| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Bartłomiej Pawłowski latem odszedł z Zagłębia Lubin do Gaziantep FK. Skrzydłowy dziewiątego zespołu Super Ligi ma za sobą rundę, w której rzadko grał na swojej pozycji. – W Turcji nie ma sentymentów. Trener potrafi ściągnąć zawodnika po wpuszczeniu go na boisko. Mam nadzieję, że szczyt jest jeszcze przede mną – przyznaje 27-letni zawodnik w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Warto wyjeżdżać, by poznawać nowe miejsca?
Bartłomiej Pawłowski: – Warto. Nie ukrywajmy, że poziom piłkarski w Turcji jest wyższy i tak samo jest ze sferą finansową. Taki wyjazd pozwala wskoczyć na wyższy stopień pod wieloma kwestiami.
– Wyjazd był dla ciebie szansą na zyskanie spokoju?
– Miałem moment, w którym byłem mocno atakowany. Tak działo się zwłaszcza w momencie, gdy nie grałem, a potem miałem kontuzję w Lechii. W pewnym momencie zupełnie się wyłączyłem i przyznałem, że nie czytam pewnych portali. W tej chwili w ogóle nie zaglądam do mediów sportowych. W Zagłębiu pojawiało się zainteresowanie mediów, ale cała drużyna grała dobrze, więc swoje momenty mieli też Kuba Świerczok czy Filip Starzyński. Nie mam poczucia, że obchodzono się ze mną szczególnie.
– Zagłębie zdaje się klubem, w którym zaczęła towarzyszyć ci stabilność.
–To był naprawdę fajny czas. Przed transferem do Lubina miałem opcję transferu do nieco lepszych klubów niż Zagłębie. Czułem za to, że warto tam trafić. Dzwonił do mnie trener Piotr Stokowiec i postanowiłem mu zaufać. To był dobry ruch. Nie pracowaliśmy razem długo, ale "nie przejechałem" się na takiej decyzji. Grałem, odbudowałem się i wróciłem na właściwe tory. Czasem warto nieco się cofnąć, by za chwilę zrobić dwa kroki do przodu.
– Piłkarsko to inny poziom?
– To inna liga. Jest szybsza od Ekstraklasy, jest wiele indywidualności. Piłkarze lubią przenieść się do Turcji, gdzie kluby wypłacają pensje na nieco innym pułapie. Zwłaszcza w większych miastach na zachodzie, można prowadzić życie na wysokim poziomie. Podział kojarzy się nieco ze sloganami z przeszłości o Polsce A i Polsce B.
– Nie żałujesz przenosin do Super Ligi?
– Nie, w żadnym razie.
– Latem pojawiały się informacje o zainteresowaniu Legii.
– Tak?
– Może spekulowano?
– Obił mi się taki temat o uszy, ale nie było żadnych konkretów. Słyszałem, że Legia chciała sprowadzić Arvydasa Novikovasa i to się jej udało.
– Stanęło na transferze do Gaziantep FK, w którym jesienią zagrałeś 16 meczów. Wystąpiłeś przez 630 minut i miałeś dwie asysty. Jak teraz wygląda twoja sytuacja?
– Pozyskano mnie jako skrzydłowego, a… gramy bez nich. Jesienią występowałem jako środkowy pomocnik, lewy wahadłowy, a w większości meczów wystawiano mnie w roli napastnika. Zdarzyło się też wchodząc z ławki, że mogłem wystąpić jako skrzydłowy. Nie jest łatwo, ale cały czas jestem w kręgu zainteresowania trenera, bo dość regularnie gram. Z drugiej strony występy na nie swojej pozycji to nie największy komfort. Ale nie można narzekać. Nie na wszystko można mieć wpływ.
– Nie wierzę, że nie masz większych oczekiwań.
– Tak, zawsze tak jest. Ktoś mógłby spojrzeć na moje statystyki i powiedzieć, że zagrałem szesnaście meczów. A gdyby liczyć średnią minut w każdym z nich, nie będzie aż tak dobrze. Występuję na innych pozycjach, ale nie zamierzam szukać usprawiedliwień.
– Dwa razy zdarzyło się, że wchodziłeś na boisko i… schodziłeś z niego w trakcie trwania meczu. Cóż się wtedy działo?
