| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa

Rafał Kujawa: Ronaldo strzelił 700 goli to pewnie ich nie pamięta. Ja pamiętam wszystkie

W meczu z Koroną Kielce Rafał Kujawa ustrzelił pierwszego hattricka w karierze (fot. 400mm.pl)
W meczu z Koroną Kielce Rafał Kujawa ustrzelił pierwszego hattricka w karierze (fot. 400mm.pl)

Moje siwe włosy to efekt stanu polskiej klubowej piłki – mówi Rafał Kujawa. Dziś może z tego żartować, ale kiedyś zmieniając kluby co chwilę wpadał z deszczu pod rynnę. A na pierwszego hattricka w Ekstraklasie czekał 12 lat.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Dwanaście lat temu ŁKS gra z Wisłą Kraków. Wchodzisz na boisko w 61. minucie i debiutujesz w Ekstraklasie. Wychowanek, 19-letni chłopak z osiedla. Historia – marzenie.
Rafał Kujawa:
– To jest takie bum: przekraczasz linię boiska, wchodzisz na murawę i to się dzieje. Tu i teraz. Musisz wejść i się sprzedać. Pamiętam, że grałem na Kamila Kosowskiego. To był chłopak z gazem, "maniankę" taką miał, że ciężko było go upilnować. Przegraliśmy 0:1, ale dla mnie to był wielki dzień. Debiut w Ekstraklasie i to z nie byle kim, bo w Wiśle roiło się wtedy od wielkich nazwisk.

– Na trybunach rodzina, na osiedlu sława?
– Na meczu byli rodzice co tylko dodawało powera. Na osiedlu mnóstwo gratulacji, bo każdy z nas marzył o takim debiucie. W kolejnym występie, przeciwko Groclinowi, zdobyłem debiutancką bramkę. Do dziś pamiętam tę wrzutkę od Roberta Szczota.

– Masz taką fotograficzną pamięć do swoich goli?
– O tak, tego się nie zapomina. No dobra, taki Cristiano Ronaldo, który niedawno strzelił gola numer 700 to może zapomnieć. Ja w Ekstraklasie mam 13 goli i wszystko pamiętam.

– To pewnie pamiętasz też jak wtedy wyglądała Ekstraklasa i możesz porównać do dzisiejszych czasów.
– Tu jest kolosalna różnica, szczególnie jeśli chodzi o medialność. Teraz wszędzie są kamery, wszystko jest uwiecznione. Wtedy było zupełnie inaczej. Ale z drugiej strony, przypominając sobie nasz stary stadion, nie było czego pokazywać. Była jednak ta słynna Galera, trybuna dla najzagorzalszych kibiców. Mam nadzieję, że już niedługo nasi fani doczekają nowej Galery. Ja też tam zasiadałem, gdy tylko była możliwość.

– Miałeś 10 lat, gdy ŁKS zdobywał drugi i ostatni tytuł mistrzowski w historii klubu.
– Byłem wtedy chłopcem do podawania piłek, ale fety mistrzowskiej nie pamiętam.

– To wtedy zakochałeś się w ŁKS?
– Początkiem mojej przygody z ŁKS była decyzja taty. On sam chciał być piłkarzem, więc gdy zobaczył u mnie dryg do futbolu, szybko przywiózł mnie na pierwszy trening do trenera Roberta Grzywocza, dziś już świętej pamięci. I tak to się potoczyło.

– A dlaczego twój starszy brat nie został piłkarzem?
– On też kopał, ale zaczynał w Starcie Łódź. Potem wykryto u niego problemy zdrowotne, miał kłopot z sercem. Mógł dalej stawiać na piłkę, ale nie miałby pewności, jak to się skończy. Dał sobie spokój i prowadzi normalne życie. Czasem pokopie z kolegami, ale to wszystko.

– On też chciał być napastnikiem?
– Nie, Kamil grał jako prawy obrońca.

