Lekkoatletyczne MŚ Doha 2019. Piotr Małachowski i Paweł Wojciechowski nie zakwalifikowali się do finałów

Małachowski słabo wypadł podczas eliminacji rzutu dyskiem. Spalił pierwszą próbę, a w drugiej uzyskał zaledwie 62,20 m. W ostatniej nie potrafił poprawić rezultatu.

Ostatecznie wynik ten nie pozwolił mu na zakwalifikowanie się do finału. W tym nie zobaczymy żadnego z biało-czerwonych. Robert Urbanek w najlepszej próbie eliminacyjnej uzyskał 61,78 m, a Bartłomiej Stój 61,79 m.

Mistrz świata z Pekinu (2015) i dwukrotny wicemistrz olimpijski nie krył żalu. – Za każdym razem chcę sobie coś udowadniać – chcę rzucić za daleko. Zamiast myśleć o poprawnym wykonaniu, myślę o rezultacie jaki osiągnę. To mnie zgubiło – nie można tak rzucać – tłumaczył w rozmowie z Hubertem Malinowskim.

Przyznał, że na treningach potrafił rzucać dalej – nawet przeszło 65,50 m, które było minimum do finału. – Zawsze największym wrogiem sportowca jest jego ambicja. Ja kolejny raz nie potrafię sobie z tym poradzić. Więc chyba trzeba jasno powiedzieć – zastanowię się, ale możliwe, że to moje ostatnie zawody w życiu – ocenił.

Występ na mistrzostwach świata w Dosze jest dla Małachowskiego kolejnym nieudanym po mistrzostwach Europy w Berlinie (2018), gdzie również nie przeszedł eliminacji. – Jestem przygotowany i zdrowy jak nigdy, a kolejny konkurs nie wychodzi. Chyba szkoda zdrowia, nerwów i poświęconej pracy – stwierdził. – Na pewno wystartuję na igrzyskach wojskowych w Chinach i zastanowię się co dalej. Szkoda chyba wydawać pieniędzy podatników na 62 metry – skwitował.

Sensacja także u tyczkarzy…

Eliminacje tyczkarzy także nie poszły po myśli Polaków. Zgodnie z oczekiwaniami spisał się jedynie Piotr Lisek, który bezbłędnie zaliczył każdą z wysokości. Sensacyjnie odpadł Paweł Wojciechowski. Jego problemy zaczęły się już na wysokości 5,70 m, którą pokonał za trzecim podejściem. Poprzeczki zawieszonej pięć centymetrów wyżej już nie zdołał przeskoczyć i ostatecznie pożegnał się z rywalizacją.

Eliminacji nie przebrnął także Robert Sobera. On nie podołał wysokości 5,70 m. Na tej samej niespodziewanie odpadł także mistrz olimpijski z Londynu i wicemistrz z Rio – Renaud Lavillenie.

Nerwy Swobody i Kszczota

Miejsce w półfinałowym biegu na 100 metrów wywalczyła Ewa Swoboda. Awans nie przyszedł jednak bez nerwów. Polka zajęła czwarte miejsce w swoim biegu eliminacyjnym, przegrywając z Niemką Giną Lueckenkemper o zaledwie 0,003 sekundy. Po finiszu musiała czekać na wyniki konkurentek. Ostatecznie zakwalifikowała się jako jedna z zawodniczek z najlepszym czasem.

Jako lucky looser awans uzyskał także biegnący na 800 metrów Adam Kszczot. Od początku biegł swoim tempem i zaatakował dopiero w końcówce. Tempo finiszu pozwoliło mu jednak tylko na zajęcie piątego miejsca. Ostatnie biegi były bardzo szybkie, przez co trzeba było drżeć o czasy. Ostatecznie Polak wszedł do półfinału z przedostatniego miejsca.

Finał nie dla Dobka i Sabat

W półfinale na 400 metrów przez płotki rywalizował Patryk Dobek. Od początku wiadomo było, że o finał będzie niezwykle trudno. Rzeczywiście, rywale okazali się znacznie szybsi. Polak z czasem 50,18 sekundy zajął siódme miejsce w swoim biegu i pożegnał się z rywalizacją.

Do finału nie udało się awansować także Annie Sabat. Polka dystans 800 metrów pokonała w czasie 2:04,00, biegnąc większość dystansu daleko za liderkami. Dało jej to siódme miejsce w biegu.

Debiut jak marzenie

Na mistrzostwach świata debiutuje rywalizacja w sztafecie mieszanej. Biało-czerwoni rywalizację otworzyli w bardzo dobrym stylu. Bieg rozpoczął Wiktor Suwara. Na kolejnych zmianach biegli natomiast Anna Kiełbasińska, Małgorzata Hołub-Kowalik i Rafał Omelko. Polacy wygrali swój półfinał, pewnie awansując.

O medale wcale nie będzie jednak łatwo. Drugi półfinał był znacznie szybszy. Wygrali go Amerykanie przed reprezentacją Jamajki.