| Lekkoatletyka

Lekkoatletyka. Michał Haratyk opowiada o początkach kariery, relacji z Konradem Bukowieckim, igrzyskach olimpijskich

Michał Haratyk (fot. PAP)
Michał Haratyk (fot. PAP)

Do pracoholików nie należy. W hurtowych ilościach pochłania Coca-Colę. Stroni od mediów. Ma plan, by po zakończeniu przygody ze sportem zamieszkać w chatce w górach. Przed tym celuje w medal igrzysk olimpijskich. Najlepiej złoty. Michał Haratyk przybliża początki kariery, bieżące wydarzenia i plany na przyszłość w rozmowie z TVPSPORT.PL.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Czas docenić "Aniołki". "Na trening trzeba uciekać za granicę"

Czytaj też

Małgorzata Hołub-Kowalik, Iga Baumgart-Witan, Patrycja Wyciszkiewicz i Justyna Świety-Ersetic (fot. Getty)

Czas docenić "Aniołki". "Na trening trzeba uciekać za granicę"

Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Gdybyśmy cofnęli się o dziesięć lat pamiętałbyś cokolwiek z początków kariery?
Michał Haratyk: – Nigdy nie liczyłem, ile czasu już minęło. Zaczynałem trenować w 2009 roku. Po miesiącu już startowałem. Wszystko szło powoli, powoli i nagle było duże bum!

– Kto nakierował cię na sport?
– Brat ostro trenował. Zabrał mnie raz, drugi na trening. Potem już sam dojeżdżałem na ćwiczenia. Rozkręcałem się.

– Łukasz ma 12 złotych medali mistrzostw Polski juniorów.
– Bardzo dobrze się rozwijał. Zmienił technikę na obrót. Po pierwszym roku pchnął 18,80 m. Mnie zajęło to sześć lat, by znaleźć się na takim poziomie.

– Kwestie zdrowotne nie pozwoliły mu kontynuować kariery?
– Nie, z tym wszystko było w porządku. Miał narzeczoną, chciał układać sobie życie. Wtedy czasy były zupełnie inne. Pieniędzy w sporcie było dużo mniej. Nie było go stać na trenowanie. Musiał pójść do pracy.

– Pieniądze w sporcie to kluczowa kwestia?
– Zależy jak się układa. Mi klub opłaca akademik, posiłki. Mógłbym jeszcze gdzieś iść do pracy, po dodatkową kasę. Skupiłem się jednak na jednej kwestii, był wewnętrzny luz. Na początku nie byłem całkowicie skupiony na sporcie, ale myśli o zakończeniu wcześnie kariery się nie pojawiały.

– Próbowałeś czegoś innego niż kula?
– Był rzut dyskiem. Od początku się nie polubiliśmy.

– Nie żałujesz podjętych decyzji?
– Absolutnie.

– Mimo medali mistrzostw kraju i mistrzostw Europy kibice pamiętają też wydarzenia z 2019 roku z Kataru. 12. miejsce MŚ zapadło w pamięć?
– Zupełnie nie. Jechałem tam z dość poważną kontuzją. Było 50 na 50. Albo się uda, albo wrócę z niczym. Nie wyszło dobrze. Ostatnie przygotowania niewiele dały. Podjąłem ryzyko, dużo bym stracił nie jadąc w ogóle. Mam chociaż nowe doświadczenia. Niekoniecznie radosne, ale można się było czegoś nauczyć. Więcej tak jednak nie chcę.

– Kłopoty zdrowotne były poważne?
– Musiałem poddać się operacji. Nie było żartów.

– W jednej z rozmów powiedziałeś,że dostałeś sierpowego. Z bólem ręki nie dało się nawet zrobić gardy?
– Dokładnie. Miałem bardzo dużo odłamków w łokciu. Do teraz jest problem.

– O co dokładnie chodziło?
– Wyczyszczono mi staw. Nie brzmi tragicznie. Operacji powinienem się poddać w lipcu albo w sierpniu, ale byłem w najwyższej formie. Wtedy w środku coś pękło. Staw jest skonstruowany jak silnik w samochodzie. Jeśli coś wpadnie pod tłok, nie jest kolorowo. Czułem blokadę w ręce.

