| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Na świat przyszedł w Gruzji, gdzie jako nastolatek musiał uciekać z rodzicami w góry, bo jego okolica została zbombardowana. Szybko się usamodzielnił – wyjechał na Ukrainę i tam rozpoczynał karierę piłkarską. W wolnym czasie czyta książki i uczy się języków (obecnie siódmego!), karierę planuje rozważnie, więc odrzucał świetne finansowo oferty z Azji, a gdy był dzieckiem, z fascynacją obserwował poczynania Alessandro Del Piero. Walerian Gwilia, fan filozofii Pepa Guardioli, opowiedział o swoich dotychczasowych losach, które zaprowadziły go na Łazienkowską. Transmisja spotkania z Legii z Lechią od 17:00 w TVP 2, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej.
Marcin Borzęcki, TVPSPORT.PL: – Legia to twój piąty klub w ostatnich czterech lat. Znalazłeś w końcu swoje miejsce na ziemi?
Walerian Gwilia: – Nie ukrywam, że chciałbym się pod względem trochę ustatkować, bo wiem że trafiłem do świetnego miasta, zespołu z wielkim ambicjami, mam przyjemność występować na pięknym stadionie i jest mi tu po prostu bardzo dobrze.
– Z czego wzięły się tak częste przeprowadzki w ostatnim czasie?
– Rzeczywiście sporo tych zmian było, ale zostając piłkarzem wiedziałem, na co się piszę, bo taki jest przecież urok tego zawodu – trudno jednoznacznie powiedzieć, co wydarzy się jutro. Dotychczas byłem w sytuacji, gdy dość często przenosiłem się nie tyle z klubu do klubu, co z kraju do kraju. Gruzja, Białoruś, Ukraina, Szwajcaria, teraz Polska... Chciałem się cały czas rozwijać, trafiać do jeszcze lepszych miejsc, a przecież w międzyczasie odrzucałem oferty czy to z Portugalii, czy z Turcji.
– Ale latem zgłosiła się po ciebie chyba nie tylko Legia.
– Zgadza się, miałem kilka ofert, jedna z nich pochodziła z Węgier, konkretnie z Ferencvarosu, natomiast stąd dostałem jedno z pierwszych zapytań i od razu było ono bardzo konkretnie, więc proces myślowy nie trwał zbyt długo. Szybko zdecydowałem się na przeprowadzkę do Warszawy.
– Jaki wpływ na tę decyzję mieli kibice? Zauważyłem w kilku twoich wywiadach, że często podkreślasz ich rolę – chwaliłeś za to fanów Górnika, byłeś pod wrażeniem tego, co dzieje się na trybunach w Liverpoolu czy Dortmundzie.
– To dla mnie bardzo ważny aspekt piłki nożnej, bo przecież choć uprawiamy ten sport dla sukcesów i pieniędzy, to przede wszystkim dla fanów. W Zabrzu mieliśmy wspaniałe wsparcie i choć nie zawsze gra układała się po naszej myśli, trybuny mocno nam pomagały. Myślę, że Legia ma jednych z najlepszych kibiców nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Tutaj są najlepsi, na drugiej pozycji sklasyfikowałbym tych Górnika. Tworzenie takiej atmosfery w każdym spotkaniu uskrzydla, ciężko to nawet wytłumaczyć, ale dodaje siły, energii, jest potężnym kopem motywacyjnym i kilka razy poczułem już przypływ dodatkowych mocy, gdy w końcówce spotkania słyszałem głośny doping.
– Do Polski trafiłeś w styczniu, ale miałeś chyba na to okazję już kilka lat wcześniej – czytałem, że interesowało się tobą kilka klubów, gdy grałeś jeszcze w BATE.
– Rzeczywiście pojawiało się jakieś zainteresowanie, teraz to sobie przypominam, ale nie doszło do żadnych konkretów, zostałem walczyć o miejsce w składzie w Borysowie> I, jak widać, nieco okrężną drogą trafiłem do Ekstraklasy.
