| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia Warszawa ma za sobą rundę pełną chwil gorszych i lepszych. Drużyna Aleksandara Vukovicia skończyła rundę jako lider PKO Ekstraklasy z najlepszą ofensywą. – Nie zmieniłem się w trudnych chwilach. Pracowałem w zgodzie z sobą i starałem się podejmować decyzje wedle mojego sumienia. Chciałem i chcę pracować na własnych zasadach – przyznaje szkoleniowiec Legii, który podsumowuje rundę w wykonaniu jego zespołu, ale też wyraża swoje zdanie w kwestii zbliżającego się zimowego okna transferowego.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Szkoda, że runda już się skończyła?
Aleksandar Vuković – Nie. Wiele przeszliśmy od czasu zgrupowań w Warce i Leogang, kiedy tworzyła się drużyna. Powiedziałem zawodnikom w szatni, że potrzebujemy chwili, by odpocząć. Stać nas na to, by grać lepiej i wymagać od siebie więcej. Skończyła się pierwsza część sezonu, a urlopy i miesiąc przygotowań mogą nam pomóc w rozwoju.
– Pojawiały się momenty, w których myśli krążyły wokół tego, że nie uda się skończyć rundy w roli trenera Legii?
– Zawsze pracuję odważnie. Często żartowałem w kwestii sytuacji trenerów w Legii. Nie skupiałem się na tym, co będzie za pół roku. Jedynym właściwym podejściem jest myślenie o najbliższym meczu. Z tyłu głowy zostaje planowanie przyszłości, ale podchodzę do tego z rezerwą. Liczy głównie przy "tu i teraz".
– Biurko przed meczem z Lechem było posprzątane?
– Walizka zawsze stoi w kącie pokoju i jest przygotowana. Mam porządek na biurku i jestem gotowy na wszystkie scenariusze. Od początku wiedziałem, nie słuchając nawet tego, co dzieje się dookoła, że kilka razy się "zakotłowało". Nie miałem sygnałów z klubu, że jeśli nie wygram z Lechem, to nie będę trenerem. Wręcz przeciwnie. Dostawałem duże wsparcie ze strony dyrektora sportowego Radosława Kucharskiego oraz prezesa Dariusza Mioduskiego. Nie było tematu zwolnienia. Wiadomo, że w Legii nie można przegrywać, zwłaszcza trzech meczów z rzędu. Nie da się obronić porażkami.
– W meczu z Lechem zadziwiła reakcja drużyny, ale także wprowadzenie na boisko Macieja Rosołka. To była gra z dużym ryzykiem?
– Nie zmieniłem się w trudnych chwilach. Pracowałem w zgodzie z sobą i starałem się podejmować decyzje wedle mojego sumienia. Rosołek miał za sobą dobre chwile w sparingu, ale też na treningach. Wiedziałem, że może się przydać w trakcie spotkania z Lechem i wszedł na boisko. Z jednej strony to może odwaga, ale z drugiej, uważałem ten ruch za rozsądne posunięcie. Było 1:1, prowadziliśmy grę i atakowaliśmy, więc kolejny gracz w ofensywie był przydatny. Rosołek mógł nam tylko pomóc. Tamta sytuacja to ciekawy test, ale i doświadczenie. Nie straciłem głowy i pozostałem spokojny. Najpierw efekt dało przejście na ustawienie z dwoma napastnikami. Piłka nożna to taki sport, że można było to poukładać tak samo, ale gdyby wszystkie sprawy potoczyły się nieco inaczej, to ocena byłaby diametralnie inna.
– Po rundzie bez Radovicia, Hamalainena czy Kucharczyka ma pan poczucie, że decyzje dotyczące ich przyszłości były najtrudniejsze, a jednocześnie potrzebne?