– Ty od zawsze wolałeś atak?
– W juniorach grałem w zasadzie na każdej pozycji, wszędzie, gdzie była okazja. Może byłem taką zapchajdziurą – i do wszystkiego, i do niczego? Czasami zastanawiam się, jakby potoczyła się moja kariera, gdybym postawił na grę w obronie. Dziś to tylko gdybanie.

– Co sobie myślisz, gdy widzisz w jakich warunkach dziś trenuje młodzież?
– Organizacja jest zdecydowanie na plus. Ale jak ja byłem młody to trenowałem głównie na boiskach trawiastych.

– Teraz królują Orliki…
– Pod tym względem współczuję tym dzieciakom. Mają po 10 lat i trenują głównie na sztucznych murawach, często kiepskiej jakości. W jakim stanie będą ich stawy za trzydzieści lat? Ja zawsze wolałem naturalne nawierzchnie, nawet jeśli miałaby to być gra na piachu. Tu na ŁKS mieliśmy takie boisko, które nazywaliśmy kotłownią. Żwir, piach i... grało się. Wtedy wokół stadionu mieliśmy dużo boisk treningowych, dziś w tym miejscu stoi Atlas Arena. W zamian miał powstać inny ośrodek treningowy, ale widocznie były jakieś inne względy.

Rok 2008. 20-letni Rafal Kujawa w meczu z Jagiellonią (fot. PAP)
Rok 2008. 20-letni Rafal Kujawa w meczu z Jagiellonią (fot. PAP)

– Dziś rodzice na parkingach przy akademiach piłkarskich zderzają się swoimi wielkimi SUV-ami. Ciebie ktoś zawoził na treningi?
– Co ty. Klucz na szyje, torba na ramię i dwie linie autobusowe – 59 oraz 99. Przez osiem lat to była moja stała linia. Mieszkałem na Radogoszczu, musiałem się przesiadać, a trasa w jedną stronę trwała około 30-40 minut. Czy to była szkoła życia? Nie wiem, wtedy cieszyłem się po prostu, że jadę na trening. To była świętość.

– Wspomniałeś o boisku nazywanym kotłownią. Skąd ta nazwa?
– Stąd, że z tego boiska każdy schodził czarny. Wyobraźcie sobie: piłka na środku, wszyscy się zbiegają i natychmiast podnosi się wielki tuman kurzu. Do domów wracaliśmy cali brudni. Mama bardzo się wkurzała, bo codziennie musiała wszystko prać.

– Kłopoty ŁKS wpłynęły na twoją karierę. Ledwie wszedłeś do pierwszej drużyny, zagrałeś 35 meczów w Ekstraklasie i nagle dowiedziałeś się, że to koniec, bo klub nie dostał licencji.
– Pytałem się, jak to możliwe? Przecież na boisku zajęliśmy siódme miejsce, co było świetnym wynikiem. Pamiętam, że inne kluby przygotowywały się na Cyprze, w Turcji, w Hiszpanii, a my pojechaliśmy do… Barcic. Nawet nie wiem, gdzie to jest! Barcice. Pojechaliśmy tam, solidnie przepracowaliśmy ten okres i jakoś odpaliło. Muszę przyznać, że wtedy do spadku nie przykładałem tak wielkiej wagi, bo nie przeczuwałem, że kłopoty klubu są aż tak duże.

– W PZPN w sprawie ŁKS lobbował Roman Gałuszka. Mówiło się, że jak tam jechał…
– To nie dojechał?

– Dojechał, ale w gumiakach.
– Ech, tyle ludzi było w klubie i dziś trudno ustalić, kto za to wszystko był odpowiedzialny. Każdy z nas był sfrustrowany brakiem licencji, ale musieliśmy się jakoś z tym pogodzić.

– Jest wiele teorii na temat tego, kto jest odpowidzialny za początek upadku ŁKS. Masz swoją?
– Tak, ale trzymam to dla siebie. Patrząc na to przez pryzmat mediów to wtedy mówiło się, że nas z tą licencją skręcili. Ale prawdy nigdy się nie dowiemy. Co się działo między prezesem, dyrektorem sportowym, PZPN, a jeszcze innym klubem w Ekstraklasie. Prawdę znają tylko ci ludzie.

