| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Wahan Geworgian przed laty występował w Ekstraklasie, ma też epizod w reprezentacji Polski. – Nie wiem, czy dziennikarze są potrzebni do promowania działalności bukmacherskiej. Oni powinni raczej tego zabraniać, nie promować – mówi Geworgian. Swego czasu przegrał w grach hazardowych wielkie pieniądze. Z nami porozmawiał jednak nie tyle o hazardzie, co o swoim życiu – w trakcie kariery i po jej zakończeniu…
Rafał Majchrzak, TVPSPORT.PL: – Mam mówić Grzesiek
czy Wahan?
Wahan Geworgian: – Umówiłeś się przecież z
Wahanem, nie z Grześkiem. A o wywiadzie pana
Skwierawskiego jeszcze ci opowiem i do niego wrócę. Ale
jedno mogę powiedzieć już teraz – to nie moja
historia.
– Jakim właściwie jesteś człowiekiem?
– Wesołym chłopakiem, który docenia życie.
– Ormianie są z natury żywiołowi.
– Bardzo – nosi nas na lewo i prawo. Możliwe, że
temperamentem przewyższamy nawet mieszkańców
Bałkanów.
–A kim jest dziś Wahan Geworgian?
– Byłym piłkarzem, mieszkańcem Łodzi.
– Może jesteś z tych, którzy po zakończeniu kariery
sportowej potrzebują pomocy?
– Nie, nikogo o to nie proszę. Sam widzisz, że jest dobrze. Mam
dwie ręce, mam dwie nogi, jestem zdrowy. Zostało mi jeszcze
nawet trochę pieniędzy z czasów piłkarskich. Może nawet
niedługo wrócę do futbolu, ale daję sobie jeszcze trochę
czasu.
– Chcesz zająć się menedżerką?
– Były takie plany i być może nawet wprowadzę je w życie.
Zastanawiałem się mocno nad tym, chcę zostać
współpracownikiem jakiejś agencji, ewentualnie prowadzić
własną działalność.
– A masz jeszcze kontakt z Radosławem Osuchem? Mógłby
cię wprowadzić w tajniki zawodu, przecież swego czasu
większość reprezentantów Polski była jego
klientami…
– Ja przez lata byłem w jego agencji. Pomógł mi po
perturbacjach, kiedy szukałem klubu i wylądowałem w
Zawiszy. Mam z nim kontakt, wiem, że mieszka teraz w
Hiszpanii.
– Losy Dawida Janczyka i Igora Sypniewskiego są
przestrogą…
– Igora chyba spotkałem na Bałutach. Od razu powiem – nie,
już nie pije. Natomiast… mam się dobrze. Jeśli chcesz
zapytać, czy nadal mam problemy z nałogiem, to mówię od
razu, że już zamknąłem ten temat.
– Skoro tak, to z innej beczki. Lubisz wspominać?
– Ciężko powiedzieć. Nie ma w życiu tylko dobrych lub tylko
złych chwil. Są różne etapy, na których zyskujemy pewne
doświadczenia. Ale niczego nie żałuję. To było dynamiczne
życie. W piłce jest tak: coś za coś. Przeżyłem to
niejednokrotnie. To jest nieobliczalny sport – zarówno jeśli
chodzi o wyniki na boisku, ale także życie piłkarza.
– Czyli nie masz problemu z tym, jak zostaniesz
zapamiętany?
– W jakim sensie?
– Pierwsze skojarzenie z Geworgianem: szkoda go, bo
chłopak miał talent…
– Na to nie mam już wpływu. Nie zmienimy przeszłości. To jest
tylko moja wina, że pamięta się moje ekscesy pozaboiskowe.
Nie będę nikogo obwiniał, poza sobą. Do gry już nie wrócę –
nawet na poziomie amatorskim. Nie chcę niczego obiecywać,
ale przedstawiłem ci moje pomysły – fajnie by było znów
popracować przy piłce. Na razie nie wcielam jednak tych
pomysłów w życie. Praca menedżera byłaby pewnie
najłatwiejsza. Ale miałem jeszcze jedno marzenie…
– Jakie?