– Kiedy pierwszy raz poczułeś ostry ból?
– Zaczęło się tydzień przed mityngiem w Multimedialnym Parku Fontann w Warszawie. Trenowałem normalnie, ale podświadomie zdarzało się "luzować" rękę, co nie powinno mieć miejsca. Nie byłem w stanie pchać więcej razy niż 10-12. Niekiedy coś dokucza w ćwiczeniach, ale udajesz, że nie czujesz, idziesz na trening. Po czasie już tak nie mogłem, choć pchnąłem dwa razy wyniki 22,30.

– Czyli rekord kraju biłeś kontuzjowany.
– Tak. Czułem odłamki w łokciu. Przed tym wszystkim był jeszcze mityng w Szczecinie. Poczułem wtedy, że już jest kłopot. Ręka się dobrze nie zginała, nie prostowała.

– Jest dla sportowca gorsza rzecz niż kontuzja?
– Nie. U mnie był taki plus, że mogłem rano wstać z łóżka. Gorzej, gdy jest naciągnięty albo zerwany mięsień. Kiedyś miałem naderwany mięsień czworogłowy. W funkcjonowaniu nic mi nie przeszkadzało, ale czułem ból przy przysiadach. Za duże obciążenia. Po wykonaniu powtórzeń w siłowni, próbowałem usiąść. Poczułem ukłucie, wiedziałem, że jest źle. Przez kolejne trzy tygodnie wyzwaniem było poruszanie się po schodach. Chodziłem na jednej nodze, co wyglądało trochę komicznie.

Czas docenić "Aniołki". "Na trening trzeba uciekać za granicę"

Czytaj też

Małgorzata Hołub-Kowalik, Iga Baumgart-Witan, Patrycja Wyciszkiewicz i Justyna Świety-Ersetic (fot. Getty)

Czas docenić "Aniołki". "Na trening trzeba uciekać za granicę"

Michał Haratyk (fot. PAP)
Michał Haratyk (fot. PAP)

– A jak było z ręką?
– Cały czas ją podrażniałem. Budował się stan zapalny. Brałem leki, żeby nieco ustąpił, ale mało to dawało. Po szesnastu pchnięciach musiałem przerywać treningi, bo bolało bardzo mocno (w technice obrotowej pcha się średnio trzydzieści razy podczas treningu).

– Sportowiec ma inną granicę bólu?
– Nie pamiętam, kiedy obudziłem się bez dolegliwości. W mięśniach są mikrourazy. Każdy bodziec treningowy je podrażnia. Trenuję na bardzo dużych obciążeniach. Uszkodzenia są spore. Codziennie wiesz, że żyjesz.

– Pod hasłem "Haratyk" znalazłem określenie "pracujący leń". Prawda to?
– Często mi się nie chce. Można się zajeżdżać na treningach, ale mi to nie odpowiada. Kiedy organizm domaga się żebym leżał, to to po prostu robię. Ambicje mam zawsze, choć są momenty, że wolę odpocząć jeden dzień i zrobić dużo lepszy trening, na większej świeżości.

– Lubisz tęsknić za brakiem treningu?
– Tak, ale gdy jestem zmęczony i jednak zaczynam coś robić, nie mam z tego żadnych korzyści. Zawsze coś potem boli, dokucza. Bez sensu, by kręgosłup i stawy dawały o sobie znać.

– Przemęczać się nie lubisz, a jak jest z podróżami?
– Straszliwie to męczy. W listopadzie spakowałem się na obóz, przyjechałem do domu, rzuciłem walizki w przedpokoju i znowu w trasę. Nie otwieram nawet tych bagaży, nie chce mi się.

– Uciekasz od aglomeracji?
– Bardzo nie lubię dużych miast. Nie mam tam czego szukać.

– Większość mityngów jest w dużych miastach.
– Ludzie, którzy pracują w jednym miejscu mówią, że my to mamy fajnie, bo podróżujemy. Raz, że nie masz siły, by ruszyć się po treningu gdziekolwiek i zwiedzać. Dwa, chcesz dobrze wypaść w zawodach. Nie chodzisz, nie męczysz się, nie zwiedzasz, nie rozpraszasz uwagi. Siedzisz w hotelu,czekasz na start. Startujesz i wracasz. I tak w kółko. Jest tak, że wylatujemy do danego miejsca o 14:00, w hotelu jesteśmy o 19:00, idziemy spać. Kolejny dzień śniadanie, zawody, rozruch, spanie. Budzimy się i wracamy do kraju. Po kilku latach zaczyna to doskwierać. Ładujesz życie do walizki, nie masz nic.

