{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Lekkoatletyczne MŚ Doha 2019. Kamila Lićwinko: dzień z córeczką, a potem koncentracja

Po raz pierwszy między eliminacjami a finałem skoku wzwyż w mistrzostwach świata są dwa dni przerwy. Zawodniczki uważają, że to niepotrzebne obciążenie psychiczne. Kamila Lićwinko wykorzystała ten czas na zabawy z córką, a niedzielę na trening i koncentrację. Transmisja zmagań w TVP Sport, TVPSPORT.PL oraz w aplikacji mobilnej.
– Nie wiem, czemu tak ustalono program, ale faktycznie po eliminacjach nie jest potrzebna aż taka przerwa. Na szczęście wiedzieliśmy o tym znacznie wcześniej i taki wariant z moim trenerem i mężem Michałem przećwiczyliśmy parę razy – przyznała brązowa medalistka sprzed dwóch lat.
Teraz, w Dausze, jest jednak w innej sytuacji. Rok temu we wrześniu urodziła córeczkę Hanię. Wtedy mówiła, że nie zamierza się spieszyć i jeśli pojedzie na mistrzostwa świata będzie to dla niej nagroda.
Gdy już wywalczyła minimum, nieśmiało zaczęła marzyć o finale. A jak już w nim jest, chciałaby znaleźć się w czołowej ósemce.
– Jestem pozytywnie naładowana, bo mam za sobą bardzo dobry obóz w Belek. Oddawałam tam dobre skoki, jestem dobrze przygotowana i jeśli skupię się na tym, by wszystko wyglądało dobrze technicznie, powinno być wyżej niż 1,94 m. Zadowoli mnie ścisły finał – przyznaje.
Dwa dni przerwy wykorzystała na zabawy z córką, która jest także w Dausze, ale w innym hotelu, a na co dzień opiekuje się nią jej siostra.
– Jestem z niej dumna, że tak znosi naszą tułaczkę po świecie. Czasami mam wyrzuty sumienia, ale ona to świetnie znosi. Ten jeden dzień to było całkowite odcięcie się od sportu. Z kolei niedziela poświęcona jest na koncentrację i trening – przyznała.
Panujące w Dausze temperatury Lićwinko nie przeszkadzają, bo jak sama mówi – bardzo lubi ciepło. Zresztą zawodnicy startujący na klimatyzowanym stadionie na co dzień nie muszą się męczyć w upale. Nawet treningi i rozgrzewkę mogą przeprowadzać w lekkoatletycznej hali.
– Zadowoli mnie ścisły finał, chciałabym coś dołożyć do rekordu sezonu. Musze całą swoją energię skupić na tym, żeby nie dać się emocjom i skoczyć dobrze technicznie – powiedziała i zapewniła, że wróciła już na właściwe tory.
– Jest coraz lepiej technicznie, muszę jedynie odważniej biegać do samego końca, bo trochę zatrzymuję się na prawej nodze i przez to wpadam ciągle w poprzeczkę. Muszę po prostu porządnie zrobić rozbieg od początku do końca – wtedy będzie dobrze – oceniła.
Wprawdzie w Dausze tego nie mówiła, ale wcześniej wspominała, że treningi wskazują na to, że jest w stanie przeskoczyć już teraz nawet dwa metry. Na to musi jednak wiele się złożyć, ale taki wynik powinien dać jej w poniedziałek medal. Lićwinko jednak sama wie, że zadanie jest bardzo trudne, ale obstawia, że po złoto wcale nie sięgnie faworytka, obrończyni tytułu, startująca pod neutralną flagą Rosjanka Maria Lasickiene.
– Nie chcę tutaj być wróżką, ale po moich obserwacjach wynika, że ona w Dausze wcale nie musi wygrać. A kto? Nie powiem – śmiała się.
Finał skoku wzwyż kobiet zaplanowany jest na poniedziałek na godz. 19.30 czasu polskiego.