23 sie 2019 | Piłka nożna / Liga Europy

Już nie ma słabych drużyn. Ararat-Armenia i Linfield o krok od fazy grupowej Ligi Europy

Piłkarze Linfield są o krok od historycznego awansu (fot. gettyimages)

Jakub Pobożniak

Na polską drużynę w fazie grupowej europejskich pucharów czekamy już od sezonu 2016/2017. I dla kibiców to wieczność. Są jednak kraje, które nigdy nie doszły tak daleko. Przed historyczną szansą awansu do Ligi Europy są zespoły z Armenii i Irlandii Północnej. Intrygujący jest zwłaszcza przypadek klubu Ararat-Armenia. Klub ten istnieje… tylko dwa lata.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Gdy jedenaście lat temu Puchar UEFA zastąpiono Ligą Europy, zwiększono liczbę uczestników zmagań w fazie grupowej do 48. Z założenia miała być to szansa na dołączenie do elity drużyn z krajów, które do tej pory miały problemy z awansem. Beneficjentem takiego obrotu spraw mieli być także przedstawiciele Ekstraklasy. W głównej części turnieju cztery razy znalazła się Legia Warszawa, dwa razy Lech Poznań, raz zaszczyt ten przypadł Wiśle Kraków. Polska była jednym z trzydziestu dziewięciu krajów, który w historii Ligi Europy miał reprezentanta w europejskich pucharach.

W ostatnich latach zwykle zdarzało się, że przynajmniej jedna z ekip w fazie grupowej należała do nieco egzotycznych i zaskakujących. Albańskie Skenderbeu Korcza, Szachtior Karaganda z Kazachstanu czy pogromca Legii, F91 Dudelange z Luksemburga – mało kto spodziewał się takich drużyn wśród najbardziej znanych europejskich marek. W tym roku towarzystwo może poszerzyć się o kluby z Armenii i Irlandii Północnej: Ararat-Armenię oraz Linfield. W pierwszych meczach czwartej rundy eliminacji armeńska drużyna wygrała z… F91 Dudelange 2:1, a przedstawiciele najmniejszego z krajów wchodzącego w skład Wielkiej Brytanii pokonali Karabach Agdam 3:2.

Igor Lewczuk: Rangers? Nie róbmy z nich Barcelony...

Igor Lewczuk: Rangers? Nie róbmy z nich Barcelony...

Do awansu do Ligi Europy pozostał jeden krok. I wykonać może go absolutny nowicjusz. Ararat-Armenia założony został dwa lata temu. Jeszcze pod nazwą Awan-Akademia przystąpił do rozgrywek drugiej ligi. Po pół roku w klubie pojawił się nowy właściciel, Samwel Karapetian, prezes Araratu Moskwa, zespołu mniejszości ormiańskiej w stolicy Rosji. Kluby połączyły się i pod szyldem Ararat-Armenia rozpoczęły sezon 2018/2019 w najwyższej klasie rozgrywkowej Armenii. Wszystko dlatego, że poziom niżej grały już tylko… rezerwy i zespoły juniorskie. Zespół z Erywania w debiucie sięgnął po mistrzowski tytuł i mógł reprezentować kraj w Europie. I tutaj premierowy mecz wypadł nadzwyczaj okazale. W eliminacjach Ligi Mistrzów zespół Wardana Minasjana pokonał AIK Sztokholm 2:1. Dopiero w rewanżu Szwedzi pokazali wyższość i pokonali rywali 3:1.

Piłkarze Araratu-Armenia (na biało) mogą sprawić nie lada sensację (fot. gettyimages)

W eliminacjach Ligi Europy Ararat trafił na mistrza Gibraltaru, Lincoln Red Imps. Gibraltarczycy nie mieli szans i w dwumeczu przegrali 1:4. W trzeciej rundzie odbyły się derby Kaukazu. Armeńczycy trafili na Saburtalo Tbilisi, które wcześniej niespodziewanie odprawiło Sheriffa Tyraspol. Gruzini wygrali na wyjeździe 2:1, ale u siebie przegrali 0:2 i to mistrz Armenii przeszedł dalej. Sprzymierzeńcem Araratu bez wątpienia jest drabinka eliminacji. W decydującej jej fazie na drodze stanęło im Dudelange, które w zeszłym roku rywalizowało w grupie z Betisem Sewilla, AC Milan i Olympiakosem Pireus. Mecz w Erywaniu zakończył się wynikiem 2:1, choć Luksemburczycy strzelili dwa gole. Jeden z nich błędnie nie został zaliczony przez sędziego Haralda Lechnera, który uznał, że piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Przed mającym dwa lata klubem szansa na zgarnięcie wielkich pieniędzy – awans do Ligi Europy wyceniany jest na prawie trzy miliony euro.

I północnoirlandzkie Linfield nie mogło narzekać na układ drabinki. Co prawda mistrz kraju nie miał szans w eliminacjach Ligi Mistrzów z Rosenborgiem, ale poziom niżej trafił na HB Torshavn z Wysp Owczych. Po przejściu farerskiej ekipy w trzeciej rundzie eliminacji Linfield trafiło na czarnogórską Sutjeskę Niksić. Gdy w dwumeczu padł wynik 5:2, wydawało się, że to wszystko na co stać 53-krotnego mistrza Irlandii Północnej. W meczu z Karabachem Agdam faworytem mogli być tylko Azerowie. Na wyjeździe były uczestnik Champions League oddał osiemnaście strzałów, zaś gospodarze cztery. Znany z Jagiellonii Dani Quintana i spółka przegrali jednak 2:3 tracąc gole w typowo brytyjskim stylu – dwa po rzutach rożnych i jednego po kontrze. Wypożyczony z Evertonu Shayne Lavery popisał się solową akcją i wpakował piłkę do siatki.

The ball boys in this video say everything that you need to know! �� pic.twitter.com/JYQqt5yMSe
— BBC Sport (@BBCSport) August 23, 2019

Linfield mogło być jeszcze bliżej awansu, ale straciło gola w doliczonym czasie gry. Drugi mecz wyspiarzom będzie dłużył się niemiłosiernie, zaś Karabachowi czas będzie płynął podwójnie szybko. Nadzieję brytyjskie media upatrują w osobie trenera. Szkoleniowcem zespołu z Belfastu jest David Healy, najlepszy strzelec w historii reprezentacji Ulsteru. Były zawodnik Fulham i Sunderlandu do spółki z Robertem Lewandowskim jest rekordzistą pod względem zdobytych bramek w jednych eliminacjach mistrzostw Europy. W drodze do Euro 2008 Healy 13 razy pokonywał bramkarzy rywali. Zdaniem dziennikarzy, doświadczenie 40-latka z boiska ma pomóc piłkarzom w uzyskaniu przepustki do fazy grupowej.

Dzięki zwycięstwom w eliminacjach Ligi Europy obie drużyny zdobyły więcej punktów do współczynnika UEFA niż wszystkie polskie zespoły razem wzięte. Wszystko przez to, że Legia często remisuje, zaś Ararat-Armenia i Linfield wygrywały większość swych spotkań.