W przyszłości Kamil z pewnością będzie pomagał w skokach. Już to robi. Przez dwa lata on płacił za wszystko w klubie Eve-nement Zakopane – mówił Bronisław Stoch w rozmowie z TVPSPORT.PL. Ojciec trzykrotnego mistrza olimpijskiego poruszył także tematy związane z odejściem Stefana Horngachera i sytuacją w narodowej kadrze.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Cofnijmy się do lutego i marca. Co kilka godzin pojawiały się informacje dotyczące sytuacji związanej ze Stefanem Horngacherem. Ostatecznie, zakończył współpracę z polską kadrą. Taki rozwój wydarzeń wpłynął w jakimś stopniu na zachowanie Kamila?
Bronisław Stoch: – Każda niepewność, zewnętrzna czy wewnętrzna, zawsze męczy. Rozstraja, rozkojarza. Pochłania energię, zupełnie niepotrzebnie. W innym wymiarze. Człowiek nie jest skupiony na tym, na czym trzeba. Odbija się to na życiowych kwestiach. Smuci styl, w jakim to wszystko zrobiono. Nie był to elegancji sposób rozstania. Martwiąca sytuacja. Jeśli jednak motywacja nadal była w samych zawodnikach i w grupie wyniki pojawiały się same.
– Dało się odczuć zmiany?
– Mimo wszystko, w reprezentacji, utrzymała się dobra atmosfera. Chodzi o to, że nie dano dokończyć trenerowi pewnego etapu. Miał czas i prawo się zastanowić. Przeanalizować w głowie, co i jak powinno się stać. Przytupywanie i wymuszanie decyzji nie sprzyjało. W takich momentach odbija się to na relacjach, itp. Jeśli ma to być podobnie rozwiązywane w przyszłości, lepiej, żeby szybko zweryfikować styl i zacząć lepiej rozstrzygać w inny sposób. To kwestia ewolucji, uczenia się na bieżąco działaczy i innych odpowiedzialnych osób. Błędy zdarzają się wszystkim.
– Syn żałował rozstania?
– To nie do końca tak. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej... Zupełnie różna byłaby atmosfera i wtedy, i teraz.
– Dobrze, że Michal Doleżal był z zawodnikami przez ostatnie lata?
– Jasne. Wiadomo, że nie można było zrobić gruntowej rewolucji. Wywrócenie wszystkiego do góry nogami by nie pomogło. Albo przyjmujemy system i zaczynamy mu wierzyć, albo nie i pojawiają się kłopoty. Jeśli coś kompletnie zawodzi, to należy wszystko zmienić radykalnie. Tutaj nie było takiej potrzeby.
– Czech najlepszą opcją dla biało-czerwonych?
– Naturalny zastępca, zmiennik Stefana. Może to pociągnąć. Miał i ma zaufanie w grupie. To ważna kwestia.
– Były momenty, że Kamil zastanawiał się w domu, jak to wszystko będzie wyglądać za kilka miesięcy?
– Skoczkowie w Polsce mają wojskową zasadę, że to, co dzieje się w środku nie wychodzi na zewnątrz. To ich rygory, wynikające z lojalności wobec siebie. Bardzo dobrze, że tak się dzieje. W domu prawie w ogóle nie rozmawiamy na ten temat. Wtedy czujemy się uczciwiej. Łatwiej dochować tajemnicy. Nie zmienia to jednak faktu, że możemy się domyślać pewnych rzeczy. Widzimy pewne reakcje. W skrócie: nic złego się nie stało.
– Syn za kilkanaście dni rozpocznie kolejny sezon Pucharu Świata. Pojawiły się myśli i rozmowy typu: "A może już skończysz, wystarczy?".
– Nic z tych rzeczy! Skoro nie ingerowaliśmy w jego wybór, tak niebezpiecznej dyscypliny, to przy jego dojrzałości, którą prezentuje, byłoby niestosownością wtrącać się i wymuszać przyspieszenie decyzji o zakończeniu kariery. To jego kwestie. Z pewnością będzie wiedział kiedy i w jaki sposób to zrobić i poinformować kibiców. Ufamy mu nie tylko w tym, co robi na skoczni. Wiemy, że stać go na autonomiczną i bardzo dojrzałą decyzję.
– Przeczytałem ostatnio komentarz: "Kamil wchodzi z gracją w ekstremalny sport". U rodziców, przed każdym skokiem, nadal podnosi się ciśnienie?
– Tylko istota bez rozumu albo bez wyobraźni by się nie denerwowała. Trzeba być w kontakcie z zapowiedzią zagrożenia czy warunkami panującymi na skoczni. Z perspektywy rodzica mogę powiedzieć, że od początku żyjemy z takim przekonaniem. Uczymy się funkcjonować. Tu nie chodzi o to, by drżeć i za każdym razem trząść ze strachu. Należy nabierać zaufania, że sędziowie dobrze zareagują i puszczą ich w odpowiednich warunkach. Warto też pamiętać, że doświadczony skoczek z odpowiednią techniką też powinien poradzić sobie w niekorzystnych okolicznościach. Trzeba zachować myślenie, że nie dopuści się do ekstremalnej sytuacji. Takiej ufności nabraliśmy. Ta zabawa w skoki już u Kamila trochę trwa. Tylko kontakt z tym wszystkim, przez cały czas, pomaga redukować obawy. Jeśli się czegoś nie widzi, nie doświadcza to można popaść w skrajną obawę czy wyobrażać sobie straszne rzeczy.