– Po dwóch sezonach wróciliście do Ekstraklasy, ale kłopoty nadal trwały. Już po rundzie jesiennej groziło wam bankructwo, jednak w grudniu w klubie pojawił się Andrzej Voigt i zaczął ściągać duże nazwiska. Nie pomogło, bo i tak spadliście.
– Powstała dobra kapela, ale to wszystko było robione z doskoku. Przyszedł Piotr Świerczewski i na szybko musiał znaleźć zawodników, którzy będą chcieli grac w Łodzi. Przyszli doświadczeni piłkarze i pewnie by to się udało, ale nie tak na chybcika. Pamiętam, że niemal całą zimę trenowaliśmy w malutkiej siłowni, bo nie mieliśmy do dyspozycji nic innego.

– Świerczewski mówił wtedy o wiedzy piłkarskiej przywiezionej z zagranicy, ale zapamiętaliśmy go z słynnej już dziś komendy "Adam, musimy na chaos! Powiedz mu, żeby walił, bo nie ma czasu!".
– Pamiętam to. Jak jest niekorzystny wynik to nie możesz klepać pod własną bramką, tylko musisz walić do przodu, a nuż widelec coś się uda. Ktoś przejmie, ktoś dogra, ktoś strzeli.

– Ale tak na serio, to tam była jakaś taktyka?
– Oczywiście. Mieliśmy normalnie grać w piłkę, każdy mial dawać z siebie wszystko. Pamiętajmy, że oficjalnie pierwszym trenerem był Andrzej Pyrdoł. Nie był tylko słupem, miał swoje zdanie. Ja miło wspominam ten duet trenerski.

Legia – Lech 1995/96. Aż sześć goli i moda prosto z Zachodu
(fot. TVP)
Legia – Lech 1995/96. Aż sześć goli i moda prosto z Zachodu

– Założę się, że u Kazimierza Moskala macie więcej zajęć taktycznych.
– No tak, a jest to dowód na to, że przez te siedem lat piłka bardzo poszła do przodu. Za Świerczewskiego napastnik nie miał obowiązków w grze defensywnej. Teraz jest pierwszym obrońcą i daje innym sygnał, by bronić. Świerczewski potrafił zbudować dobrą atmosferę i generalnie uważam, że miał niezły warsztat.

– Tak myślisz? W zawodzie trenera zupełnie mu nie poszło.
– Może w ŁKS rzucił się na zbyt głęboką wodę? Myślę, że gdybyśmy się utrzymali, jego losy w zawodzie trenera potoczyłyby się zupełnie inaczej. W ŁKS chciał korzystać z doświadczenia graczy, jakich miał w zespole, nie chciał narzucać konkretnej taktyki, liczył, że zawodnicy sami wezmą ciężar gry na siebie.

– Który spadek przeżyłeś mocniej? Ten z powodu braku licencji czy ten drugi, boiskowy?
– W tym drugim nie miałem wielkiego udziału, bo całą rundę jesienną straciłem z powodu kontuzji kolana. Zerwałem więzadła krzyżowe. Wróciłem do gry dopiero pod koniec sezonu, jeszcze udało się coś ustrzelić. Pamiętam choćby, że pozbawiłem wtedy Ruch Chorzów mistrzostwa Polski. Na szczęście! Potrzebowali wygranej, a po mojej bramce prowadziliśmy 2:1, ostatecznie skończyło się na remisie 2:2. Jedyny pozytyw naszego spadku.

– Nie przepadasz za Ruchem?
– To są sprawy kibicowskie…

– Zgody i kosy? Siedzisz w tym temacie?
– Tak. Niektórych piłkarzy to nie interesuje, ale ja akurat śledzę takie rzeczy.

– Mówisz, że w ŁKS zbudowano fajną ekipę, ale po latach to wygląda na drenowanie klubowej kasy, a brakowało miejsca choćby dla takich piłkarzy jak ty. Nie denerwowało cię to?
– Pewnie miałem takie myśli. W takich sytuacjach czasem jest tak, że ktoś wychodzi na boisko tylko dlatego, że przyszedł do klubu i grać musi.

