Na koszykarski mundial Amerykanie pojechali z jasno postawionym celem – wrócić do domu ze złotymi medalami. Najpierw zawodnicy Gregga Popovicha muszą jednak znaleźć się w strefie medalowej, aby tak się stało w środę trzeba pokonać Francuzów – najbardziej niewygodnego rywala ze wszystkich, z którymi USA grało w Chinach do tej pory. Transmisja spotkania o 12:50 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej.
Przed turniejem zespół Amerykanów określano najmniej bogatym w gwiazdy od lat, prawdopodobnie w całym XXI wieku. Do Chin nie poleciał żaden koszykarz pierwszego formatu, za to wielu młodych i gniewnych, którzy mieli aspirować do takiego miana w przyszłości.
Tyle z teorii, bo praktyka znów udowodniła, że nawet "trzeci garnitur" Stanów Zjednoczonych to dość, żeby rywalizować o medale w świecie. Dotychczasowy bilans Jankesów w Państwie Środka musi imponować – pięć meczów, cztery wygrane różnicą kilkunastu punktów, dwa kilkudziesięciu.
Tak naprawdę Amerykanie męczyli się tylko raz – z Turcją, która miała realną szansę, aby ich pokonać. Największe problemy stwarzał Ersan Ilyasova, doświadczony wysoki doskonale znał styl gry rwali zza atlantyckich parkietów. W oczy rzucała się jego zdobycz punktowa, ale faktyczną robotę wraz z kolegami wykonał w obronie. Koszykarze Ufuka Sarica skutecznie ograniczyli swobodę rywalom przy obręczy, to odbiło się na procencie celnych rzutów i pozwoliło nawiązać walkę o zwycięstwo. W czwartek Kemba Walker i spółka zmierzą się z podobnym przeciwnikiem, tyle że lepszym...
Frank gets beat on the drive, but it’s nice to have Rudy Gobert as a backstop pic.twitter.com/VrQ5aQTYQI
— Danny Small (@dwsmall8) September 5, 2019
Specjalista od obrony w dobie dwumetrowych techników
Na drodze Amerykanów stanął już jeden z europejskich gigantów – uznawany za tego lepszego Giannis Antetokounmpo. Grek toczył jednak z góry przegraną walkę. Nie miał zespołu, który mógłby wspomóc go w dostatecznym stopniu w rywalizacji z faworyzowanymi przeciwnikami, więc przegrał, został zatrzymany, nie dokonał cudu.
Tego nikt nie będzie wymagać od Goberta. Środkowy nie ma poprowadzić Trójkolorowych do zwycięstwa w pojedynkę, ale ułatwić zadanie kolegom i utrudnić rywalom. Nie oczekuje się po nim zdobycia trzydziestu punktów, ale raczej tego, żeby trzydziestu oczek nie zanotował żaden z jego bezpośrednich rywali na parkiecie.
W Stanach Zjednoczonych prawdziwego Goberta poznali relatywnie niedawno. W Europie, szczególnie reprezentacji Francji, środkowy był rozpoznawalny wcześniej. Miał status gwiazdy w drużynie, która wywalczyła brązowe medale na mundialu w 2014 roku i Eurobaskecie w 2015 roku, kiedy w Utah Jazz określano go jeszcze "surowym projektem".
Określanie środkowego w taki sposób znajdywało podstawy w rzeczywistości, jaka spotkała Goberta na parkietach NBA. To, co wystarczało do bycia jednym z decydujących zawodników na poziomie imprez mistrzowskich FIBA, nie pozwalało mu zaistnieć w najlepszej lidze świata. Ogromny potencjał był niezaprzeczalny – Rudy od początku zdradzał możliwości na zostanie najlepszym zawodnikiem defensywnym w lidze – ale kondycja i siła Francuza nie pozwalały go zrealizować.
Z tego powodu Goberta wprowadzano do ligi powoli, systematycznie eliminując jego braki. Jako debiutant spędzał na parkiecie mniej niż dziesięć minut, w drugim sezonie ta liczba podskoczyła do ponad 26 minut na parkiecie na mecz. Adaptacja przebiegała stopniowo, bo center musiał się przyzwyczaić do gry w takim wymiarze pod kątem kondycyjnym. Brakowało masy mięśniowej, jednak z roku na rok nabierał jej więcej, aby obecnie być jednym z najsilniejszych koszykarzy na świecie.