– Cofnijmy się do twoich początków. Urodziłeś się w Gruzji i, jak opowiadałeś w rozmowie z Weszło przed kilkoma miesiącami, był moment, gdy twoje rodzinne Zugdidi omal nie zostało zniszczone.
– W 2008 roku doszło do zbrojnych starć między Rosjanami a Gruzinami, a okolice mojej miejscowości zostały zbombardowane. Zugdidi na szczęście koniec końców nie ucierpiało, natomiast nie wiedzieliśmy, co się wydarzy i zostaliśmy ewakuowani w góry, tam ukryci w schronie i w spokoju przeczekaliśmy całe zamieszanie. Potem na szczęście mogliśmy wrócić do domu, który nie ucierpiał, bo walki toczyły się w innym regionie. Dla mnie, jako młodego chłopaka, cała sytuacja była niezrozumiała, nie mogłem pojąć, jak może dojść do tego, że jestem zmuszony do opuszczenia własnego domu. Całe szczęście, że nikt z moich bliskich nie ucierpiał, ale najedliśmy się wówczas sporo nerwów.
– Opowiedz trochę o swoich początkach z piłką.
– Kiedy miałem sześć lat, poszedłem do szkoły sportowej w Gruzji i do 15. roku życia tam uczęszczałem trenując pod okiem trenera, który nazywał się Zauri Bulia. Był moim pierwszym szkoleniowcem i jestem mu bardzo wdzięczny za wszystko, czego mnie nauczył, zresztą mam na myśli nie tylko piłkę nożną, bo był dla nas jak ojciec. Rozmawiał z nami o życiu, tłumaczył jak ważny jest szacunek wobec drugiego człowieka, dyscyplina, kultura osobista. Mówiąc szczerze to takich rzeczy nie da się dowiedzieć na lekcjach w szkole, a Bulia był człowiekiem, któremu bardzo zależało, żeby zrobić z nas nie tylko sportowców, ale też, tak po prostu, dobrych ludzi. Gdy tak myślę o nim, wydaje mi się, że wiele jego rad wykorzystałem w życiu.
– Z Gruzji dość szybko przeprowadziłeś się na Ukrainę, bo jako nastolatek.
– Trafiłem tam po raz pierwszy, gdy miałem 16 lat, dostałem wówczas zaproszenie na testy w Metaliście Charków. Wszystko mi pasowało, trenerom też przypadłem do gustu, bo od razu polecili mi bym wrócił do domu, spakował się i przygotował na dłuższy pobyt w Charkowie. Kiedy jednak przyjechałem do ojczyzny, otrzymałem zaproszenie na zgrupowanie reprezentacji do lat 17, która miała udać się na dłuższy turniej towarzyski na innych kontynentach. Nie ukrywam, że gra dla drużyny narodowej była moim największym marzeniem odkąd tylko zacząłem grać w piłkę, więc nie wahałem się za bardzo. Oczywiście skorzystałem z powołania i dopiero po kilku rozegranych meczach powróciłem do Metalista.
– Wyjechałeś sam, więc zakładam, że początki były trudne.
– Niełatwo było na pewno z tego względu, że na początku nie znałem ani słowa w tamtejszym języku i nie potrafiłem się z nikim dogadać. Zresztą pamiętam też taką sytuację z lotniska, gdy podszedłem z paszportem do kontroli i zapytano mnie, po co z tymi wszystkimi bagażami leci na Ukrainę tak młody chłopak. Odpowiedziałem, że na testy do Metalista i chcę tam rozpocząć karierę piłkarską, co pracownik skwitował zdziwieniem: taki niski, chudy i wątły chce zostać piłkarzem? Rzeczywiście, warunkami fizycznymi raczej nie zapowiadałem się na sportowca. Generalnie jednak udało mi się zaaklimatyzować w nowym miejscu dość sprawnie, przede wszystkim dzięki temu, że błyskawicznie znalazłem z nowymi kolegami porozumienie na boisku i opanowałem język.
– A od jakiegoś trenera usłyszałeś kiedyś te same słowa – że jesteś za niski, zbyt wątły?