– W wielu przypadkach decyzje dotyczące przyszłości graczy były już podjęte. Klub zdecydował, że dokona pewnych zmian w składzie. Najtrudniejszy był przypadek Michała Kucharczyka, bo plan był inny. Miał zostać w drużynie, ale w tym wypadku podjąłem bardzo trudną decyzję. Bardzo go cenię i szanuję za to, co zrobił dla klubu. Ale miałem przekonanie, że dla drużyny będzie lepiej, jeśli spróbujemy czegoś nowego na jego pozycji. I w szatni, i na boisku. Wybór był trudny, ale byłem do niego wewnętrznie przekonany wierząc w to, że może to przynieść poprawę. Kilka razy nie miałem aż tyle odwagi. Tak było choćby z postawieniem od początku na Michała Karbownika. Ciekawie wyglądał na obozie w Warce, kontuzja spowolniła taki wybór, ale ze świadomością, że nie mam mocnej pozycji, wstrzymywałem się. Zachowywałem się ostrożnie. Chwilę potrwało też postawienie na atak, do którego jestem przekonany. Na początku postępowałem wbrew sobie. Sądziłem, że zespół będzie lepiej funkcjonował niż w opcji z Carlitosem. To klasowy strzelec, bardzo dobry piłkarz, ale uważałem, że inne wybory personalne przyniosą więcej korzyści na boisku. To przeświadczenie nie wygrywało z ostatecznymi wyborami.
– Tylko na początku sezonu Jose Kante przebywał na Pucharze Narodów Afryki, a Jarosław Niezgoda najpierw był kontuzjowany, a potem wracał do zdrowia.
– W pierwszych meczach, które były najważniejsze, mieliśmy w składzie Carlitosa grającego w ataku lub w roli "dziesiątki". Rozmach drużyny był spowolniony. Będąc trenerem bez mocnej pozycji, podejmowanie radykalnych decyzji nie jest proste. Nie bałem się, bo chciałem i chcę pracować na własnych zasadach. Zamierzam tak postępować zawsze. Własne sumienie i zasady są ważne, tym bardziej, że uważam się za sprawiedliwego trenera.
Rozwiązanie z takim duetem napastników kusiło nawet wcześniej, ale nie było możliwe. Niezgoda był z nami od początku przygotowań, dobrze wyglądał w Warce. Po zgrupowaniu w Leogang wpadł w dołek i to taki, że za kadencji Ricardo Sa Pinto nie wygrzebałby się z niego. Myślę, że podobnie byłoby u wielu innych trenerów. Jego trzeba dobrze znać, Jarek rządzi się swoimi prawami. Od początku bardzo chciałem, by Jose Kante był z nami. Po Pucharze Narodów Afryki wrócił do drużyny nie mając wysokich notowań. Nie chciałem od razu wszystkich usunąć i dać mu szansę. To nie jest droga, którą preferuję. Trenował i musiał zasłużyć na swoją szanse. Gdy taka nadeszła, to doznał kontuzji na ostatnich zajęciach przed meczem z Zagłębiem Lubin. Byłem przekonany, że będzie ważnym punktem drużyny. Na koniec letniego okienka transferowego dałem jasny sygnał dotyczący Niezgody i Kante. Klub pytał mnie o zdanie przy sprawach Carlitosa i Kulenovicia. Nie mówię, że moja opinia była kluczowa, ale uznałem, że damy sobie radę. W składzie wciąż pozostawali odbudowujący się Niezgoda, Kante, w którego wierzę, ale też młodzi gracze z obiecującym potencjałem: Maciej Rosołek i Kacper Kostorz.
– Sprawiedliwość to coś, co podkreśla wielu piłkarzy Legii, gdy zadaje im się pytanie o trenera. To ważna czy najważniejsza cecha?