– W waszej konkurencji tytanem pracy był Tomasz Majewski. Cały czas są porównania do jego osoby?
– Historia może to porównać. Teraz te statystyki mam gdzieś. Tomek wygrywał igrzyska olimpijskie, był mistrzem. Sam jeszcze nic wielkiego nie wygrałem.

– W Berlinie podczas mistrzostw Europy były przecież miło.
– Byłem w wysokiej formie, ale nie umiałem się przełamać i pchnąć dalej. Mistrzostwa w Dausze pokazały, że nie można nie wykorzystać potencjału. Trzeba znaleźć idealny punkt.

– 22 metry muszą być normą?
– Trzeba wchodzić do koła podczas treningów, powiedzieć: "dobra pcham 22 m" i to robić. Na zawodach to już w ogóle inna sprawa. Tam każdy chce pieprznąć najdalej.

– Przez ostatnie lata w pchnięciu kulą zrobił się kosmiczny poziom.
– Zawodnicy wykorzystują każdą "dźwignię". Tylko w technice obrotowej można zrobić tak, że pchasz 19 m, a za chwilę 21,50 m, bo się uda. Niekiedy napina się coś, co nigdy się nie napinało i kula leci jak szalona.

– Zastanawiałem się czy w kole zdarzają się upadki.
– Miałem przyjemność.

– I jak?
– Startowałem w Krakowie, bardzo dawno temu. Jeszcze mój brat pchał. Za bardzo nie wiedziałem co robić w technice obrotowej. Poślizgnąłem się, spadłem na nogę. Poczułem chrupnięcie w lewym kolanie, do dziś mam kłopot. Noga działa, nigdy nie słyszałem diagnozy. W ogóle są filmy na YouTube, gdzie mam wyniki po 15 m.

Michał Haratyk (fot. PAP)
Michał Haratyk (fot. PAP)

– Diety, nawadnianie odpowiednimi płynami, konkretne godziny snu, i tak dalej, to pomaga w treningach?
– Logiczne, że pijąc izotoniki i płyny z cukrem nie opadniesz szybko z sił. Czasem tak jest, że idziesz na trening i po 15 minutach masz ochotę iść spać. Sam na co dzień przejmuję duże ilości Coca-Coli. Jeśli wypiję ją tuż przed treningiem, przez pół godziny jestem niezniszczalny. Potem nadchodzi zwiecha i przestój, dlatego na bieżąco trzeba uzupełniać węglowodany. Co do diet? Nie mam pojęcia. Nie używam nawet kreatyny. Przyjmuję witaminy. Czuję się w miarę ok. Trzeba przyzwyczajać organizm.

– Wolisz utrzymywać stałą wagę?
– Jem proporcjonalnie mało do wagi (około 140 kg), ale nadrabiam to Cola-Colą. Nie jestem w stanie przyjąć tyle, by za dwie godziny czuć się pełnym.

– Jak w ogóle spędzacie czas na obozach?
– Osobiście leżę po wysiłku. To też jest zdolność. Niektórzy nic nie robią, ale odczuwają presję, że mogliby jednak coś zrobić. Unikam tego, jak ognia. Inaczej byłoby tak, że jadę na start i myślę, wpadam w paranoję, panikę.

– Dzień startowy, dniem wolnym?
– Trzeba kumulować energię na start. Myśli nie powinny latać byle gdzie. Trzeba być głową w kole, nie na Malediwach.

– W mediach dużo się czyta o psychologii, przygotowaniach zawodników do konkursów. Jest w tym trochę racji?
– Głowa jest najważniejsza. Niech analizowaniem wydarzeń zajmą się ci, którzy się znają, żeby nie było niepotrzebnych historii.

– Jaka jest recepta na przygotowanie dobrego mityngu?
– Dobra muzyka, wyciszenie jej w odpowiednim momencie. Brak bezsensownego gadania podczas prób zawodników.

