| Czytelnia VIP

Od pożogi w synagodze do Retro Ligi. Hakoach Będzin powrócił po 80 latach [REPORTAŻ]

Hakoach Będzin (fot. własne)
Hakoach Będzin (fot. własne)

Boisko, które przez lata było polem rywalizacji piłkarskiej, ostatecznie posłużyło jako miejsce segregacji Żydów przed zsyłką do obozów koncentracyjnych. Lokalna synagoga z kolei stała się zbiorową mogiłą, gdy Niemcy spalili w niej ponad 200 modlących się osób, a strażakom zabronili gaszenia pożaru. Wraz z wybuchem wojny Żydzi zostali z Będzina wypędzeni, ich domy zrównane z ziemią, a ślady po ich istnieniu – zatarte. Musiało minąć aż 80 lat, by Hakoach – przeżywający w trakcie dwudziestolecia międzywojennego rozkwit – został reaktywowany i powrócił na mapę piłkarskiej Polski.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Mioduski: Legia ma najlepszy czas w historii

Czytaj też

Dariusz Mioduski po zdobyciu mistrzostwa Polski 2017 (Fot. Getty)

Mioduski: Legia ma najlepszy czas w historii

WILIMOWSKI POD PSEUDONIMEM

Będzin jest relatywnie niewielkim miastem, na pierwszy rzut oka zupełnie zwyczajnym. Droga z dworca wiedzie przez szare kamienice, krajobraz jest dość ponury, a dopełnia go charakterystyczna dla tej pory roku melancholijna aura. Co oczywiste dla większości śląskich ziem – nie ma tu biurowców, szklanych wieżowców i nowoczesnych konstrukcji. W oczy rzucają się za to przybrudzone kominy elektrociepłowni, rozsypujące się bloki mieszkalne i nierówne chodniki. Dziś żyją tu głównie chrześcijanie, ale mniej więcej sto lat temu proporcje były zupełnie inne. Około połowę społeczności stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego, ba – zdarzało się nawet, że wśród liczącej 27 osób rady miejskiej nie było ani jednej nie wychowanej w rodzinie o żydowskich korzeniach. W archiwach można nawet spotkać się z określeniem "Jerozolimy Zagłębia", a widok tablic pokrytych hebrajskimi napisami, upamiętniających tamte czasy, nie jest widokiem zaskakującym.

Skoro tak wielu żyło tam judaistów, nie dziwi zatem, że mieli też swój klub. Klub sportowy, nie tylko piłkarski. Oczywiście żyła w nim przede wszystkim sekcja futbolu, ale w jego barwach trenowali też bokserzy, atleci czy gimnastycy. Zresztą sam Ernest Wilimowski, pod wymyślonym pseudonimem, szlifował tam umiejętności gry w tenisa stołowego i ponoć był nawet jednym z najlepszych w kraju z rakietką w dłoni.

Lokalny obiekt sportowy otwarty został w 1914 roku, a wydarzenie to ściągnęło na trybuny tłumy – nie tylko społeczność lokalną, ale też z miast ościennych. Hakoach Będzin radził sobie bardzo dobrze, choć mógłby pewnie nigdy nie powstać, gdyby nie Dawid Żmigród – majętny Żyd, właściciel kilku biznesów, który z przyjemnością inwestował w sport. W jego mieszkaniu przy ulicy Kołłątaja 45 mieściła się zresztą pierwsza siedziba klubu, a on sam wykładał na krzewienie kultury fizycznej duże środki.