– Trenowanie dzieciaków. Przekazywanie im, czego się
nauczyłem przez lata w piłce nożnej. To sprawiałoby mi
wielką frajdę. W Łodzi jest przecież akademia Pawła
Golańskiego, można się w tym odnaleźć. Nie ma chyba nic
lepszego niż praca z dzieciakami, które poza piłką nie widzą
życia. Czasami nawet można tą miłością do futbolu zarazić się
od nich.
– Tobie piłka dużo dała i dużo zabrała…
– Czy zabrała? Ja patrzę na to w inny sposób – będę miał, co
opowiadać dzieciom.
– Ale z tego, co wiem, to jesteś kawalerem…
– Tak.
– Masz kogoś?
– Powiem inaczej – jestem zmęczony życiem
kawalera.
– Nie myślałeś o tym, żeby kiedyś spisać te wszystkie
wspomnienia? Aby nie były tylko dla twoich dzieci?
– Mówiąc żartobliwie – za dużo rozwodów. Nie chodzi o
życie prywatne, tylko oczywiście o zwierzenia. Nie będę się
rozprawiał już z tymi błędami. Dlatego nie chcę wydawać
książki. Chcę się doczekać dzieci i to one usłyszą, co robił ich
tata.
– Życie w Łodzi to kolejny etap. Dlaczego akurat centrum
Polski, a nie Płock, Bydgoszcz, Białystok albo
zagranica?
– Nie ma w tym większej filozofii – lubię Łódź.
Przyzwyczaiłem się do niej. Choć na pewno są fajniejsze
miasta w Polsce. Ale zdecydowałem, że zostanę tutaj. Można
mnie spotkać na Bałutach. Czasy gry w ŁKS pozostały mi w
pamięci. Ludzie są bardzo mili, gdy mnie spotykają.
– Kiedyś szatnię ŁKS-u nazwałeś "piłkarskim MONAR-
em".
– To były moje czasy – rok 2008, 2009, 2010. Szatnia pełna ludzi
po przejściach. Trafiali tam ci mający za sobą wiele lat gry i
swoje przeżyli. Był tam Tomek Hajto, Boguś Wyparło,
Marcin Adamski, był tam też Piotrek Świerczewski…
Widziałem ostatnio jego walkę w MMA. Kibicowałem mu,
jak widać – pomogło! "Świr" jeszcze w czasach kariery miał
ciągotki do sportów walki.
– Ale nie mówisz o awanturach pozaboiskowych?
Nie – pamiętam, jak po treningach w Łodzi jeździł do
Warszawy. Trenował wtedy mieszane sztuki walki,
opowiadał mi o tych zajęciach. Bardzo profesjonalnie to
wyglądało – treningi na macie, krav-maga. Skoro ma ochotę
na takie rzeczy po karierze, to wypada mu tylko kibicować.
Dlatego trzymam za niego kciuki także w kolejnych
walkach.
– Gdy patrzę na dzisiejszy ŁKS, to też widzę tam
doświadczonych – Rafała Kujawę, Arkadiusza Malarza,
Macieja Dąbrowskiego. Jest jednak więcej młodzieży. Młodzi
mają się od kogo uczyć.
– Szkoda by było, gdyby spadli z Ekstraklasy. Zaledwie rok po
tym, jak zakończyli ten długi marsz z czwartej ligi…
– Prezes Tomasz Salski mówi, że choćby mieli nawet spaść
z ligi, to nie zmienią stylu gry. ŁKS cały czas stara się być
drużyną, którą można z czymś identyfikować.