– Podpytam o rywali. Z Konradem Bukowieckim jesteście jak bracia?
– Nie no bez przesady. Nie robimy wszystkiego razem. Utrzymujemy normalny kontakt. Nie robimy sobie na złość. Wrogości brak.

– Podczas konkursów wymieniasz się uwagami z innymi?
– Zależy od dnia i obsady zawodów. Generalnie atmosfera jest dobra, robimy od czasu do czasu jaja. Sztywniak jest jeden, no może dwóch.

– Okrzykami w kole "znaczycie teren"?
– Uwalniamy skumulowaną energię. Niektórzy wydzierają się po wyjściu z koła, ale to chyba pod publiczkę.

– A z trenerem bywają ostre wymiany zdań?
– Od czasu do czasu musi być wybuch. Relacja z trenerem jest specyficzna. Nie warto go też słuchać w stu procentach. Nie zawsze może poczuć to co widzi. Nie wie, dlaczego momentami dzieję się tak, nie inaczej. Dyskusja się pojawia, to norma.

– Debatujecie na temat igrzysk olimpijskich w Tokio?
– Jeszcze nie wiadomo czy w ogóle dojdą do skutku. Jedna wielka zagadka. Jeśli potwierdzą wylot dwa tygodnie przed Tokio, powiem, że igrzyska są. Teraz nie zaprzątam głowy takimi kwestiami.

– Nie czytasz artykułów w Internecie?
– Z reguły nie czytam, są mało obiektywne. Każdy serwis musi mieć jakiś swój temat. Niesamowite, jak to wszystko spadło na dno. Chyba nigdy się nie oderwą.

– Zawiniły media społecznościowe?
– Liczą się lajki, serduszka. Nie można pisać o czym się chce. Zależy od miejsca pracy. Trochę to irytujące. Robi się artykuły o sportowcach najbardziej popularnych i klikalnych, nie najlepszych w swoim fachu. Krótki materiał o gwieździe sprzeda się lepiej niż długi materiał ze spokojnym gościem, dobrym w tym, co robi. Pierwsza lepsza historia, niewielu słyszało o osobie, która założyła fundację oczyszczania Oceanów z plastiku. O Grecie Thunberg mówią wszyscy. Nic nie robi, chodzi i mówi i zostaje "Człowiekiem Roku".

Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki (fot. PAP)
Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki (fot. PAP)

– Uciekasz od rozmów i zwierzeń?
– Tak. Nikt nie mówi prawdy, a to denerwuje. Pytania są podchwytliwe, tylko po to, żebyś powiedział coś głupiego. To się sprzedaje najlepiej. Cóż, wybuduję sobie dom w górach i nie będę się tym przejmował.

– Polskie góry?
– Dokładnie. Będę poza wyścigiem szczurów. Otaczającej głupoty. Nie chce mi się funkcjonować w takim społeczeństwie.

– Masz w głowie, ile jeszcze poświęcisz czasu dla sportu?
– Co ja mogę powiedzieć... wszystko zależy od zdrowia.

– Po karierze zrobisz coś związanego ze sportem?
– Mam nadzieję, że uda się coś rozkręcić. Nie jestem przedsiębiorczy, muszę się tego nauczyć.

– Na co dzień jesteś w relacjach wodą czy ogniem?
– Ogólnie jestem spokojnym człowiekiem, ale kiedy idę zapłacić składki ZUS gotuje się we mnie. I tak nic z tego nie ma. Gdzie tu logika. Tak nie można. Polityka jest złym kierunkiem. Dlatego lepiej mieszkać daleko od całego zgiełku.

– A jak się czujesz za granicą? Odczuwasz różnice kulturowe?
– Hm, jedyne co, to chyba jedzenie. Na wyjazdach nie przepadam za posiłkami. Wolałbym siedzieć w Spale, wyjść na miasto, zjeść coś dobrego. Nie lubię wydziwiać w kuchni.

– Typ domownika?
– Dokładnie.

– W wolnych chwilach odpalasz komputer, Instagram?
– Xbox. Lubię się odmóżdżyć. Co do Instagrama na początku mówię, a założę, będę wrzucał fotki z treningów, wyjazdów. Myślałem, że 15 postów w miesiącu to na luzie. Podpisałem umowę ze sponsorem, był wymóg wrzucić trzy posty miesięcznie. Stary, ile ja się nacierpiałem. Ile można? Jak to jest dużo. O czym tam w ogóle pisać? Na początku fanpage na Facebooku założyła mi inna osoba i to prowadziła. Nie czuję się w tym dobrze.

