Louis van Gaal nie miał łatwego życia po objęciu posady trenera FC Barcelony w 1997 roku. Wchodził do szatni pełnej gwiazd, z Guardiolą, Figo, Rivaldo, a przede wszystkim Christo Stoiczkowem, znanym ze swojego wybuchowego temperamentu. Nie była to na pewno miłość od pierwszego wejrzenia. Podczas treningów Bułgar umyślnie z całej siły kopał piłką w trenera, a po wyrzuceniu z zajęć…
Fragment książki:
Moja wojna z van Gaalem zaczęła się już od naszego pierwszego spotkania. Zjawił się w szatni na Camp Nou niczym Russell Crowe w Gladiatorze. Spoglądał na wszystkich zawodników wyzywająco i z pogardą. Okej – jakoś to przyjąłem. Taki styl. Nienormalny, ale własny. Nagle van Gaal zwęził nozdrza i zaczął węszyć niczym buldog, kręcąc głową na boki.
– Auu, czuję tu zapach Cruyffa! Auu, jak bardzo czuć!
Nie wytrzymałem i zacząłem przedrzeźniać go głośno:
– Tak pachnie zwycięstwo, senior! Przyzwyczajaj się!
Nic na to nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie ponuro i stało się jasne – od tego momentu byliśmy wrogami. Faktycznie okazałem się pierwszym słynnym zawodnikiem w wielkim futbolu, z którym van Gaal wszedł na wojenną ścieżkę. Później przerobił to samo również z Rivaldo, Ribérym, Lucą Tonim i innymi.
Świat piłki nożnej pojął, że ten trener nie może pracować z gwiazdami. W naszym przypadku istniało drugie dno konfliktu. Ja byłem ostrzem Cruyffa, a to właśnie Robson zatrudnił do swojego sztabu w Barsie José Mourinho. Ten fakt okazał się później korzystny dla całego światowego futbolu. Portugalski młodzieniec zaimponował mi od samego początku. Całymi dniami ciężko harował z przerwami jedynie na… oddech.
Latający Holender wyrzucił swego czasu van Gaala z Ajaksu. Z tego powodu byli śmiertelnymi wrogami od dziesięcioleci. Szczerze i bez odrobiny stronniczości powiem wam jedno: Mister słusznie wygonił tego "kopacza" ze słynnego Ajaksu. Zrozumiałem to podczas któregoś z treningów, do którego Louisik się przyłączył, by zagrać z nami, a my śmialiśmy się do rozpuku. Jakbyśmy zatrudnili klauna, żeby nas rozbawiał. Czaiłem się na odpowiedni moment, by trafić piłką w ten jego wielki czerep, i w końcu miałem go na muszce. Strzeliłem mocno, ale piłka odbiła się od olbrzymiego ciała i wpadła do bramki. Van Gaal przewrócił się po uderzeniu, ale gdy zobaczył piłkę w siatce, skoczył na równe nogi i zaczął biegać w kółko z uniesionymi triumfalnie rękoma, krzycząc: "Goool, goool, goool!". Wtedy ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu, że ma coś nie tak z główką. Kapusta, w której go mama znalazła, musiała być nieźle nadgnita!
Nastąpiła seria dotkliwych przytyków pod moim adresem. Mścił się na mnie, zostawiając na ławce rezerwowych, a ja z kolei bojkotowałem go w trakcie treningów i wykorzystywałem każdą okazję, żeby mu dogryźć. Drużyna stała po mojej stronie, więc chcąc pokazać, kto tu jest szefem, van Gaal natychmiast wyrzucił mnie z ćwiczeń. Kolejny raz stał się pośmiewiskiem. Zamówiłem z barku półmisek z ośmioma rodzajami owoców i szampana, rozsiadłem się w ogromnym jacuzzi w szatni i przywitałem go toastem.
Pokazałem mu, jak wygląda w praktyce dewiza: "Jedz i pij jak Christo Stoiczkow". A van Gaal, starszy i jak można by sądzić, bardziej doświadczony człowiek, zamiast spróbować znaleźć ze mną wspólny język, zdecydował się kontynuować tę dziecinną wojnę. I to przeciwko niewłaściwemu człowiekowi na niewłaściwym dla niego miejscu.
Fragment pochodzi z książki "Christo Stoiczkow. Autobiografia". (Wydawnictwo SQN, 2019). Patronat nad książką objęło TVP Sport.