– Ale za cenę utrzymania? Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby
którykolwiek prezes lub trener powiedział, że nic się nie
stanie, jeśli klub spadnie z ligi. Stanie się, bo to są olbrzymie
pieniądze, jakie się traci. Teraz spadają trzy zespoły, ŁKS jest
zagrożony. A patrząc na to, jak ma być rozbudowany stadion,
jak klub się chce rozwijać…, to nie chciałbym, żeby spadli. To
najlepiej poukładany ŁKS, jaki pamiętam. Za moich czasów
wyglądało to znacznie gorzej.
– Mówiłeś, że sporo podróżujesz
– Tak, głównie po Europie. Jeżdżę, latam do innych krajów.
Przez lata narobiło się zaległości, jeśli chodzi o podróże. Dziś
wystarczy, że wybierzemy sobie z kolegami jakiś kraj i
mówimy: jedziemy tam! Dzieje się to wszystko w sposób
spontaniczny. Mam rodzinę w Niemczech, którą odwiedzam.
Jestem cały czas w drodze, bo mam więcej wolnego czasu
niż kiedyś. Na przykład byłem na meczu Ligi Mistrzów w
Dortmundzie – BVB grała akurat z Club Brugge, było 0:0. To
był chyba listopad, w 2018 roku. Odkrywanie piłki w
charakterze widza to nowe doświadczenie. Jakoś nie jestem
nadal przyzwyczajony do oglądania jej z trybun. Jeśli się w
tym uczestniczyło przez lata na boisku, to czuje się bardzo
dużą różnicę.
– To nie jest już groundhopping?
Być może – mam coś takiego, że gdy jadę w nowe miejsce, to
pierwszą rzeczą jest szukanie stadionu piłkarskiego. A kiedy
jest tam mecz – zawsze idę na trybuny. Oglądam, zerkam,
patrzę. Piłka nadal mnie interesuje. Nie przechodzę obok
stadionów obojętnie. Może i fajniej było grać niż teraz
oglądać, ale mecz na stadionie jest większym przeżyciem niż
ten widziany w telewizji.
– Mówiłeś o rodzinie – przyzwyczaiłeś się, że mieszkacie
daleko od siebie?
– Dwadzieścia sześć lat spędzonych w Polsce zrobiło swoje.
Przyzwyczaiłem się do rozłąki. Dla mnie to już rzecz
naturalna, że ja jestem tutaj, a oni – w Niemczech. Ale nie
powiesz, że nie przystosowałem się do nowego kraju. Umiem
pisać, czytać, nie zaciągam. Swoje zrobiło czytanie gazet –
między innymi "Przeglądu Sportowego", który jest głównym źródłem
informacji.
– Dlaczego akurat Polska?
– Mieliśmy tutaj rodzinę. Kiedy uciekasz przed wojną jest
rzeczą naturalną, że chcesz się schronić w miejscu, gdzie jest
ktoś, kogo znasz. A spójrz, co dzieje się właśnie tam, na
terenach wojennych (Górny Karabach – przyp. red.). Od
dwudziestu lat nikt nie interweniował na tyle stanowczo, żeby
te działania zakończyć. Wojna trwa. Jak można od dwudziestu
lat prowadzić wojnę i nawet nie dążyć do rokowań? To nie
jest normalna sytuacja. Pewnie jest to komuś na rękę, ktoś na
tym zarabia, ale na pewno nie zyskują poszkodowani. Ludzie
giną, a politykom jest to obojętne.
– Nie chciałbyś tam wrócić, kiedy sytuacja się
uspokoi?
– Nie, moja rodzina jest w Niemczech. A tam? Nie mam już
nikogo. Moi znajomi jeżdżą na Kaukaz, oczywiście w te
bezpieczniejsze rejony. Jest tam rzeczywiście ładnie, turyści
odnajdą coś wyjątkowego w tych krajobrazach. Ja nie mam po
co tam wracać. OK – byłem młody. Miałem 12 lat, gdy
wyjechałem z Armenii. Większość życia spędziłem w Polsce.