– Jesteś wyznawcą hasztagów?
– Używałem dwóch, które znajdowały się w umowie. Raz wrzuciłem przekleństwo i się zaczęło...

– Jak wygląda sytuacja z PZLA? Zdarzają się niechciane sytuacje?
– Związek wysyła nas na zgrupowania. Niekiedy nie wygląda to tak, jakbym chciał. Zdarza się, że musimy jechać na badania do Warszawy, jakbyśmy nie mogli ich wykonać w innym, bliższym miejscu. Dwa lata temu zostałem zawieszony za zbyt niski poziom kwasu foliowego w organizmie. Co nie zmienia faktu, że na co dzień mam go po prostu niski, ale można było to zrobić inaczej. Z niektórymi nie da się dyskutować. Są osoby, których nie darzę respektem, nie podaję ręki.

– Jak wyglądało zawieszenie?
– Pojechałem do Warszawy na kontrolne badania. Dzień później startowałem w zawodach. Po konkursie dostałem informacje, że mam zakończyć zgrupowanie i wrócić do domu. Nie wiedziałem, o co chodzi. Lekarz wysłał e-maila. Nawet nie chciało mu się zadzwonić. Musiałem sam zapłacić za obóz. Był początek sezonu, musiałem trenować.

– Po prostu cię wyrzucili?
– Tak. Potem musiałem załatwić sobie transport na własną rękę i pojawić się w wyznaczonym miejscu, żeby się z nimi spotkać. Nie było to miłe, bo nie posiadałem prawa jazdy, a trener też już starsza osoba. Nie jest mu łatwo pokonywać tak duże odległości. Po prostu absurd goni absurd. Pewnie za dużo polityki w tym wszystkim.

– Życie sportowca do łatwych nie należy?
– Mnóstwo wyrzeczeń i podporządkowań. Mam taką historię, że kiedyś jechałem BlaBlaCar z panią, która pracowała w ZUS-ie. Nie wiedzieliśmy o tym. Wyszło z rozmowy. Zaczęliśmy gadać z Malwiną o podatkach. Po chwili kobieta wtrąca się i pyta zdziwiona: "To wy płacicie podatki?".

Michał Haratyk (fot. PAP)
Michał Haratyk (fot. PAP)

– Nie jest to takie oczywiste?
– Najwidoczniej wielu ludzi myśli, że jesteśmy z nich zwolnieni. To wielka bzdura. Bywa tak, że Urząd Skarbowy pojawia się z zapytaniem o zawody, które były rozgrywane 4-5 lat wcześniej. Trzeba się tłumaczyć, kombinować. Potem dziennikarze robią artykułu ile zarabia ten albo tamten sportowiec, bzdura. Jeśli się nie mylę, teraz jest tak, że nagroda w wysokości 2 tysięcy nie jest objęta podatkiem. Potem zaczynają się schody.

– Masz księgową?
– Bez niej ani rusz. Za dużo by tu tego tłumaczyć. Nie jest łatwo. Często ludzie nie są świadomi wielu kwestii. Zastanawiam się czy z pieniędzy, które oddaje na podatki potem jeżdżę na obozy. Tworzy się błędne koło. Szkoda nerwów.

– Uciekamy od polityki, wracamy do sportu. Śledzisz coś poza lekkoatletyką?
– Niech pomyślę.

– Widzę koszulka i buty z logo Jordan. Może koszykówka?
– Nie, to przypadek. Mają po prostu większą numerację. Trudno znaleźć ciuchy i obuwie na chłopa, który mierzy tyle co ja (194 cm) i waży około 140 kg. Kiedy klikam w mój rozmiar zwykle na stronach są 1, 2, 3 rzeczy. Biorę to, co jest.

– Koszykówka nie wciągnęła?
– Zupełnie nie. Może gdybym umiał rzucać i trafiał, to coś by z tego było. Na zgrupowaniach, podczas rozgrzewek próbuję, ale domyśl się jaki jest efekt końcowy... Wszystko jest kwestią przypadku. Nie będą o mnie pisać, jak o koszykarzu.

