Trener? Taki raczej na I ligę. Kadra? Conajmiej na trzecią. Sponsor? Jeszcze w grudniu negocjował przejęcie Wisły Kraków. Dyrektor sportowy? Znany w całej Polsce Andrzej Iwan. W Krakowie, na małym stadionie między blokami, wydarzyło się coś niezwykłego. W klubie z ligi okręgowej pojawiły się pieniądze jakich wcześniej nikt tu nie widział.
Pierwsza kolejka ligi okręgowej grupa Kraków II. Wieczysta pokonała Dąbskiego 5:1. W Krakowie derby rozgrywane są co weekend, ale te są ciut bardziej szczególne, bo Dąbie i Wieczysta to sąsiadujące ze sobą części Krakowa. Po meczu trener gości bezradnie rozkładał ręce. – Różnica w przygotowaniu fizycznym? Kosmos. Jesteśmy w lidze międzyokręgowej, a gramy przeciwko piłkarzom, których jeszcze niedawno wiedzieliśmy w telewizji. Wieczystej boi się teraz cała liga, a my możemy traktować ten mecz tylko jako lekcję – przekonywał.
Cel? Pierwsza liga
Co tu się wydarzyło? Od kilku miesięcy Wieczystą wspiera Wojciech Kwiecień. Krakowski biznesmen, który jeszcze w grudniu zeszłego roku negocjował przejęcie Wisły Kraków. Teraz postawił na mały klub osiedlowy, który nigdy nie był powyżej IV ligi. Chce to robić po cichu, w klubie powtarza, że nie trzeba mówić o tym, że im pomaga, ale gdy latem zatrudnił Andrzeja Iwana w roli dyrektora sportowego, a Przemysław Cecherza w roli trenera. Gdy zaczął ściągać piłkarzy mogących grać jeszcze w pierwszej, w drugiej lidze, czas nazwać rzeczy po imieniu. KS Wieczysta ma prężnego sponsora i jest na początku drogi, która ma ją zaprowadzić wyżej, znacznie wyżej.
Jak wysoko? Od Andrzeja Iwana nie jest łatwo to wydusić. – Cytuję Wojtka: ″Do pierwszej ligi. A potem zobaczymy″ – mówi. Pierwsza liga? O matko! To byłoby coś. W ostatnich latach Wieczysta przebiła się do świadomości przeciętnego kibica w Polsce tylko wtedy, gdy Tomasz Frankowski został przesunięty do rezerw Wisły i musiał grać na boisku Wieczystej właśnie.
Ambicje jednak, jak zawsze, trzeba wykazać na boisku. Aby to się udało Kwiecień i Iwan ściągnęli do Krakowa piłkarzy, którzy w normalnej sytuacji na klub z tej ligi nawet by się nie obejrzeli. Mamy tu więc Macieja Bębenka (wcześniej m.in. Widzew i Górnik Zabrze), Piotra Madejskiego, Adriana Frańczka, Bartosza Iwana czy Krzysztofa Kalembę. To wszystko piłkarze już doświadczeni, może nie z nazwiskami z pierwszych stron gazet, ale są z przeszłością w pierwszej lidze, a nawet w Ekstraklasie. Z debiutu Andrzej Iwan nie był specjalnie zadowolony. W przerwie wyglądał na mocno zdenerwowanego. Wieczysta prowadziła co prawda 3:1, ale gra nie rzuciła go na kolana. Doświadczona ekipa Cecherza (średnia wieku blisko 30 lat) w wielu fazach meczu dawała się wciągać w kopaninę na poziomie, no właśnie, okręgówki.
– Widzew, Chojniczanka… Co pan tu w ogóle robi? – pytamy Cecherza już po zakończeniu spotkania.
– Jestem trenerem, który lubi pracować. Czułem, że już za długo siedziałem w domu, zaczęło mnie to denerwować. Gdy zadzwonił Andrej Iwan zgodziłem się dość szybko. Człowiek denerwuje się tym, że w tym wszystkim nie uczestniczy. Oglądałem mecze Ekstraklasy i I ligi i wkurzałem się, że to lub tamto zrobiłbym inaczej – mówi. W czasie wolnym inwestował w siebie, a jak twierdzi, był też bliski objęcia klubu z... Czarnogóry. – Byłem tam na rozmowach w listopadzie zeszłego roku. Chciała mnie zatrudnić drużyna Petrovac, ale ostatecznie postanowili przedłużyć kontrakt z ówczesnym trenerem – przekonuje.
