22 marca 1992 roku Noriaki Kasai wygrywał swoje pierwsze zawody w Pucharze Świata. Tego samego dnia, tysiąc kilometrów dalej, rozgrywano derby Belgradu. Mecz Crvenej zvezdy z Partizanem miał na lata zapisać się w annałach. Bynajmniej nie przez wydarzenia boiskowe.
Choć piłka nożna dąży do apolityczności, zazwyczaj nie jest w stanie uwolnić się od niechcianych koneksji. Stadiony są idealnym miejscem do agitacji bądź kontrmanifestacji. Przekaz płynący z ust tysięcy ludzi zgromadzonych na małej przestrzeni przynosi efekt. Tak było i tym razem.
22 marca 1992 roku Crvena zvezda podejmowała na słynnej "Marakanie" Partizan. Derby Belgradu przyciągnęły na stadion sześćdziesiąt tysięcy kibiców. Atmosfera była gorąca od samego początku. Trybuny kołysały się wraz z podskakującymi fanami.
Gospodarze lżyli gości, którzy odpowiadali z nie mniejszą determinacją. Agresja wylewała się nie tylko z ust kibiców. W ruch szły również ręce, miotające w rywali czym popadnie.
Co logiczne, w gorszej sytuacji byli goście. Będący w mniejszości fani Partizana, nie mogąc przekrzyczeć licznej grupy kibiców Crvenej, wysłuchiwali obelg na swój temat. Nie działo się więc nic wyjątkowego. Derby toczyły się swoim rytmem.
Arkan
Symbolicznym momentem, dającym początek wojnie chorawcko-serbskiej był mecz piłki nożnej. W 1990 roku Crvena zvezda przyjechała na stadion Maksimir w Zagrzebiu by zmierzyć się z miejscowym Dinamem. Spotkanie odbyło się niedługo po pierwszych wielopartyjnych wyborach, w których zwyciężyła partia dążąca do niepodległości Chorwacji.
Jej program nie podobał się Serbom, którzy byli wcześniej wiodącą siłą w jugosłowiańskim parlamencie. Niezadowolenie wykazywali również kibice piłkarscy, charakteryzujący się nacjonalistycznymi poglądami.
Prezydent Serbii, Slobodan Milosević, zdając sobie sprawę z siły grup kibicowskich, postanowił ukierunkować ich działania. W roli lidera Delije – kibiców Crvenej – obsadził Zelijko Raznatovicia, znanego później jako "Arkan". Zaufany kryminalista miał przekształcić serbski futbol w polityczną machinę. Crvena zvezda miała stać się dla Milosevicia tym, czym Real Madryt był dla generała Franco.
Raznatović rządził klubem. Zarządzał sprzedażą biletów, organizował wyjazdy, a także zastraszał ligowych oficjeli. Z czasem zaczął rekrutować i organizować grupy nacjonalistów, które przekształcał w paramilitarne bojówki – "Tygrysy Arkana".
Na mecz do Zagrzebia wybrał się wraz z trzema tysiącami kibiców. Pod jego przewodnictwem Delije rozpoczęli natarcie. Na trybunach wybuchła wojna. Fani gospodarzy, Bad Blue Boys, odpowiadali pięknym za nadobne. Gracz Dinama, Zvonimir Boban, kopnął policjanta, próbującego powstrzymać jednego z kibiców. W Chorwacji został bohaterem. W Jugosławii był spalony. Walka toczyła się przez blisko godzinę, czego efektem było podpalenie stadionu.
Cisza
Trybuny "Marakany" ucichły. Najpierw zamarł sektor Crvenej zvezdy. Sytuację szybko zrozumieli również fani Partizana.
Na stadionie pojawiła się grupa "Tygrysów Arkana". Bojownicy, w pełnym rynsztunku, zajęli pozycje na północnym sektorze. Było ich około dwudziestu. Wszyscy trzymali w rękach znaki drogowe.
Na każdym z nich można było przeczytać nazwy chorwackich miejscowości, które zostały podbite przez serbską armię. Największe wrażenie robiły tabliczki nawiązujące do krwawej bitwy w Vukovarze. "20 kilometrów do Vukovaru", "10 kilometrów do Vukovaru", "Witamy w Vukovarze". Trybuny zastygły, by po chwili wybuchnąć entuzjazmem. Na stadionie pojawił się sam "Arkan".
– Przypominając sobie tamten mecz, wiem, że jego wynik nie miał żadnego znaczenia – powiedział Igor Todorović, serbski komentator piłkarski. – Byłem wówczas na stadionie. To było niesamowite uczucie. Kibice znienawidzonych zespołów wspólnie świętowały. Obie grupy nie zrobiły tego nigdy wcześniej. Wydaje mi się, że później też nie – dodał.
Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Piłkarze obu drużyn, poruszeni sytuacją na trybunach, nie mogli skoncentrować się na wydarzeniach boiskowych. – Graczy Crvenej zvezdy bardziej interesowało to, co "Arkan" robi w swojej loży, niż co piłkarze Partizana robią na placu – mówił Todorović. – Byliśmy zjednoczeni w nacjonalizmie i wspólnej nienawiści do Chorwatów. To był pokaz siły stadionów. Kibice piłkarscy zmieniali świat – dodał.
"Arkan" triumfował. Lider "Tygrysów" wyszedł z loży, ukazując się tysiącom kibiców. Liczył na głośny aplauz. Taki też otrzymał. Derby z 1992 na zawsze zapisały się w annałach światowego futbolu. Były pokazem ogromnej siły stadionowych chuliganów, którzy wpłynęli na przebieg krwawej wojny w Jugosławii.