– Bardzo duży dystans do mediów?
– Nie lubię ich. To, że już tyle rozmawiamy, też mnie co chwilę dziwi. Wystarczy zobaczyć artykuł o mnie i Malwinie dotyczący zdolności wagowych łóżek w Tokio. DNO.

– Śniadaniówki odpadają?
– Śniadania jem w domu. Dostawałem zaproszenia, ale proszę, nie żartujmy. Po ME w Berlinie telefon się urywał. Numer "wyciekł" z PZLA. Nie byłem pocieszony. Grzecznie odmawiałem. Nie nadaję się do TV. Wywiady tuż po zawodach to inna kwestia. Tam robię wyjątki. Fakt, że brudny od kuli, ale co zrobić.

– A propos kuli. Tomasz Majewski w rozmowie z Marcinem Prokopem mówił, że specjalnie obijał ją o krawężnik. Też tak robisz?
– Chodzi o to, że powierzchnia kuli musi być odpowiednia, czego producenci nie rozumieją. W USA powstała firma, która wykonuje gładkie kule.

– Głupota taką kupić?
–Jedna kropla potu i masz połamane palce. Na szczęście u nas pojawiła się kula "Old School Shot Put by Tomasz Majewski". Ma idealną powierzchnię. Wygląda jak stary sprzęt obijany o żwir, ale jest nowy.

– Gdzie trzymacie kule na co dzień?
– O właśnie! Muszę moją wyjąć z bagażnika. Widzisz, taki ich żywot. Dobrze, że to nie tyczka.

– Widziałem ostatnio mały samochód, który miał zamocowanych pięć tyczek na dachu. Komiczna scena.
– Współczuję tyczkarzom. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak uciążliwe jest wysyłanie ich za granicę. Sportowcy często już dzień przed swoim wylotem są na lotnisku, żeby je zdać. Potem są jakieś zamieszania. Sprzęt się gubi, ale nie ma co się dziwić.

Kulomioci podczas rozgrzewki (fot. PAP)
Kulomioci podczas rozgrzewki (fot. PAP)

– W "lekkiej" jest wyścig technologiczny?
– Pojawiają się ciekawe pomysły. Detale decydują, ale takie wydarzenia będą miały miejsce do zakończenia przeze mnie kariery.

– Z czego będziesz się najbardziej cieszył na emeryturze?
– Z braku kontaktu z mediami. Wszystko przez niektórych ludzi. Zdarza się, że dziennikarz zadaje mi trzy lata z rzędu te same pytania. Co ja mam wymyślać? Dostawałem pytania: "Ktoś cię zaczepiał? Ktoś chciał się z tobą zmierzyć na ulicy, bo jesteś duży? Wykorzystałeś kiedyś swoją siłę do wnoszenia mebli?".

– Widzę, że poruszyliśmy kolejny drażliwy temat. Wróćmy do sportowych wątków. Opowiesz co nieco o drewnianym kole?
– Takie znajdują się w hali. W mojej technice wyskakuję z lewej nogi. Bardzo późno się odbijam. Noga często odjeżdża, co odczuwam na drewnie. Nie trzyma buta. Kiedy jest mokre to już w ogóle tragedia. Pamiętam, że dobrze pchało mi się w Białymstoku. Koło było drewniane, ale pomalowane. Dopiero pod koniec konkursu farba nie trzymała.

– Cały czas nie lubisz się z "drewnem"?
– Nie cierpiałem go i co? I właśnie w nim ustanowiłem rekord kraju – 22,32 m. Wtedy mocno padało, była duża wilgotność. Najwidoczniej takie warunki pomogły. Najgorsze koło jest suche, pełne magnezji, paprochów.

– Sucho i gorąco ma być też w Tokio. Nastawiasz się na trudne warunki?
– Niektórzy twierdzą, że będzie temperatura gorzej odczuwalna niż w Dausze, ale wątpię czy to w ogóle możliwe. W sumie... niemożliwe. Nie można chyba stworzyć jeszcze gorszych warunków do sportu niż były w Katarze. Ktoś musiał przytulić ogromne, ogromne pieniądze, by wydarzenia działy się tam na miejscu o tak późnych porach.