Osy na trybunie
Za przyjęciem oferty z Wieczystej stała też... złość. – Wciąż mam żal o to, w jaki sposób pożegnano mnie Chojniczance. Gdy mnie zwolniono byliśmy na trzecim miejscu, mieliśmy trzy punkty straty do miejsca premiowanego, a przed sobą zaległy mecz. Coś było nie tak. Potem miałem lekką satysfakcję, gdy widziałem, że kto po mnie nie przyszedł to robił to gorzej. Gdyby nie zdobyte przeze mnie punkty, Chojniczanka kręciła by się w okolicy strefy spadkowej. Złość sprawiła, że tym chętniej przyjąłem ofertę z Wieczystej – opisuje. Nie boi się, że tu, między krakowskimi blokami, na dobre wypadnie z trenerskiej karuzeli.
Kwietnia nie było w czwartek na trybunach, bo przebywa poza krajem, ale mecz zobaczył dzięki transmisji przeprowadzonej za pomocą telefonu komórkowego. To on stoi za tymi wszystkimi zmianami. Kibice momentami się gubią. – Kto teraz jest trenerem? – dopytuje jeden z nich. Jest sielsko, z nieba leje się żar, a z butelek piwko. Na stadionie mieści się mała knajpka, gdzie można znaleźć cień, kiełbasę z grilla i zimne piwo z browaru ″Tenczynek″ za 6 zł. Co więcej trzeba? Na trybunach prym wiedzie pani Grażyna, która jawi się jako kibic numer jeden. To ona rządzi na głównej trybunie. Gorzej, jeśli do akcji wkroczą osy, które urządziły sobie tam gniazdo i przeganiają tych bardziej strachliwych.
Gol nr cztery dla @wieczysta. Myślę, że warto wybrać sie na ten stadion choćby dla pani Grażynki, która regularnie wciela się w rolę komentatora :) i kibica nr 1. pic.twitter.com/mWKfOTPQfv
— Mateusz Miga (@MateuszMiga) August 15, 2019
W poprzednim sezonie Wieczysta, już wspierana przez Kwietnia, straciła awans niemal w ostatniej chwili. Teraz taka historia ma się już nie powtórzyć. Wieczysta rozpoczyna marsz w górę. Dokąd dotrze?
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Porzuciłeś rolę pracę w roli eksperta portalu Weszlo, by objąć stanowisko dyrektora sportowego Wieczystej. Ciągnęło do klubu?
Andrzej Iwan: – Tak. Wcześniej liczyłem, że Wojtek wejdzie do Wisły i tam będę coś robił, ale tak się nie stało. Wiemy, że nadal wspomaga Wisłę, ale oficjalnie nie pełni tam żadnej funkcji. Mnie natomiast męczyły już częste dojazdy do Warszawy, każdy weekend w całości miałem wyjęty. W Weszło spotkałem fajną grupę i była to ciekawa przygoda, ale chętnie przyjąłem ofertę Wojtka. Baliśmy się trochę, że po poprzednim sezonie, gdy nie udało się awansować, zdenerwuje się i rzuci to, ale przeciwnie – on jeszcze bardziej się zmobilizował. Mamy bardzo przyzwoity budżet, więc jeszcze wzmocniliśmy zespół. Teraz mamy trochę podstarzałą drużynę, ale postawiliśmy na realizację doraźnego celu. Patrząc na takiego Adriana Frańczaka widzę, że dał nam niesamowitą jakość, ma wielkie siły witalne, a przy tym to bardzo skromny chłopak. To wodzirej tej drużyny. Hubert Pachowicz strzelił dzisiaj dwa gole, a mógłby więcej. Wciąż potrzebują dotarcia, bo nie trenują ze sobą zbyt długo, dziś patrząc na nasze granie nie widać było tu doświadczenia, sporo było za to niepotrzebnej brawury. Cały czas myślimy, by wzmocnić ten zespół, teraz szukamy nieco młodszych chłopaków. Generalnie – nie wyobrażam sobie, byśmy stracili w tym sezonie jakieś punkty.
– Moment. Wierzysz, że wygracie w tym sezonie wszystkie mecze?
– Takie są moje oczekiwania.
– Niezły z ciebie Cupiał.
– Cupiałem w tym przypadku jest Wojtek. No dobra, bez przesady, Wojtek kuma piłkę. Chodzi o to, że przy takich nakładach na drużynę każdy inny wynik niż nasze zwycięstwo będzie niespodzianką. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że zdarzą się trudniejsze mecze, trzeba szanować każdego rywala, ale brak wygranych nie będzie dobrze wpływał na nasze samopoczucie.