– W końcu spadliście, a ty niedługo potem rozwiązałeś kontrakt z winy klubu.
– ŁKS już wcześniej przestał mi płacić. Nie chcę dziś się usprawiedliwiać, ale dawałem wtedy władzom klubu alternatywę. Zapewniałem, że jeśli będą chcieli rozmawiać to ja mogę zostać. Nic z tego jednak nie wyszło.

– Podejrzewam, że była to dla ciebie – wychowanka klubu – trudna decyzja.
– Zdecydowanie tak. Wolałbym zostać w ŁKS, ale ówcześni prezesi, ci od koszykówki, Filip Kenig i Jakub Urbanowicz nie podjęli rozmowy.

– To za ich kadencji klub ostatecznie upadł, ale ciebie nie było już w Łodzi.
– Najpierw na pół roku trafiłem do GKS Katowice, potem był Pelikan Łowicz i Termalica.

– Zacząłeś się błąkać po Polsce.
– Tak, ale to było trochę dziwne i śmieszne. Przed Pelikanem byłem na testach w trzech klubach Ekstraklasy. Wszędzie te testy zdałem, a nigdzie nie zaproponowano mi kontraktu. Byłem w Ruchu Chorzów (westchnięcie), Śląsku Wrocław i Lechii Gdańsk, gdzie trenerem był wówczas Michał Probierz. Miałem tam spędzić tydzień, a trener Probierz już po pierwszym dniu powiedział, że mnie chce. Nie wiem, jak to się w końcu stało, że i tam nie podpisałem. W ten sposób wylądowałem w Niecieczy.

– Dobrze tam zacząłeś, bo strzeliłeś kilka goli, potem było gorzej. A tradycyjnie – jak to w Termalice – co chwilę dochodziło do zmian trenera.
– W trakcie jednegom sezonu przeżyłem chyba czterech trenerów. Mieszkałem w Tarnowie, fajnie tam się żyło, a wyjazdy do Niecieczy miały swój klimat. Wyjeżdżasz z Tarnowa, przebijasz się przez jakąś małą mieścinę, potem długo nic, aż tu nagle stadion. I te pola kukurydzy dookoła. Budynek klubowy, siatka i od razu kukurydza. Jak wypadła piłka to było po zawodach.

"Okiem redakcji". Ostatni rok kadencji Bońka. Jaka przyszłość czeka PZPN?
(fot. PAP)
"Okiem redakcji". Ostatni rok kadencji Bońka. Jaka przyszłość czeka PZPN?

– Krążyłeś wtedy pomiędzy I a II ligą. Uwierzyłbyś wtedy, że w 2019 będziesz popisywał się hattrickami w Ekstraklasie?
– Zawsze sobie mówiłem, że prędzej czy później tam wrócę. Mówi się, że marzenia się nie spełniają, a jednak. Trzeba jednak być wytrwałym i robić wszystko, by dopiąć celu. Bardzo się cieszę, że znów tu jestem.

– Droga nie była jednak prosta...
– Nie. Zanim wróciłem do Łodzi, dwa sezony spędziłem w Stomilu Olsztyn. Tam zerwałem więzadła w drugim kolanie. To wszystko było bardzo dziwne. Dzień przed meczem ze Stalą Mielec doszło do bardzo przykrego incydentu. Podczas treningu zasłabł nasz trener, Andrzej Biedrzycki. Pierwszy raz widziałem, jak ktoś mdleje i można powiedzieć, że jest już na drugim świecie... Nazajutrz moja kontuzja, Piotrek Skibą uderzył głową w słupek, a do tego przegraliśmy 0:4. 15 kwietnia. Powiedziałem sobie wtedy, że kwiecień to mój najgorszy miesiąc.

– Pierwsza kontuzja kolana też przytrafiła się na wiosnę?
– Tak, 30 maja. Takich dat się nie zapomina, są mocno wryte w głowę.

