Morelz: takie nazwy jak MIBR czy NiP nie budzą w nas lęku

Piotr “Morelz” Taterka: – Na pewno nie sądziłem, że tak szybko wszystko się skończy. Mój początek z chłopakami był bardzo dobry i obiecujący, bo już w pierwszych kwalifikacjach do Good Game League doszliśmy do finału. Tam, niestety, przegraliśmy po dogrywkach na trzeciej mapie w meczu przeciwko Epsilon. Nadszedł gorszy okres, po paru miesiącach na horyzoncie nie było widać żadnego progresu i trzeba było podjąć taką, a nie inną decyzję.

– Razem z chłopakami zagraliśmy kilka meczów w kwalifikacjach, które były w naszym wykonaniu bardzo dobre. Mało brakowało, a dostalibyśmy się na turniej lanowy od MSI w Nowym Jorku, ale po raz kolejny moją zmorą był mecz finałowy przeciwko Epsilon (śmiech). Byłem pozytywnie zaskoczony, że wszystko się tak dobrze układało, ale na tamtą chwilę nie chciałem jeszcze podejmować decyzji w sprawie nowego zespołu.

– Zdecydowanie tak! Świetna atmosfera, nienaganna komunikacja i od razu awans na V4 Future Sports Festival. Piękne uczucie, aż przypomina się wygrany finał Polskiej Ligi Esportowej przeciwko AGO, kiedy rok temu graliśmy właśnie jako adwokacik.

– Wiele się nie zmieniło. Jesteśmy dobrze dobraną paczką solidnych zawodników, a w drużynie panuje świetna atmosfera. Zupełnie tak, jak wiosną ubiegłego roku.

– Czas pokaże. Mam nadzieję, że jako adwokacik będziemy w stanie zapracować na miano solidnej drużyny, a nie jedynie "miksu".

– Nasz skład jest złożony z doświadczonych graczy i takie nazwy jak MIBR czy NiP nie budzą w nas lęku. Jesteśmy świadomi tego, że jeśli zagramy swoje i każdy będzie pewny siebie, to jesteśmy w stanie mocno namieszać w tym turnieju.

– Dla mnie zawsze liczy się tylko zwycięstwo. Nawet jeżeli przystępuję do meczu jako teoretycznie słabsza drużyna. Nieważne na kogo przegrywasz i w jaki sposób – to zawsze boli w ten sam sposób. Nie obchodzi mnie w ogóle to, czy gram przeciwko najlepszej ekipie świata, czy zwykłemu "średniakowi". Zawsze musi być walka i końcowy triumf. W innym wypadku nie mogę być zadowolony nawet w najmniejszym stopniu, nawet jeśli wygraliśmy wcześniej mapę, albo ja sam zaprezentowałem się dobrze indywidualnie. Nie przyjechaliśmy do Budapesztu się bawić, każdy zdaje sobie sprawę z tego, że musimy pracować na najwyższych obrotach. Nie mieliśmy dużo czasu na przygotowania, ale damy z siebie wszystko.

– Na przygotowania mieliśmy zaledwie kilka dni. Nie było raczej jakichś większych różnic. Rozpisaliśmy sobie dni treningowe, dołożyliśmy do tego trochę teorii i trenowaliśmy jak każdy pełnoprawny zespół.