– Jak reagują piłkarze, gdy do nich dzwonisz? Najpierw słyszą ″liga okręgowa″. Potem na stół wkraczają argumenty w postaci kasy?
– Przede wszystkim podkreślamy, że to jest projekt długofalowy. To nie jest tak, że coś jest, a zaraz tego nie będzie. W najbliższym czasie będziemy dobierali zawodników z potencjałem co najmniej na trzecią ligę. Ja muszę szczerze przyznać, że przez pracę w Warszawie na jakieś 10 lat wypadłem z małopolskiego futbolu. Przychodząc do Wieczystej musiałem się posiłkować opiniami zaprzyjaźnionych trenerów. W rozmowach starałem się przedstawić piłkarzom rzeczy, które niwelują fakt grania w niskiej klasie rozgrywkowej. Taki Pachowicz był już dogadamy ze Słomniczanką grającą o poziom wyżej, a jednak przyjął naszą ofertę. Nie ma co kryć, że kasa była mocnym argumentem, ale inna sprawa, że chłopaki mają tu spełnione wszystkie warunki. OK, mamy problem z bazą treningową, ale nie jesteśmy wyjątkiem pod tym względem. U nas można godziwie zarobić, w innym przypadku ciężko byłoby nam ściągnąć takiego piłkarza jak Frańczak, który ma na koncie ponad 200 meczów w I lidze. Część piłkarzy nam odmówiło, ale ja to rozumiem. Podobała mi się ich postawa, bo powiedzieli, że już dali słowo komu innemu, a ja szanuję lojalność. Niewykluczone jednak, że wrócimy do tych tematów za jakiś czas.
– Co ciebie kręci w pracy w roli dyrektora sportowego?
– To, że z powrotem jestem blisko piłki, a zawsze chciałem być takim gościem. W przeszłości próbowałem sił w trenerce, ale to była prowizorka. Pracowałem dla agencji menedżerskich, ale to też nie było to. Cieszę się, że pracuje w klubie i cieszę się z tego, że nie muszę już co chwilę jeździć do Warszawy. Jestem już starszym gościem, nieco zużytym, o czym wszyscy wiemy. Szukałem stabilizacji. Poza tym do Wieczystej pociągnęła mnie osoba Wojtka – znamy się od lat i mamy podobne spojrzenie na piłkę. Cieszę się, że mi zaufał, bo mogło być różnie. Jestem specyficznym człowiekiem i nie byłbym w stanie zmienić się w stu procentach. Przy pracy w klubie pomaga mi syn Wojtka, Grzesiek, który zresztą też jest w zespole.
– Dziś wszedł na boisko w trakcie drugiej połowy.
– Tak i dobrze zagrał. I nie mówię tego dlatego, bo jest synem Wojtka. Grzesiek bardzo mi pomaga, wprowadza mnie w poszczególne tematy. Inna sprawa, że w klubie znam wielu ludzi i panuje tu świetna atmosfera. Krawata tu nie uświadczysz. Ja lubię takie trochę swojskie klimaty. Poza tym – lubię niższe ligi. Często chodziłem na takie mecze, zresztą sam też grałem na wioskach. Tu jest prawdziwa piłka, a większość zawodników nie kalkuluje. Nasi są wyjątkiem – powinni kalkulować choćby ze względu na PESEL, a rywale z pewnością będą się do nas strasznie przykładać. Cieszę się, że znów jestem w małopolskiej piłce, mam też czas, by częściej chodzić na Wisłę. Praca, którą teraz wykonuję ma same zalety.
– W drużynie jest też twój syn, Bartek, który na razie jest kontuzjowany. Ma równocześnie pełnić rolę asystenta Cecherza.
– Warto też zwrócić uwagę, jakiego trenera zatrudniliśmy. Uważam, że to trafny wybór, bo Przemek to człowiek, który umie się przestawić. Na początku mial obawy, że tak nisko, ale w końcu dał się przekonać.
– A co z Bartkiem?
– Miał bardzo przykrą sytuację, bo był podejrzewany o to, że ma zator płucny. Mogło się to bardzo źle skończyć. W szpitalu ogarnęli tę sprawę, teraz Bartek musi zrobić serię badań. Dzięki dr Jerzemu Zającowi z Wisły udało się te terminy nieco przyspieszyć, bo wcześniej dostawał takie, że wcześniej zdążyłby 35 razy umrzeć.
– I co dalej w jego sprawie?
