Hokejowa reprezentacja Polski wykonała w weekend pierwszy, niezwykle trudny krok w walce o igrzyska 2022. O ile jednak pokonanie Kazachów i wygranie turnieju na ich terenie było zadaniem właśnie niezwykle trudnym, o tyle wywalczenie awansu w starciu ze Słowacją, Białorusią i Austrią wywołałoby sensację na całym świecie.
– Kolejny raz decydujący mecz udało nam się wygrać na lodowisku wyżej notowanego rywala – mówi o wyeliminowaniu Kazachstanu komentator TVP Sport Patryk Rokicki. Były sekretarz generalny PZHL nawiązuje do turnieju sprzed czterech lat i ogrania Węgrów na ich terenie. – Ale tym razem to była jeszcze większa sensacja – zaznacza.
Faworyt jest tylko jeden
Wtedy, po wygraniu "węgierskiej" grupy, w ostatniej fazie kwalifikacji Polacy trafili na Słowenię, Białoruś i Danię. Teraz poprzeczka postawiona jest jeszcze wyżej i na papierze pewniakiem do wywalczenia awansu są gospodarze. – Słowacja w Elicie gra nieprzerwanie od 1996 roku. Ponieważ turniej będzie w sierpniu, pojadą na niego gracze NHL, na czele z Tomasem Tatarem i może Jaroslavem Halakiem. Na szczęście Zdeno Chara nie – wylicza Rokicki.
Tatar, napastnik Montreal Canadiens, w tym sezonie zdobył już 52 punkty i wygląda na to, że pobije swój rekord sprzed roku – 58. Halak, który dawno w kadrze nie grał, to z kolei bramkarz wicemistrzów NHL Boston Bruins. Rezerwowy, bo trudno wygryźć na stałe Tuukkę Raska, ale i tak rozegrał już w obecnych rozgrywkach 26 meczów, w których zachował trzy czyste konta i bronił ze skutecznością ponad 92 proc.
Jego klubowym partnerem jest Chara, żywa ikona ligi – 1540 meczów w rozgrywkach zasadniczych, 655 punktów, prawie 2 tys. minut kar, Puchar Stanleya 2011. Rosły (206 cm wzrostu) obrońca trzy razy w karierze wybierany był do pierwszej szóstki sezonu, a cztery razy do drugiej. W marcu skończy 43 lata, ale wciąż nie odwiesił łyżew. I, patrząc na to, jak sobie radzi i jak radzą sobie Bruins, możliwe, że zobaczymy go także w kolejnym sezonie. W tym wieku musi jednak rozsądnie gospodarować siłami, więc w sierpniu rzeczywiście pewnie go zabraknie w składzie reprezentacji.
Ale i bez niego obrona Słowaków będzie prezentować się okazale. Erik Cernak gra w pierwszej parze bardzo mocnych Tampa Bay Lightning, swoje minuty w tym sezonie spędzają na lodzie Andrej Sekera i Martin Marincin, w NHL występują też Christian Jaros i Martin Fehervary. W sumie Słowacja w najlepszej hokejowej lidze świata ma dwunastu zawodników.
Białoruski kryzys
Ani jednego nie ma za to Białoruś, która jest w ostatnich latach słabsza niż wcześniej. Mimo to w starciu z Polską też będzie zdecydowanym faworytem. – U Białorusinów zaszło w ostatnich latach sporo zmian. Na gorsze, bo obniżyli poziom i po czternastu latach wypadli w 2018 roku z Elity – zwraca uwagę Rokicki.
Białorusini w zeszłym roku ekspresowo wywalczyli powrót do Elity, ale rzeczywiście ich hokej przeżywa regres. Daleko im do takich rezultatów jak ten osiągnięty na igrzyskach w Salt Lake City w 2002 roku, gdy zajęli czwarte miejsce. W półfinale zmiażdżyła ich wówczas Kanada, a w meczu o brąz Rosja, ale wcześniej sensacyjnie wyeliminowali Szwedów, których skład naszpikowany był gwiazdami NHL z Matsem Sundinem, Danielem Alfredssonem i Nicklasem Lindstroemem na czele.
Teraz na takie sukcesy na Białorusi nie mają co liczyć. Dość powiedzieć, że prowadzący kadrę Michaił Zacharow jest czwartym szkoleniowcem w ciągu dwóch lat. – Ale pamiętajmy, że tam to sport narodowy numer jeden, a Białorusini chcą się poprawić. Na igrzyskach nie było ich od 2010 roku –przestrzega Rokicki. Siłą naszych wschodnich sąsiadów jest zgranie, bo trzon kadry stanowią zawodnicy grającego w KHL HC Dynama Mińsk.
Austria też z graczami NHL
Trzeci rywal to Austria. – Wydaje się być zespołem najbardziej w naszym zasięgu. W ostatnich latach grało nam się z nią nieźle. No ale dwóch zawodników z NHL będzie dla niej potężnym wzmocnieniem – podkreśla Rokicki. Michael Raffl i Michael Grabner gwiazdami ligi może i nie są, ale i tak któregokolwiek Polaka od ich statusu dzieli sporo. W końcu za chwilę minie czternaście lat od ostatniego występu w NHL zawodnika wychowanego nad Wisłą.
Czyli trzy porażki pewne? Na szczęście i polski zespół ma swoje argumenty. – Miejmy nadzieję, że pomoże nam bliskość Słowacji. Od dawna nie graliśmy w tak ważnej imprezie, do tego z tak renomowanym przeciwnikiem jak gospodarze. Liczę, że polscy kibice licznie wybiorą się na turniej – ma nadzieję Rokicki, który podkreśla też pozytywne od strony sportowej.
– Osoba Tomka Valtonena daje nową nadzieję. On umie zarazić zespół swoją filozofią, co doskonale widać było w Kazachstanie. Mimo braków kadrowych udało się wywalczyć awans – zwraca uwagę. Ale i tak nie ma wątpliwości, kto jest faworytem, a kto nie. – Realnie patrząc jesteśmy najsłabszym zespołem. Skoro w Nur-Sułtanie był cud, to teraz potrzebujemy 2,5 cudu. Te pół to w meczu z Austrią – kończy Rokicki.
Do przekonania się, czy zdarzy się choć te pół cudu, bo na pewno każde zwycięstwo będzie trzeba rozpatrywać w kategoriach wielkiego sukcesu, zostało jeszcze ponad pół roku. Turniej na Słowacji odbędzie się bowiem w dniach 27-30 sierpnia. Gospodarze wciąż nie wybrali jeszcze miasta, w którym zostanie zorganizowany. Najbardziej oczywista wydaje się Bratysława, ale i w Koszycach, Trenczynie czy Zwoleniu znajdują się ładne, nowoczesne i dość pojemne hale.