– Obecność małżonki Ewy podczas zagranicznych wyjazdów pomaga Kamilowi i uspokaja rodziców?
– Bardzo lubi, kiedy ktoś z rodziny jest wokół skoczni. Dla zawodników to ważne wsparcie. Poczucie, że ktoś jest na dobre i na złe. Ważny jest dla nich fakt, że nikt nie będzie krytykował słabszych prób czy wymagał nie wiadomo czego. Rodzina ma wspierać, nie wymagać Bóg wie czego.
– Państwo planują dalsze wyjazdy w zimie?
– Ja jeszcze pracuję. Trudno wygospodarować tyle czasu, by się gdzieś pojawić na dłużej. Nie da się od tak stracić pół tygodnia. Niestety, to ograniczenia, z którymi teraz nie wygram. Może, gdy będą na emeryturze sytuacja się zmieni, ale wtedy Kamil pewnie przestanie skakać. Taki paradoks.
– Ale w skokach zostanie?
– Klub Eve-nement to fajna zapowiedź przyszłości. Prowadzą to bardzo dobrze i profesjonalnie. Bardzo dbają o zaplecze i o to, by grupa, która już tam jest się rozwijała. Jestem pełen podziwu. To warte zauważenia przez media, by w innych dyscyplinach pojawiały się podobne inicjatywy. Jeśli zapewni się korzystne warunki, dobrych trenerów i dobrą atmosferę, to w 40-milionowym narodzie w każdej dyscyplinie znajdziemy talent i go oszlifujemy.
– Ambasadorem skoków w kraju stał się Adam Małysz, z Kamilem będzie podobnie?
– Trudno mi powiedzieć. Kamil miał różne kontakty z działaczami. Nie wiem, w którym kręgu aktywności się odnajdzie, w którym kierunku zdecyduje się pójść. Z pewnością w skokach będzie pomagał. Już to robi. Przez dwa lata to on płacił za wszystko w klubie Eve-nement. Dopóki nie znaleźli sponsorów tak to wyglądało.
– Czyli początki klubu to jego inicjatywa?
– Jego i żony. Ktoś musiał to wszystko finansowo zasilić. Wspólnie działają i wspólnie podejmują decyzje.
– Trudno nie zapytać o to, jak rodzice zapatrują się na kolejny sezon w wykonaniu syna. W perspektywie są mistrzostwa świata w lotach narciarskich. Kamilowi brakuje złota z tej imprezy.
– Rodzice nie są od oczekiwań i nakręcania oczekiwań.
– Od uspokajania sytuacji?
– Inni wokół nakręcają karuzelę. My, rodzice, tonujemy emocje. Gdyby każdy widział te wszystkie puchary, i gdyby musiał je czyścić, to zobaczyłby, że niczego nie brakuje. Jeszcze by się modlili, żeby więcej tego nie przybywało, haha!
– Przydałby się jeszcze puchar Liverpoolu za zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
– Po wygranym finale była duża radość. Kamil cieszył się, że triumfowali. Bardzo wiernie im kibicuje. Był kiedyś na meczu, na Anfield.
– Wracając do skoków. Dużo się mówi i pisze, że w kadrze może dojść do zmiany lidera. Syn jakoś na to reaguje?
– Między zawodnikami jest dobra chemia. To koledzy. Poza tym widać, że skoczkowie nawet w międzynarodowych grupach bardzo się lubią i szanują. Mamy do czynienia ze specyficznym rodzajem sportowców. Wokół nie ma zazdrości, zawiści. Rywalizacja przebiega na zupełnie innym poziomie. To bardzo budujące. Dobry przykład, by pokazywać innym jak wygląda dojrzała rywalizacja. Nie ma złych zachowań, widocznych w innych dyscyplinach.
– Kamil bryluje także na krajowym podwórku w różnych plebiscytach. W ostatnich latach jest jednym z najbardziej utytułowanych sportowców. Duma rozpiera?
– Nie będziemy się kłócić kto jest mniejszy, kto większy. Nie w tym rzecz. Cieszymy się, że zdobył trofea w wielkim stylu. Nie da się tego niczym przekreślić. Tyle.
– W Zębie da się odczuć Stochomanię?
– Jest spokojnie. Część ludzi angażuje się w sport, istnieje też część, która prawie w ogóle się tym nie interesuje. Tak też powinno być. Statystyka pokazuje prawdziwy procent zainteresowanych. Bardzo ciekawi mnie zjawisko socjologiczne, że skoki ogląda dużo kobiet. Otrzymałem takie sygnały, informacje. Pozytywnie mnie to zaskoczyło. Pamiętam, że za młodych lat przede wszystkim mężczyźni zasiadali przed telewizory.
– Dobry prognostyk przed kolejnymi transmisjami.
– Jest coraz więcej osób znających się na temacie, dyskutujących o detalach. To cieszy. Miło popatrzeć na taki rozwój sytuacji.