– Robiło się niedobrze od samego oglądania maratonów.
– Była walka o zdrowie, nie medale. Idiotyzm. Gdy przed mistrzostwami byliśmy na zgrupowaniu w tureckim Belek, chodziarze zaczynali treningi około 23:00, żeby się przyzwyczaić. Paranoja. Po moim nieudanym konkursie wracałem do hotelu na pieszo. Nigdy w życiu się tak nie spociłem. Mniej płynów tracę w saunie. Aż mam ciarki jak o tym myślę. Koszmar.

– W skali 1-10 ile dałbyś gwiazdek organizatorom?
– W gwiazdki nie będę się bawił, ale pięknie w hotelu nie było. Słyszałem, że wcześniej nocowali w nim robotnicy. Resztę historii można dopowiedzieć. Jedzenie było bardzo słabe. Samo gotowaliśmy. Zupki chińskie szły jedna za drugą. Szedłem na stołówkę, rozejrzałem się i myślę: "Przecież ja tu nic nie zjem...". Serwowali burgery z trawy.

– Słabe wspomnienia z końcówki 2019 roku?
– Tak i do tego ręka nadal boli.

– W zimie startowałeś z musu?
– Nie chciałem zmieniać planów przed igrzyskami. Powiedziałem sobie, że nie pojadę nigdzie zagranicę, ale w Polsce wezmę udział wszędzie gdzie się da. Wyszły trzy mityngi. Bałem się też obecności na lotniskach i koronawirusa.

Michał Haratyk na podium HME w Glasgow (fot. PAP)
Michał Haratyk na podium HME w Glasgow (fot. PAP)

– Jesteś chorowity?
– Bardzo. W zimie moja odporność jest na minusie. Nie mam jej. Grudzień, styczeń, luty, marzec, przeważnie jestem chory. Jeśli złapię coś w kwietniu, to trzyma mnie do czerwca. Dobrze, że teraz jest trochę słońca.

– Ostatnie dni były spokojne?
– Właśnie nie. Na zgrupowaniu przed HMP coś mnie złapało. Nikt nie wiedział co to. Lekarze myśleli, że to zapalenie płuc, ale badania pokazały, że nie. Poleżałem pięć dni i zacząłem funkcjonować. Przyjechałem do Spały, zaczął się kaszel. Nigdy takiego nie miałem. Myślałem,że zdechnę. Trenowałem dwa dni w takiej formie. Trzeciego odpuściłem. Dostałem antybiotyk. Wziąłem, poszedłem spać. Budzę się i mówię, no jest super, oddycham płynnie. Patrzę na zegarek... 2:30 w nocy. Znowu zasnąłem, a rano po obudzeniu nadal się dusiłem.

– Astma raczej nie pomaga w takich sytuacjach?
– Może to były jakieś chwilowe powikłania. Wszystko trwało kilka dni. Schudłem cztery kg w trzy dni. Traciłem wodę, mało jadłem. Dobrze, że wracam do normy.

– To na co nastawiasz się w 2020?
– Jeszcze nic nie planuję. Najpierw wizyty u chirurga. Zobaczymy, co stwierdzi. Ręka jest mocniejsza, ale boli przy pchaniu. Nie mogę leżeć i jej spuścić. Czuję, że coś wbija się w łokieć. Trzeba poczekać na diagnozę i USG.

– Musisz "lubić się" z lekarzami.
– Dopiero w tym roku zrozumiałem, jak kruche jest zdrowie. Niby była operacja, a dalej jest słabo. W stu procentach nie wyleczysz się nigdy. Robię dużo zapobiegawczych rzeczy. Wzmacniam każdy mięsień.

– Jest złoty środek?
– Nie znam. Cóż, taki sport. Można dwadzieścia lat trenować, pojechać trzy razy na igrzyska i wrócić z niczym. Co potem zostaje? Zniszczone zdrowie. Zapamiętałem cytat Conora McGregora, który mówił, że absolutnie wszyscy mają gdzieś sportowców po zakończeniu kariery. Trzeba walczyć o swoje póki można. Trochę smutna wizja.