– Nigdy nie da się być w stu procentach fair wobec wszystkich zawodników. Nie będzie też tak, że cała szatnia będzie w pełni zadowolona. Piłkarze muszą znać pewne reguły i dostrzegać konsekwencję w działaniu. Zależy mi, by gracze byli ukierunkowani na pracę i rozwój. Do tego niezbędne jest przestrzeganie zasad. Rywalizacja jest przy tym bardzo ważnym elementem. Żaden piłkarz nie powinien czuć się pewniakiem, który będzie grał za wszelką cenę. Na swoją pozycję trzeba zapracować. Największy sukces jest wtedy, gdy wszyscy gracze wybraliby taką samą wyjściową "jedenastkę", choć dwie-trzy wątpliwości będą zawsze. Tak jest na przykład z Mateuszem Wieteską. Nie gra, bo decydują detale. Walerian Gwilia też powinien być w składzie, ale nie jest w nim, bo nie mogę wystawić dwunastu graczy. Są też inni, będący nieco dalej w hierarchii, ale wszystko odbywa się wobec klucza, który musi być sprawiedliwy i przejrzysty.
– Można mieć wrażenie, że ostatnie miesiące były bardzo intensywne. Kadrowa rewolucja, różne wyniki, dobra forma na koniec, ale też stabilizowanie składu. To pytanie dość ogólne, ale jak oceniać rundę jesienną?
– To był trudny czas, lecz nie tak bardzo, jak koniec poprzedniego sezonu. Wiele osób, w tym ja, zobaczyło wtedy, że wszystko zmierza w złym kierunku. W szatni nie było chemii, brakowało pozytywnego nastawienia, co było nie tylko winą samych zawodników, lecz też ich umów. Kontrakty przez ostatnie lata były źle tworzone. Nakładało się kilka niekorzystnych dla nas spraw. Nadzieją był fakt, że inni z tego nie skorzystają i będzie jak w poprzednich sezonach. Wtedy zdobywaliśmy mistrzostwo Polski przede wszystkim dlatego, że pomagali nam przeciwnicy. Teraz tak nie było, zabrakło szczęścia. Piast wygrał dziewięć z dziesięciu ostatnich spotkań, a jedno zremisował i wykorzystał to, czego inni wcześniej nie zrobili. Po remisie z Zagłębiem kończącym sezon, z pełną świadomością mówiłem na konferencji prasowej, że przed nami nowe otwarcie. Deklarowałem, że zrobię wszystko, by oczyścić atmosferę, ale też, że jeśli zostanę zwolniony, to kolejny zatrudniony trener i tak będzie miał łatwiej, bo zawita do zdrowej szatni. Szatni z piłkarzami ukierunkowanymi na pracę i rozwój.
Wtedy to był pierwszy krok wiążący się ze zmianami. Odeszło kilku piłkarzy, nowi przyszli na ich miejsce. Byłem świadomy, że moje decyzje nie będą przez wszystkich popierane. Myślę tu o rozstaniach z graczami, ale też pozyskaniu nowych, choćby Waleriana Gwilii. Zdawałem sobie sprawę, że nie od razu mój pomysł na drużynę zostanie zrozumiany, ale teraz wielu go popiera, co musi cieszyć. Proszę spojrzeć na skład. W poprzednim sezonie Vesović, Jędrzejczyk i Martins byli podstawowymi zawodnikami. Pozostali są nowi. Tak jest z Karbownikiem, Lewczukiem, Novikovasem, Luquinhasem, Gwilią, a nawet Majeckim, który występuje między słupkami od początku sezonu po raz pierwszy. Antolić, Kante i Niezgoda to gracze wyciągnięci z szafy, co też pokazuje skalę zmian. Przy takim natłoku meczów radziliśmy sobie w biegu, ale pamiętaliśmy o otwartym oknie transferowym i fakcie, że wyniki w eliminacjach europejskich pucharów będą determinowały pozyskiwanie i sprzedawanie piłkarzy. Zwłaszcza sprzedawanie. Skończyło się bardzo dobrze. Wielu uznawało sprzedaż Carlitosa i Kulenovicia za nierozsądną czy ryzykowną. Byłem przekonany, że Kante i Niezgoda dadzą radę.