– Dla piłkarzy kontuzja kolana to prawdziwa zmora. Słyszysz strzał zerwanych więzadeł i wszystko jasne.
– Za drugim razem to nawet mnie prąd przeszedł. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Ciężka kontuzja, ale z drugiej strony – co cię nie zabije, to cię wzmocni. W takich sytuacjach trzeba być dobrej myśli, robić swoje i wierzyć, że prędzej czy później dojdziesz do pełnej sprawności. Fakt, że przez te dwie kontuzje rok miałem wyjęty z życia. Dla piłkarza, gdzie kariera trwa kilkanaście lat, jest to mnóstwo czasu.

– Teraz, w przypadku kontuzji, piłkarz jest wysyłany do profesjonalnej kliniki. Jak było w twoim przypadku?
– Przy pierwszej kontuzji zupełnie nie wiedziałem, co robić, dokąd iść. Na szczęście mieliśmy świetnego fachowca. Dziś na takich ludzi mówi się fizjoterapeuta, wtedy to był po prostu "maser" i on mi pomógł. Nasz klubowy lekarz miał znajomości i tak to załatwiliśmy. W Olsztynie koszt operacji musiałem pokryć sam, na szczęście miałem wykupione ubezpieczenie. Klub takimi rzeczami się nie zajmował.

– Stomil też miał wobec ciebie zaległości.
– Tak. Na szczęście musieli je później spłacić, w ramach procesu licencyjnego. Pewnego dnia dzwoni telefon, nieznany numer. Odbieram. "Dzień dobry Rafał, tu prezes Stomilu Mariusz Borkowski". Nigdy nie wiedział, kto ma jaki numer, a gdy pojawił się bat w postaci procesu licencyjnego to nagle wiedział, jak się dodzwonić. Jednego dnia telefon, drugiego dnia pieniążki. Wcześniej, gdy jeszcze byłem w Stomilu i chodziliśmy do niego, by się dowiedzieć, jaka jest sytuacja klubu, to nigdy nic nie było wiadomo. Przeważnie padały jakieś obietnice bez pokrycia. Na szczęście, teraz Stomil ma się znacznie lepiej, a ja gratuluję chłopakom, którzy przetrwali tam te trudne czasy.

– Wreszcie wróciłeś do ŁKS, wtedy jeszcze w drugiej lidze, ale pewnie poczułeś się jak w domu. Choć w nieco odnowionym.
– Wchodzę do szatni, patrzę i myślę: ″ku*wa, gdzie ja jestem, co tu się dzieje?″. Na szybko odświeżyłem sobie w pamięci widok naszej szatni z 2012 roku. Przypomniałem sobie przeciekającą salę gimnastyczną pod trybuną. Ech, to był nasz Estadio da Gruz. Fajnie, że tak to się potoczyło i marka ŁKS ciągle się rozwija. Bazę już mamy jedną z najlepszych w Ekstraklasie, jeśli nie najlepszą. Teraz czas na stadion. Ma być gotowy w 2022 roku i chciałbym wtedy nadal tu być.

– Sezon zaczęliście nieźle, wygraliście na wyjeździe z Cracovią, ale potem zanotowaliście serię ośmiu porażek z rzędu. Jak to zrobić, by nie myśleć o tym wychodząc na boisko w meczu numer dziewięć?
– Nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby nas to przerosło. Gdybyśmy zwątpili w to, co wpaja nam trener, gdybyśmy nie wierzyli, że to prędzej czy później zatrybi, to pozostałoby złożyć buty i poddać się, a na mecze jeździć tylko po to, by dostawać gong za gongiem. Ja byłem pewien, że to w końcu zaskoczy i trzeba było mieć pozytywne nastawienie.

– Egzamin teoretyczny zdany. Ale jak to wcielić w życie?
– To czasem jest kwestia drobnego elementu. Przykładowo, jeden z kolegów z zespołu ostro zaatakuje rywala i odbierze mu piłkę. To jest bodziec. Skoro on potrafi, to ja też dam radę. Wtedy musi pójść i tak było z Koroną, gdy pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę. Mamy swój styl gry, albo pracujemy na niego. Wyszliśmy na boisko w pełni zmobilizowani, chcący wygrać. Gotowi zostawić na boisku wszystko, co mamy w nogach, serce i wiarę w swoje umiejętności. Teraz jedziemy do Zabrza i tam też powalczymy o trzy punkty.

