| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
W Rzeszowie siatkarze nie mają łatwo. Asseco Resovia po kilku sezonach niepowodzeń chce ponownie wkroczyć do czołówki PlusLigi. Ten plan firmują swoimi postaciami prezes Krzysztof Ignaczak i trener Piotr Gruszka. Drugi z nich był już przez niektórych zwalniany po porażkach na starcie sezonu. Trener apeluje jednak o rozsądek i cierpliwość, którą w ostatnich sezonach w Rzeszowie nie grzeszono…
Maciej Piasecki, TVPSPORT.PL: – Ważne zwycięstwo w Lubinie. Sytuacja w zespole Asseco Resovii trenera Gruszki zaczyna się klarować?
Piotr Gruszka: – Na pewno początek ligi nie był dla nas udany. Przegraliśmy trzy spotkania z czego dwa u siebie. Spodziewaliśmy się, że początek może być trudny. To też pokazuje, że w tym sezonie o punkty trzeba się bić z każdym. Pierwsze spotkanie w Katowicach zagraliśmy jeszcze trochę na emocjach. Nie był to zły mecz w naszym wykonaniu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że GKS okres przygotowawczy miał zupełnie inny. Przede wszystkim mógł trenować całym składem, można powiedzieć, że siatkarze byli już w rytmie meczowym i grało nam się trudniej z takim rywalem.
– Legenda głosi o trzech miesiącach solidnych przygotowań w Katowicach.
– Taka jest prawda. GKS od początku przygotowań zagrał bardzo dużo sparingów. Jednak mimo tego, że byli już w jakimś rytmie, mieliśmy mecz na 2:1 w setach i ostatecznie z takiego prowadzenia wyszedł jeden punkt na koniec. Później porażka z Suwałkami i z Olsztynem, gdzie było widać już jakieś przebłyski. Nie ma co ukrywać, w Rzeszowie jest presja i chęć powrotu do czasów, kiedy Asseco Resovia biła się z najlepszymi. To też trochę nas paraliżowało. Ten zespół ma coraz więcej momentów dobrej gry.
– Zdrowotnie też nie jest za ciekawie. Wychodzicie na prostą?
– Zmierzyliśmy się z różnymi trudnościami. Zacznijmy od tego, że w okresie przygotowawczym mieliśmy kilku chłopaków, którzy nawet nie byli naszymi siatkarzami. Po prostu, pomagali nam w tym, żeby te treningi były jak najbardziej wartościowe. Czy to Grzesiek Pająk, czy młody zaciąg z rzeszowskiego AKS. Największym problemem było jednak to, że nasi rozgrywający bardzo późno dołączyli do drużyny. Kawika Shoji był nieco wcześniej, ale na Marcina Komendę trzeba było trochę poczekać. Trudno tak wejść w ligę, grając dodatkowo co trzy dni, kiedy nie ma czasu na trenowanie.
– Tu jednak nie chodzi o trenowanie, a wygrywanie.
– Zgoda. Po zwycięstwach pewność siebie wzrasta. Zespół zaczyna się krystalizować a ja zaczynam widzieć w tej grupie fajny feeling. Potrzebujemy jeszcze trochę czasu.
– Niektórzy już zwalniali trenera Gruszkę. Dochodzą te głosy?
– Zdawałem sobie z tego sprawę. Kibice byli przyzwyczajeni do tego co było wcześniej. Zmiany w Asseco Resovii następowały szybko. Jeżeli chcemy coś stworzyć, nie jest łatwo to zrobić, kiedy cały czas rotujemy składem. A później oczekujemy, że to będzie grało. Stworzenie drużyny wymaga czasu. To też było widać w poprzednich sezonach, jak to ostatecznie wyglądało… Ja nie skupiam się na tym, czy ktoś mówi, żeby zwolnić Gruszkę. Ważne jest to, żeby grupa przez nas stworzona grała jak najlepiej. Mam dobry kontakt z zespołem, widać ten feeling i jak będziemy mieć więcej czasu na trening, będzie lepiej. Rywalizacja na treningach jest coraz większa. Od niedawna mamy do dyspozycji zdrową czwórkę przyjmujących i każdy musi się pilnować, jeśli chce grać.
– Kiedy wszyscy siatkarze Asseco Resovii będą zdrowi i gotowi? Grudzień?
