.. Ludzie myślą, że to jest bezpieczne. Nic z tego. Kask czy inna rzecz może ochronić, ale nie zawsze. Nie jestem ich zwolennikiem. Niekiedy można się poczuć zbyt pewnie mając kask. W 1995 roku Casartelli nie miał nic na głowie. Wtedy można było się ścigać na Tour de France bez kasku. Bardziej się wtedy uważa. Pytanie, co może nas ochronić w stu procentach? Szyja i tak jest narażona na urazy. Zdarzają się błędy.
– Jak zareagowano po wypadku w 1995 roku?
– Już w czasie jazdy wiedzieliśmy że umarł. Poszła informacja, że został przewieziony w karetce pogotowia, ale nie udało się go uratować. Kolejny dzień był spokojny. Jechaliśmy 35-36 km/h. Wszystkie nagrody z tego etapu były przekazane rodzinie. Życie jest bezcenne. Mogliśmy zrobić tylko tyle. Mały gest dla najbliższych i drużyny.
– Szybko odzyskaliście komfort psychiczny?
– Nie ma mocnych. Ściganie przez kolejne dwa dni było ostrożne. Później szło normalnie. Wyścigu nie przerwali. Była chwila zadumy. Być może każdy ma coś pisane.
– Kolarze są niedoceniani? Utrzymanie roweru przy takich prędkościach jest wymagające.
– Niekoniecznie. Zawodowcy jeżdżą po 6-8 godzin dziennie. Rower to narzędzie pracy. W peletonie jest niepisane prawo: "Jeden drugiego nie wywraca specjalnie, bo na drugi dzień on sam może zostać przewrócony". Nigdy sobie nie pozwalałem na takie sytuacje. Obtarcia czy podcięcia nie da się zaplanować. Wszystkie dzieje się szybko, ale rzadko do tego dochodzi. Taki zawód. Na finiszu też jest niebezpiecznie. Każdy chce wygrać, każdy się pcha. Zawodnik nie może myśleć, że się przewróci albo wypadnie. Kierowcy rajdowi i narciarze też są narażeni. Analizowanie, że za zakrętem jest dziura nie pomaga. Wtedy się zwalnia. Traci sekundy. Każdy wierzy w to, że nieszczęście go ominie. Przecież wystarczy wyjść z domu i można zostać potrąconym na pasach.
– Wypadki zdarzają się także na treningach.
– Dokładnie. Wtedy jest więcej potrąceń. Kiedy jedzie jeden albo dwóch zawodników nie zamyka się tras. Mieszkańcy nie zwracają do końca uwagi na kolarzy. Może wyjechać samochód, traktor i jest koniec. Podczas jednego ze zgrupowań w Austrii jechałem w małej grupce wyścigowej. Niespodziewanie wyjechała nam kobieta. Obudziłem się już w karetce. Zamknięta trasa nie jest pewna. Na każdym skrzyżowaniu nie można postawić policjanta czy strażaka, żeby kontrolował jazdę.
– Pojazdy to największy kłopot?
– Kolarze w przeszłości wpadali w stojące na poboczach samochody. Jest jeszcze jedno niepisane prawo: "Każdy zawodnik, gdy widzi dziurę, macha ręką". Ostrzeżenia dają dużo przy takich prędkościach. Można to zauważyć podczas transmisji. Różne języki nie przeszkadzają w komunikacji.
– Dużo tych "praw peletonu".
– Kiedyś na Wyścigach Pokoju tego nie było, ale w zawodowym peletonie każdy szybko reagował. To przykre, gdy jeden z zawodników nie zauważy przeszkody i leży.
– Kilka tygodni temu poważny wypadek miał Christopher Froome.
– Najlepsi też muszą uważać. Często na zjazdach zawodników "wynosi" z trasy. Kolarze trafiają w krzaki albo rów.
– Da się zachować pełną koncentracje podczas treningów i startów?
– Trzeba myśleć o wyścigu, nie o innych rzeczach. Podobnie mają kierowcy auta. Powiadomienia pojawiające się na telefonie kuszą, by je sprawdzić. W Austrii są ostrzeżenia, że zerknięcie przez dwie sekundy na ekran, może być ostatnimi sekundami życia. Daje do myślenia. Sam zabroniłbym używania wszelkich urządzeń podczas jazdy rowerem i samochodem.
– Co jeszcze naraża na wypadki?
– Jeśli ktoś ma w uszach dwie słuchawki i włączoną muzykę, nie słyszy trąbnięcia nadjeżdżającej policji albo karetki pogotowia. Można go wtedy nazwać samobójcą. Na jedną słuchawkę można przymknąć oko.
Kolarze, którzy zginęli w wyniku obrażeń doznanych
w różnych wyścigach kolarskich od 1990 roku:
1995 – Fabio Casartelli (Włochy) Tour de France
1999 – Manuel Sanroma (Hiszpania) Dookoła Katalonii
2000 – Nicole Reinhart (USA) Arlington Circuit Race
2003 – Andriej Kiwilew (Kazachstan) Paryż-Nicea
2004 – Juan Barrero (Kolumbia) Dookoła Kolumbii
2004 – Tim Pauwels (Belgia) Cyclo-cross w Erpe-Mere
2006 – Isaac Galvez (Hiszpania) Sześciodniówka w Gandawie
2008 – Bruno Neves (Portugalia) Classica de Amarante
2010 – Thomas Casarotto (Włochy) Giro del Friuli Venezia
2011 – Wouter Weylandt (Belgia) Giro d'Italia
2016 – Antoine Demoitie (Belgia) Gandawa-Wevelgem
2016 – Daan Myngheer (Belgia) Criterium International
2016 – Gijs Verdick (Holandia) Karpacki Wyścig Kurierów
2017 – Chad Young (USA) Tour of the Gila
2018 – Michael Goolarts (Belgia) Paryż-Roubaix
2019 – Robbert de Greef (Holandia) Omloop van de Braakman
2019 – Bjorg Lambrecht (Belgia) Tour de Pologne