Tottenham Hotspur zremisował na wyjeździe 1:1 z Evertonem w 11. kolejce Premier League, ale wynik tego meczu zszedł na dalszy plan. W końcówce po faulu Son Heung-mina Andre Silva doznał fatalnie wyglądającego złamania nogi i czekać go będzie na pewno wielomiesięczna przerwa.
Tottenham w ostatnich tygodniach radzi sobie bardzo słabo, a do tego w dniu meczu otrzymał kolejny cios. Okazało się, że z powodu kontuzji na Goodison Park nie zagra Harry Kane.
Nic więc dziwnego, że gra mu się kompletnie nie kleiła. O pierwszej połowie w wykonaniu obu zespołów trzeba jak najszybciej zapomnieć, dziać zaczęło się dopiero w drugiej.
Najpierw w 53. minucie Koguty liczyły na rzut karny, gdy w "szesnastce" padł Son. Sędzia Martin Atkinson po analizie VAR nie wskazał jednak na "wapno". Dziesięć minut później piłka wylądowała w bramce. Po złym wycofaniu Gomesa przejął ją w środku pola Son i podał do Dele Alliego, a ten zwiódł Djibrila Sidiba z Masonem Holgate'm i strzelił przy słupku. To było pierwsze celne uderzenie Tottenhamu w tym meczu.
Chwilę później VAR konieczny był do rozstrzygnięcia sytuacji w "szesnastce" gości. Znów nie było karnego, bo Alli zagrał piłkę ręką dlatego, że pociągnął go Yerry Mina.
Do fatalnego w skutkach zdarzenia doszło kilkanaście minut przed końcem podstawowego czasu, gdy Son sfaulował Gomesa. Nie brutalnie, ale tak niefortunnie, że Portugalczyk doznał paskudnie wyglądającego złamania nogi.
Koreańczyk dostał żółtą kartkę, ale gdy zobaczył co się wydarzyło, złapał się za głowę i wpadł w histerię. Pocieszali go nawet przeciwnicy, a Atkinson zmienił decyzję i wyrzucił Sona z boiska. Ten w żaden sposób nie protestował i załamany zszedł do szatni.
Everton wykorzystał grę w przewadze i w doliczonym czasie Cenk Tosun doprowadził do wyrównania. Nie ma jednak wątpliwości, że zespół stracił Gomesa na długo, bo to było złamanie porównywalne z tymi Marcina Wasilewskiego czy Eduardo da Silvy.