Zażyłości z tamtym krajem nie mam. Lepiej odnalazłem się tu
i jestem za to wdzięczny. Czuję się tak, jakby Polska była
moją ojczyzną – jakbym się tu urodził.
– Szymon Marciniak był twoim kolegą w juniorach Wisły
Płock.
– Składał mi nawet w grudniu życzenia z okazji 38. urodzin.
Pamięta o mnie. Byliśmy kolegami z pokoju. Razem
dzieliliśmy go na obozach – najczęściej w trzy, cztery osoby.
Miał jeszcze wtedy blond włosy. Naprawdę dobrze
prezentował się jako piłkarz. Cieszę się, że odnalazł się w
zawodzie sędziego. Miał pomysł na siebie po karierze
piłkarskiej. Kontuzja nie zamknęła mu drogi do czegoś
wielkiego.
– Miałeś występy w młodzieżowej reprezentacji Polski i
jeden mecz w seniorskiej – 11 lipca 2004 roku, ze Stanami
Zjednoczonymi. Zaufał ci Paweł Janas i zabrał za ocean na
mecz…
– Wziął wtedy do Stanów skład ligowy. Nawet pamiętam, kto
jeszcze grał – Piotrek Włodarczyk, Patryk Rachwał, Łukasz
Madej. Ci dwaj ostatni kojarzeni są też z Płockiem i
Łodzią
– Można zażartować, że z Płocka miałbyś dziś blisko do
reprezentacji. Ireneusz Jeleń także…
– Być może. Irka dobrze pamiętam, chyba jeszcze gra w
niższych ligach.
– W Piaście Cieszyn. Jest jego wychowankiem.
– Bardzo dobry chłopak z niego, był przez lata moim sąsiadem
w Płocku. Mieliśmy do siebie blisko, nie tylko na
boisku.
– W Płocku prowadził was Mirosław Jabłoński – zdobyłeś z
nim Puchar i Superpuchar Polski. W Białymstoku był Michał
Probierz – z nim również wywalczyłeś Puchar Polski. W
Bydgoszczy – kolejny Puchar Polski – tym razem na ławce
trenerskiej siedział Ryszard Tarasiewicz. Jak zapamiętałeś
tych trenerów? Jak ci się z nimi współpracowało?
– Nie miałem nigdy problemów z trenerami. Chociaż… może
tylko trener Probierz oczekiwał ode mnie nieco więcej. Miał
do mnie pretensje, że zadawałem się z Kamilem Grosickim, że
miałem na niego zły wpływ. Mówiono, że nas dwóch to trochę
za dużo dla klubu. Wtedy poświęca się starszego. Probierz
może miał ze mną problem, bo toczył z "Grosikiem" coś w
rodzaju wojny, chciał go utemperować. Inna sprawa, że
dziwnie ogląda się dzisiaj jak Kamil daje reprezentacji chwile
radości i… jego krytycy milkną. A potem każdy tego złego
"Grosika", który tyle w życiu nawywijał, klepie po
plecach.
– Wahan, to jest normalne – nie jest rzeczą naturalną
wyciąganie złych rzeczy, kiedy ktoś jest na
szczycie.
– OK, rozumiem. A wracając do trenerów – oni też są
odpowiedzialni za wyniki. A problemy prywatne piłkarzy
mają wpływ na te wyniki. Tak już najwidoczniej jest.
Natomiast jak już pytasz o szkoleniowców i o Tarasiewicza, to
powiem, że to była dobra współpraca.
– Jest coś, co razi cię w dzisiejszej piłce?
– Dobrze, że mówimy o tym przy okazji wątku trenerów.
