Upokorzony w pierwszej walce z Andym Ruizem Juniorem Anthony Joshua przed pojedynkiem rewanżowym szukał inspiracji w miejscu pozornie niedostępnym dla ludzi z jego statusem. Nigeryjskie slumsy Makoko miały natchnąć "AJ'a" do powrotu na zwycięską ścieżkę. W najtrudniejszym momencie kariery zawodowej nie zapomniał o rodzinnych korzeniach i pomocy dla tych, którzy muszą wstawać z życiowych desek. Transmisja wielkiej gali w Arabii Saudyjskiej w sobotę 7 grudnia od 17:55 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej TVP Sport oraz od 21:35 w TVP1.
Były czempion wszechwag, czyli właściwie Anthony Oluwafemi Olaseni Joshua. Dziecko nigeryjskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. Od małego szukał swojego prawdziwego "ja". Sam mówił o sobie, że siedzi na dwóch krzesłach jednocześnie – tym europejskim i afrykańskim. Na prawym barku ma wytatuowany Czarny Ląd z odznaczoną Nigerią i podpisem "mądrość". By zawsze pamiętać.
Makoko, czyli walka
Nie była to jednak zwykła wycieczka, a coś o wiele bardziej pouczającego. W lipcu szukał inspiracji w najbardziej mrocznych zakątkach liczącego ponad 20 mln mieszkańców Lagos. Miasto przeludnione, potwornie biedne, gdzie 2/3 ludności żyje w nędzy. Choć trudno to racjonalnie wytłumaczyć, Joshua nie szukał ukojenia w luksusowych hotelach, których tam nie brakuje, a w jednej z najbiedniejszych dzielnic kraju. Makoko, największe na świecie slumsy położone na wodzie. Mieszkańcy z ironią nazywają się Wenecją Afryki. Szacuje się, że mieszka tam ponad 300 tysięcy ludzi.
– Wróciliśmy na ulicę, prawdziwą ulicę… Mówią, że politycy boją się tu przychodzić – relacjonował w rozmowie ze SkySports, kilka miesięcy po powrocie.
Elektryczność to luksus, dostęp do wody pitnej wciąż pozostaje ograniczony, o edukacji można zapomnieć. Jest co prawda pływająca szkoła, ale to stanowczo za mało. Zostają tam ci, którym w życiu nie wyszło, a państwo nie pomogło. Domy, a właściwie schronienia, budowane są właściwie ze wszystkiego. Zmorą Makoko jest panująca tam malaria, a lokalne gangi zajmują się handlem narkotykami na szeroką skalę i rabunkami.
– To nie jest miejsce dla wrażliwych turystów – można przeczytać w przewodnikach. Odstrasza panujący tam bałagan, bowiem śmieci są właściwie wszędzie. Morze odpadów dookoła rozpadających się chat (brakuje kanalizacji) i zapach, który odrzuca.
– Ludzie byli zaskoczeni, że tam pojechaliśmy. Makoko to getto, bywa tam niebezpiecznie. Było bardzo tłoczno, mnóstwo ludzi dookoła. Nigeria jest wyjątkowo podzielona. Są ludzie bardzo bogaci i ekstremalnie biedni, nie ma klasy średniej – mówił rozżalony.
To nie pierwsza sytuacja, gdy pięściarz z krainy olbrzymów zapuszcza się w mroczne dzielnice. Muhammad Ali potrafił iść ramię w ramię z najuboższymi mieszkańcami Miami, a Mike Tyson jak gdyby nigdy nic pojechał na wycieczkę po "zakazanej" dzielnicy Londynu, gdzie rozentuzjazmowani fani nie chcieli go wypuścić z pustymi rękami (dopiero pomoc policji oswobodziła "Żelaznego").
Lekcja życia
W Nigerii Joshua traktowany jest jak "swój". W Makoko tym bardziej. Miejsce na kształt podobne do klubiku osiedlowego, Fela Kuti Shrine, to stały punkt programu przy wspólnym oglądaniu pojedynków z udziałem mistrza olimpijskiego. To tam panowała rozpacz, gdy w siódmej rundzie Ruiz ostatecznie zastopował zniechęconego Joshuę.
– Rozmawialiśmy o tamtej porażce. Mówili do mnie: "Upewnij się, że wychodzisz do ringu, by odzyskać to, co do ciebie należy.". To było bardzo inspirujące – wspomina.
Motywów, które mają go natchnąć przed jedną z największych batalii ostatnich lat w zawodowym boksie było jeszcze więcej. Joshua nie chce rozmawiać tylko o boksie, ma nadzieję na poważniejsze dyskusje. Nie może patrzeć na nierówności społeczne, które dotykają tak bliską jego sercu ziemię.
– Jeśli pochodzisz z kraju, który zapewnia ci podstawowe dobra, nie zapominaj proszę o umierających ludziach. Chciałbym, by każdy, kto to czyta, był w stanie w jakikolwiek sposób pomóc. Są ludzie, którzy podróżują przez morza i pustynie, by za wszelką cenę dostać się do Wielkiej Brytanii – dodał.
Joshua miał dzięki temu rozpalić w sobie dawny ogień chłopaka, który z trudem uzbierał kilkanaście funtów, by kupić buty treningowe i rozpocząć niezobowiązującą przygodę z boksem. Harówa na treningu była przyjemną nagrodą za zmagania z problemami dnia codziennego. Gdy zabrzmi pierwszy gong rewanżowego boju, lekcja życia w Makoko może nabrać szczególnych rozmiarów.
Następne