– Co by pan zmienił, gdyby mógł dokonać jednej takiej zmiany w kontekście jesieni?
– Przez pół roku nauczyłem się bardzo wiele i zobaczyłem reakcję drużyny na różne sprawy. Tak jest choćby z tematem przerw na kadrę. To okresy, nad którymi myślę, co mogłem zrobić. lepiej. Pokonaliśmy Lecha w październiku, ale w pozostałych mieliśmy trudności. Wrzesień to bezbramkowy remis z Jagiellonią, potem przegrana 0:1 z Wisłą Płock. W listopadzie byliśmy gorsi w Szczecinie. Może rozwiązaniem byłoby postawienie na zawodników, którzy zostają w klubie i nie jeżdżą na zgrupowania. Wszystko przez to, że są wtedy do naszej dyspozycji na treningach.
– Mateusz Wieteska zauważył, że w przerwie na mecze reprezentacji, tak jak przed meczem z Lechem, dużo pracowaliście nad kwestiami mentalności.
– Faktycznie tak było. Przeciwko Lechowi zagrali głównie gracze, którzy nie byli na zgrupowaniach kadr. Jędrzejczyk i tak nie mógł grać, bo pauzował za nadmiar kartek, a Vesović wrócił do Warszawy z urazem. Jedynym grającym potem u nas kadrowiczem był Karbownik. Pozostali gracze trenowali z nami, wystąpili w sparingu. Nie mogę być zero-jedynkowy, bo z drugiej strony w Szczecinie najlepszy na boisku był Vesović. Marko był cztery dni po porażce Czarnogóry z Anglią na Wembley (0:7). Doświadczeń jest sporo i można je w przyszłości spróbować mądrze wykorzystać. Niektórzy uważają, że na wyjeździe w Glasgow w meczu z Rangers dało się zrobić więcej. Jako trener mogę sobie zarzucić tyle, ile przeciwko Lechowi: nic. Pomogłem zespołowi jak mogłem. Słyszałem zdania, że powinniśmy zagrać ofensywnie, jak z Atromitosem czy ŁKS-em, ale nie widzę w tym logiki. W dwumeczu wszystko rozbiło się o skuteczność, zwłaszcza w Warszawie. Nie wykorzystaliśmy sytuacji, choć wiadomo, że w takich spotkaniach ma się dwie-trzy okazje na strzelenie gola.
– Jaki był najlepszy mecz Legii jesienią?
– Pewne kwestie muszą się rozwinąć z czasem, dotrzeć. Od początku sezonu praktycznie nie było meczu, po którym byłbym niezadowolony z drużyny. Pretensje miałem rzadko: po pierwszej połowie spotkania z Koroną, gdy w szatni było głośno. Do tego dodałbym spotkanie w Płocku. To dwa momenty, w których nie dążyliśmy do sukcesu tak, jak sobie tego życzę. Nie widziałem wystarczającego zaangażowania w to, nad czym pracujemy na treningach i jak gramy. Czasem coś może nie wyjść na boisku, to normalne, ale starania i zaangażowanie muszą być normą. W poprzednim sezonie prowadziłem drużynę w ostatnich dziesięciu meczach i co chwilę można było być niezadowolonym z zaangażowania. Tak było w Zabrzu, ale też z Pogonią czy Zagłębiem. Z Lechią i paradoksalnie z Piastem graliśmy dobre spotkania. Od początku trwających rozgrywek zespół chce, nawet gdy remisuje na Gibraltarze czy wygrywa 7:0 z Wisłą Kraków. Podejście piłkarzy było takie samo. Zaczęliśmy lepiej funkcjonować, szybciej operować piłką, ale też grać dokładniej i skuteczniej. To sprawa procesu, który przechodziła Legia.
– A szczególny moment z rundy jesiennej to…?
