Z różnych powodów reprezentacja Polski zasłużyła dzisiaj na pochwały. Za grę, za postawę fair play i zachowanie wobec kibiców, którzy nie bali się przylecieć do Izraela w tak trudnych dla tego kraju dniach.
Oczywiście w każdym meczu można znaleźć jakieś mankamenty, ale tym razem zdecydowanie dominujące były pozytywy.
Polacy już dawno nie grali tak dobrze jak w pierwszych 60 minutach tego meczu. Jednak z mojego punktu widzenia dwa najważniejsze były incydenty, które z samą grą nie miały dużo wspólnego.
W końcówce meczu na boisko wbiegł ktoś nieuprawniony, a goniący go ochroniarz zderzył się z Tomaszem Kędziorą i przewrócił go. Najwyraźniej było to bolesne dla polskiego piłkarza, który przez chwilę leżał na boisku i był opatrywany przez lekarza.
Mój stary znajomy, arbiter główny Mattias Gestranius z Finlandii, przerwał mecz. Najwyraźniej był bardzo zaniepokojony tym incydentem, szczególnie zważywszy na napiętą sytuację polityczną w Izraelu i konflikty zbrojne z ostatniego okresu. Nie można było wykluczyć – zwłaszcza w pierwszej chwili – że incydent na boisku ma lub może mieć jakiś związek z polityką.
Gestranius poszedł w kierunku linii bocznej, gdzie poprosił o konsultację z kierownictwem obu reprezentacji i delegatem. Kiedy uzyskał zapewnienie, że obie drużyny czują się bezpiecznie i nie widzą powodów do przerwania meczu – choćby w celu podjęcia kolejnych kroków dla sprawdzenia lub poprawienia zabezpieczeń – sędzia zdecydował się wznowić grę.
I tutaj brawa należą się nie tylko dla arbitra, który wykazał się dużą przytomnością umysłu, odpowiedzialnością i wyobraźnią, lecz także dla kierownictwa i piłkarzy reprezentacji Polski, którzy nawet nie próbowali wykorzystać tej sytuacji jako pretekstu do eskalowania problemu dla uzyskania dodatkowych korzyści przy tak zwanym zielonym stoliku UEFA. A takie sytuacje w futbolu niestety czasem się zdarzają.
Pochwały należą się także dla Krzysztofa Piątka, który po strzeleniu gola, podobnie jak w czasie poprzedniego meczu z Izraelem, powstrzymał się od wykonania swojej tradycyjnej cieszynki. Pamiętał, że w meczu z reprezentacją Izraela taka cieszynka mogłaby zostać odebrana wyjątkowo niekorzystnie. Panu Piątkowi z powodu takiego postępowania ponownie należą się wyrazy szacunku. Podobnie jak całej drużynie, która po meczu bardzo ładnie podziękowała polskim kibicom za doping.
Taką reprezentację Polski chciałoby się oglądać częściej, choć oczywiście warto pamiętać, że tym razem przeciwnik nie był najwyższej klasy, a i jemu udało się strzelić gola. Nie można mieć jednak żadnych pretensji do bramkarza Wojciecha Szczęsnego, gdyż taki strzał, jaki wyszedł Moanesowi Dabourowi, nie dałby szans na obronę chyba żadnemu bramkarzowi.
Jeśli jeszcze chodzi o sędziowanie, ogólnie było bardzo dobre. Najciekawszą decyzję Fin podjął dyktując rzut wolny pośredni dla Polski za zagranie piłki ręką przez bramkarza Izraela po podaniu piłki stopą przez obrońcę. Sytuacja była niezwykle trudna do oceny, tym bardziej dla sędziów na boisku, którzy w tym meczu nie mogli korzystać z systemu VAR i dodatkowo zgodnie z regułami nie mogliby skorzystać z powtórek w tej specyficznej sytuacji. Trudność polegała na tym, że tuż przed złapaniem piłki przez bramkarza Piątek próbował ją zagrać i najprawdopodobniej chybił stopą minimalnie.
Było też parę innych drobnych kontrowersji, ale w każdym meczu można wytknąć sędziemu lub sędziom jakieś błędy, tyle że czasem nie warto, gdy są drobne lub bez wpływu na przebieg meczu. Sędzia Gestranius zarządzał meczem bardzo dobrze, kontakt z piłkarzami miał odpowiedni i potrafił utrzymywać dyscyplinę, używając kartek, kiedy było to potrzebne.
To dobry sędzia, który nie gwiazdorzy, nie uprawia tak zwanej pozerki, tylko skupia się na tym, co jest głównym zadaniem każdego sędziego: rozstrzygać boiskowe spory, dbać o zdrowie piłkarzy i wizerunek gry. Tylko tyle i aż tyle.