– Właśnie nie i nie dość, że nikt mnie nigdy z tego powodu nie skreślał, to zawsze miałem ogromne zaufanie ze strony szkoleniowców. Odkąd pamiętam, przyznawano mi opaskę kapitańską, bardzo wierzono w moje umiejętności i dawano spore pole do popisu. Zresztą wystarczy spojrzeć na przykłady z przeszłości, wzrost nie musi być przeszkodą – taki Roberto Carlos był od każdego niższy od głowę, a został najlepszym lewym obrońcą świata.
– Dość długo czekałeś chyba na ukraiński paszport, który uprawniłby cię do gry w seniorach.
– Trwało to ponad dwa lata, więc rzeczywiście sporo czasu upłynęło zanim mogłem się zaprezentować w jakimś oficjalnym meczu, bo w tym okresie grałem tylko w spotkaniach towarzyskich. Paszport otrzymałem dopiero, gdy przeniosłem się do Zaporoża i tam mogłem w końcu zadebiutować w pierwszej drużynie.
– Przez Ukrainę trafiłeś najpierw do Mińska, a potem do wspomnianego BATE – tam szło ci jednak ze zmiennym szczęściem. Pewnego razu prezes publicznie obwiniał cię za porażkę w eliminacjach Ligi Mistrzów ze Slavią Praga, choć na boisku spędziłeś kwadrans.
– To było bardzo dziwne i dla mnie niezrozumiałe, ale też nie chcę za bardzo rozgrzebywać tej sprawy, pan Anatoli Kapski zmarł w ubiegłym roku, niech spoczywa w pokoju. Opowiem w skrócie: sytuacja była taka, że zarzucano mi brak profesjonalizmu i obarczono mnie winą za porażkę z Czechami. To było o tyle śmieszne, że każdy kto mnie zna, wie, że jestem bardzo profesjonalny w tym, co robię. Arvydas Novikovas powiedział mi niedawno, że tak skupionego na obowiązkach piłkarza jeszcze na swojej drodze nie spotkał, a przecież trochę już w piłkę gra. W tamtym dwumeczu zremisowaliśmy 2:2, a odpadliśmy przez zasadę goli strzelonych na wyjeździe i nie za bardzo rozumiałem, dlaczego skierowano całą uwagę na mnie. Rozmawiałem o tym zresztą z wieloma ludźmi, nie tylko dla mnie była to bardzo dziwne zdarzenie. Zwłaszcza że, tak jak zauważyłeś, spędziłem w tamtych dwóch meczach tylko piętnaście minut na boisku. Uważam, że nie powinno się takich spraw roztrząsać w mediach, a już na pewno szukać kozłów ofiarnych, bo to działa destabilizująco na cały zespół.
– A propos profesjonalizmu – wyglądasz na spokojnego człowieka, raczej domatora. Może wyprowadzisz mnie z błędu i przyznasz, że poznałeś już trochę lokali w Warszawie?
– Oj, nie pomogę ci niestety, tak naprawdę nie mam ani czasu, ani siły na to, żeby wychodzić z domu, więc odkąd tutaj mieszkam, cały czas krążę tylko z Wilanowa na Łazienkowską i z powrotem. Wilanów, Łazienkowska, Wilanów, Łazienkowska i tak w kółko. Raz wyszedłem do gruzińskiej restauracji, bo rzeczywiście polecono mi tamtejsze jedzenie i się nie zawiodłem, ale to było incydentalne. Zazwyczaj jednak spędzam na tyle dużo czasu na treningach czy podczas regeneracji, że wolę zostać w domu i skoncentrować się na piłce.
– To co robisz w wolnym czasie?
– Sporo czytam książek, często wymieniamy się lekturami choćby z Jose Kante, który niedawno polecił mi "Shantaram" – gruba książka, więc czytam fragmentami, robię sobie pauzy, żeby nie pominąć niczego istotnego i wszystko zrozumieć. Ja z kolei powiedziałem mu, żeby spróbował "Martina Edena" autorstwa Jacka Londona. Pewnie chciałbyś zapytać o to, które są moimi ulubionymi, więc cię uprzedzę: wspomniany "Martin Eden", "Alchemik" Paulo Coelho i "Mnich, który sprzedał swoje Ferrari" Robina Sharmy. Ale przeczytałem też sporo biografii sportowców, by czerpać z nich inspirację i motywację – Andresa Iniesty, Mike'a Tysona, Novaka Djokovicia czy Sir Aleksa Fergusona. Oczywiście w kwestii wolnego czasu nie jest tak, że siedzę tylko z nosem między kartkami, bo lubię też ograć kogoś na konsoli, ale rzeczywiście lektury stanowią spory element mojego życia.