– Dostał leki, które musi zażywać przez rok i ma gwarancję, że w tym okresie nic złego się nie stanie. Wyniki badań powiedzą, co dalej. Najważniejsze, że może uprawiać sport. Wiadomo, że jest zawodnikiem leciwym, teraz przed nim być może praca trenera. Wieczysta to dobre miejsce, by zacząć. Ściągnęliśmy kilku piłkarzy, którzy są wychowankami Wieczystej i spróbujemy dalej pójść w tą stronę. Nie chcemy, by było tylko zasilanie z zewnątrz. Niedługo ruszą grupy młodzieżowe. Musimy zbudować bazę, by mogły z niej korzystać wszystkie grupy młodzieżowe.
– No i jest też plan, by wybudować nowy stadion.
– Tak. Wojtek uważa, że przesuwając trybuny troszkę w tył jesteśmy w stanie zmieścić tu cztery boiska treningowe. To byłaby świetna sprawa. Zobaczymy, jak długo to potrwa, wcześniej trzeba pozałatwiać sprawy administracyjne, by móc cokolwiek zainwestować. Mam nadzieję, że szybko dojdziemy w tej sprawie do porozumienia z miastem.
– Waszym celem jest III liga?
– Wyżej.
– Zdradzisz?
– Zacytuję Wojtka: ″Do I ligi i zobaczymy″. Wiem, że w sporcie takie założenia jest trudno realizować, bo czynnik ludzki ma duże znaczenie. Wojtek jest jednak ambitnym gościem. Skoro tak dobrze poszło mu w biznesie to w sporcie też musi mu się udać.
– Wojtek jest bardzo rozczarowany, że nie udało mu się wejść do Wisły?
– Wydawało się, że to jest już na ostatniej prostej, ale ostatecznie spaliło na panewce. Ja jestem zaskoczony, że ludzie z Wisły oficjalnie nie zaproponowali mu udziałów w klubie. To dla mnie niepojęte. Pewnie dlatego, że wiedzą, że i tak pomoże, jeśli będzie potrzeba. Teraz jednak skupia się na Wieczystej i chciałby, abyśmy za kilka lat byli trzecią siłą w Krakowie.
– O swoim zdrowiu mówisz otwarcie. Na stole przed tobą leży paczka czerwonych Marlboro, ale już wiemy, że przed pewnymi rzeczami nie uciekniesz. Jak sobie radzisz?
– Ze zdrowiem bywa różnie, ale jeśli nie muszę biegać i jeździć za dużo, to będzie dobrze. Wszyscy mówią, że mam końskie zdrowie i chyba tak jest. Oczywiście, było trochę hejtu. Czytałem, że idę do Wieczystej, by polewać. Spokojnie. Zbyt doceniam to co mam teraz, by robić jakieś numery. Psycha jest u mnie najważniejsza i myślę, że lada dzień wróci do formy sprzed kilkunastu lat. Jeśli psychicznie wezmę się w garść, nie będę musiał zalewać robaka.
– Nowa praca, nowe wyzwania pomagają?
– Zdecydowanie tak. Jestem na każdym treningu, będę jeździł na wszystkie mecze. Zresztą nie tylko nasze, bo chcę teraz wykorzystać moje oko do piłkarzy za które tak często byłem chwalony. Będziemy też korzystać z wiedzy naszych starszych piłkarzy, niektórzy z nich chcą iść w stronę trenerki i chcemy umożliwiać im pracę z młodzieżą. A u mnie wszystko idzie w bardzo dobrym kierunku.
– Umiesz oceniać potencjał piłkarzy. Da się tego nauczyć?
– Ja sam miałem duży potencjał, częściowo niewykorzystany, więc tego samego wymagam od zawodników, których obserwuję. Czasem widzę rzeczy, których nie widzi trener. Oceniania potencjału da się nauczyć, ale teraz większość transferów jest robionych na podstawie Instata czy innych systemów, których nazw nawet nie znam. Ja wolę osobiście zobaczyć zawodnika, a będę też korzystał z moich znajomości. Będziemy szukać nie tylko w regionie, u nas zawodnicy naprawdę będą mieli możliwość, by zarobić. Mamy szczęście, że znaleźliśmy takiego człowieka jak Wojtek. Powiedział kiedyś, że nasz budżet jest nieograniczony.
– Właśnie miałem o to spytać.
– Na razie nie jestem w stanie określić naszego budżetu, ale staramy się być przyzwoici. Wszystko konsultuję z Grześkiem, często dzwonimy też do Wojtka i pytamy o jego zdanie. Na pewno stać nas na rzeczy na które nie stać wielu klubów z wyższych lig.