Hakoach istniał przez ponad 20 lat i zrzeszał ludzi pochodzenia żydowskiego. Mimo interdyscyplinarnego charakteru, wizytówką była oczywiście drużyna piłkarska, która uchodziła za jedną z najmocniejszych w okolicy, a w pewnym momencie była tak popularna, że mierzyła się też z rywalami zagranicznymi. Do Będzina przyjechał choćby Hakoach Wiedeń, wówczas jeden z najpotężniejszych zespołów na Starym Kontynencie. Był rok 1924, wycieczka z Austrii przyciągnęła tłumy kibiców, co jednak dziwić nie powinno – Polska była jedną z najprzyjaźniejszych destynacji dla klubu, który docierał do najodleglejszych zakątków świata. Wiedeńczykom zdarzało wizytować choćby Nowy Jork, gdzie przyszło podziwiać ich blisko 50 tysięcy fanów. W Polsce goście wygrali wspominany mecz 7:1.

Mioduski: Legia ma najlepszy czas w historii

Czytaj też

Dariusz Mioduski po zdobyciu mistrzostwa Polski 2017 (Fot. Getty)

Mioduski: Legia ma najlepszy czas w historii

(fot. własne)
(fot. własne)

POŻOGA W SYNAGODZE

Żydzi żyliby pewnie w tym mieście jeszcze przez kolejne dekady, a Hakoach rozrastałby się dynamicznie, gdyby nie wybuch wojny. Lokalny obiekt przestał być nagle miejscem rywalizacji sportowej, a stał się ostatnim wspomnieniem przed wyjazdem do obozów koncentracyjnych. We wrześniu 1939 roku Niemcy rozpoczęli tam segregację ludności pochodzenia żydowskiego, wielu z nich zresztą było zabijanych na miejscu – zanim jeszcze zdążyli zostać umieszczeni w wagonach. Największym koszmarem była jednak noc z 8 na 9 września – wówczas drzwi lokalnej synagogi zostały zatrzaśnięte, a sam budynek podpalony. Pożoga trwała, a Niemcy byli bezlitośni – próbujących gasić ogień strażaków powstrzymywali, uciekających Żydów rozstrzeliwali. Kilkorgu z nich udało się zbiec, biegnąc w górę ulicy zdołali dotrzeć do ogrodu kościelnego na Górze Zamkowej, a tam schronienia udzielił im ksiądz Mieczysław Zawadzki. Mówi się, że ówczesna masakra trwała ponad 20 godzin i rozpoczęła proces zacierania śladów po Żydach w Będzinie. Synagogi oczywiście już nie ma, nigdy nie została odbudowana – dziś jest tam pomnik upamiętniający straszne wydarzenia sprzed ponad 80 lat. Boisko zresztą też jest wyłącznie wspomnieniem – jeszcze niedawno funkcjonował tam przystanek PKS, teraz jest to spory, betonowy i zaniedbany parking, który służy lokalnym szkołom jazdy jako plac manewrowy.

W tym miejscu znajdował się pierwszy obiekt Hakoachu Będzin (fot. własne)
W tym miejscu znajdował się pierwszy obiekt Hakoachu Będzin (fot. własne)

Niedaleko w okolicy stoi kilka marketów, kilka ulic dalej rośnie hala sportowa, która służyć będzie siatkarzom ekstraklasowego MKS-u. Ślady upamiętniające liczną społeczność żydowską znaleźć jest bardzo łatwo. Na ulicy Modrzejowskiej funkcjonuje popularna Cafe Jerozolima, na ścianach wiszą tabliczki z hebrajskimi adnotacjami. Po Będzinie oprowadzany jestem przez Adama Szydłowskiego, o którym przeczytacie za chwilę znacznie więcej. To pasjonat tematyki żydowskiej, który Izrael wizytował już kilkadziesiąt razy, a w mieście reaktywował nie tylko klub, ale też Dni Kultury Żydowskiej. Mijamy kolejne ulice, uliczki, symbole. Pokazuje mi szpital, z którego okien Niemcy wyrzucali noworodki, wskazuje na charakterystyczne pomieszczenia przylegające do ścian budynku, gdzie modlili się Żydzi – takie niewielkie izby, skonstruowane tak, że podczas modlitwy człowiek skierowany był w stronę Jerozolimy, pozostały w Będzinie tylko trzy.

