Niedzielny mecz Evertonu z Tottenhamem zakończył się remisem 1:1, ale nie o wyniku tego spotkania było najgłośniej. Koszmarnie wyglądającej kontuzji doznał Andre Gomes, który złamał kostkę z przemieszczeniem. Piłkarze obu drużyn łapali się za głowy widząc nienaturalnie wygiętą nogę Portugalczyka. Gomes stał się trzecim graczem The Toffees, który w ciągu trzech ostatnich lat doznał tak paskudnej kontuzji. Co sezon Everton ze względu na złamanie traci kluczowego piłkarza.
Co roku druga drużyna z Liverpoolu marzy o dołączeniu do Top 6 w Premier League. Działacze za duże pieniądze sprowadzają nowych zawodników, a wyników jak nie było, tak nie ma. Everton zwykle zajmuje miejsca w środku tabeli, teraz jest nawet tuż nad strefą spadkową. Niektóre transfery nie sprawdzają się, problemem Evertonu jest również olbrzymi pech. W ciągu trzech ostatnich lat trzech kluczowych zawodników doznało złamania nogi i pauzowało przez ponad rok. I zwykle było to w momencie, w którym piłkarze ci zaczęli stanowić o sile zespołu.
Jako pierwszy czarną serię zapoczątkował Seamus Coleman. Prawym obrońcą Evertonu w 2017 roku interesowało się pół ligi, a The Toffees w 29. kolejkach stracili tylko 30 goli. Zespół dowodzony przez Ronalda Koemana liczył się w walce o Top 6 i awans do tej części tabeli był priorytetem wyznaczonym na sezon 2016/2017. Coleman pojechał na mecz reprezentacji Irlandii z Walią w eliminacjach do mistrzostw świata – a potem nie był zdolny do gry przez prawie rok.
Wszystko przez brutalny faul Neila Taylora, który z pełnym impetem wślizgiem staranował Irlandczyka. Coleman próbował jeszcze wstać, ale nie dał rady. Dopiero po chwili zrozumiał powagę urazu. Otwarte złamanie prawej nogi oznaczało dla defensora prawie roczny rozbrat z piłką nożną. Po powrocie wychowanek Sligo Rovers odzyskał miejsce w składzie, ale do formy sprzed kontuzji nie jest w stanie dojść. Po sprowadzeniu do klubu Djbrila Sidibe to Francuz coraz częściej zastępuje kapitana reprezentacji Irlandii.
Kolejnym bardzo poważnie kontuzowanym przedstawicielem Evertonu i… Irlandii zarazem był James McCarthy. Defensywny pomocnik, który w Evertonie występował w latach 2013-2019, od sezonu 2016/2017 zaczął mieć problemy ze zdrowiem. Najpierw kontuzja pachwiny wyeliminowała go na kilka tygodni, potem poważny uraz kolana sprawił, że McCarthy’ego nie było na boisku przez dziewięć miesięcy. I gdy wydawało się, że najgorsze za nim, już w czwartym spotkaniu po powrocie na boiska Premier League pomocnik złamał nogę. Było to 20 stycznia 2018 roku.
Znany z nieustępliwości McCarthy próbował w ostatniej chwili wybić piłkę spod nóg zmierzającego na bramkę Evertonu Salomona Rondona z West Bromwich. Wenezuelczyk w tym samym momencie złożył się do strzału. Interwencja Irlandczyka była skuteczna, z tym że Rondon zamiast w piłkę, z całym impetem kopnął w nogę rywala. Snajper The Baggies od razu wiedział, że przeciwnikowi stała się krzywda i pobiegł do sędziego, aby ten jak najszybciej zezwolił na wejście służby medycznej. Chwilę później Wenezuelczyk musiał być pocieszany przez kolegów z zespołu. Napastnik popłakał się, wiedząc, że wyrządził krzywdę rywalowi.
Rehabilitacja Jamesa Mc Carthy’ego trwała ponad rok. Irlandczyk wrócił na boisko w końcówce meczu z Manchesterem United 21 kwietnia 2019 roku. I był to ostatni mecz pomocnika w The Toffees. 28-latek nie był w stanie wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie i odszedł do Crystal Palace, gdzie również pełni rolę głębokiego rezerwowego. Kariera zdobywcy Pucharu Anglii z Wigan nie wróciła na tory sprzed kontuzji. Od czasu urazu drzwi reprezentacji są dla niego zamknięte.
W sezonie 2019/2020 Evertonowi idzie jak po grudzie. 11 punktów w 11 meczach to wynik, który poddaje w wątpliwość pozostawienie Marco Silvy w roli trenera. Jedną z zalet Portugalczyka było psychiczne odblokowanie Andre Gomesa, który w poprzednich rozgrywkach był wypożyczony z Barcelony. W drużynie Dumy Katalonii Gomes nie radził sobie i na boisku, i poza nim. Cierpiał na depresję, odmawiał gry – pobyt w Barcelonie chciał zamknąć jak najszybciej.
I udało się – po sezonie Everton zdecydował się wykupić Portugalczyka za 25 milionów euro. To Gomes miał być jednym z kluczowych zakupów w letnim oknie transferowym. Pomocnik wybijał się ponad przeciętność, przewyższając o głowę kolegów z zespołu z jego formacji: Morgana Scheiderlina, Fabiana Delpha i Toma Daviesa. Do 79. minuty meczu z Tottenhamem. Niefortunny faul Heung-Min Sona sprawił, że Gomes wpadł na wykonującego wślizg Serge’a Auriera. Stopa Portugalczyka została zmiażdżona przez Iworyjczyka, który nie był w stanie wyhamować. Andre Gomes zwijał się z bólu, a koledzy z boiska momentalnie zaczęli łapać się za głowę.
Diagnoza w szpitalu była straszna – złamanie kostki z przemieszczeniem.
W poniedziałek Gomes ma przejść operację. Pierwsze rokowania mówią o około roku przerwy. Wobec tego pole manewru Marco Silvy w środku pola jest coraz mniejsze. Jakby tego było mało, kontuzja jak na razie eliminuje z gry inny nowy nabytek The Toffees, Jeana-Philippe’a Gbamina, a skrzydłowy Bernard nabawił się poważnego urazu kolana. Brak piłkarzy o określonej jakości może sprawić, że były trener Kamila Grosickiego w Hull City może stać się i byłym szkoleniowcem Evertonu. I to przed grudniem, który dla liverpoolczyków będie najtrudniejszy. Wówczas dziewięciokrotny mistrz Anglii zmierzy się z: Leicester, Liverpoolem, Chelsea, Manchesterem United, Arsenalem i Manchesterem City.