– Fajnym przeżyciem był gol Macieja Rosołka w meczu z Lechem. Moment był szczególny, a przy tym mówimy o spotkaniu derbowym. Ale wszystko jest ważne. Mogę też powiedzieć o sparingu z Dynamem Mińsk. Do przerwy przegrywaliśmy 0:3. Skończyło się remisem 3:3, ale uświadomiliśmy sobie, jak trzeba reagować na pewne kwestie. Kluczowy jest całokształt.
– W oczy rzuca się fakt, że Legia zaczęła grać do końca. Nawet jeśli prowadzi, to i tak chce zdobyć kolejne bramki i wygrać jak najwyżej. Z czego to wynika?
– To nastawienie jest w Legii od początku sezonu, ale drużyna złapała rytm, ”urosła” i zaczęła lepiej funkcjonować, choć to inna kwestia. Już wcześniej chciałem i oczekiwałem więcej, ale widziałem, że idziemy w dobrym kierunku. Jesteśmy w stanie przegrać z każdym w Ekstraklasie. Nie możemy myśleć inaczej po wygranej w jednym czy drugim meczu. Pokazało to niedawne spotkanie z Wisłą Płock, gdzie graliśmy bardzo dobrze, a jedna sytuacja z rzutem karnym wprowadziła niepokój i zamieszanie. Potrzebujemy niemieckiej mentalności. Niezależnie od okoliczności, trzeba pracować niczym dobrze zaprogramowane maszyny, bez zmiany podejścia. Widzę to jako klucz do naszego sukcesu, a do niego wciąż pozostaje długa droga. Liderowanie w Ekstraklasie po zimie nie gwarantuje nam tego.
– W trakcie rundy pojawiał się temat porażek z drużynami z czołówki. Wyniki przeciwko zespołom z pierwszej ósemki martwiły?
– Po raz pierwszy spotkałem się z tym za sprawą Dariusza Dziekanowskiego w studiu telewizyjnym. Mówienie o takich rzeczach mija się z celem. Stwierdzenia o przegranej z ”czołówką” to na ogół zaliczanie do tego grona choćby Śląska Wrocław czy Wisły Płock, która grając przeciwko nam była ostatnio i miała na koncie punkt. Najpierw słusznie tępiono nas za porażki z zespołami, które sobie nie radziły, a potem te same drużyny używane są do tego, by krytykować nas za wyniki ze stawką znajdującą się w górnej połowie tabeli. Wspomniany Śląsk był często postrzegany przez pryzmat walki o utrzymanie w poprzednim sezonie, a to zupełnie inna drużyna. Wokół polskiej piłki brakuje chłodnej i dokładnej analizy.
– Jaka jest szansa, że sezon uda się rozstrzygnąć wcześniej, bez czekania na to, co stanie się w ostatniej kolejce?
– Chciałbym, by tak się stało. Byłoby dobrze dla kondycji mojego serca. Jedyną drogą dla Legii jest skupienie się na każdym kolejnym meczu. W momencie, gdy przestaniemy mówić o tym jacy to nie jesteśmy silni, a będziemy patrzeć w najbliższą przyszłość, to będzie dobrze.
– Pana pozycja jest znacznie mocniejsza po zakończeniu rundy? Czuje się pan pewny stanowiska?
– Od początku czuję się mocny. Pewność pracy? Nie czeka się na Adama Nawałkę, to kto będzie czekał na mnie? Odpowiadam za całokształt: przygotowania, taktykę, wybór składu. Uważam, że przegraliśmy jeden mecz, w którym nie mogliśmy się poprawić: to mecz z Rangers FC na wyjeździe. Nie mogłem wiele zarzucić drużynie. To nie było pożegnanie, które można nazwać kompromitacją. Tak byłoby gdybyśmy odpadli w Pucharze Polski z Widzewem czy Górnikiem Łęczna. Jako drużyna musimy mieć cele i chęci do ich realizacji oraz rozwoju. Musimy, mając doświadczenia ze Szkotami, doprowadzić do tego, by w takich spotkaniach było nas stać na jeszcze więcej. Gdy zmierzymy się ponownie z takim rywalem, powinniśmy być skuteczniejsi i pewni tego, że zagramy lepiej, bo rozwiniemy się jako zespół.