Czasami nie rozumiem podejścia niektórych piłkarzy, którzy
traktują ławkę rezerwowych jako karę. Oni nie potrafią pojąć,
że to powinno ich zmotywować do cięższej pracy. Zawodnik
skreślony z podstawowego składu często się obraża. Widzę to
w Polsce stale. Normalny piłkarz powinien odbierać to jako
sygnał ostrzegawczy – "muszę trenować mocniej, muszę być
lepszy". Zaszła zmiana w charakterze piłkarzy, której nie
potrafię zrozumieć. Oglądam naszą piłkę – w końcu to
krajowe podwórko. Podobała mi się jesienią Legia – grała
naprawdę ładnie.
– Mieszkałeś w Płocku, nie mając jeszcze paszportu
polskiego. Miałeś status bezpaństwowca.
– To był etap przejściowy. Zrzekałem się wtedy obywatelstwa
Armenii. Obywatelstwo polskie przyznano mi w 2003 roku.
Nie mogłem mieć podwójnego obywatelstwa. Teraz
mógłbym.
– Jakie było największe utrudnienie związane z brakiem
obywatelstwa?
– Pamiętam, że w czasach juniorów starszych nie mogłem brać
udziału w mistrzostwach kraju. To była największa trudność.
Miałem dobrych opiekunów, więc przystosowywałem się
powoli do realiów panujących w Polsce.
– Państwo Prosowscy dobrze się tobą
zaopiekowali?
– Bardzo dobrze.
– Traktujesz ich jak rodzinę?
– Oczywiście. Ja nigdy nie zapominam o tym, kto chciał dla
mnie dobrze. Oni zawsze chcieli. Kiedy już kariera nabrała
rozpędu i pojawiły się różne problemy, także z hazardem, to
nie chciałem ich do tego mieszać. Wiem, że byli dobrymi
opiekunami. Mam do nich szacunek.
– Powiedzieli, że masz u nich otwarte drzwi…
– Miło o tym słyszeć. Mogą mieć do mnie żal o te błędy, które
popełniłem. Afery, szybkie życie, zachłyśnięcie się
pieniędzmi… czasami mogło to być już tego za wiele. Dlatego
wyniosłem się z Płocka, nie chciałem, aby moje kłopoty były
też ich kłopotami.
– Tekst "Wahan Geworgian. Reprezentant z bazaru"
autorstwa Mateusza Skwierawskiego w WP Sportowe Fakty.
Czytałeś?
– Tak, wypowiadali się w nim także Prosowscy. I nie mam o to
do nich pretensji, bo wiem, że nie chcieli mi zrobić przykrości.
Ale powtarzam ci jeszcze raz – historia tam przedstawiona to
nie jest moja historia. Jestem na zdjęciach jako sprzedawca
papierosów, tak? Nie wiem, czemu tak napisano… może
chodziło o kliki, czy o coś innego. Ten dziennikarz pisał o
tym, że "nasz człowiek pełnił rolę łącznika, może strażnika".
A miało chodzić o mnie. To nie zrozumiałem – to ja
sprzedawałem te fajki czy nie? Śmiałem się, czytając coś
takiego. Wiesz, co ten dziennikarz zrobił? Zadzwonił do mnie
i powiedział, że jest moim kolegą. Że niby dawno się nie
widzieliśmy. Że grał ze mną w Bydgoszczy i chciałby się
spotkać. I to nie dzwonił ze swojego telefonu – podszedł do
mojego znajomego i dzwonił z jego telefonu, przy nim. Mam
na to świadków – wiem, jak wyglądał kontakt między nami.
Mówił, że jest moim kolegą i graliśmy w Bydgoszczy w piłkę.
Jakby powiedział, że jest dziennikarzem i chce zrobić wywiad,
mógłby tak jak ty… To byłaby inna rozmowa.
– Tekst opublikowano 8 listopada. Kiedy się z tobą
skontaktował?
– Trzy, cztery dni przed publikacją. Nie wiem, kto był po
drugiej stronie telefonu. Ale wiem, że nie był to żaden mój
kolega z czasów Bydgoszczy. Na razie nie mam czasu się
zająć tą sprawą, ale się zajmę. Co napisał, to napisał… ale tak
się nie robi kariery w dziennikarstwie. On mnie pomylił chyba
z kimś innym. Przedstawił mnie jako kogoś, kim nie jestem.
