Formuła 1 cierpi przez koronawirusa jak każdy inny sport. Wyścigi się jednak odbywają... w wirtualnej rzeczywistości. Bierze w nich udział nie tylko jeden z kierowców F1, ale też bramkarz Realu Madryt, który zamierza nakłonić do jazdy kolegów z drużyny.
Kierowcy F1 szybko nie wrócą do akcji. Możliwe, że sezon rozpocznie się dopiero w czerwcu w Kanadzie. Zawsze można się jednak ścigać... wirtualnie. Lando Norris reprezentujący McLarena to jedna z gwiazd, które wzięły udział w komputerowym Grand Prix Australii organizowanym przez Veloce Esports.
Razem z Brytyjczykiem wirtualne kółka w Melbourne wykręcał bramkarz Królewski – Thibaut Courtois. Dobrze bawili się też byli kierowcy F1 Stoffel Vandoorne i Esteban Gutierrez.
Już w niedzielę kolejny taki wyścig. Tym razem w Bahrajnie. Norris już zapowiedział swój udział. Courtois ma nawet nakłonić kolegów z boiska z Realu Madryt, by również dołączyli do gry.
Założyciele platformy nie chcą zarabiać na koronawirusie, ale starają się ludziom dostarczyć jak najwięcej rozrywki. Pierwszy wyścig śledziło 170 tysięcy osób. – W tych okolicznościach rozumiemy, że to nie jest najlepszy czas, żeby się cieszyć. Ale nasza filozofia jest taka, że kiedy wszycy są w dołku, chcemy zrobić dobre show – mówi Jamie Maclaurin, jeden z założycieli Veloce Esports.
To nie pierwszy raz, kiedy kierowcy Formuły 1 ścigają się z kibicami. Nawet Max Verstappen uczestniczył w wirtualnych wyścigach. Część z zawodników F1 nawet chętnie konwersuje z rywalami przez internet.
– Max podchodzi do tego: wszytko albo nic. A w naszej filozofii nie należy brać tego zbyt poważnie. Lando podchodzi do tego w stylu "bawmy się dobrze, integrujmy się z fanami i zobaczmy, co się zdarzy" – opowiada Maclaurin.
Udział w Grand Prix Bahrajnu zapowiedział też znany... golfista Ian Pulter.