Ostatniej próby przed US Open nie wygrała ani tenisistka ze ścisłej czołówki, ani żadna z postaci młodego pokolenia. W finale zagrały Madison Keys oraz Swietłana Kuzniecowa. Lepsza okazała się Amerykanka, ale to dla 34-letniej Rosjanki miniony tydzień był jak marzenie, bo który to już jej powrót do gry na najwyższym poziomie?
Wspomnień czar – lata 2004-06, wypełniony po brzegi kort centralny Warszawianki. J&S Cup – najbardziej prestiżowa w historii tenisowa impreza na polskiej ziemi. Same gwiazdy: Amelie Mauresmo, Venus Williams, Justine Henin czy Kim Clijsters. Każda z nich wygrała choć raz w Warszawie. Amerykanka i Belgijki w finałach walczyły z mówiącą świetnie po hiszpańsku młodą Rosjanką z Sankt Petersburga. Na trybunach gorąco, bo to pierwsze majowe upały i atmosfera gęsta od emocji. A z każdym kolejnym finałem z tamtych lat coraz głośniejsze okrzyki "Swieta dawaj". Żadnego z tych pojedynków Kuzniecowej nie udało się wygrać, choć z każdym finałem była coraz mocniejsza i bardziej rozpoznawalna.
W międzyczasie, mając dziewiętnaście lat – wygrała US Open, trzy lata po ostatnim finale przy Merliniego została mistrzynią French Open. Wysoka, mocno zbudowana, niekiedy szorstka na konferencjach prasowych, rzadko kiedy gryzła się w język. Może dlatego nigdy nie była ulubienicą kibiców czy swoich rywalek. Ale zawsze miała w życiu jasny cel. Od urodzenia wydawała się skazana na kolarstwo – jej ojciec – Aleksandr trenował plejadę rosyjskich torowców, mistrzów olimpijskich i świata – między innymi żonę i mamę małej Swietłany, a także starszego brata Nikołaja. Tyle że Swieta miała inny pomysł na siebie i inną miłość – tenisa. Mając kilka lat, opuściła rodzinę, ówczesny Leningrad i przeniosła się do Barcelony i tamtejszej akademii tenisowej Sanchez-Casal. Szybko rosła i uczyła się techniki, wytrzymałości a przede wszystkim uporu na korcie, ale też poza nim. Przegrane juniorskie finały w Paryżu i Nowym Jorku w 2001 roku okazały się lekcją, która po kilku latach zaprowadziła ją na szczyt tych samych imprez, tyle że już seniorskich.
Problemy ze zdrowiem o mały włos nie przerwały jej kariery. Na szczęście w życiu Rosjanki pojawił się Vladimir Sołodovnik – przyjaciel, później mąż, wreszcie dawca nowej nerki. Po przeszczepie wróciła mocniejsza psychicznie. Miała przestoje, zawirowania, ale zawsze wracała do czołówki. Przykład, rok 2016, sama końcówka sezonu. Kuzniecowa uparła się, że oszuka przeznaczenie i zdobędzie kwalifikacje do turnieju mistrzyń w Singapurze. Rosjanka walczy w sobotę w moskiewskim finale Pucharu Kremla. Uwija się jak w ukropie, musi pokonać rywalkę i zdążyć na wieczorny, rejsowy samolot. Wszystko układa się po jej myśli. Następnego dnia gra już z broniącą tytułu Agnieszką Radwańską. I tę batalię też wygrywa, choć w trakcie meczu prosi o nożyczki – musi obciąć włosy sama, bo na fryzjera zabrakło czasu.
Trochę szalona, na pewno uparta do bólu – nie złamały jej ostatnie niepowodzenia i kontuzje: kolana a także operacja nadgarstka. Wciąż chce rywalizować, marzy o kolejnych zwycięstwach. Od września 2018 roku nie grała przez ponad siedem miesięcy. Wróciła bez formy i bez błysku z poprzedniego sezonu, gdzie z marszu triumfowała w Waszyngtonie. Bronić tytułu nie mogła, bo czekała na amerykańską wizę. Zwróciła się do byłego trenera Carlosa Martineza (pracującego teraz z Darią Kasatkiną) o pomoc i rozpisanie planu przygotowań. Hiszpan zrobił o co poprosiła. Przyjechała do Toronto z odległym rankingiem i przegrała dopiero w trzeciej rundzie z Halep. W Cincinnati wystartowała jako 153. tenisistka świata, pokonała pierwszy raz w karierze w jednym turnieju trzy rywalki z czołowej dziesiątki. Wystąpiła w czterdziestym drugim finale, dokładnie siedemnaście lat, po pierwszym, wygranym w Sopocie.
Jedni lubią Rosjankę, inni nie przepadają za jej siłowym, mało finezyjnym stylem. Nam kojarzy się z wieloma dramatycznymi bojami z Agnieszką Radwańską, często z przykrym finałem dla Polki. Jest wzorem sportowca, którego cieszy rywalizacja, postęp, pokonanie własnych słabości. Dlatego nigdy się nie poddaje i walczy ze wszystkich sił o swoje. A to cecha konieczna w tym sporcie, przykład dla całej młodej grupy, o której ostatnio tak głośno.