Pomnik upamiętniający synagogę i getto (fot. własne)
Pomnik upamiętniający synagogę i getto (fot. własne)

"PAMIĘCI ŻYDÓW..."

Mijamy tory kolejowe, jedziemy wzdłuż wąskiej rzeczki, po kilku zakrętach docieramy do sporych rozmiarów pomnika usytuowanego na Placu Bohaterów Getta Będzińskiego. W stronę betonowo-drewnianej budowli prowadzą pamiątkowe szyny, na granitowej płycie widnieje napis: "Pamięci ponad 30-tysięcy Będzińskich Żydów osiadłych tu od wieków i pokoleń, wywiezionych i wymordowanych przez nazistowskie Niemcy w latach drugiej wojny światowej 1939-1945. Władze miasta i mieszkańcy Będzina, sierpień 2005". Szydłowski cieszy się, że ani razu pomnik nie był ofiarą wandalizmu i z dumą może tu przyprowadzać wszystkich, którzy przyjeżdżają do Będzina skierowani chęcią pielęgnowania pamięci.

Lokalizacja zresztą nie jest przypadkowa, bo właśnie w tym miejscu w maju 1942 roku powstało żydowskiego getto. Stamtąd zresztą niedaleko jest na cmentarz, a właściwie łagodny pagórek, na którym Niemcy zakopywali swoje ofiary. Teraz jest zaniedbany – nagrobki pokrywa mech, są pokruszone, powykrzywiane, niedbale rozrzucone między drzewami. Słyszę, że celem na najbliższe lata jest renowacja tego miejsca – tak, by postawić ogrodzenie, zadbać, nieco je odświeżyć.

Cafe Jerozolima (fot. własne)
Cafe Jerozolima (fot. własne)

MECZ PAMIĘCI

Z Szydłowskim oraz Bartoszem Broenem, jego kolegą z drużyny, spotykam się właśnie w Cafe Jerozolima. To lokal należący do tego pierwszego – ulokowany na Modrzejowskiej w starej, żydowskiej kamienicy. Dopóki prowadził ją poprzedni właściciel, spać można było spokojnie, teraz jego syn z kolei chciałby się pozbyć budynku. Tak czy owak kawiarnia cieszy się dużym zainteresowaniem, a już od momentu przekroczenia progu czuć charakterystyczny klimat. Ściany pokryte są licznymi pamiątkami, które udało się znaleźć. – Chodzę po piwnicach, śledzę aukcje, pytam ludzi – mówi o tym, skąd ma pożółkłe zdjęcia dzieci zawodników Hakoachu, skąd stare maszyny, książki, rękopisy, klasowe fotografie, a nawet drzwi – razem z futryną. W jednym z lokali chciano je wyrzucić na śmietnik i wymienić na nowe, więc Szydłowski je odkupił. Są gramofony, winylowe płyty, oczywiście przede wszystkim te Jana Kiepury – śpiewaka i aktora, który na świat przyszedł w Sosnowcu oddalonym od Będzina o dwie stacje jazdy Kolejami Śląskimi. Kiepura zresztą przy dworcu, gdzie sam przesiadałem się jadąc do miejsca docelowego, ma sporych rozmiarów pomnik z podpisem "Sercem sosnowiczanin, głosem obywatel świata". Znacie go na pewno, a nawet jeśli myślicie że nie, to się mylicie. "Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki..." – nic więcej dodawać nie trzeba.

Zanim oddam głos Szydłowskiemu, to najpierw krótkie tło historyczne. W poprzednim roku doszło do wielkiego dla żydowskiej społeczności wydarzenia – 8 września, w rocznicę dramatycznych wydarzeń z 1939 roku, został rozegrany mecz piłkarski. Mecz nie byle jaki, bo pomiędzy lokalną Sarmacją Będzin a właśnie Hakoachem – reaktywowanym na tę okoliczność, co było efektem długich starań. – Bodziec do wskrzeszenia projektu pojawił się już dobrych kilka lat temu, może nawet 10 albo 11. Jako popularyzator kultury żydowskiej powołałem Dni Kultury Żydowskiej, kilka innych projektów i do ówczesnych władz Będzina chodziłem, by rozegrać mecz pamięci z Sarmacją. Kolejną okazją było 110-lecie Sarmacji – też się nie udało. Dopiero w zeszłym roku obecny prezydent i władze wyraziły gotowość do udzielenia honorowego patronatu – opowiada.