Za prawidłowy rozwój fizyczny Goberta odpowiada przede wszystkim sztab medyczny Utah Jazz. W Salt Lake City wyciągnęli z draftu diament z dość niskim, bo dopiero 27., numerem, ale wiedzieli, że trzeba będzie włożyć sporo pracy i cierpliwości w jego szlifowanie. W tym wszystkim nie zapomniano o najważniejszym – wyczuciu. Historia koszykówki, szczególnie NBA, gdzie o wiele większą wagę przykłada się do budowania odpowiedniej siły fizycznej, zna wiele wypadków przesadnego "dopakowania" zawodnika.
Przy koszykarzach mierzących ponad 210 centymetrów wzrostu (Gobert ma 216) często kończyło się to źle. Flagowym przykładem Greg Oden, czyli "jedynka" z draftu w 2007 roku (drugi był Kevin Durant). W Portland Trail Blazers postanowili zrobić z młodego środkowego nowego Shaquille'a O'Neala, szybko nabierał masy mięśniowej, szybko nie wytrzymały też kolana – potencjalnie świetna kariera legła w gruzach zabiegów ortopedycznych. W Utah nie pozwolili, żeby podobny los spotkał Goberta.
Francuz miał zresztą jedną przewagę nad wspomnianym Odenem – zasięg. Rozpiętość ramion Goberta wynosi 236 centymetrów (obecnie w NBA lepsi pod tym względem są tylko Mohamed Bamba z 239 centymetrami i Tacko Fall z zawrotnymi 254 centymetrami). Dzięki temu nie musi w większości wypadków w ogóle nie musi odrywać się od ziemi, aby skutecznie chronić obręcz. Ci, których kolana nie wytrzymywały, lubili i musieli fruwać o wiele wyżej od Francuza. Mimo to jemu, w wypadku zbyt szybkiego zbudowania masy, także groziły urazy. Utah udało się tego uniknąć, a rozwój środkowego przebiegał i nadal przebiega w odpowiednim i stałym tempie.
"Tylko defensywa" – dawno i nieprawda
Od początku kariery Gobert uchodził za specjalistę od obrony. W ataku potrafił skończyć nad obręczą czy punktować dzięki wykorzystaniu lepszych od broniącego warunków fizycznych, ale w NBA to nie wystarczało. Właśnie ofensywny aspekt gry Francuza był kolejnym, nad którym pochylił się sztab Jazz – kiedy mógł już grać po trzydzieści minut w meczu i nie tracić na efektywności w defensywie, trzeba było zadbać, aby mógł być dodatnim graczem także po atakowanej stronie parkietu.
Efekty przyszły szybko, w sezonie 2016/17 Gobert rzucał już więcej i przy zdecydowanie wyższej skuteczności niż wcześniej. Trend trwa do dziś, w ostatnim roku Francuz miał najwyższy współczynnik true shooting w lidze (prawie 69 procent), to samo tyczy się wskaźnika efektywnych rzutów z gry, a co najważniejsze statystyki "podziału wygranych" – w prostych słowach, w ten sposób określa się, jak bardzo dany koszykarz przyczynia się do zwycięstw zespołu. Rudy jest pod tym względem drugi w lidze (i w ogóle, i na 48 minut).
W przeciwieństwie do na przykład Kawhi Leonarda na zwiększeniu roli ofensywnej nie ucierpiała gra defensywna Francuza. Więcej, jest w niej jeszcze lepszy. Ostatni sezon zakończył z drugą z rzędu statuetką NBA Defensive Player of the Year.
W rozwoju pomogła mozolna praca nad rzutem. Wchodząc do ligi, Gobert miał problem z rzucaniem spoza trumny, teraz nie jest może królem "jumperków", ale się nie ich boi, choć nadal nigdy nie decyduje się na próby zza łuku. Arsenał ofensywny rósł też w klasycznych dla centra elementach – gra na post, rzut hakiem i tak dalej, to też uległo poprawie. Kolejną rzeczą, która funkcjonuje u niego lepiej, jest podanie. Oczywiście nie zbliża się do najlepszego w tym elemencie Nikoli Jokicia, wspiął się jednak na wysoki, zbliżony do Andrew Boguta z Golden State Warriors, poziom.
