Jedną z alternatyw Roberta Kubicy może być niedługo Formuła E, choć pewnie to jeszcze nie ten czas. Z dwojga złego wybrałby teraz DTM, ale ściganie "elektryczne" kusi coraz bardziej.
Gdy w 2012 roku przedstawiono pierwsze założenia nowej kategorii wyścigów firmowanych przez FIA, najłagodniejszą reakcją były ironiczne uśmiechy. Jedni stukali się w głowę, inni cytowali Smerfa Marudę: "To się nie uda", a mieszkańcy Tychów, Gdyni i Lublina mówili, że mają tę formułę na co dzień jeżdżąc trolejbusami.
Minęło parę lat i… Formuła E gości w takich miastach jak Nowy Jork, Paryż, Rzym, Londyn, Berlin i Seul. I to w ich centrach!
W jakiej innej serii rywalizują Mercedes, Audi, BMW, Porsche, Jaguar, Nissan (wcześniej Renault)? I gdzie spacerując po pit lane spotkamy Felipe Massę, Lucasa di Grassiego, Sebastiana Buemi?
Od serwetki do wyścigu
Historia zna wiele przypadków, kiedy rewolucyjne pomysły zapisywane były na serwetkach, ot choćby pierwszy laptop. Z tym było podobnie. Na ekskluzywnej paryskiej serwetce pobazgrali w marcu 2011 roku dwaj panowie: Jean Todt (prezydent FIA) i Alejandro Agag (hiszpański biznesmen) i tak zaczęła się wyścigowa seria całkowicie elektrycznych bolidów, której filozofią jest tworzenie lepszego i czystszego świata. Dziś jest też najszybciej rozwijającym się sportem motorowym, a raczej… sportem wyścigowym. A pierwszy wyścig był w 2014 roku na terenie Parku Olimpijskiego w Pekinie.
Format wyścigów
Wszystkie wyścigi są na torach ulicznych, w miarę możliwości w centrum. Aby ograniczyć uciążliwość imprezy dla mieszkańców, wyścigi ograniczone są do jednego dnia. Dzień wyścigowy rozpoczynają dwa poranne treningi (30 i 45 minut). Potem jest sesja kwalifikacyjna. Kierowcy losowo podzieleni są na cztery grupy, by nie było tłoku na torze. Ma to duże znaczenie na torach ulicznych. Późnym popołudniem rozpoczyna się wyścig. Trwa około 50 minut. Co ciekawe, jeszcze dwa lata temu kierowcy musieli zmieniać samochód w trakcie wyścigu, gdyż bateria nie wytrzymywała całego dystansu. Od sezonu 2018/19 zawodnicy nie zmieniają już samochodu, a wyścig trwa 45 minut plus 1 okrążenie.
Samochód/bolid
Pierwszym autem wyścigowym w Formule E była konstrukcja Spark-Renault SRT_01E wytwarzana przez Spark Racing Technology we współpracy technologicznej m.in. z Dallarą (podwozia) z McLarenem (układ napędowy), Williamsem (baterie). Moc maksymalna takiego agregatu to 270 koni mechanicznych, ale dostępnych tylko podczas kwalifikacji. W trakcie wyścigu kierowca ma do dyspozycji 207 KM, a czasem 243KM (patrz fanboost).
Skrzynia biegów ma pięć przełożeń. Cały zestaw przyspiesza do 100 km/h w 3 sekundy, a maksymalnie może osiągnąć 225 km/h. Jedyną samodzielną decyzją poszczególnych zespołów mogą być hamulce.
Nieskomplikowana aerodynamika pozwala na bezpośrednią rywalizację, a manewrami wyprzedzania można by obdzielić obficie inne serie wyścigowe. Zakazany jest jakikolwiek przesył danych telemetrycznych. Jedyny możliwy kontakt, to łączność radiowa z kierowcą.
Rok temu w Formule E zadebiutował nowy bolid – SRT_05e. Tylne skrzydło zastąpiły dwa mniejsze, koła otrzymały osłony, a kierowca system halo czyli "barierkę" na kokpicie. Bolid dysponuje teraz mocą 340 KM w kwalifikacjach i 270 KM w wyścigu. Co najważniejsze. McLaren wyprodukował taką baterię, która wystarcza na cały wyścig. Co za tym idzie kierowcy nie muszą zmieniać sprzętu. Ale czy to dobrze? Stanowiło to jakiś rodzaj atrakcji. A tych i tak nie brakuje w FE.
Fanboost
Interakcja to słowo klucz odkąd pojawił się Internet. I nie mogło jej zabraknąć w tak nowoczesnej Formule E. Wszyscy kibice mogą głosować na stronie internetowej na ulubionego kierowcę. Ten, jeśli zdobędzie odpowiednią liczbę głosów, dostanie w następnym wyścigu do dyspozycji zastrzyk mocy do wykorzystani w 5 sekund ( np. przy wyprzedzaniu). Zawodnik sam aktywuje większą moc przyciskiem na kierownicy i przez pięć sekund dysponuje nieco większą (ok. 30 KM).
W ubiegłym roku wprowadzono kolejną atrakcję – tryb ataku, zwany też Mario Kart Mode (tak, tak od gry komputerowej).
Na każdym torze wyznaczona jest strefa po przejechaniu której moc bolidu zwiększa się o 35 KM. Ale żeby trafić do tej strefy trzeba zjechać z linii wyścigowej. Jest ona wyraźnie zaznaczona, tak dla kierowców jak i dla widzów oglądających transmisję wyścigu. Zasady przyznawania nowych doładowań, ich liczba i długość ustalane są przed każdym wyścigiem (ePrix).
Świadczy to o tym, że Formuła E postrzegana na początku jako seria dla emerytów z F1 lub innych serii wyścigowych, pewnego rodzaju pomost między świetnością a sportową emeryturą, dziś stanowi jedną z naturalnych dróg karier młodych kierowców.
Podobnie jak w ubiegłym roku pierwszy wyścig w pełni elektrycznych samochodów będzie w… królestwie ropy naftowej, czyli Arabii Saudyjskiej. Potem Formuła E odwiedzi Chile, Meksyk, Maroko, Chiny, Włochy, Francję, Koreę Południową, Indie, Niemcy, USA i pod koniec lipca przyszłego roku zaplanowana jest podwójna runda w Londynie, która zakończy sezon. Już szósty w historii.
Czy elektryczna Formuła E ma szansę zaistnieć w świadomości widzów tak jak Formuła 1? Być może, ale to będzie długi proces, choć nie pozbawiony szans. F1 to 70-letnia historia. Fascynują się nią pokolenia. To też paradoksalnie spora przeszkoda. F1 trąci już myszką. Jest nieco skostniała, oporna na zmiany, na dostosowanie się do czasów i wymagań odbiorców. A czego najbardziej brakuje? Rywalizacji, a co za tym idzie emocji. Te oferuje na pewno Formuła E. Oferuje też wpływ (niewielki, ale jednak...) widzów na przebieg wyścigu (fabboost). Bez wątpienia twórcy Formuły E już dziś mogą powiedzieć, że osiągnęli sukces.