Przejdź do pełnej wersji artykułu

Daria Pikulik: boję się, że po przerwie poziom pójdzie… znacznie w górę

/ Laura Kenny, Daria Pikulik (fot. Getty Images) Laura Kenny, Daria Pikulik (fot. Getty Images)

Przełożenie o rok igrzysk olimpijskich w Tokio to dla niektórych szansa, dla innych - zagrożenie. – Obawiam się, bo przez epidemię system antydopingowy został sparaliżowany. Podczas kwarantanny nie mają jak kontrolować – mówi Daria Pikulik, polska kolarka torowa, w rozmowie z TVPSPORT.PL.

Czytaj też:

Danuta Dmowska-Andrzejuk (fot. PAP/Rafał Guz)

Minister sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk: mam nadzieję, że to uspokoi sportowców

Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL – Zaskoczyła cię informacja o przełożeniu igrzysk?
Daria Pikulik – Byłam przygotowana na to, że może tak być. Wcześniej rozmawiałam z trenerem i już on mówił mi, że wątpi, żeby igrzyska odbyły się w planowanym terminie. Uważam, że to jak najbardziej słuszna decyzja.

– Jakie masz na to spojrzenie z perspektywy kolarki? Wasza dyscyplina jako jedna z niewielu zamknęła już kwalifikacje.
– Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy. Niby mamy awans, ale do igrzysk został ponad rok. Mam nadzieję, że przypadkiem nie będą czegoś zmieniać w tym systemie. Bo przecież przed igrzyskami będziemy mieli jeszcze kilka startów.

– Myślę, że o wywalczone kwalifikacje nie ma co się martwić. Problemem może być chyba za to odpowiednie przygotowanie. Sezon już wywrócił się do góry nogami?
– Na pewno dużo rzeczy się pozmienia. Szczególnie, że na dobrą sprawę nie wiemy nawet jak ten sezon będzie wyglądał. Jeszcze niedawno myślałam, że rozpocznie się w maju. Teraz już wiem, że tak nie będzie. Liczę na to, że może w czerwcu się uda i będziemy w końcu się ścigać. Szczerze mówiąc takie trenowanie po nic, to najgorsze co może być. Jeśli ma się jakikolwiek cel – nawet jakiś mały wyścig – to zupełnie co innego. Bo teraz tak naprawdę nie wiemy nic. Nie mamy celu, co powoduje, że motywacja jest średnia. Mi pomaga to, że jak trenuję, to mogę jeść. To jest pozytyw (śmiech).

– Jak to u was wygląda z treningami? W czasach epidemii trudno uprawiać kolarstwo?
– Od jutra będzie można wychodzić tylko do apteki, sklepu spożywczego i pracy. Amatorzy nie będą mogli na pewno jeździć na rowerze, ale czy to dotyczy też mnie? Dla mnie to właśnie praca. Nie idę na rower dla przyjemności, tylko po to, żeby zarabiać na życie. Więc będę chciała kontynuować treningi. Wiadomo – będę przestrzegać wszelkich zasad dotyczących bezpieczeństwa. Gdy jadę jestem sama, nie zatrzymuję się na stacji, czy w sklepie. Jedzenie będę brała z domu. Jeździć będę po lesie lub w miejscach, gdzie jest pusto. I będę wyjeżdżać tak długo, dopóki nie każą mi zostać w środku.

– Masz w razie czego jakiś rower stacjonarny?
– Mamy dwa trenażery w klubie. Udało mi się ogarnąć też sztangę i ciężary – mam taką małą siłownię. Więc cóż – jeśli będę zmuszona, będę siadać na trenażer z siostrą i trenować z nią.

Daria Pikulik (fot. Getty Images) Daria Pikulik (fot. Getty Images)

– A propos sprzętu – tor w Pruszkowie miał iść "pod młotek" i zdaje się, że w powodu pandemii data licytacji została odroczona.
– Teraz i tak tor jest zamknięty – jak wszystko. Ale nadal mam nadzieję, że sprawa z nim jakoś się poukłada. Spędzam tam bardzo dużo czasu, a i tak mniej niż sprinterki i sprinterzy. To by była katastrofa, jakby zamknęli ten obiekt. Czujemy się tam jak w drugim domu.

– Wracając do kwestii igrzysk – postrzegasz ten rok przesunięcia jako szansę? Jesteś młodą zawodniczką, sukcesy zaczynają się pojawiać. Dostałaś dodatkowy czas na doszlifowanie formy.
– Po mistrzostwach świata miałam wysoki poziom motywacji. Chciałam od razu pójść za ciosem. Zrobiłam bardzo krótką przerwę – jakieś 7-8 dni – i wróciłam do treningów. Wydaje mi się, że mimo wszystko lepiej byłoby, jakby igrzyska były od razu. Byłam zmotywowana, wiedziałam, że idę w dobrym kierunku. A teraz… mam pewne obawy.

– Więc ten rok to bardziej zagrożenie niż szansa?
– Po pierwsze – obawiam się, bo przez epidemię system antydopingowy został sparaliżowany. Podczas kwarantanny nie mają jak kontrolować. A wszyscy wiemy, że kolarstwo to nie jest czysty sport. Boję się, że po tej przerwie poziom nagle pójdzie mocno do góry, bo nie będzie systematycznych kontroli. Po drugie – dojdzie do zachwiania równowagi, jeśli w kilku państwach zawodnicy nie będą mogli wychodzić. Na trenażerze nie jest się w stanie zrobić wszystkiego.

– Szczerze mówiąc nie myślałem o tym pod tym względem, że ktoś może wykorzystać ten czas braku kontroli i zagrać nieczysto.
– Jasne, nie ma co osądzać kogokolwiek. Główna zasada, która powinna obowiązywać wszystkich sportowców, to podejście fair. Ale wiadomo, że nie każdy stosuje się do zasad. Pandemia ogranicza możliwość kontroli, co tworzy pole na nieczyste działania. Na pewno ktoś wpadnie na ten pomysł, żeby wykorzystać brak kontroli.

Kolarstwo to sport, w którym te kontrole są potrzebne. Ja od początku roku miałam ich już pięć – na każdym zgrupowaniu, na każdym wyjeździe możemy się tego spodziewać. Teraz tego nie będzie. Trzeba wierzyć, że wszyscy będą fair, ale powstała niebezpieczna furtka.

Źródło: tvpsport.pl
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także