– Przeglądasz jednak nie tylko powieści i biografie, ale też słowniki i książki do nauki języków. Znasz ich już sześć – polski, angielski, ukraiński, rosyjski, gruziński oraz megrelski.
– Wydaje mi się, że mam predyspozycje ku temu, by opanowywać kolejne języki, bo rzeczywiście ich nauka przychodzi mi szybko i łatwo. Nie potrzebuję wielu lekcji, by złapać choćby podstawy, a potem idzie już z górki, bo skupiam się na szlifowaniu słuchania i mówienia, a to najlepszy sposób na opanowanie słownictwa i gramatyki. Teraz startuję zresztą z kolejnym językiem, hiszpańskim. Sporo rozmawiam z Kante, polecił mi zresztą nauczycielkę z Warszawy i już się w tej sprawie skontaktowaliśmy, więc mam nadzieję, że niedługo będę mógł też swobodnie porozumiewać się w tej części Europy.
– Kilka kontraktów w życiu już podpisałeś, a czy zanim decydowałeś się na transfer, lustrowałeś zespół pod kątem stylu gry? Bo nie ukrywasz, że jesteś fanem filozofii Pepa Guardiola – atak pozycyjny, dużo krótkich podań, techniczna piłka.
– Zawsze starałem się na to patrzeć, nie tylko pod kątem tego, jak prezentuje się dana drużyna, ale też jakich piłkarzy spotkam w szatni, bo to wiele może powiedzieć o możliwościach realizowania takiego, a nie innego pomysłu na grę. Uwielbiam styl Guardioli – jego pomysł na atak pozycyjny, dominowanie rywala, zakładanie wysokiego pressingu... Krok po kroku chcemy realizować coś podobnego w Legii, bo mamy wszelkie narzędzia, by kontrolować mecze z naszym udziałem. Jestem szczęśliwy z tego powodu i z faktu, że osiągamy coraz lepsze rezultaty, bo one dają nam nie tylko punkty, ale też komfort psychiczny – wygrywając kilka spotkań, pnąc się w tabeli, zyskuje się pewność siebie, a wtedy pojawia się możliwość kreatywniejszej, odważniejszej gry. Pod tym kątem źle wspominam przygodę w Luzern, gdzie nasz pomysł na atakowanie opierał się na posłaniu długiej piłki do napastników...
– Wspomniałeś o tym kiedyś: na boisku ośmiu obrońców, dwóch napastników i dalekie wykopy pod bramkę przeciwnika.
– Niestety, fatalnie się czułem w takim sposobie gry, bo lubię mieć piłkę jak najczęściej przy nodze, a wówczas mogłem ją tylko oglądać, gdy przelatywała mi nad głową.
– Mocno krytykował cię wówczas trener, Rene Weiler, który twierdził wręcz, że dla takich piłkarzy jak ty nie będzie miejsca w piłce.
– To był dziwny czas i dziwny pomysł na prowadzenie drużyny, bo choć mieliśmy w zespole trzech, czterech środkowych pomocników, to szkoleniowiec sadzał ich na ławce, a w środku pola wystawiał stopera i prawego obrońcę. To było dla mnie niezrozumiałe, bo w efekcie tego nasza gra, jak wspominałem, opierała się na długich piłkach, nie wymienialiśmy podań, nie konstruowaliśmy akcji. Wykop i jak się uda to strzelimy gola, a jak nie to co zrobić – żadnej koncepcji, jak zbliżyć się pod bramkę, rywala już nie było. Odnosząc się do słów Weilera – jeśli futbol rzeczywiście poszedłby w tę stronę, to tak, nie byłoby miejsca dla takich piłkarzy jak ja. Ale mam nadzieję, że tak się nie stanie i długie zagrania na kilkadziesiąt metrów pozostawimy zawodnikom rugby lub futbolu amerykańskiego. Gra w piłkę bez piłki nie jest dla mnie, to sport, który powinien przynosić frajdę i zawodnikom, i kibicom. Jasne, najważniejszy jest wynik, to przede wszystkim, ale powinno się dążyć do tego, by tworzyć widowisko.
