Trzy, cztery, pięć – sędzia liczy skrupulatnie, ale on nie ma prawa odzyskać rezonu. – Sześć, sie… – nagle Tyson Fury błyskawicznie wstaje z maty ringu, otrzepuje się i pokazuje gotowość do dalszej walki. A miał za sobą niemal dwanaście rund ekstremalnego wysiłku. Gdybyśmy wiedzieli skąd wziął się ten cud i jak go wytłumaczyć, wtedy nie byłby cudem. Dzięki temu rewanż z Deontayem Wilderem (w nocy 22 lutego) urasta do rangi być może największej walki wagi ciężkiej w XXI wieku.