Wydarzenie ściągnęło na trybuny wielu kibiców, także tych wyjątkowych. Sarmacja wygrała, choć wynik był tu akurat najmniej istotny. Przed pierwszym gwizdkiem odegrano hymny Polski i Izraela, na koszulkach pojawiły się przedwojenne nazwiska zawodników, które jakimś cudem udało się odtworzyć. By zebrać zawodników, Szydłowski po prostu dzwonił do ludzi. Pytał, zachęcał, zbierał kadrę i dopinał szczegóły. Było warto, bo nie dość, że to wydarzenie zapoczątkowało cykl szczególnych wydarzeń w historii Hakoachu, to udało się też spotkać wyjątkowe osoby. – Mieliśmy na trybunach kibica, który był kibicem... oryginalnego Hakoachu przedwojennego. Mieszka teraz w Niemczech, ma 97 lat. Przyjechał z telewizją niemiecką, która kręciła o nim film. O 8 września wiedziało środowisko, więc w tym terminie pojawił się w Będzinie, a razem z nim – ekipa reporterów. Opowiadał nam o tamtej drużynie, o jej fanach, pamiętał tamte spotkania. Były u niego łzy wzruszenia, zwłaszcza gdy otrzymał szalik i pamiątki... Chyba nigdy nie był w stanie tego przewidzieć, zwłaszcza jako więzień 11 obozów koncentracyjnych. I nie spodziewał się na pewno, że zobaczy zawodników grających z Gwiazdą Dawida – wspomina.

Kibic pamiętający czasy przedwojennego Hakoachu i Adam Szydłowski (fot. własne)
Kibic pamiętający czasy przedwojennego Hakoachu i Adam Szydłowski (fot. własne)

ZAPROSZENIE DO RETRO LIGI

Co wydarzyło się dalej? O Hakoachu Będzin usłyszeli za granicą. – Któregoś pięknego dnia otwieram fanpage Hakoachu i widzę wiadomość. A tam ktoś pisze, że fajnie że jest taka grupa, że "mój dziadek jest z Będzina". Ten gość jest jednym z organizatorów jubileuszu klubu Hakoach Wiedeń, który odbywał się w grudniu. Wysłał nam zaproszenie i polecieliśmy na spotkanie do Ramat Ganu, gdzie byli przedstawiciele kilku dyscyplin, bo i Hakoch był klubem interdyscyplinarnym. Poznaliśmy człowieka, którego tata grał w Będzinie, a po wojnie w Tel Awiwie, pokazywał nam zresztą zdjęcia ojca. Pojawiły się bardzo ciekawe kontakty, właściwie od razu wyklarował się też pomysł rozegrania spotkania rewanżowego. Dano nam również czas na prezentację klubu. Piękne uczucie, bo pokazując stare zdjęcia mówiliśmy na przykład do człowieka, którego tata grał w tym klubie, do 89-letniej pani odnajdującej na fotografii ojca będącego założycielem zespołu, więc było to spotkanie wiele wnoszące i sportowo, i historycznie – słyszę.