Teraz potwór, którego stworzyli Amerykanie, spróbuje zatrzymać ich atakujących pod koszem i natchnąć kolegów, bo defensywny charakter gry Francuzów nie wywodzi się tylko od ich lidera. Żeby zwycięstwo z USA mogło stać się faktem, muszą pomóc obwodowi... Tym bardziej że Gobertowi też zdarzają się po prostu słabsze mecze, jak z Australią, kiedy pozwolił na bardzo wiele Aronowi Baynesowi (21 punktów przy skuteczności rzutów z gry siedem na dziewięć).
Dobry zespół to zespół skrojony pod lidera...
W przeciwieństwie do Giannisa Gobert ma z kim grać w reprezentacji. Więcej, kadra Vincenta Colleta jest dobrze – idealnie byłoby, gdyby w sportowej sile wieku był jeszcze Tony Parker – skrojona pod atuty środkowego. Środkowy robi różnicę pod koszem, zatrzymując akcje przeciwnika, ale żeby ją zmaksymalizować, potrzeba sprawnych koszykarzy do kontrataku. Takich Trójkolorowi znaleźli w osobach Nicolasa Batuma i Evana Fourniera.
Pierwszy to przykład zawodnika niezłego we wszystkim, który nie jest jednak wybitny w żadnym z aspektów gry. Batum jest szybki, skoczny, ma dobre warunki fizyczne i duży zasięg ramion. Bez kłopotu podprowadza piłkę na połowę przeciwników, kończy akcje nad obręczą, wspomaga defensywę (w Chinach notuje średnio 1,5 bloku na mecz).
Drugi to koszykarz czysto ofensywny, specjalista od zdobywania punktów. Zazwyczaj trafia po asyście – przy próbach dwupunktowych dzieje się tak w co drugim wypadku, ale już przy próbach za trzy w dziewięćdziesięciu procentach rzutów. Nie jest tak pomocny jak Batum po bronionej stronie parkietu, ale większa kreatywność i umiejętności rzutowe pozwalają mu być głównym punktującym w ataku.
Kolejnym z głównych pomocnych jest Nando De Colo. Rozgrywający Fenerbahce odpowiada za konstrukcję akcji Francuzów, szczególnie gdy Trójkolorowi prowadzą grę. W meczu z Amerykanami jego rola może się zmniejszyć ze względu na Franka Ntilikinę. Obrońca New York Knicks nie potrafi dać w ataku tego co bardziej doświadczony kolega, ale przerasta go w defensywie.
Kariera Ntilikiny za Atlantykiem prawdopodobnie nie pójdzie w takim kierunku jak zakładano ze względu na wolny postęp w grze w ataku. Mimo to jego naturalny talent do obrony, długie ręce, łatwość przechwytywania piłek, powinna być nieoceniona w meczu z USA. Jeśli Gobert ma odgonić rywali spod kosza, to 21-latek ma sprawić, żeby nie poczuli się komfortowo zza łuku. Wspomagać powinien też Amath M'Baye, który na chińskim mundialu gra jednak w kratkę, znakomite mecze przeplatając średnimi.
Następne
88 - 76
Francja
82 - 69
Polska
91 - 96
Hiszpania
54 - 95
Francja
87 - 90
Polska
93 - 85
Włochy
107 - 96
Grecja
100 - 90
Finlandia
94 - 88
Czechy
86 - 94
Włochy
94 - 86
Chorwacja
86 - 94
Polska
102 - 94
Litwa
85 - 79
Czarnogóra
88 - 72
Belgia
86 - 87
Francja
96 - 69
Polska
88 - 77
Izrael
88 - 67
Holandia
56 - 90
Włochy
69 - 90
Grecja
90 - 85
Ukraina
71 - 106
Niemcy
82 - 88
Słowenia
87 - 70
Bośnia i Hercegowina
73 - 81
Czarnogóra
odwołany
Rosja
80 - 89
Belgia
69 - 72
Hiszpania
78 - 89
Serbia