– Cezary Kucharski powiedział ostatnio, że Aleksandar Vuković będzie trenerem Legii na lata.
– Nie ma niczego gorszego dla szkoleniowca Legii niż mówienie o nim jako "trener na lata". Mam nadzieję, że takie słowa pojawią się jak najpóźniej. Czarek to kolega z boiska, ale nie tylko. Z pewnością pojawia się u niego nutka subiektywizmu. Cieszę się, że w ostatnich miesiącach dostałem ze strony zespołu reakcję na to, co mówię. Zespół mógł mnie kilka razy… "spuścić", ale nie uczynił tego i walczył o drużynę i przyszłość.
– Przed ostatnią przerwą na mecze reprezentacji apelował pan o spokój i wystawianie ocen na koniec rundy.
– Tabela wygląda dla nas lepiej niż byłoby przy dwóch-trzech dodatkowych porażkach. Nie mamy za sobą łatwych meczów. Zostaliśmy na pierwszym miejscu. Legię stać na to, by dobrze prezentować się indywidualnie i grać fajną piłkę. Najważniejsze, by funkcjonował zespół. Piłkarz po meczach czuje czy zagrał dobrze czy źle. Jeśli było w porządku, to to dobre uczucie, bo wiesz, że dałeś z siebie wszystko.
– Zimowe przygotowania mogą okazać się kluczowe dla losów kolejnych miesięcy.
– Za mną pierwsze letnie przygotowania, a teraz będzie trzeba jak najlepiej przepracować zimę. Nie mamy prawa poczuwać się do tego, że coś jest już załatwione i zrobione. Możemy grać dobrze, ale nie powinniśmy tracić czujności, pracowitości i chęci uczciwej rywalizacji. Od 9 stycznia planujemy mieć dwóch zawodników na każdej pozycji, którzy będą gotowi, by grać dla Legii. To przed nimi będzie walka o pokazanie się na boisku, a sztab postara się pomóc.
– Artur Jędrzejczyk stał się liderem Legii. W tej chwili to idealny kapitan?
– Ma za sobą znakomite pół roku. Wiele dał od siebie drużynie. Był najlepszy na boisku w meczu z Koroną. Wszyscy byli skupieni na ofensywie, a to był wręcz perfekcyjny występ. Bardzo pomógł zespołowi, nigdy nie marudząc, nie komentując i wspierając zespół na każdej pozycji w defensywie. Jest najlepszy na każdej pozycji. Byłby nawet w stanie wygryźć Michała Karbownika z lewej strony obrony. To prawdziwy kapitan, ale wciąż jest młody i niedoświadczony, więc będę go pilnował, by się nie zmieniał.
– Trudno nie wspomnieć o Luquinhasie, który wydaje się najlepszym letnim transferem. Jego zmiana pozycji, przeniesienie Brazylijczyka do środka pola, było jednym z ważniejszych wyborów?
– Jestem pytany o wielu zawodników, a jakiś czas temu pisałem pracę zaliczeniową na kursie trenerskim UEFA PRO. Pan Stefan Majewski ustalił i poprosił o opisanie drużyny marzeń. Napisałem, że dla trenera każdy prowadzony przez niego zespół, ma być zespołem z marzeń. Szkoleniowiec musi pokochać swoją drużynę. Nigdy nie będziemy zadowoleni myśląc wiecznie w kategoriach, że gdzieś są lepsi gracze, a tych można wymienić. To kwestie, na które mogą pozwolić sobie tylko topowe kluby jak Barcelona, Manchester City czy Liverpool. Legia to zespół, który lubię. Podobnie mam z samymi zawodnikami. Lubię tych ludzi za to, jak pracują, jakie mają osobowości. Niemożliwe jest być doskonałym. Dobieranie graczy do Legii jest istotne, trzeba to robić właściwie. Zgadzam się z zasadą, że można nie trafić z piłkarzem, ale trzeba trafić z człowiekiem.