Wyjazd do Izraela był wielką przygodą, ale drugie życie Hakoachu miało się dopiero zacząć. W marcu w Polsce wystartuje bowiem drugi sezon Retro Ligi skupiającej drużyny zrekonstruowane na kształt tych, których istnienie przerwała II wojna światowa. – Piotr Marciniak, szef stowarzyszenia Retro Ligi, zadzwonił do mnie z pytaniem, czy zebralibyśmy zainteresowanych grą ludzi, przygotowali się i wystartowali w najbliższym sezonie. To było spore wyzwanie, bo przecież w meczu z Sarmacją zagrali aktorzy, politycy, lekarze, ludzie na co dzień pracujący, a piłkę kopiący co najwyżej w wolnym czasie. Zebrałem jednak te osoby i zadałem im dwa pytania: czy jesteście chętni wystąpić w takiej lidze i czy chcecie zagrać w koszulkach z Gwiazdą Dawida? Ja różne etapy w życiu przeżyłem – wyzywano mnie, nazywano rabinem, Żydem, ale nie wiedziałem, jak na to zareagują zawodnicy. Reakcja była jednak bardzo budująca, każdy wyraził zapał – tym sposobem w krótkim czasie Hakoach zaczął oficjalną reaktywację.

Szydłowski zajął się kompletowaniem kadry zespołu, która aktualnie liczy 26 zawodników, ale też organizacją przedsięwzięcia. Retro Liga jest bowiem wymagająca pod tym kątem, bowiem Hakoach czekają dalekie wyjazdy. To spore wyzwanie dla ludzi mających na co dzień żony, dzieci i obowiązki zawodowe, by w weekend wyrwać się do Dzierżoniowa, Łowicza, Kutna, Warszawy lub Kozienic. Czego możemy się dowiedzieć o samych rozgrywkach? "Projekt jest formą odtworzenia tego, co było i przeminęło, namiastką wskrzeszenia przedwojennych rozgrywek piłkarskich opartych na przedwojennych zespołach, przepisach, strojach i klimacie tamtej epoki. Inauguracja rozgrywek nastąpi w 2019 roku, czyli w roku rocznicowym… W 1919 powstał PZPN – instytucja, która stworzyła ligę polską. 100-lecie powstania PZPN i reprezentacji Polski w piłce nożnej będzie najwłaściwszym momentem na rozpoczęcie tego wyjątkowego projektu" – można przeczytać na stronie internetowej. Dziś wiemy już, że się udało, a w marcu rozpocznie się drugi sezon rozgrywek.

Hakoach Będzin przygotowujący się do rozgrywek Retro Ligi (fot. własne)
Hakoach Będzin przygotowujący się do rozgrywek Retro Ligi (fot. własne)

ORKIESTRA, TRZEWIKI I SKÓRZANE PIŁKI

Mimo że ja mam w sobie dużą energię i uwielbiam wszelkiej maści projekty, to nawet mnie przytłoczyła ta sytuacja. Lubię promocję, lubię budzenie zainteresowania, ale to jest tworzenie całej marki. Niesamowite tempo, które mnie zaskoczyło. Dbanie o loga, sponsorów, dopięcie każdego szczegółu. A propos sponsorów to udało się pozyskać chętnych do inwestowania w projekt – to ludzie, którzy w niego uwierzyli, znają mnie, wiedzą, że jestem nieco szalony i wszedłem w to va banque. Musimy kuć żelazo póki gorące, nie możemy czekać. Bo kto wie, co wydarzy się za pół roku? Może już zaproszenia do ligi i do Izraela się nie powtórzą? Może już drużyny nie będzie? Dlatego chcemy wykorzystać ten moment – opowiada Szydłowski.

Wyzwanie przed nim o tyle większe, że Retro Liga rządzi się pewnymi zasadami. By możliwie jak najlepiej odtworzyć klimat przedwojennych rozgrywek, w odpowiedni sposób ucharakteryzowani są sędziowie, mecze rozgrywane są "starą" skórzaną piłką, zawodnicy występują w charakterystycznych, bawełnianych trykotach i... skrajnie niewygodnych butach. Twardych trzewikach, podbitych drewnianą podeszwą i stalowymi elementami. Ich koszt wynosi ponad 300 złotych, razem z całym strojem to blisko dwa razy więcej. Przed meczami, w ich trakcie i po gra orkiestra, na koszulkach nie ma nazwisk, stare są też zasady gry. Pozostało tylko korzystanie ze spalonego, bo jednak arbitrzy przyzwyczajeni są do kontrolowania ofsajdów i odruchowo podnoszą chorągiewkę w górę.