– Zaobserwowałem już, że to dość normalne w Turcji. Faktycznie było tak, że wchodziłem na boisko, trener zmieniał mnie przed końcem spotkania, a potem nie miał do mnie pretensji i wystawiał w kolejnym meczu. W Polsce byłoby o tym głośniej i myślałem, że tutaj też tak będzie. Postrzega się to jako szansę, której nie wykorzystałeś, zawaliłeś coś. W Turcji? Zdarzało mi się po takiej sytuacji dostać okazję gry w pierwszym składzie czy większym wymiarze czasowym.
– Turcja czy nawet Rosja wydają się krajami, w których odczucia piłkarza nawet po takich sytuacjach, mają raczej drugorzędne znaczenie.
– Nie ma tu sentymentów. Piłkarz ma realizować swoje zadania. W meczu z Basaksehirem wszedłem na boisko po przerwie i grałem jako lewy wahadłowy. Byliśmy osłabieni po czerwonej kartce i trener powiedział mi, że moją rolą jest bronienie. Jestem w stanie pełnić na boisku kilka ról, ale defensywa nigdy nie była moją domeną. Po stracie bramki zostałem zmieniony. Nie wiem czy nie zrealizowałem założeń, ale nie pytałem o to, ani nikt nie tłumaczył mi powodów. W następnych meczach grałem i... nie było kłopotu.
– A kibice mają sentyment? Wygrywasz – jesteś kochany, przegrywasz – złość jest duża?
– Gaziantep jako miasto nie jest finansowym El Dorado. Dysproporcje finansowe pomiędzy ludźmi są widoczne i dostrzegalne. Nie spotykam się z tym, że mam coś za darmo, ale nawet grając mało w dobrze punktującym zespole, można odczuć, że jest się kimś ważnym. Ma się wtedy status sportowca, z którym ludzie chcą wręcz spędzać czas. Jeśli występujesz regularnie, ale brakuje wyników, to pojawia się spora złość. Od skrajności do skrajności.
– Trenerem Gaziantepu jest Rumun Marius Sumudica. To szkoleniowiec z twardą ręką czy jest zupełnie inaczej?
– W trakcie spotkań trzeba bezwzględnie przestrzegać jego wymagań. Po zejściu z boiska da się załatwić pewne kwestie prywatne.
– Obecne wyniki, dziewiąte miejsce w lidze, to rezultat, który mieści się w założeniach klubu czy nawet je przebija?
– W tym momencie taka lokata jest sukcesem. Przed sezonem zakładano, że będziemy walczyć o utrzymanie. Taki był cel. A za plan maksimum uznawano czołową dziesiątkę. Na razie udaje się to realizować i trudno chcieć więcej. W klubie są zadowoleni z takiej lokaty.
– Łatwo żyć w "wieży Babel"?
– Rzeczywiście, w naszej drużynie występuje wielu zawodników z różnych krajów. W klubie zatrudnionych jest dwóch tłumaczy, którzy przekładają portugalski, hiszpański, angielski i turecki. Przynajmniej jednym z tych języków posługuje się 90 procent graczy. Przez tłumacza można załatwić wszystkie sprawy. Trener mówi za to po angielsku i portugalsku.
– To utrudnia stworzenie atmosfery? Gdy w Polsce w danym klubie jest zbyt wielu obcokrajowców, pojawiają się obawy, mówi się o grupkach.
– Grupki są, ale tak jak rozmawiamy, nie ma sentymentów. Kluczem jest osiągnięcie wymaganego wyniku sportowego. To się liczy, a wokół tego nie ma animozji. Zdarzały się wspólne kolacje, które organizował klub. Widoczna jest też wzajemna zażyłość zawodników z Turcji, którzy podchodzą do siebie bardzo rodzinnie. Jestem z kolei bliżej Pawła Olkowskiego, gdyż mamy małą grupę polską. Razem trzymają się też piłkarze z Afryki, których łączy podobna kultura.
– Jednym z twoich klubowych kolegów jest Patrick Twumasi, którego kibice w Polsce mogą kojarzyć z meczów Legii z FK Astana. Strzelił pięć goli, ma trzy asysty. Dobrze odnalazł się w Turcji?
