Gieorgij Żukow wygląda na człowieka, który nie owija w bawełnę. Przyznaje wprost, że sześć lat temu wrócił z Belgii do Kazachstanu dla pieniędzy. A teraz wybrał Wisłę Kraków, choć u siebie w ojczyźnie mógłby spokojnie nadal liczyć ″diengi″. Zamiast tego, podjął się misji ratowania Białej Gwiazdy. – Kłopoty Wisły to tylko moment. Czas, by go zakończyć – mówi.