Złoto Haratyka, srebro Bukowieckiego [WIDEO]
fot. TVP
Złoto Haratyka, srebro Bukowieckiego [WIDEO]

Zobacz też
Rekord świata! Mistrz olimpijski znów to zrobił
Karsten Warholm pobił rekord świata na mityngu Diamentowej Ligi w Oslo (fot. Getty Images)

Rekord świata! Mistrz olimpijski znów to zrobił

| Lekkoatletyka 
Kto da Polsce piąty medal? Lista pewniaków, ale mamy wielkie braki
W 2021 roku Polska ostatni raz wygrała Drużynowe ME w lekkoatletyce. Na zdjęciu Natalia Bukowiecka (fot. PAP)
polecamy

Kto da Polsce piąty medal? Lista pewniaków, ale mamy wielkie braki

| Lekkoatletyka 
Niewykorzystana szansa Bukowieckiej! Polka poza podium
Natalia Bukowiecka (fot. PAP/Adam Warżawa)

Niewykorzystana szansa Bukowieckiej! Polka poza podium

| Lekkoatletyka 
Polskie gwiazdy wystąpią na mityngu w Oslo
Natalia Bukowiecka (fot. PAP)

Polskie gwiazdy wystąpią na mityngu w Oslo

| Lekkoatletyka 
Tak szybko jeszcze nie zaczynała! Świetny czas mistrzyni Europy
Anna Wielgosz (fot. PAP)

Tak szybko jeszcze nie zaczynała! Świetny czas mistrzyni Europy

| Lekkoatletyka 
Zadzwonił telefon. Polka usłyszała: spełnisz największe marzenie
Alicja Sielska (fot. Getty Images)

Zadzwonił telefon. Polka usłyszała: spełnisz największe marzenie

| Lekkoatletyka 
Historyczny sukces Polaka. A on? "Poczekajcie"
Filip Rak znów pokazał wielki potencjał w biegu na 1500 metrów. Był już olimpijczykiem (fot. PAP)
tylko u nas

Historyczny sukces Polaka. A on? "Poczekajcie"

| Lekkoatletyka 
Kiełbasińska w szczerej rozmowie. "Nie byłam team – playerką" [WIDEO]
Anna Kiełbasińska i Tomasz Smokowski (fot. mat. pras.)

Kiełbasińska w szczerej rozmowie. "Nie byłam team – playerką" [WIDEO]

| Lekkoatletyka 
Co za rzut! Włodarczyk wygrała zawody!
Anita Włodarczyk (fot. Getty Images)

Co za rzut! Włodarczyk wygrała zawody!

| Lekkoatletyka 
Rekord Polski pobity! Świetny występ w Rzymie
Filip Rak (fot. Getty)

Rekord Polski pobity! Świetny występ w Rzymie

| Lekkoatletyka 
Polecane
Najnowsze
Raków ogłasza ws. europejskich pucharów. To tam zagra
nowe
Raków ogłasza ws. europejskich pucharów. To tam zagra
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Piłkarze Rakowa Częstochowa (fot. Getty)
Mistrzostwa Polski w skokach jeszcze w... lipcu
Dawid Kubacki (fot. PAP/Grzegorz Momot)
tylko u nas
Mistrzostwa Polski w skokach jeszcze w... lipcu
fot. TVP
Mateusz Leleń
Sportowy wieczór (12.06.2025)
Sportowy wieczór (12.06.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (12.06.2025)
| Sportowy wieczór 
Triumfator Ligi Europy zaprezentował nowego trenera!
Thomas Frank został nowym trenerem Tottenhamu Hotspur (fot. Getty Images)
Triumfator Ligi Europy zaprezentował nowego trenera!
| Piłka nożna / Anglia 
Euro U21: Czechy – Anglia [MECZ]
Czechy – Anglia. Mistrzostwa Europy mężczyzn U-21, Dunajska Streda. Transmisja online na żywo w TVP Sport (12.06.2025)
Euro U21: Czechy – Anglia [MECZ]
| Piłka nożna 
Euro U21: Niemcy – Słowenia [SKRÓT]
fot. Getty
Euro U21: Niemcy – Słowenia [SKRÓT]
| Piłka nożna 
Rekord świata! Mistrz olimpijski znów to zrobił
Karsten Warholm pobił rekord świata na mityngu Diamentowej Ligi w Oslo (fot. Getty Images)
Rekord świata! Mistrz olimpijski znów to zrobił
| Lekkoatletyka 
Do góry