– Teraz chyba zatem czujesz się komfortowo, bo masz obok siebie piłkarzy dobrych technicznie – czy to Andre Martinsa, czy Domagoja Antolicia.
– Zdecydowanie, wiem, że gdy odwrócę się z piłką i będę chciał wymienić podanie, ominąć przeciwnika kilkoma zagraniami, to nie będzie z tym problemu. Wielka szkoda urazu Cafu, bo z nim również kapitalnie rozumiałem się na boisku, ale oczywiście życzę mu tego, by jak najszybciej wyzdrowiał.
– Trafiłem w internecie na informacje o tym, że w 2016 roku interesowały się tobą dwa mocne niemieckie kluby – Hertha i Lipsk.
– Pojawiały się takie spekulacje, ale bardziej na takiej zasadzie, że czytałem o tym w gazetach, a nie na poważnie rozważałem takie propozycje. O takim zainteresowaniu słyszałem zwłaszcza po meczach w pierwszej reprezentacji, a miałem też wówczas dobry czas w piłce klubowej. Dopytywały ponoć o mnie także kluby z Francji, ale tak jak mówię – ofert pod nos nikt mi nie podsunął, więc nie zaprzątałem sobie tym zbyt poważnie głowy.
– Właśnie, wiele pochlebnych recenzji zbierałeś za mecze w kadrze i to one stanowiły często w twoim przypadku okno wystawowe.
– Bardzo dużo zawdzięczam w tej kwestii naszemu selekcjonerowi, którym jest Vladimir Weiss. Dał mi szansę zadebiutować i stawiał na mnie nawet wtedy, gdy miałem gorszy okres w piłce klubowej albo gdy byłem świeżo po problemach zdrowotnych. W pewnym momencie nie występowałem regularnie w barwach BATE, brakowało mi rytmu meczowego, a mimo to nie bał się mi zaufać. Mocno na mnie liczył i wspierał mentalnie, a tak się szczęśliwie składało że rzeczywiście zazwyczaj odpłacałem mu się dobrą grą. Wspominałem jednak o tym na początku naszej rozmowy – o niczym innym nie marzyłem tak bardzo, jak o grze dla Gruzji, więc jeśli już dostawałem taką szansę, to robiłem wszystko, by kibice byli ze mnie dumni.
– Choć przed kilkoma laty zdarzyło ci się kilka razy wystąpić w barwach ukraińskich drużyn młodzieżowych.
– Rozegrałem cztery mecze w zespole do lat 21, ale to były tylko mecze towarzyskie, bo wiedziałem jakie są zasady i z czym wiążą się występy w oficjalnych spotkaniach. To pomogło uzyskać mi paszport, a potem trafiłem już do reprezentacji gruzińskiej, też najpierw tej U21, a kolejno – do seniorskiej.
– Z twoich rozmów generalnie można odczytać spore przywiązanie i do Gruzji, i do religii.
– W mojej ojczyźnie żyje dużo bardzo religijnych osób, które starają się funkcjonować w ortodoksyjny sposób – to dla nich bardzo ważne, by postępować zgodnie z własnym sumieniem, nie krzywdzić innych, starać sobie pomagać. Ja też chcę być po prostu dobrym człowiekiem i jeśli widzę, że ktoś potrzebuje pomocnej ręki, to mu ją podaję. Wiele zasad miało na mnie duży wpływ i chociaż na świecie reprezentujemy różne wyznania i różne nacje, to szacunek wobec siebie powinniśmy mieć bez względu na różnice.
– Wracając do twojej kariery piłkarskiej – w kilku klubach już grałeś, ale generalnie planujesz karierę w sposób rozważny. Dostawałeś bardzo dobre finansowo oferty, choćby z Azji, ale je odrzucałeś.