Jednocześnie w Będzinie starają się odtwarzać historię Hakoachu, co jednak proste nie jest. – Przystępując do meczu z Sarmacją nie braliśmy nawet pod uwagę, że będziemy jeszcze później grali. Odtworzyliśmy nazwiska przedwojennych graczy Sarmacji, zorganizowaliśmy stroje, przypinki w kształcie herbu. Przyznam jednak, że dotarcie do informacji dotyczących Hakoachu nie było łatwe, właściwie jedynym źródłem była wydana w Izraelu książka, która opisywała historię żydowskiego towarzystwa gimnastycznego. Przeglądałem też stare gazety, plakaty i powoli sklejałem to w całość. Teraz mówimy już jednak o trzeciej epoce w historii Hakoachu – czyli o tej drużynie, która rozpocznie walkę w Retro Lidze i nawiązała kontakt z rodzinami byłych piłkarzy – mówi Szydłowski.

Archiwalne materiały (fot. własne)
Archiwalne materiały (fot. własne)

POMOC OD SARMACJI

Ciekawi mnie jeszcze jedna kwestia – dlaczego dopiero teraz ktoś wpadł na pomysł wskrzeszenia zespołu? Klub, który był przecież duży i znany, zniknął z mapy w 1939 roku, ale od tamtego czasu minęło aż 80 lat. – Po wojnie Hakoach był umarłym projektem. W 1945 roku ogromne problemy miała nawet Sarmacja Będzin, bo ówczesne władze uznały ten klub za burżuazyjny, były wielkie kłopoty, by go reaktywować. W końcu się udało, ale dlatego tym bardziej nie dałoby się postawić na nogi Hakoachu. Choć był tu ogromny ośrodek religijny, to w trakcie wojny gmina żydowska przestała istnieć, taka pojawiła się dopiero w Sosnowcu, tam powstało towarzystwo kulturalne. Wtedy były zresztą inne problemy – jeśli ktoś nie miał jak wrócić do własnego domu, to nie myślał o piłce – mówi.

Plany są więc klarowne – w marcu start ligi, wkrótce kolejne wyjazdy. Rozmawiam z jednym z zawodników, Grzegorzem Jandą, który trafia do Cafe Jerozolima trzy godziny przed treningiem. – Nie mam pojęcia, jak się zaprezentujemy, ale to dla nas świetna okazja, by się poruszać. Ja zawsze zakładałem sobie, że "na starość" nie chcę dorobić się brzucha i chociaż zawsze preferowałem sporty walki, to chętnie poganiam za piłką. Oglądamy na YouTube materiały z poprzedniego sezonu Retro Ligi, trenujemy w hali, bo na razie jest za zimno i z tym wiąże się nasza obawa. Przecież w butach, w których będziemy grali, nie da się biegać po parkiecie, założymy je dopiero, gdy wyjdziemy na trawiastą murawę. Podejrzewam, że nawet zawodowym piłkarzom byłoby bardzo ciężko. No ale mamy trenera, przygotowuje nas, łapiemy zgranie, jest zapał – będzie dobrze – relacjonuje.

Hakoach będzie jednak wspierany kolegami z Sarmacji, co oznacza że... historia zatoczy koło. – Przed wojną było tak, że często w drużynie Sarmacji grali piłkarze żydowscy i odwrotnie. Dzisiaj mniej więcej wygląda to tak samo – w naszej rekonstruowanej drużynie grają też zawodnicy Sarmacji, bo musieli wspomóc nas piłkarsko ludzie, którzy mieli do czynienia z tym sportem w poważniejszym wymiarze. My kopaliśmy piłkę w młodości na osiedlach, ale to było już sporo lat temu, więc była potrzeba wzmocnień – opowiada Szydłowski.