– Trudno powiedzieć. Najbliżej powrotu jest Damian Schulz. Następny w kolejce jest Bartek Lemański, czekamy też na Marcina Możdżonka. W tym ostatnim przypadku to kwestia wyników badań, co się okaże, bo odezwała się kontuzja sprzed lat. Liczę, że nie będzie to jednak poważna sprawa, bo mielibyśmy duży problem. Cieszy mnie większe pole manewru na przyjęciu, gdzie w końcu mam po dwie osoby na pozycje. A podziwiam Grześka Kosoka i Bartka Krulickiego, że trenują w dwóch na środku i tak samo grają.
– Za mecz z Cuprum Lubin pierwszą nagrodę MVP po powrocie do PlusLigi zgarnął Zbigniew Bartman. Na emeryturę najwyraźniej się nie wybiera.
– "Zibi" już przed sezonem czuł się coraz lepiej. Niestety przytrafiła się kontuzja łydki, która wykluczyła go na dwa tygodnie z treningu. Powrót po takich mięśniowych sprawach jest niezwykle trudny. Był blisko formy startowej w okresie przygotowawczym, nagle te dwa tygodnie przerwy i na nowo trzeba było budować całość. "Zibi" jest jednak napalony, nakręcony na granie. Chce pokazać, że może, jest ważny dla drużyny. Na szczęście mam z nim taki kontakt, że potrafię go trochę przystopować. Tłumacząc przede wszystkim, że zespół potrzebuje takiego siatkarza, jako człowieka. Nawet jeżeli nie jest gotowy od A do Z.
– Bardzo zmienił się od czasów waszego wspólnego grania? Inny człowiek?
– Czy jest innym człowiekiem, tego nie wiem. Na pewno jest dojrzalszy, żona, dziecko i ta dojrzałość jest już konieczna. Przyznam jednak szczerze, jak na niego patrzę, to naprawdę podziwiam niektórych trenerów, że musieli z nim pracować. "Zibi" to jest gość z którym można porozmawiać. Jest bardzo energiczny, można mu zwrócić uwagę i nie obraża się, trudno go nazwać negatywną postacią. On wie, że jest potrzebny zespołowi. Muszę jedynie pilnować "Zibiego" w jego emocjach. Jeśli to wszystko zagra, będzie bardzo mocnym punktem Asseco Resovii w tym sezonie.
– Początek PlusLigi potwierdza, że szykuje się szalony sezon. Faworyci tracą punkty, mamy za sobą kilka niespodzianek…
– Odpowiem z nieco innej perspektywy. Jak prowadziłem GKS Katowice, wiedzieliśmy jedno – jeżeli chcemy urwać punkty mocniejszym rywalom, trzeba to zrobić na początku ligi. Właśnie wtedy, kiedy niektóre zespoły nie mogły przepracować okresu przygotowawczego w pełnym zestawieniu. Te drużyny, które zaczęły funkcjonować tuż przed startem ligi, im bardziej rozgrywki będą się rozwijać, tym dojrzalej będzie wyglądać ich gra.
– Ale w Kędzierzynie-Koźlu nadal grają w swojej lidze. Grupa Azoty znowu będzie trudna do złapania?
– Na to wygląda. Oglądałem jeszcze przed meczem z Cuprum kawałek spotkania z Zawierciem. Baróti, Semeniuk, oni wnoszą kolejny element do tej układanki. ZAKSA w tym zestawieniu, czterech-pięciu osób, gra od kilku ładnych lat. A do tego jest przecież Toniutti. Człowiek, który uspokaja, daje pewność siebie kolegom, nie wkrada się panika do gry zespołu. To mocna drużyna, którą prowadzi Toniutti i potrafi wprowadzić do gry nowych siatkarzy w PlusLidze, jak Baróti.
– Prezes Ignaczak już zakodował się w pamięci? Czy to nadal bardziej "Igła"?
– Uczymy się nawzajem swoich tytułów. "Igła" jest prezesem, który bardzo mocno żyje z zespołem, wyrywa się, bardzo chce pomóc…
– Widać to w telewizyjnych ujęciach.
– Dobrze, że tylko to widzicie… A tak już na poważnie, Krzyśkowi bardzo zależy, żeby zespół funkcjonował. Dodatkowo uczy się też roli prezesa wobec drużyny. Swoje obowiązki wypełnia należycie, nie mamy z tym problemu, bo niczego nam nie brakuje. Znam jednak "Igłę", wiem jak z nim rozmawiać, choć te wymiany zdań nie zawsze muszą być proste. Ale dobrze zafunkcjonują w przyszłości.