– Otrzymałem trzy, może cztery propozycje z Azji, z Kazachstanu i jeszcze kilku innych krajów, gdzie proponowano mi bardzo wysoką pensję. Zawsze za priorytet uważałem jednak rozwój piłkarski i starałem się tak dobierać kluby, by wciąż grać w Europie, realizować marzenia i podnosić umiejętności. Zgodnie z tymi zasadami przed kilkoma miesiącami wybrałem Legię i w stu procentach koncentruję się na grze dla tego klubu – niesamowite jest to, jak wiele osób jest związanych z tym zespołem, jak wiele osób walczy o to, by zdobyć mistrzostwo Polski. Czuję się wobec nich zobowiązany, by na boisku dawać z siebie wszystko i moim najważniejszym celem jest teraz najpierw wygrać ligę, a potem zagrać na arenie międzynarodowej.
– Masz jakąś wymarzoną ligę, do której chciałbyś kiedyś trafić?
– Nie zastanawiałem się nigdy nad tym, pewnie jak każdy piłkarz chciałbym się kiedyś spróbować w którejś z pięciu najlepszych lig Europy. W przeszłości najwięcej interesowałem się Serie A, kibicowałem Juventusowi i starałem się wzorować na Alessandro Del Piero, to był mój największy idol. Generalnie podobają mi się Włochy, to bardzo fajny kraj do życia, do grania w piłkę. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, na razie jestem w Legii i nie myślę o wyprowadzce.
– Na jakiej pozycji czujesz się najlepiej? Trafiając na Łazienkowską byłeś "ósemką", z czasem stałeś się też "dziesiątką".
– Czuję się dość komfortowo na obu tych pozycjach, zresztą zdarzyło mi się też występować bliżej lewej strony boiska i nie stanowiło to dla mnie wielkiego problemu. Oczywiście, to nie jest moje naturalne środowisko, wymusza kilka innych zachowań, ale jestem w stanie sobie z tym poradzić. Właściwie to nie potrafię wskazać ulubionego miejsca – zarówno w środku, jak i nieco wyżej jest mi bardzo dobrze.
– Jako pomocnik jesteś w pewnym stopniu uzależniony od napastników – jeśli oni wykorzystują twoje podania, to tobie dopisuje się asysty. Jak grało ci się z Sandro Kulenoviciem, piłkarzem najczęściej krytykowanym na starcie sezonu?
– To nie był dla niego łatwy czas, był krytykowany z każdej strony, wygwizdywany przez kibiców. Jasne, od napastników w pierwszej kolejności oczekuje się strzelania goli i najlepiej jeśli robiliby to w każdym meczu, natomiast wydaje mi się, że to zawodnik, który w przyszłości nie będzie miał problemów ze zdobywaniem bramek, bo jako kolega z zespołu widziałem, jak na każdym treningu się rozwijał i nawet mimo ciężkiego położenia był bardzo silny psychicznie. Poza tym nie każdy zawodnik grający na tej pozycji musi się opierać na tym, by szukać okazji w polu karnym, Sandro miał też inne zalety, które staraliśmy się wykorzystywać.
– Jego występy szły jednak w parze z kiepskimi wynikami osiąganymi przez Legię. W odniesieniu do tamtych tygodni, progres jest zauważalny.
– Ciężki był ten nasz początek, nie mogliśmy się zgrać, zacząć realizować takiego planu na mecze, jaki sobie kreśliliśmy w szatni. Wydaje mi się, że potrzeba było zwyczajnie czasu, bo, jak widać, idzie nam coraz lepiej, a mamy w szatni na tyle umiejętności oraz zaangażowania, determinacji, które wspierane są fachowym sztabem, że będziemy radzili sobie coraz lepiej. To zresztą widać, wykonaliśmy spory progres i chociaż żałujemy przegranych eliminacji Ligi Europy, wierzę że za rok poradzimy sobie skuteczniej.
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
17:00
Pogoń Szczecin
16:00
KGHM Zagłębie Lubin
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1012 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.