Dawid Kubacki w porannym niedzielnym konkursie w Sapporo był szósty. Tak zakończyła się jego imponująca seria zawodów, w których nie schodził na podium. A gdzie noga powinęła się innym rekordzistom? Jednego rozłożyła choroba.
Nie zejść z podium przez ponad miesiąc. Tego dokonał skoczek z Szaflar. W historii Pucharu Świata dłużej passę podtrzymywało tylko dwóch zawodników – Janne Ahonen i Peter Prevc w swoich życiowych sezonach. Polaka zatrzymała wrażliwa na warunki i psotna Okurayama. Już w sobotę wydawało się, że seria Kubackiego właśnie dobiegła końca. Był trzeci, a na belce startowej siadał prowadzący z kilkupunktową przewagą Ryoyu Kobayashi. Japończyk spadł do drugiej "10". W niedzielę sytuacja się odwróciła. To Ryoyu tracił sporo punktów do podium, a jednak na nie wskoczył.
Zwycięzca tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni i tak zdystansował dwóch wielkich rodaków – Adama Małysza i Kamila Stocha. Oni na podium stawali sześć razy z rzędu. O szczególnym pechu może mówić Orzeł z Wisły. W sezonie 2000/2001 serię sięgającą jedenastu konkursów przerwał upadek w Hakubie. Następnej zimy Małysz stałby na podium dziewięć razy z rzędu, ale w Engelbergu skrzywdzili go sędziowie. W ostatnim sezonie, w który zdobył Kryształową Kulę, dwukrotnie musiał mierzyć się z przeciwnościami losu. W Willingen Miran Tepes zielone światło zapalił, kiedy Polak szykował się już do opuszczenia belki startowej (mijał czas oczekiwania na skok). Tego, co wydarzyło się w Oslo, przypominać nie trzeba.
Co zatrzymywało innych dominatorów?
1. Janne Ahonen: 13 (Ruka 2004 – Willingen 2005)
To sezon, który kibice skoków pamiętają doskonale. Ahonen nie tylko nie schodził z podium, ale nie zamierzał też opuszczać jego najwyższego stopnia. Najpierw poskromił go w Harrachovie Adam Małysz, odbierając szansę na rekord, który przetrwałby przez lata. Mógł wygrać jedenaście pierwszych konkursów Pucharu Świata 2004/2005, wygrał dziesięć z jedenastu. W dwunastym lepszy był Martin Hoellwarth. Austriak pozbawił Ahonena z kolei siódmego zwycięstwa z rzędu i czterech w Turnieju Czterech Skoczni. Ale serię "Maski" zakończył inny rywal... przeziębienie. Nie pojechał na loty do Tauplitz/Bad Mitterndorf. Kiedy wrócił, od razu wygrał w Titisee-Neustadt.
2. Peter Prevc: 12 (Lillehammer 2015 – Sapporo 2016)
Góra Okura dała się we znaki nie tylko Kubackiemu. Tutaj dobiegła końca passa Petera Prevca. Słoweniec od pierwszego weekendu grudnia aż do ostatniego stycznia konsekwentnie stawał na podium. W pierwszych zawodach w Sapporo też był najlepszy. W drugim zepsuł pierwszy skok i zajmował na półmetku dopiero 11. miejsce. Poprawił się, ale 129-metrowy rezultat też nie imponował. Awansował o pięć pozycji, jednak do trzeciego Noriakiego Kasaiego stracił ponad dziesięć punktów.
3. Dawid Kubacki: 10 (Oberstdorf 2019 – Sapporo 2020)
Marzyliśmy, by ta seria nigdy się nie kończyła. Kubacki wskoczył na podium w pierwszym konkursie Turnieju Czterech Skoczni, zaczynając w ten sposób marsz po Złotego Orła. W Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen też stał na "pudle". Z pierwszej "trójki" nie wypadł również w Predazzo, potem dwa razy wygrał w Titisee-Neustadt, a na Wielkiej Krokwi był trzeci. W Sapporo pomogły warunki i Ryoyu Kobayashi, który zamiast zepchnąć skoczka z Szaflar z trzeciego miejsca, sam spadł do drugiej "10". Co się odwlecze, to nie uciecze. W niedzielę to Japończyk awansował na trzecie miejsce, wyprzedzając drugim skokiem m.in. Polaka.
4. Gregor Schlierenzauer: 9 (Kulm 2009 – Klingenthal 2009)
Najlepszy sezon w karierze Gregora Schlierenzauera. Pierwszy, w którym w Planicy odbierał Kryształową Kulę. Młody Austriak nie tylko stawał na podium. Wygrywał konkurs za konkursem. Passy nie przedłużył na szczęśliwej dla siebie skoczni w Oberstdorfie, gdzie wywalczył pierwszy w karierze tytuł. Loty narciarskie były jego żywiołem, pozostawał niepokonany na "mamutach". Kres serii Gregora zadał konkurs, w którym pamiętnym 225,5-metrowym lotem popisał się Harri Olli. Schlierenzauer zajął ósme miejsce.
4. Matti Nykaenen: 9 (Gstaad 1986 – Thunder Bay 1986)
Seria Latającego Fina trwała tak naprawdę przez dwa sezony. To były jeszcze czasy, kiedy w Szwajcarii konkursy Pucharu Świata rozgrywano na trzech skoczniach. Nykaenen wszedł na podium w Gstaad i nie opuszczał go już do końca zimy. Kolejną otworzył drugim i pierwszym miejscem w Thunder Bay. Nie poszło mu w Lake Placid, gdzie zajmował miejsca 13. i 10. Wkrótce wypadł z kadry i wrócił dopiero w drugiej połowie sezonu. Niechęć do startów Lake Placid pozostała. Rok później Fin w Stanach nie wystartował. W pierwszych dziewięciu konkursach, w których wziął udział, wygrywał ośmiokrotnie.
4. Stefan Kraft: 9 (Willingen 2017 – Trondheim 2017)
Dwa lata wcześniej w Trondheim Stefan Kraft pożegnał się z Kryształową Kulą. Pękło mu wiązanie i stracił żółtą koszulkę lidera. W sezonie 2016/2017 był już najlepszym skoczkiem sezonu. Ale pech wciąż się go imał. Na Granasen zwyciężył, ale trzy dni później znów – tak jak w 2015 roku – musiał drżeć o końcowy sukces w Pucharze Świata oraz triumf w Raw Air. Na mamuciej skoczni w Vikersund w sobotę ustanowił rekord świata. W niedzielę miał walczyć o podium, a nawet zwycięstwo. Po pierwszej serii był trzeci. Tuż po wyjściu z progu zachwiało nim w powietrzu, w okolicach setnego metra leciał tuż nad zeskokiem. Swoim zdolnościom zawdzięcza, że dofrunął do 215. metra. Zajął piątą pozycję i wygrał Raw Air, bo dwie minuty później skok kompletnie zepsuł Andreas Wellinger. Za tydzień Kraft dwukrotnie zwyciężył w Planicy, ale dwunastu zawodów z rzędu na podium nie było. Choć warto pamiętać, że między zawodami w Willingen a Trondheim Austriak wygrał też oba konkursy mistrzostw świata w Lahti.