– To twój pierwszy hattrick w Ekstraklasie, ale czy ostatni?
– Pierwszy. Taki hattrick bardzo dodaje wiary w siebie i w drużynę.

– Tata był na trybunach?
– Nie, bo akurat musiał być w pracy. Przegapił dobry mecz, ale zobaczył go w telewizji. Być może przyjdzie na mecz z Rakowem. Cieszę się, że ŁKS może dać mu trochę radości.

– Za to u ciebie było chyba ostatnio sporo nerwów, bo już przyprószyła cię siwizna.
– No tak. To przez te wszystkie perturbacje z z klubami – ŁKS, Stomil, GKS Katowice, bo tam też był jeden epizod... Nie na darmo mam ksywę "siwy" lub "dziadek". I pomyśleć, że jeszcze niedawno ja mówiłem do kogoś "dziadek". Śmiałem się z tego, a teraz padło na mnie.

– Jaki epizod z GKS masz na myśli?
– Powiem tak: Wojciech Cygan to człowiek, któremu kibice GKS mogą zawdzięczać, że ten klub nadal istnieje. Po jednym z treningów prezes Cygan zaprosił na do sali konferencyjnej. Położył telefon na stole, patrzy na nas i nic nie mówi. W końcu ktoś zapytał, na co czekamy. "Czekamy na telefon od prezydenta. Jeśli zadzwoni i powie tak to żyjemy. Jeśli powie nie, to możemy sobie podać ręce i się rozejść". Wkrótce telefon zadzwonił, prezydent powiedział "tak" i mogliśmy wrócić do pracy.

– A pamiętasz tę wielką zadymę po przegranej u siebie z Termalicą?
– Faktycznie miałem przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu i trudno to zapomnieć. Sędzia jeszcze nie wyciągnął z ust gwizdka po zakończeniu meczu, a pod szatnią już było mnóstwo ludzi. Można sobie wyobrazić, co się działo potem.

– Czyli twoje siwe włosy to efekt stanu polskiej piłki klubowej?
– Tak jest. Dopadło mnie i teraz wychodzi to ze mnie.

– Podobno czasem mylą cię z Miśkiem Koterskim.
– Tak, trochę jesteśmy podobni i faktycznie bywały takie sytuacje, więc dialog z "Dnia Świra" z nauką języka angielskiego znam na pamięć. Teraz też niektórzy twierdzą, że Dominik Budzyński to mój brat bliźniak.

– Na Youtube króluje inny Rafał Kujawa, który chwali się, że błyskawicznie został milionerem. Znasz go?
– Nie i mi taka kariera nie grozi. Lepiej być biednym, ale szczęśliwym. A tak na serio to mam nadzieję, że jeszcze trochę pogram, by po zakończeniu kariery nie musieć pracować.

– Ile jeszcze musisz pograć, by zabezpieczyć sobie emeryturę?
– Chciałbym jak najdłużej i nawet nie chodzi o kwestie finansowe. Ile Bozia da zdrowia, tyle będę walczył. Kolana już nie są takie jak za młodu, ale jeśli będę się dobrze prowadził, pogram jeszcze kilka lat.

– Ta ksywa "dziadek" to tylko przez włosy?
– Przez włosy i metrykę. Czasu nie oszukasz.

– Robert Lewandowski to też rocznik 1988, a chyba nikt nie mówi na niego "dziadek".
– Może się farbuje? No albo miał mniej kłopotów po drodze. Pewne jest, że on może już spokojnie leżeć na hamaku. Jego emerytura, i kilku kolejnych pokoleń, jest już zabezpieczona.

– To teraz trzeba utrzymać ŁKS, by siwych włosów znów nie przybyło.
– Nie przyjmuję innego scenariusza. To mój główny cel na ten sezon.