(fot. własne)
(fot. własne)

HAKOACH, CZYLI SIŁA

To nie koniec piłkarskich emocji z Hakoachem w roli głównej. – W kwietniu zostanie zostanie rozegrany mecz rewanżowy za 1924 rok. My będziemy bazować na naszych kolegach, oni grywali nawet w pierwszej lidze izraelskiej. Hapoel Ramat Gan, 9. miejsce w drugiej lidze. Mamy kontakty zagraniczne, ma tutaj przylecieć argentyński zespół. Prowadzi teraz rozmowy w ambasadzie, organizuje to logistycznie, bo jednak trzeba przetransportować kilkanaście osób. Nasza wycieczka do Izraela też nie była łatwa – o ile sam latałem, tak tutaj musiałem zebrać na pokładzie 16 osób – opowiada.

Hakoach. Czym właściwie jest Hakoach? Po hebrajsku oznacza "siłę". Nie można by chyba znaleźć słowa lepiej odwzorowującego historię tego klubu, tej społeczności. Pożoga w synagodze, zsyłki do obozów, zacieranie śladów po Żydach i zniknięcie klubu z piłkarskiej mapy Polski. W końcu 80 lat oczekiwania, mecz z Sarmacją, a wkrótce przystąpienie do Retro Ligi. W międzyczasie wyjazdy do Izraela, rozbudowywanie siatki kontaktów z ludźmi, których przodkowie grali w przedwojennym zespole, popularyzowanie tematyki. Trzeba przyznać, że siła Hakoachu przetrwała w nieprawdopodobnych okolicznościach przez wiele lat. Wszystko, by znów się odrodzić i wyjść na boisko.

Polecane
Najnowsze
Bukowiecka nawet nie kryje: trudna relacja. Teraz odżyłam [ROZMOWA]
polecamy
Bukowiecka nawet nie kryje: trudna relacja. Teraz odżyłam [ROZMOWA]
foto1
Michał Chmielewski
| Lekkoatletyka 
Natalia Bukowiecka w 2024 roku osiągnęła najwięcej w karierze. Tu po złocie ME w Rzymie (fot. Getty)
Jubileusz jak z bajki. "Zawsze ta sama emocja"
Ewa Pajor (fot. Getty Images)
Jubileusz jak z bajki. "Zawsze ta sama emocja"
| Piłka nożna / Reprezentacja kobiet 
Sportowy wieczór (30.05.2025)
Sportowy wieczór (30.05.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (30.05.2025)
| Sportowy wieczór 
Wisła Płock – Miedź Legnica: finał baraży o Ekstraklasę [ZAPOWIEDŹ]
Wisła Płock – Miedź Legnica: oglądaj finał baraży o Ekstraklasę [ZAPOWIEDŹ]
Wisła Płock – Miedź Legnica: finał baraży o Ekstraklasę [ZAPOWIEDŹ]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Nina Patalon: wszystko rozegrane tak, jak zaplanowaliśmy [WIDEO]
Nina Patalon (fot. TVP SPORT)
Nina Patalon: wszystko rozegrane tak, jak zaplanowaliśmy [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja kobiet 
Bukowiecka wróciła do Polski. Efekt? "Nie zmęczyłam się"
Natalia Bukowiecka (fot. Getty)
Bukowiecka wróciła do Polski. Efekt? "Nie zmęczyłam się"
| Lekkoatletyka 
Ostatni występ Polek w Lidze Narodów. Oglądaj mecz z Rumunią w TVP!
Polska – Rumunia [NA ŻYWO]. Transmisja meczu Ligi Narodów kobiet online, live stream (03.06.2025). Gdzie oglądać?
transmisja
Ostatni występ Polek w Lidze Narodów. Oglądaj mecz z Rumunią w TVP!
| Piłka nożna / Reprezentacja kobiet 
Do góry