Maciej Szczęsny, czyli legenda polskiej szkoły bramkarskiej. Grał dla Legii Warszawa, Widzewa Łódź, Polonii Warszawa oraz Wisły Kraków i z każdym z tych klubów zdobywał mistrzostwo Polski. Wychowanek Gwardii Warszawa opowiedział o karierze, kibicach uprzykrzających życie czy też najlepszym i najgorszym meczu. – Największa wpadka? Spotkanie w Genui. Chciałem strzelić Manciniemu w pysk, ale niestety nie trafiłem – opowiedział. Ta i wiele innych ciekawych anegdot w najnowszym odcinku "Polskiej szkoły bramkarzy".
Inne odcinki "Polskiej szkoły bramkarzy" można obejrzeć tutaj.
Inne odcinki "Polskiej szkoły bramkarzy" można obejrzeć tutaj.
Szczęsny o najlepszym obecnie polskim bramkarzu
Jest nim Wojciech Szczęsny. Usiłuje – czasami ze szkodą dla drużyny – asekurować obrońców bardziej, niż robi to Łukasz Fabiański. Lubię aktywnych bramkarzy, którzy nie boją się grać również poza polem karnym. Myślę, że lepiej gra nogami i ma doskonały przegląd pola. Zanim złapie piłkę już wie, jak wprowadzi ją do gry i gdzie poda.
Szczęsny o najlepszym napastniku, przeciwko któremu grał
Alan Shearer – chociaż w meczu ze mną za geniusza nie chciał robić. Najbardziej uprzykrzali mi jednak życie nie napastnicy, a na przykład... Piotr Jegor, który napastnikiem nie był, a ilekroć kopnął piłkę w kierunku mojej bramki to i tak do niej wpadała. Co prawda, słynął z mocnego strzału, ale czasami potrafił kopnąć z czterdziestu metrów, piłka "płakała", siedem razy się odbiła i błagała, żeby ktoś ją wreszcie złapał. A ja nie umiałem.
Szczęsny o najlepszym meczu w karierze
Było kilka. Na pewno na Camp Nou, gdy zremisowaliśmy z Barceloną 1:1. Nieźle broniłem także w Genui w starciu z Sampdorią. Dobrze zagrałem przeciwko Brazylii w Recife.
Szczęsny o najgorszym meczu w karierze
Też ten w Genui, gdzie dałem się sprowokować komuś, o kim wiedziałem, że regularnie tak się zachowuje. Dostałem czerwoną kartkę po tym, jak sprowokował mnie Roberto Mancini. Chciałem go strzelić w pysk. Niestety nie trafiłem, a czerwoną kartkę i tak zobaczyłem zasłużenie. Gdy gra się taki mecz, trzeba trzymać nerwy na wodzy. Mój błąd.
Szczęsny o nietypowym treningu bramkarskim
Byłem z Gwardią Warszawa na obozie w Blachowni pod Częstochową. Wówczas seniorami w bramce byli Andrzej Sikorski i Wiesiek Rutkowski. Nowy trener naszej drużyny postanowił zrobić nam trening za bramkami. W miejscu, gdzie rosły krzaki, a trawa chyba nigdy nie była koszona. Zabrał ze sobą trzy nowiutkie piłeczki tenisowe. Rzucił jedną z nich w trawę i bardzo zdziwił się, że ani Sikorski, ani Rutkowski nie ruszyli do niej. Był bardzo zaskoczony, że dorośli mężczyźni nie rzucają się do czegoś, czego nie widzą. Facet chciał pochwalić się, że ma nowiutkie piłeczki tenisowe. W tamtych czasach posiadanie ich stawiało cię w jednym szeregu z właścicielami Mercedesów.