Na ostatniej konferencji w zeszłym sezonie mówiłem o legionistach, którzy są oddani klubowi, robią cuda wianki. Legia musi mieć w zespole ambitnych zawodników z charakterem. Wtedy taki gracze, nawet będąc w przeszłości piłkarzem Polonii, zostawi na boisku serce, bo ta przynależność z przeszłości nie ma znaczenia. Potrzebujemy jakościowych zawodników, którzy mając odpowiedni charakter, nie będą myśleli nad klubowymi sympatiami, bo nie będą one miały znaczenia. Piłka nożna to sport zespołowy. Dobro drużyny musi być przedłożone nad swoje, liczy się współpraca.
– Dominik Nagy i William Remy to piłkarze, którzy zimą odejdą z Legii?
– Największym wrogiem Dominika Nagya jest Dominik Nagy. To nie jest wielka tajemnica. Płaci za swoje błędy, które nie zdarzają się pierwszy raz. Z każdą kolejną sytuacją, cena jest wyższa. Nie mam wątpliwości, że to dobrym piłkarz mający odpowiednie umiejętności. Na boisku jest zadziorny i zaangażowany. Najważniejszą reprezentacją na świecie jest dla mnie kadra Legii. Mówię to wszystkim zawodnikom i oczekuję, że co najmniej tak samo, a najlepiej jeśli mocniej, będą dbali o swój klub. Zależy mi, by gracze wracali ze zgrupowań kadr jak najszybciej. Na ogół wszyscy to rozumieją. Nagy przed meczem z Lechem poprosił o dodatkowy dzień-dwa wolnego, dostał trzy. To dla mnie też informacja, bo drużyna miała przed sobą bardzo ważny moment. Jeśli możesz wrócić we wtorek, masz mecz w sobotę, a wracasz w czwartek, to różnica widoczna jest gołym okiem. Zachowanie zawodników ma dla mnie znaczenie i tyczy się to też rezerwowych, którzy nie zawsze muszą być zadowoleni. Zależy mi, by gracze pomagali drużynie, czuli radość z pobytu z zespołem. Węgier nie znalazł się w kadrze na mecz z Lechem. Szanse wykorzystali Wszołek i Rosołek. Potem pozostaje tylko czekać na swoją okazję do gry. Nie skreślam go, nie mówię, że nie zagra w Legii, ale musi trenować i wykazać się cierpliwością.
William Remy poleci z nami na zgrupowanie do Turcji. Musi walczyć, bo trzech środkowych obrońców jest przed nim w hierarchii, a dodatkowo grają bardzo dobrze. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że się zaniedbał. W ostatnim czasie wrócił do dobrej dyspozycji. Nie miał miejsca w składzie, bo rywalizacja jest spora.
– Niezgoda to piłkarz, o którego zatrzymanie będzie trzeba najmocniej zabiegać czy może nie da się go zatrzymać? Trudno będzie też liczyć na pozostanie Majeckiego?
– Zależy mi, by Jarek wciąż dla nas grał, ale jestem świadomy, że mogą pojawić się oferty, których jako klub nie będziemy w stanie odrzucić. Wtedy transfer Niezgody stał się faktem, a gdyby tak się stało, będziemy mieli problem z zastąpieniem tego zawodnika. I byłby to o wiele większy problem niż jesienią w kontekście Carlitosa i Kulenovicia. Zima to trudny okres na ściąganie napastników. Wystarczy spojrzeć w przyszłość i przypomnieć sobie Daniela Chimę Chukwu i Tomasa Necida. Jest zestawienie, które wskazuje, że atakujący dołączający do nowych drużyn w połowie sezonu, rzadko strzelają wiosną więcej niż pięć goli. Mowa tylko o szesnastu procentach graczy.
