Dla Adama Kownackiego porażka z Robertem Heleniusem była pierwszą w karierze. Droga do wymarzonej walki o tytuł mistrza świata w wadze ciężkiej wydłużyła się, ale "Babyface" wierzy, że wyczekiwany dzień jeszcze nadejdzie. – Przegrałem bitwę, ale nie wojnę – przyznał w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Rafał Mandes, TVPSPORT.PL: – Od porażki z Heleniusem minęło kilkanaście dni. Jak się czujesz?
Adam Kownacki: – Fizycznie jest wszystko ok, ale mentalnie gorzej. Jestem smutny, bo to moja pierwsza porażka, a praktycznie zniknąłem z większości
rankingów. Przed pojedynkiem z Heleniusem byłem wszędzie w czołówce, a teraz spadłem bardzo nisko. Dziwne to jest. Dla mnie to nowa sytuacja i
muszę się jakoś do tego przyzwyczaić.
– Zdaniem bukmacherów i niemal wszystkich ekspertów byłeś zdecydowanym faworytem tej walki. Nikt nie zastanawiał się, czy wygrasz, tylko w której
rundzie. Nie zlekceważyłeś rywala?
– Nie. Wszyscy się czepiają tej mojej wagi, że ważyłem tyle samo co przed walką z Chrisem Arreolą (120 kg, red.), ale przecież wtedy zbijałem
kilogramy w ostatnim tygodniu, a teraz tego nie było. Byłem naprawdę dobrze przygotowany. Wiem, że to slogan, ale w wadze ciężkiej naprawdę jeden
cios może wszystko zmienić i tak było z Heleniusem. Brawa dla niego, bo w końcu o to chodzi w boksie, by tak trafić rywala, by za chwilę go
wykończyć. Po raz pierwszy w karierze byłem podłączony, nie wiedziałem co się dzieje, nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić.
– Ze zdrowiem przed walką wszystko było ok?
– Tak, ale na głowie miałem tysiąc innych małych rzeczy. Spotkania z kibicami, co chwilę jakieś zdjęcia, wywiady i inne medialne zajęcia. To nie są wymówki, to samo życie, ale też lekcja, z której trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski. Do tego mam małego syna, za mną kilka nieprzespanych nocy i to też pewnie miało jakiś wpływ.
– To jakie są te wnioski?
– Na pewno przed kolejną walką ruszę w góry. Kupiłem dom, jest gdzie się zatrzymać i wreszcie będzie obóz z prawdziwego zdarzenia. Kolejny slogan, ale ja naprawdę wrócę silniejszy. Obiecuję!
– Myślałeś nad zmianą trenera?
– Nie. Jak już wspomniałem, byłem dobrze przygotowany, miałem przecież Heleniusa na widelcu, ale tym razem czegoś zabrakło.
– Skoro trener zostaje, to może spróbujesz zmienić styl boksowania?
– Jest wiele rzeczy do poprawy, ale ja kocham tak boksować i tego raczej nie zmienię. Na pewno muszę mocno poprawić defensywę i przede wszystkim pracę nóg. Zostawały mi z tyłu w walce z Heleniusem i tak dalej być nie może. Mój atut to jednak nieustanny atak, duża liczba zadawanych ciosów i tak będzie dalej. Nie ukrywam, że przydałoby się więcej zimnej krwi w moim boksowaniu, bo byłem już blisko wygranej i zamiast na chłodno wykończyć rywala, to rzuciłem się na niego bez ładu i składu.
– Co dalej? Rewanż z Heleniusem?
– To zależy od Heleniusa, ale ja bardzo bym chciał udowodnić w ringu, że jestem od niego lepszy. Wierzę, że do takiej walki dojdzie, pytanie tylko kiedy. Teraz boks i w ogóle cały sport zszedł na dalszy plan. Są ważniejsze sprawy, trzeba uporać się z koronawirusem, a to proste nie będzie.
– Jak sobie radzisz z rodziną w czasach zarazy?
– Jest dziwnie, ale dajemy radę. Kupiliśmy więcej wody i jedzenia, ale sklepy są otwarte więc nie ma dramatu w tej kwestii. Poza sklepami wszystko inne jest z jednak zamknięte, podobnie jak w Polsce jest zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób. Z rodziną unikamy miejsc, gdzie może być więcej ludzi, trzeba się po prostu dostosować i przeczekać ten trudny czas.
– W sklepach czegoś brakuje?
– Na przykład papieru toaletowego, ale słyszałem, że tak jest na całym świecie.
– Gym, w którym trenujesz, też jest zamknięty?
– Tak, ale mam w domu swoją siłownię, bieżnię i rower, więc mam gdzie trenować. Wirus tak naprawdę pokrzyżował nam plany wakacyjne. Mieliśmy wykupiony już wyjazd na Karaiby, ale odwołaliśmy i odpoczniemy w domu. Mam małe dziecko i wizyta na lotnisku do najmądrzejszych by nie należała.
– Chciałbyś na koniec coś powiedzieć swoim kibicom?
– Liczba wiadomości podtrzymująca mnie na duchu po porażce zszokowała mnie. Wielkie dzięki dla wszystkich! Armia Kownackiego jest niesamowita, to dzięki nim jakoś się trzymam po przegranej i dzięki nim wrócę szybciej do siebie. Przegrałem bitwę, ale nie wojnę. Wypadłem z rankingów, ale nazwisko Kownacki ciągle wiele znaczy w wadze ciężkiej i ja to udowodnię!