– A zarzut, że jesteście kolegami z boiska? To nie przeszkadza?
– Nie ma z tym problemu. U Krzyśka bardziej problemem może być to, że on po prostu jeszcze by pograł. Pamiętam jak razem graliśmy, takie gorące podejście to nie są złe rzeczy, a z czasem to się pewnie unormuje. W końcu dla "Igły" to też jest nowa rola w życiu. Pewnych rzeczy też trzeba się nauczyć, ale wiem, że on tego chce i ma zamiar dalej się rozwijać. Znamy się ponad 20 lat i liczę, że nasza współpraca będzie się dalej dobrze układać.
– Jakieś małe gry na boisku, prezes kontra trener, zdarzają się w Rzeszowie?
– Nie, zupełnie od tego odszedłem. Pamiętam jak zaczynałem w roli trenera, rozmawiałem z wieloma szkoleniowcami. W głowie zostały mi ważne słowa od Andrei Anastasiego. Najważniejszą rzeczą przy byciu trenerem jest to, żeby zabić w sobie zawodnika. Dlatego do swojej pracy trenerskiej nigdy nie podchodziłem z założeniem, że ja zrobiłbym coś lepiej czy inaczej od mojego podopiecznego. Pewne rzeczy robiłem miliony razy i zdaję sobie sprawę, że ja technikę dalej mam. Motoryki brak, ale zagranie w odpowiednie miejsce boiska, nie byłoby żadnym problemem. Nie jestem jednak od udowadniania, że potrafię coś zrobić, a oni nie. Ja muszę dać chłopakom wskazówki, żeby robili coś jak najlepiej.
– W PlusLidze pojawiają się nowi, zdolni siatkarze. Jeden z nich, Kamil Maruszczyk, przebojem wdarł się do składu Cuprum Lubin. Będą z niego ludzie?
– Pamiętam Kamila jeszcze z czasów gry w Norwidzie Częstochowa. Jestem zaprzyjaźniony z tym klubem, kończyłem tamtą szkołę. Graliśmy sparingi kiedy prowadziłem GKS Katowice i już wtedy Maruszczyk mi się podobał. Później obserwowałem go w Gwardii Wrocław, gdzie z Superlakiem robili super robotę. Obaj wylądowali teraz w PlusLidze i udowadniają, że na to zasługują. Kuba Bednaruk umiejętnie korzysta z Superlaka w Będzinie, a w Lubinie Maruszczyk walczy o swoje. To jest chłopak, który ma potencjał i co najbardziej mi się u niego podoba, nie pęka. Nie jest istotne, kto gra po drugiej stronie czy jaką dostaje piłkę. Jeżeli ma się charakter, można daleko zajść. Kamil jest dodatkowo ciekawie wyszkolony technicznie. Może brakuje trochę parametrów, ale pamiętajmy, że Misiek Kubiak też nie jest gigantem na skrzydle, a potrafi grać bardzo dobrze w siatkówkę. Na pewno będę obserwował Maruszczyka bo podoba mi się jego odwaga i to, jak pracuje na siatce. Wejść w PlusLidze z marszu nie jest łatwo, a Kamil już na początku sezonu stał się ważnym punktem zespołu.
– Siatkówka w Rzeszowie to rzeczywiście styl życia?
– Mieszkałem praktycznie całe życie w Częstochowie. Wiem jak to jest żyć w mieście, gdzie wszyscy żyją siatkówką. Ludzie żyją naszymi wynikami i wiedzą wszystko, naprawdę wszystko, nic się nie ukryje. Mamy jednak na każdym meczu kibiców, jest dla kogo grać i to jest świetne uczucie. Ludzie są zniecierpliwieni, rozczarowani ostatnimi latami i wynikami klubu. W Rzeszowie brakuje sukcesów, którymi kibice Asseco Resovii tak bardzo żyli wcześniej. To nie będzie łatwe, ale jeśli ludzie będą widzieć drużynę, która szarpie w każdym meczu i ten feeling, który podkreślam i powtarzam – a to coraz bardziej widać, postaramy się o dobry wynik. Od początku towarzyszą nam skrajne emocje, zwłaszcza kiedy na powitanie przegraliśmy dwa mecze u siebie. Trzeba jak najszybciej wyrzucić stamtąd demony z niedalekiej przeszłości. A jak ludzie zobaczą nasze starania, pokochają tych chłopaków, zrobimy coś ciekawego w PlusLidze.
Następne