O odejściu Niezgody i Majeckiego mówi się najwięcej, ale mam przeczucie i przekonanie, że zespół nie będzie mocno osłabiony. Sytuacja jest inna niż latem. Przewiduję ruchy związane z graczami, którzy nie grają. Do tego może odejść jeden-dwóch zawodników, choć nie muszą to być ci, którzy byli kluczowi dla Legii jesienią. Mam nadzieję, że ważne postacie nie zmienią drużyny. Liczę na to, bo byłoby to najlepsze rozwiązanie dla mnie i zespołu. Myślę raczej o delikatnych zmianach, które sprawią, że drużyna będzie lepsza.
– Innym piłkarzem, którego nazwisko już się wymienia w kontekście zagranicznych klubów jest Michał Karbownik. Dla pana to największe zaskoczenie na plus w tym sezonie?
– Ze wszystkich młodych piłkarzy, Karbownik miał szansę ugrać najwięcej i tego dokonał. Pamiętajmy jednak, że na to składają się różne czynniki. Gdyby sytuacja z Obradoviciem była inna, Rocha prezentował się solidnie i mielibyśmy lewego obrońcę nie schodzącego poniżej poziomu, to Michał dostałby szansę później, ale może w mniejszym wymiarze i może na innej pozycji. Teraz mamy sporą grupę zawodników mogących z optymizmem patrzeć w przyszłość i to jest kluczowe. Karbownik sporo ugrał, ale jeszcze więcej może dokonać w kolejnych miesiącach. Podobnie jest z Domagojem Antoliciem, któremu zmieniła się pozycja, ale postrzeganie. Tak też jest z Kante, który zaczął być doceniany. Mogę wymieniać dalej. Niezgoda wrócił na swoje miejsce, regularnie gra też Majecki…
– Pomówiliśmy o sprzedawaniu, a w kwestii transferu do klubu, który gracz z Ekstraklasy pasowałby do Legii?
– Zależy mi na zawodnikach z Polski, by zachować odpowiednie proporcje. Są zawodnicy, którzy nas interesują, ale nie będą to gracze z pierwszych stron gazet. Nie będą to też piłkarze, których za najlepszych w lidze uważają media.
– Jaka pozycja jest transferowym priorytetem Legii?
– Chcemy mieć po dwóch wartościowych graczy na każdej pozycji. Chcąc korzystać z Luquinhasa w środku pola, nasuwa nam się kwestia skrzydła. Pewne ruchy będą uzależnione też od tego, kto odejdzie z klubu.
– Czyżbyśmy myśleli o napastniku?
– Potrzebny jest nam skrzydłowy. Tutaj możemy mówić o zawodnikach z ligi. Pozostałe kwestie? Na tę chwilę liczę, że nic się nie zmieni i mam nadzieję, że będę miał do dyspozycji wiosną Jarosława Niezgodę, Jose Kante, Macieja Rosołka i Kacpra Kostorza.
– A jeśli odejdzie Radosław Majecki?
– Gdy będzie o jednego zawodnika mniej, to trzeba będzie wyrównać straty.
– Zakładamy, że nowy gracz wsiądzie do samolotu odlatującego do Turcji, gdzie będziecie na obozie?
– Tak. Byłoby wtedy dobrze, bo nowy piłkarz miałby czas na przyzwyczajenie się do klubu. Okienko trwa nawet w lutym. Teoretycznie wtedy na przykład może pojawić się oferta za Niezgodę opiewająca na piętnaście milionów euro.
Następne
1 - 1
Korona Kielce
1 - 1
Pogoń Szczecin
2 - 3
GKS Katowice
1 - 0
Piast Gliwice
2 - 2
PGE FKS Stal Mielec
1 - 1
Śląsk Wrocław
2 - 3
Motor Lublin
2 - 1
Widzew Łódź
1 - 2
Cracovia
2 - 0
Puszcza Niepołomice
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.