Najważniejsze starcie Adama Frączczaka
(fot. TVP)
Najważniejsze starcie Adama Frączczaka

Zobacz też
Bereszyński wróci do Legii?! "Wszystko zależy od propozycji"
Bartosz Bereszyński (fot. Getty)

Bereszyński wróci do Legii?! "Wszystko zależy od propozycji"

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Znamy terminarz 30. kolejki Ekstraklasy. Sprawdź, który mecz w TVP!
Terminarz 30. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Który mecz w TVP? (fot. Getty Images)

Znamy terminarz 30. kolejki Ekstraklasy. Sprawdź, który mecz w TVP!

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Zobacz terminarz 26. kolejki Ekstraklasy. Który mecz w TVP?
Który mecz 26. kolejki PKO BP Ekstraklasy 2024/25 w TVP? To spotkanie pokażemy w niedzielę 30 marca!

Zobacz terminarz 26. kolejki Ekstraklasy. Który mecz w TVP?

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Zapamięta to do końca życia! Pululu spełnił marzenie młodego kibica [WIDEO]
Pululu spełnił marzenie kibica (Fot. Jagiellonia Białystok)

Zapamięta to do końca życia! Pululu spełnił marzenie młodego kibica [WIDEO]

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Grał z Ibrahomoviciem i Mbappe. Teraz zagra w Motorze
Jean-Kevin Augustin wzmocnił kadrę Motoru Lublin (fot. Getty Images)

Grał z Ibrahomoviciem i Mbappe. Teraz zagra w Motorze

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
wyniki
terminarz
tabela
Wyniki
16 marca 2025
15 marca 2025
14 marca 2025
Piłka nożna
Terminarz
28 marca 2025
29 marca 2025
30 marca 2025
31 marca 2025
Tabela
PKO BP Ekstraklasa
 
Drużyna
M
+/-
Pkt
3
25
26
50
4
25
13
43
5
25
13
40
6
25
7
40
7
25
5
38
8
25
-9
36
9
25
2
33
10
25
0
33
11
25
-7
33
12
25
-5
31
13
25
-11
30
15
25
-12
23
16
25
-17
23
17
25
-18
21
18
25
-14
18
Rozwiń
Najnowsze
Santos w opałach! Najgorszy selekcjoner od... 30 lat
Santos w opałach! Najgorszy selekcjoner od... 30 lat
| Piłka nożna 
Fernando Santos (fot. Getty)
Bereszyński wróci do Legii?! "Wszystko zależy od propozycji"
Bartosz Bereszyński (fot. Getty)
Bereszyński wróci do Legii?! "Wszystko zależy od propozycji"
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
TVP Sport ponownie najbardziej opiniotwórczym medium w Polsce!
(fot. TVP Sport)
TVP Sport ponownie najbardziej opiniotwórczym medium w Polsce!
| Inne 
Znamy terminarz 30. kolejki Ekstraklasy. Sprawdź, który mecz w TVP!
Terminarz 30. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Który mecz w TVP? (fot. Getty Images)
Znamy terminarz 30. kolejki Ekstraklasy. Sprawdź, który mecz w TVP!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Członek zarządu PZPN oskarżony przed sądem!
Zbigniew Bartnik (fot. 400mm.pl)
tylko u nas
Członek zarządu PZPN oskarżony przed sądem!
Fot. TVP
Rafał Rostkowski
Mistrz kontra mistrz. Wielki pojedynek na Diamentowej Lidze w Polsce!
Jakub Szymański (fot. materiały prasowe)
Mistrz kontra mistrz. Wielki pojedynek na Diamentowej Lidze w Polsce!
| Lekkoatletyka 
Ostre słowa o przyszłości kadry. "Chłopcy, którzy nie chcą się rozwijać"
Marek Wasiluk skomentował postawę reprezentacji Polski U20 (fot. TVP Sport)
tylko u nas
Ostre słowa o przyszłości kadry. "Chłopcy, którzy nie chcą się rozwijać"
| Piłka nożna 
Do góry