Reszta dziennikarzy mnie zna, wie, jak jest. Czy ty miałeś
jakiś problem z dostaniem się do mnie? Nie miałeś. Umówiłeś
się ze mną na rozmowę jak człowiek. Nie wciskałeś mi kitu,
że jesteś kolegą ze szkoły czy z podwórka. Przyjechałeś do
mnie, rozmawiamy – i jest w porządku.
– W którym momencie najbardziej doceniłeś to, co masz w
życiu?
– Kiedy skończyłem już grać w piłkę.
– Czyli decyzja o końcu gry była czymś w rodzaju
ulgi?
– Ja jestem człowiekiem, który potrafi wyczuć, kiedy jest czas,
by odejść. Co by mi dało pół roku więcej? Grałbym w tej
Bydgoszczy i zaliczyłbym spadek. Odszedłem i już nie
wróciłem do gry.
– Zapytam o hazard. Nie chodzi mi o twoje kłopoty sprzed
lat. Znam dwa przykłady dziennikarzy sportowych, którzy
przyznali się do tego, że byli uzależnieni. Trwa spór o to, czy
dziennikarze i sportowcy powinni być twarzami firm
bukmacherskich.
– A są takie przypadki?
– Są.
– Powiem tak – mój przykład pokazuje, że hazard to nie jest
zabawa. Czasami odnoszę wrażenie, że piłkarz nie powinien
mieć za dużo czasu wolnego.
– Aż tak?
– Opiszę ci, jak to wygląda: idziesz na trening rano, robisz przez
dwie godziny to, co kochasz, czyli kopiesz piłkę. Wracasz do
domu. Gdy nie ma żony, to jest masakra. Nie masz co ze sobą
zrobić. Jedni uderzają na imprezy, drudzy do bukmachera,
inni – do kasyna. Piłkarz musi być świadomy, że planowanie
czasu też jest istotne. Bo rozrywka staje się zgubnym
nałogiem. Potrafi doprowadzić do przykrych rzeczy, do
dramatów. I tym bardziej jest przykre – dla mnie osobiście –
że dziennikarze są twarzami takich firm. Tu nawet nie ma
dyskusji, czy to jest dobre, czy to nie jest dobre. Ja mówię
wprost – to jest namawianie do złego. Tym firmom naprawdę
potrzeba jeszcze większego zasięgu marketingowego?
Bukmacherzy i tak nie narzekają na brak reklamy. To jest już
coś w rodzaju nacisku. Nie wiem, czy dziennikarze są im
potrzebni do promowania takiej działalności. Nie idzie to w
parze. Oni powinni raczej tego zabraniać, nie
promować.
– Czyli nie istnieje coś takiego jak "odpowiedzialna
gra"?
– Nie – to bzdurne określenie. W grach hazardowych nie da się
obstawiać i grać odpowiedzialnie. To zostało stworzone po to,
by zabierać, a nie dawać. Jeszcze nie słyszałem o interesie,
który chciałby ludziom tylko coś dawać. Chodzi o zabieranie.
Naprawdę – wiem to po sobie, że hazard jest zły. Jeśli ktoś się
waha, czy zacząć obstawiać, to moja rada jest jedna -
odradzam to wszystkim.
Wahan Geworgian – ur. 19 grudnia 1981 roku w Erywaniu,
jednokrotny reprezentant Polski, były piłkarz wielu klubów
Ekstraklasy – Wisły Płock, ŁKS-u Łódź, Jagiellonii Białystok
oraz Zawiszy Bydgoszcz. W swojej karierze trzykrotnie
zdobywał Puchar Polski, a także dwukrotnie Superpuchar. Na
polskich boiskach rozegrał w sumie – na poziomie ligowym
oraz pucharowym – ponad 320 spotkań.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.