– Pamiętałem go z meczów Legii z Astaną, a w Gaziantepie pokazuje, że jest dobrym zawodnikiem i wyróżnia się na boisku. Trener na niego stawia, otrzymał wiele zaufania i wykorzystał to.
¬– Gaziantep jest dla ciebie trzynastym klubem w karierze. Kiedy człowiek dojrzewa, myśli sobie czasem, że pewnych miejsc można było uniknąć i byłoby to lepsze? Czy każde doświadczenie jest ostatecznie przydatne?
– Są dobre i złe doświadczenia, ale dopiero po fakcie dowiadujemy się, jakie przeżycie mamy za sobą. Podejmując decyzję często musimy nieco zaryzykować. Zauważyłem już, że zmagałem się z sinusoidą swojej dyspozycji. Często dostawałem ofertę i zmieniałem klub na lepszy. Potem nie spełniałem oczekiwań swoich, klubu czy miałem kontuzję. Dokonywałem kolejnej zmiany, by się odbudować. Były lepsze i gorsze momenty, ale zwłaszcza w młodym wieku warto stawiać na stabilizację. Wydaje mi się, że to lepiej wpływa na piłkarza, ale z wiekiem znaczenie mają też inne rzeczy. Na gracza oddziałuje wtedy kwestia posiadania rodziny czy dzieci. Po 30. roku życia często dokładniej liczy się pieniądze, bo zegar bije, a w piłkę nie gra się wiecznie. Kilka ruchów było dobrych, może drugie tyle nie wywołało tylu pozytywów, ale kariera jeszcze trwa, trochę jeszcze potrwa. Mam przekonanie, że nie mogę żałować.
– A najlepszy ruch był czy będzie?
– Postawiłbym na wypożyczenie z Jagiellonii Białystok do Widzewa Łódź. To był przełomowy moment.
– Kolejna runda w Turcji jawi się jako przełom?
– Jesień nie była najlepszym czasem w moim piłkarskim życiu i szczerze to przyznaję. Wpłynęły na to różne czynniki. W niektórych spotkaniach i momentach mogłem się pewnie lepiej prezentować pod względem piłkarskim. Rzadko grałem na swojej pozycji, średnia minut w przeliczeniu na mecz nie jest zbyt wysoka. Mam trzy asysty. Z drugiej strony mógłbym być w piłkarskiej szafie i miałbym więcej powodów do zmartwień. Wciąż pozostaje w kręgu zainteresowania trenera, gram w zespole, który nieźle punktuje, a jak na warunki tureckie jest wypłacalny i regularny. Średnie spóźnienie w klubach Super Ligi wynosi trzy-cztery miesiące, a u nas przelewy docierają na czas. Dodatkowo mam okazję występować z graczami z przeszłością w Anglii, Francji czy Hiszpanii i występowali w trakcie kariery na wyższym poziomie ode mnie. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale trudno mi rywalizować o rolę napastnika czy środkowego pomocnika z piłkarzami mającymi za sobą wiele lat gry w tym miejscu na boisku w dobrej lidze europejskiej.
– Treningi i gra z takimi zawodnikami pozwala się wciąż rozwijać?
– Im starszy piłkarz, tym więcej nawyków. Wydaje mi się, że z wiekiem zaczyna się przede wszystkim wzmacniać swoje mocne strony. Atuty się pielęgnuje, wciąż często używa, a to pozwala na ich dalszy rozwój. Ale kiedy w młodym wieku ćwiczy się z dobrymi zawodnikami, to z pewnością wpływa to na proces nauki. To pozwala stawać się lepszym.
– Polska to w tej chwili interesującą perspektywa?
– Nie. Raz wyjechałem do Hiszpanii, nie zostałem na dłużej, na co wpłynęły sprawy finansowe i żałowałem tego. Teraz to nie taka sytuacja, żebym powiedział, że jestem w piłkarskim raju, przenoszę góry i gram w ten sposób, w jaki chcę. Długo pracowałem na okazję gry poza Polską i nie sądzę, by powrót do ojczyzny był w tej chwili interesujący. Mam nadzieję, że szczyt jest jeszcze przede mną. Chciałbym coś jeszcze wygrać w karierze. Za mną wiele nauki, gorsze i lepsze chwile. Jestem w mniej więcej w połowie kariery i wierzę, że wiele mnie jeszcze czeka.